Rosjanie ściągają posiłki. Ich uderzenie może zachwiać sytuacją na froncie
Minęły dwa lata od rozpoczęcia pełnoskalowej inwazji Rosji na Ukrainę. Z każdym miesiącem wojska okopują się coraz bardziej. To się może wkrótce zmienić. Amerykański Instytut Studiów nad Wojną informuje, że na kilku odcinkach Rosjanie ściągnęli znaczne rezerwy. To oznacza jedno: zaatakują.
Na wschodzie bez zmian. Parafraza tytułu powieści Ericha Marii Remarque'a dobrze oddaje, co dzieje się w Ukrainie. Front zamarł mniej więcej na linii ustalonej jesienią 2022 r., a wojska walczących stron nie przesuwają się więcej niż 10 km w pozycje wroga. Sytuacja przypomina więc tę z przełomu 1915 i 1916 r. na zachodnim froncie Wielkiej Wojny, gdy wojska schowały się za liniami umocnień.
Całkowita linia frontu wynosi ponad 3,7 tys. km, a aktywne działania wojenne toczą się na długości ponad 1,5 tys. km (dla porównania Polska granica z obwodem królewieckim wynosi 232 km). Tej linii broni ok. 600 tys. żołnierzy, z czego jedna trzecia jest bezpośrednio zaangażowana w walkę. Podobnymi siłami dysponują Rosjanie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zaporoże
W trakcie operacji pod Awdijiwką Rosjanie przegrupowali część oddziałów walczących na Zaporożu. Ukraińcy wykorzystali tę sytuację i umocnili przyczółek na lewym brzegu Dniepru pod Krynkami. Ugrupowanie wydzielone z Grupy Operacyjnej Odessa jest jednak w trudnej sytuacji. Powodem jest to, że Ukraińcy nie mają odpowiednich środków, aby dostarczać zaopatrzenie walczącej tam piechocie morskiej. Na razie wykorzystują do tego bezzałogowce, które mają jednak zbyt mały udźwig, aby zapewnić odpowiednią skalę dostaw.
Rosjanie niezbyt się spieszą z likwidowaniem niewielkiego przyczółka. Co prawda w jego blokowanie są zaangażowane trzy brygady, ale nie działają aktywnie, ograniczając się jedynie do ostrzału artyleryjskiego. Większość sił w tym rejonie zaangażowano bardziej na zachód na kierunku tokmackim i bilmackim.
Pod Robotyne i Wełyką Nowosiłką Rosjanie starają się odzyskać utracone pozycje i zlikwidować "wybrzuszenia", które ukraińska armia zrobiła jeszcze latem ubiegłego roku. Ukraińcy okopali się i umocnili, skupiając się jedynie na obronie zdobytych pozycji.
Donbas
Znacznie bardziej dynamiczna jest sytuacja w Donbasie. Nadal toczą się tam ciężkie walki w okolicach Awdijiwki, a Rosjanie starają się poprawić swoje pozycje. Walki toczą się o Łaskoczkine, leżące na zachód od miasta. Każdego dnia Rosjanie przeprowadzają około dziesięciu szturmów. Na razie bez większych postępów, ale zapewne w końcu Ukraińcy wycofają się na lepiej umocnione pozycje, leżące kilka kilometrów na północny-zachód od obecnej linii styku oddziałów obydwu stron.
Nieco w cieniu bitwy o Awdijiwkę pozostały walki o Marjinkę, którą ostatecznie Rosjanie również zdobyli. Pod względem operacyjnym utrata tej miejscowości jest znacznie poważniejszym ciosem niż przegrana pod Awdijiwką. Może to ostatecznie zmusić Ukraińców do skrócenia linii frontu pomiędzy Wełyką Nowosiłką a Marjinką, aby skuteczniej bronić skrzydła.
Może to stać się koniecznością po utracie Nowomychajliwki i Antoniwki, o które teraz toczą się walki. Pozwoli to na wyjście na skrzydło oddziałów broniących Wuhłedaru, który Rosjanie próbują zdobyć od ponad roku.
Obie strony ściągnęły w ten rejon posiłki, więc zapewne walki w tym rejonie utrzymają wysoką intensywność.
Na pozostałych odcinkach frontu jest względny spokój. Rosjanie regularnie ostrzeliwują przyfrontowe miasta i miejscowości w obwodzie sumskim i czernihowskim tuż przy granicy z Federacją.
Ukraińcom udało się za to ustabilizować sytuację pod Słowiańskiem, gdzie Rosjanie próbowali kilkukrotnych uderzeń. Jest to jednak prawdopodobnie cisza przed większą rosyjską operacją.
Koncentracja
Amerykański Instytut Studiów nad Wojną poinformował, że Rosjanie mają obecnie w rezerwie - tuż na zapleczu frontu - 17 pułków, 16 batalionów i dwa oddziały taktyczne "szczebla pułkowo-batalionowego". W sumie zgromadzili 60-62 tys. żołnierzy, z których większość stanowią ci zmobilizowani w ostatnich miesiącach. Analitycy szacują jednak, że jedynie ok. 20 tys. żołnierzy rezerwy zostało wyposażonych w broń.
Większość oddziałów pierwszoliniowych Rosjanie zgromadzili w strefie operacyjnej Południowego Zgrupowania Sił, którego oddziały walczą pod Wuhłedarem, Awdijiwką, Bachmutem. W sumie ponad 70 tys. żołnierzy.
Co zwróciło uwagę analityków, to skoncentrowanie dużych oddziałów - liczących ok. 60 tys. ludzi - w Zachodnim Zgrupowaniu Sił, które walczy na Charkowszczyźnie wzdłuż linii Kupiańsk-Swatowe.
Najmniejsza jest Grupa Sił Dniepr, która znajduje się na Zaporożu. Może to dać pewien obraz tego, gdzie Rosjanie mogą uderzyć w następnych tygodniach.
Za mało sił?
Największe korzyści przyniosłoby uderzenie na Kupiańsk, który jest ważnym węzłem komunikacyjnym. W Kupiańsku znajduje się duży węzeł kolejowy łączący linie prowadzące do Charkowa i Biełgorodu, którym transportowana jest broń, a także pojazdy pancerne remontowane i naprawiane w charkowskich zakładach im. Małyszewa.
Ponowne zdobycie go przez Rosjan spowodowałoby znaczne utrudnienia w zaopatrzeniu oddziałów walczących pod Iziumem i dalej na południe, w okolicach Słowiańska i Kramatorska.
Byłoby to logicznym krokiem. Rosjanie mogliby w ten sposób wyizolować część teatru działań pod Słowiańskiem i Kramatorskiem, aby później uderzyć na te miasta. Warunkiem jest posiadanie odpowiednio dużych sił i zapasów, aby przeprowadzić tak dużą operację. Wygląda na to, że takich nie posiadają, więc jeśli już zdecydują się uderzyć na tym odcinku, będzie to prawdopodobnie uderzenie wyłącznie na Słowiańsk.
Teraz toczą się walki o wyrównanie linii frontu, co może oznaczać przygotowanie do szerszej ofensywy. Jednak - z uwagi na rozwój sytuacji w Donbasie - Rosjanie raczej rzucą tam siły, aby pójść za ciosem.
Połączony system
Awdijiwka i Marjinka stanowiły element połączonego systemu umocnień. Utrata obu pozycji w ciągu dwóch dni sprawiła Ukraińcom poważne problemy, a kolejne uderzenia mogą postawić ich przed koniecznością obrony Wuhłedaru przed okrążeniem. Utrata tej miejscowości z kolei zmusi Ukraińców do wycofania się na linię Wełyka Nowosiłka – Kurachowe – Karliwka.
Taki krok z kolei utrudniłby żołnierzom ukraińskiej piechoty morskiej atak w kierunku Bilmaku i groził odcięciem dróg zaopatrzeniowych z Prosiany i dalej Pawłohradu, gdzie znajdują się warsztaty remontowe.
Dlatego Rosjanie, mając spore siły w tej okolicy, zapewne uderzą przez Nowomychajliwkę i Antoniwkę na Wuhłedar. Jest to w zasięgu możliwości, jakimi dysponują Rosjanie. O miasto ponownie walczy 155. Brygada Piechoty Morskiej z Władywostoku, która po odtworzeniu wróciła na front.
Zdobycie Wuhłedaru byłoby kolejnym krokiem do zrealizowania zapowiedzi Władimira Putina, że celem rosyjskiej armii jest "wyzwolenie" obwodu donieckiego i ługańskiego. Może to być o tyle łatwiejsze, że Ukraińcy ponownie stoją pod ścianą.
Wszędzie braki
Od pierwszych dni wojny eksperci jak mantrę powtarzają, że Ukraińcom brakuje amunicji artyleryjskiej. Teraz, kiedy wojna stała się pozycyjną, te braki są jeszcze bardziej widoczne. Według ISW Ukraińcy miesięcznie potrzebują 200 tys. pocisków artyleryjskich kalibru 155 mm. Teraz ze względu na ograniczenia zużycie wynosi przeciętnie 60 tys. pocisków miesięcznie. W styczniu gen. bryg. Ołeksandr Tarnawski, dowódca zgrupowania Tawria, które walczy na Zaporożu, mówi wprost, że jego oddziały musiały ograniczyć działania ze względu na braki amunicji.
Unia Europejska obiecała, że jest w stanie dostarczać średnio 75 tys. pocisków miesięcznie. Amerykanie powoli zwiększają produkcję amunicji, ale do końca roku średnia miesięczna produkcja ma wynieść 65 tys. pocisków. To stanowczo za mało, aby Ukraińcy mogli ruszyć do odzyskiwania terenów. Ledwie może wystarczyć, aby obronić obecne pozycje.
Kolejny problem ukraińskie władze same sobie zgotowały, unikając decyzji o mobilizacji rezerwistów. Ekipa prezydenta Zełenskiego bardzo się przed tym opiera, bojąc się spadku poparcia wśród społeczeństwa. Spada ono jednak coraz bardziej w armii, której żołnierze mają politykom za złe, że zapomnieli o ludziach walczących od dwóch lat.
Ukraińcy wyczerpali już możliwości wcielania ochotników. Bez kolejnej fali mobilizacji front może znaleźć się w bardzo trudnej sytuacji. Średnia wieku żołnierzy na froncie wynosi 40 lat. Walczący są przemęczeni, coraz częściej dają o sobie znać problemy ze zdrowiem. Straty niebojowe są dość znaczne.
Jeśli politycy w Kijowie nie podejmą radykalnych kroków, Rosjanie przejmą inicjatywę na dłużej. Na Kremlu nie przejmują się skalą strat, a rosyjski przemysł coraz szybciej przechodzi na tryb wojenny.
Panuje narracja, że wszelkie trudności należy przezwyciężyć, aby uratować ojczyznę przed zachodnią agresją. Rosjanie karmieni kremlowską propagandą są gotowi na wiele poświęceń.
Sławek Zagórski dla Wirtualnej Polski