Robert Winnicki bagatelizuje palenie kukły Żyda na manifestacji we Wrocławiu
- Demonstracja była przeciwko polityce Unii Europejskiej. Jeśli ktoś chciał spalić kukłę, to mógł palić kukłę Schulza lub Junckera - tak Robert Winnicki w Radiu ZET skomentował spalenie kukły Żyda w czasie demonstracji na wrocławskim rynku. Przebiegiem antyimigranckiej demonstracji, która odbyła się w środę wieczorem, zajmie się prokuratura.
Polityk Ruchu Narodowego, który do Sejmu dostał się z list Pawła Kukiza, bagatelizował wydarzenie. - Pojawił się jakiś dziwny człowiek z kukłą i ją spalił. On kręcił się wokół Stonogi, wokół Kukiza, wokół najróżniejszych osób. To taki człowiek, który wszędzie robi zadymę - mówił Winnicki o Rybaku.
Jego zdaniem spalenie kukły to "głupota, no skrajna głupota jakaś". - To czyn, który daje "Gazecie Wyborczej" paliwo na następne dziesięć lat - dodał. A potem rzucił: - To była demonstracja przeciwko polityce Unii Europejskiej. Jak ktoś chciał palić kukłę, to mógł spalić kukłę Schulza lub Juncekra - i zaczął śmiać się z własnego żartu. Tłumaczył, że mówił "pół żartem, pół serio". Martin Schulz jest przewodniczącym Parlamentu Europejskiego, a Jean-Claude Juncker szefem Komisji Europejskiej.
Monika Olejnik zaprotestowała. - Nie ma co żartować, bo to są sytuacje, które prowadzą do tego, że bici są ludzie o innym kolorze skóry - powiedziała prowadząca "7 Dzień Tygodnia".
Sprawą zajmie się prokuratura
Tymczasem do prokuratury we Wrocławiu wpłynęło doniesienie w sprawie manifestacji. Złożył je prezydent Wrocławia Rafał Dutkiewicz. Wrocławski magistrat przekazał policji nagranie z miejskiego monitoringu, który zarejestrował przebieg manifestacji.
- Proszę o zwrócenie szczególnej uwagi na fragment nagrania, pokazujący spalenie kukły ludzkiej postaci. Prawdopodobnie, podczas palenia słychać było okrzyki "palimy kukłę Żyda". Proszę o ocenę prawną tej sytuacji - napisał w doniesieniu do prokuratury Dutkiewicz.
Prokuratura, po zapoznaniu się z zapisem monitoringu, wszczęła śledztwo z artykułu 257 kk. Chodzi o publiczne znieważenie grupy ludności lub poszczególnej osoby z powodu jej przynależności narodowej, etnicznej, rasowej czy wyznaniowej. Za takie przestępstwo grozi do trzech lat więzienia.
"We Wrocławiu nie ma miejsca na tego typu postawy"
W manifestacji przeciwko imigrantom, która odbyła się w środę wieczorem na wrocławskim Rynku, wzięło udział kilkadziesiąt osób. Byli to przede wszystkim sympatycy Obozu Narodowo-Radykalnego.
Dutkiewicz w tej sprawie wydał również oświadczenie, w którym podkreślił, że w manifestacji brała udział kilkudziesięcioosobowa grupa "ksenofobów i nacjonalistów".
- Jednoznacznie i, najbardziej jak to możliwe, przeciwstawiam się tego typu wystąpieniom. Jeszcze raz oświadczam: we Wrocławiu nie ma miejsca na tego typu postawy! Jesteśmy miastem kardynała Bolesława Kominka, jesteśmy miastem, którego Honorowym Obywatelem jest Dalajlama, miastem tysięcy studentów ze wszystkich kontynentów - podkreślił.
- Będziemy z całą determinacją bronić wartości, którym pozostajemy wierni: otwartości, tolerancji, różnorodności kultury. Żadne, nawet tak tragiczne wydarzenia jak te, z którymi mieliśmy do czynienia w Paryżu, nie usprawiedliwiają rasizmu i ksenofobii - podkreślił prezydent Wrocławia.
Dutkiewicz - jak napisał - ubolewa nad tym, że "prawo do zgromadzeń nie daje wystarczającej możliwości do skutecznego przeciwstawiania się tego typu zjawiskom".
Trzy przestępstwa
Zdaniem karnistki z Uniwersytetu SWPS dr hab. Teresy Gardockiej osoby uczestniczące w zgromadzeniu popełniły trzy przestępstwa. - Po pierwsze: zorganizowały zbiegowisko, w którym udział jest zakazany ze względu na to, że jego uczestnicy wspólnie popełniają przestępstwo. Po drugie: podczas zgromadzenia nawoływano do nienawiści na tle rasowym, etnicznym i zachęcano do popełniania przestępstw na tym tle. Po trzecie: znieważano osoby rasowo obce. Dodatkowo samo spalenie flagi unijnej jest też przestępstwem - powiedziała dr Gardocka.
Podkreśliła, że prawo jest w tej sytuacji jednoznaczne: policja powinna interweniować. - Nie zrobiła tego bądź ze względu na to, że po prostu nie zdążyła się zorganizować wobec tego zajścia, bądź ze względu na sytuację jaka jest w kraju. Sytuacja w kraju się zmieniała i w tej chwili jest bardzo trudno ocenić, jakie zachowania są pochwalane, a jakie pochwalane nie są. Policja podejmuje interwencję dopiero wtedy, kiedy ktoś kogoś zabije - powiedziała rozmówczyni (czytaj więcej).