ŚwiatRewolucja francuska przerwana w połowie. Europa odetchnęła, radości na Kremlu nie będzie [KOMENTARZ]

Rewolucja francuska przerwana w połowie. Europa odetchnęła, radości na Kremlu nie będzie [KOMENTARZ]

Suspens trwał długo, ale na końcu nie było niespodzianki. Emmanuel Macron przez kolejne pięć lat będzie gospodarzem Pałacu Elizejskiego. Wygrał nawet z wyraźną przewagą, bo jeszcze dwa tygodnie temu o 58 proc. poparcia mógł jedynie pomarzyć. Ale niedzielne wybory pokazały, że czeka go trudna kadencja. Dużo trudniejsza niż pierwsza.

Emmanuel Macron wygrywa wybory po raz drugi, co we Francji nie udawało się nikomu od 20 lat
Emmanuel Macron wygrywa wybory po raz drugi, co we Francji nie udawało się nikomu od 20 lat
Źródło zdjęć: © PAP | PAP/EPA/CHRISTOPHE PETIT TESSON

24.04.2022 | aktual.: 25.04.2022 00:04

Macron może odetchnąć, a razem z nim ta część Europy, która widziała w Marine Le Pen realne zagrożenie. Czyli zdecydowana większość. Do kolejnej rewolucji francuskiej nie dojdzie, choć przez moment mogło się wydawać, że zmiana rzeczywiście jest prawdopodobna. Prezydent za bardzo uwierzył, że ma bezpieczną przewagę i przed I turą praktycznie nie prowadził kampanii.

W tym czasie nie tylko Le Pen spokojnie zbierała kolejne punkty. Na podatny grunt, szczególnie wśród młodych, padły też propozycje Jeana-Luca Melenchona. Wielokrotnie w ostatnich dniach spotkaliśmy się w Paryżu i na prowincji z opiniami, że gdyby Macron trafił w II turze na lidera Francji Niepokornej, przeprawa byłaby znacznie trudniejsza.

Macron wygrał, bo zdołał w ostatniej chwili powstrzymać wzrastające notowania Le Pen. Pojechał wreszcie w teren, zaczął puszczać oko do kluczowego elektoratu lewicy. Wysyłał proekologiczne sygnały, starał się za wszelką cenę odkleić łatkę "prezydenta bogatych", z lubością przypinaną mu przez kontrkandydatkę.

W tym niewątpliwie pomogła mu też debata prezydencka na cztery dni przed decydującym głosowaniem. Macron potwierdził w niej wszystkie swoje cechy, lepsze i gorsze: dobre przygotowanie, ale też swego rodzaju arogancję, która wielu Francuzów mogła irytować. Klucz jest jednak gdzie indziej - to Le Pen miała ostatnią szansę, aby odwrócić tendencję, czyli wyraźnie wyhamowujące wzrosty w sondażach. Defensywne nastawienie, na które musiała wpłynąć trauma po takiej samej debacie przed pięcioma laty – wyraźnie przegranej przez liderkę Zjednoczenia Narodowego – okazało się rozwiązaniem nieskutecznym.

Europa odetchnęła z ulgą

Dla Europy to dobra informacja. Le Pen taktycznie złagodziła przekaz, starając się poszerzyć spektrum głosów, ale jej wizja Francji byłaby niewątpliwie wstrząsem dla Unii Europejskiej, NATO i kluczowych relacji międzynarodowych. Szczególnie z Rosją Putina. W obecnej sytuacji to więcej niż ważne, wręcz fundamentalne. Bo za kandydatką skrajnej prawicy nie tylko ciągnęła się pożyczka w rosyjskim banku, ale także chęć zbliżenia NATO z Rosją. Do tego oczywiście i na szczęście nie dojdzie.

W trudnej sytuacji międzynarodowej kolejna rewolucja mogłaby okazać się zabójcza dla w miarę jednolitego frontu zachodniego, który dotychczas wykazywał spójność wobec rosyjskiego agresora.

Polityka Macrona wobec Putina też jednak budziła wiele wątpliwości i widać już pierwsze elementy jej korekty. Francuski prezydent był przez długi czas najczęstszym bezpośrednim rozmówcą z Kremlem. Tłumaczył, że powinien utrzymywać dialog, na co nakładało się tradycyjne francuskie przekonanie o sile dyplomacji. W tym wypadku naiwne, bo gospodarz Pałacu Elizejskiego niczego nie wskórał w negocjacjach z Putinem.

Bo ujawnieniu masakry w Buczy Macron zapowiedział, że to czerwona linia i telefony do Putina się zakończyły. Czy jednak po kampanii, w której atak na Le Pen właśnie z powodu jej niebezpiecznych relacji z rosyjskim dyktatorem okazał się skuteczny, również on nie będzie chciał złagodzić kursu, jak wcześniej? To pytanie bardziej aktualne i kluczowe niż kiedykolwiek. Dlatego że Macron pozostaje w tej kwestii najważniejszym rozgrywającym w Unii wobec krytykowanego kanclerza Niemiec, o którym można powiedzieć wiele, ale nie to, że jest tu wiarygodny.

Relacje z Polską ochłodzą się jeszcze bardziej?

Jeśli popatrzymy głębiej, także na liczby, za zwycięstwem Macrona kryją się poważne niebezpieczeństwa. Frekwencja w tych wyborach była bardzo niska. Jeśli potwierdzą się przewidywania na podstawie cząstkowych wyników podawanych w niedzielę w ciągu dnia, wręcz najniższa od kilku dekad. To oznacza, że Francuzi masowo zostali w domu, bo projekt Macrona, po pięciu niezwykle trudnych latach, też im nie odpowiada. Głosy na Le Pen i wszystkie te, których nie oddano, to głośny krzyk niezadowolenia. Z tego Macron też musi wyciągnąć wnioski, bo teraz już wie doskonale, że igranie ze wzburzonym społeczeństwem wywindowało poparcie dla skrajności do niespotykanych dotychczas rozmiarów.

I najwyraźniej zdaje sobie z tego sprawę, bo przemówienie po ogłoszeniu wyników było dalekie od triumfalizmu. Prezydent przyznał, że były błędy, że znaczna część społeczeństwa może czuć się zawiedziona, ale obiecał też "nową erę", która "nie będzie kontynuacją ostatnich pięciu lat". Słowa o Ukrainie, "w której wojna przypomina, jak tragiczne czasy nastały", też są znamienne. Można je interpretować jako gwarancję jeszcze większego zaangażowania w europejskie bezpieczeństwo i stawienie czoła polityce Putina.

A co wybór Macrona oznacza dla Polski? Dzisiaj widać, że premier Morawiecki niepotrzebnie wyszedł przed szereg, stawiając na złego konia i uderzając w kampanii w nowego-starego prezydenta, żeby wzmocnić tym samym Le Pen. Przed pięcioma laty, gdy Macron zaczynał pierwszą kadencję, relacje z polskim rzędem też nie były idealne. Trzeba było dopiero wizyty w Warszawie i Krakowie, żeby je ocieplić. Teraz też pewnie minie trochę czasu i kampanijna retoryka osłabnie, bo nikomu na niej nie będzie zależało. Tym bardziej że wróg jest zupełnie gdzie indziej, a zmiana w Pałacu Elizejskim, z prorosyjskimi inklinacjami Le Pen, tylko by pogłębiła konfuzję. Ale padły tak ostre słowa, że Morawiecki jest teraz zdany na ruch ze strony Macrona.

Akurat tego można było uniknąć.

Z Paryża Remigiusz Półtorak, dziennikarz Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
wybory we francjiemmanuel macronmarine le pen
Wybrane dla Ciebie