Eksperci: służby nie radzą sobie podczas zgromadzeń publicznych
Polskie służby odpowiedzialne za bezpieczeństwo nie radzą sobie z reagowaniem podczas zgromadzeń publicznych - podkreślają eksperci: socjolog i karnistka, komentując m.in. antyimigrancką manifestację z Wrocławia, na której spalono kukłę symbolizująca Żyda.
W manifestacji przeciwko imigrantom, która odbyła się w środę wieczorem na wrocławskim Rynku, wzięło udział kilkadziesiąt osób. Byli to przede wszystkim sympatycy Obozu Narodowo-Radykalnego. Podczas manifestacji spalono kukłę symbolizującą Żyda oraz flagę UE. Po zapoznaniu się z zapisem monitoringu śledztwo z artykułu 257 kk. wszczęła prokuratura. Chodzi o publiczne znieważenie grupy ludności lub poszczególnej osoby z powodu jej przynależności narodowej, etnicznej, rasowej czy wyznaniowej. Za takie przestępstwo grozi do trzech lat więzienia. Doniesienie do prokuratury w sprawie manifestacji złożył prezydent Wrocławia Rafał Dutkiewicz, jak również przedstawiciele Partii Razem oraz poseł Nowoczesnej, dyrektor wrocławskiego Teatru Polskiego, Krzysztof Mieszkowski.
Zdaniem karnistki z Uniwersytetu SWPS dr hab. Teresy Gardockiej osoby uczestniczące w zgromadzeniu popełniły trzy przestępstwa. - Po pierwsze: zorganizowały zbiegowisko, w którym udział jest zakazany ze względu na to, że jego uczestnicy wspólnie popełniają przestępstwo. Po drugie: podczas zgromadzenia nawoływano do nienawiści na tle rasowym, etnicznym i zachęcano do popełniania przestępstw na tym tle. Po trzecie: znieważano osoby rasowo obce. Dodatkowo samo spalenie flagi unijnej jest też przestępstwem - powiedziała dr Gardocka.
Podkreśliła, że prawo jest w tej sytuacji jednoznaczne: policja powinna interweniować. - Nie zrobiła tego bądź ze względu na to, że po prostu nie zdążyła się zorganizować wobec tego zajścia, bądź ze względu na sytuację jaka jest w kraju. Sytuacja w kraju się zmieniała i w tej chwili jest bardzo trudno ocenić, jakie zachowania są pochwalane, a jakie pochwalane nie są. Policja podejmuje interwencję dopiero wtedy, kiedy ktoś kogoś zabije - powiedziała rozmówczyni PAP.
Zdaniem dr Gardockiej prawa nie da się już zaostrzyć, bo policja ma już dość jasne przesłanki, kiedy powinna podjąć interwencję, a kiedy nie. - Jednak ludzie są tylko ludźmi, w związku z tym policja, jeśli może odczekać, to odczekuje, i nie podejmuje interwencji, chociaż powinna. Można powiedzieć, że ten kto miał obowiązek i odpowiadał za porządek w tej części miasta, powinien być pociągnięty do odpowiedzialności dyscyplinarnej - dodała.
"Mieliśmy do czynienia z paraliżem"
Socjolog dr Łukasz Jurczyszyn z Akademii Humanistycznej w Pułtusku i z zespołu badawczego CADIS (EHESS/CNRS) w Paryżu ocenił, że we Wrocławiu mieliśmy do czynienia z paraliżem policji i władz miejskich. - Służby nie bardzo wiedzą, w którym momencie interweniować, bo przyzwyczaiły się raczej do tego, by wszystko nagrywać do późniejszej analizy. Dopiero znając opinię specjalistów są gotowe, by pociągać do odpowiedzialności konkretne osoby" - powiedział.
Jego zdaniem wyraźna reakcja policji oznaczałaby jednak ryzyko polityczne. - Nacjonaliści w pewnym sensie na to czekają i filmują przypadki użycia siły przez policję. Przy stanowczej reakcji policji nagrania krążyłyby później w internecie, a nacjonaliści prezentowaliby się jako męczennicy - powiedział dr Jurczyszyn, który zajmuje się radykalnymi ruchami społecznymi.
Przypomniał, że władze miasta mogą się nie zgodzić na organizację zgromadzenia publicznego, jeśli może być ono niezgodne z prawem. - Organizatorzy zgromadzeń, często skrajnie prawicowi, łatwo to jednak obchodzą. W prośbie o zgodę nie sygnalizują dokładnie, co się będzie działo. W ramach Marszu Niepodległości deklarują np., że będą dbać o bezpieczeństwo i promować patriotyzm, ale później nie są w stanie kontrolować wszystkiego, co się dzieje - nawet, jeśli łamane jest prawo - powiedział.
Według dr. Jurczyszyna policja i władze miejskie często nie rozumieją też procesów zachodzących w polskim społeczeństwie, np. wzrostu tendencji nacjonalistycznych. - W Polsce coraz częściej organizuje się masowe zgromadzenia z nutą ksenofobiczną, rasistowską, czy antyimigrancką - zauważył.
Będzie jeszcze gorzej?
Rozmówcy PAP uważają, że możemy oczekiwać coraz silniejszej aktywizacji środowisk antyuchodźczych.
- Mamy ten problem w całej Europie, nie tylko w Polsce, a będzie jeszcze gorzej. Myślę, że podobne sytuacje mogą się powtarzać, bo ugrupowania młodych narodowców - choć działały zawsze - to teraz urosły w siłę, uważając, że ich działania będą pochwalane - zaznaczyła dr hab. Gardocka.
- Te środowiska ośmielają się na działania, które coraz bardziej podpadają pod trzy artykuły kodeksu karnego (chodzi o przepisy dotyczące stosowania przemocy na tle rasistowskim, propagowanie ustroju faszystowskiego i nawoływanie do nienawiści na tle rasowej, publiczne znieważanie na tle rasistowskim). Sprawdzają, na ile mogą sobie pozwolić w próbach wyznaczania wrogów ideologicznych. Wśród "wrogów" wymienia się nie tylko "Żydów", ale też coraz częściej "lewactwo" czy "liberałów". Ten dyskurs przenosi się nawet do parlamentu - ocenił dr Jurczyszyn.