Puszczona na żywioł epidemia wystawia rachunek. Dane o zgonach z dwóch województw zatrważają
W szczycie zakażeń i rozwoju IV fali epidemii COVID-19 w województwach lubelskim i podlaskim dwukrotnie wzrosła śmiertelność u mieszkańców - informuje GUS. - Powinniśmy alarmować, bo do mediów to się nie przebiło. Przez bezczynność rządzących mamy depopulację kraju. Liczba ludności w trakcie epidemii zmniejszyła się o 240 tys. obywateli - mówili eksperci na spotkaniu z dr. Pawłem Grzesiowskim.
W połowie listopada wojewoda lubelski Lech Sprawka pierwszy raz informował media o spadku zakażeń koronawirusem i zmniejszającej się liczbie chorych w szpitalach tego regionu. - Sytuacja się stabilizuje, prawdopodobnie najgorsze za nami - pocieszał urzędnik. Właśnie się okazało, ile ofiar w tym czasie zabrała epidemia COVID-19.
Według Głównego Urzędu Statystycznego w pierwszym i drugim tygodniu listopada w lubelskim umierało ponad 750 osób tygodniowo. Dla porównania podczas wakacji, kiedy COVID-19 nie był problemem, zgonów było niewiele ponad 400 tygodniowo.
Różnica to rachunek, jaki wystawia IV fala epidemii. Zgony związane z COVID-19 oraz tzw. zgony nadmiarowe. Te ostatnie dotyczą osób nie tylko zmarłych z powodu COVID-19, ale również ofiar niewydolności służby zdrowia i powikłań w chorobach przewlekłych.
Według GUS w woj. lubelskim śmiertelność wzrosła dwukrotnie w porównaniu do tygodni z lipca i sierpnia.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Problem dotyczy także województwa podlaskiego, które również jako jedno z pierwszych zostało objęte IV falą epidemii. Pomiędzy 8 a 15 listopada zmarło tam 458 osób. To dwukrotnie wyższa liczba niż podczas niektórych tygodni w lipcu czy sierpniu. Także lokalnie, np. w powiatach białostockim i suwalskim, śmiertelność wzrosła dwukrotnie.
Dane spłynęły jeszcze przed tym, jak premier Mateusz Morawiecki uspokajał na poniedziałkowym briefingu prasowym, że w województwach podlaskim i lubelskim odnotowuje się coraz mniej zakażeń i "jest nadzieja, że i w innych województwach fala zacznie opadać" w ciągu najbliższych dwóch tygodni. - IV fala będzie miała wydłużony charakter, ale z mniejsza liczbą zgonów, czyli tego co jest największą tragedią - powiedział premier.
Tragiczne dane o zgonach. Trwa "depopulacja kraju"
- W tych dwóch województwach liczby zgonów potwierdzonych jako związane z COVID-19 oraz zgonów nadmiarowych przekroczyły poziom odnotowany podczas wiosennej fali - alarmuje Łukasz Pietrzak, szef jednej z warszawskich aptek, który analizuje dane w analizach śmiertelności epidemii COVID-19.
- Zgony to najbardziej miarodajny wskaźnik epidemii. Te liczby są niezależne od niedoskonałego systemu testowania czy pracy instytucji takich jak sanepid. Niestety w tej kategorii dopiero się rozpędzamy. Fala zgonów kroczy z dwutygodniowym opóźnieniem po fali zakażeń - dodaje. Opierając się na danych GUS, podsumował, że po 45 tygodniach 2021 roku liczba tzw. zgonów nadmiarowych w Polsce przekroczyła już 80 tys.
Łukasz Pietrzak był gościem spotkania ekspertów na internetowym kanale dr. Pawła Grzesiowskiego, eksperta Naczelnej Rady Lekarskiej. Co tydzień analitycy i eksperci z różnych dziedzin łączą się, by podsumować wydarzenia dotyczące epidemii. Spotkanie jest transmitowane w serwisie YouTube. Tam padły wyjątkowo zasmucające słowa.
- Powinniśmy alarmować, bo do mediów to się nie przebiło. Przez bezczynność rządzących mamy depopulację kraju. Uwzględniając zgony jako skutek epidemii, inne choroby oraz małą liczbę urodzeń, liczba ludności Polski w trakcie epidemii zmniejszyła się o 240 tys. obywateli - skomentowano na spotkaniu.
Polacy mają gen sprzeciwu, nic się da zrobić
Na razie nic nie wskazuje na to, by rząd planował wprowadzenie dodatkowych obostrzeń. Inaczej niż w wielu krajach europejskich nie będzie ograniczeń dla osób niezaszczepionych w korzystaniu z restauracji, kin, hoteli, dyskotek i siłowni. W Wiedniu, gdzie ma miejsce kolejny lockdown, na ulicy zawisły plakaty: "Nikt nie ma prawa rozsiewać zakażeń".
Premier Morawiecki w poniedziałek poinformował, że jeżeli rząd zdecyduje się wprowadzić jakiekolwiek obostrzenia, to tylko w miejscach, "w których faktycznie system służby zdrowia jest niewydolny". - Są takie miejsca, które faktycznie już takie ryzyko stwarzają - mówił szef rządu. - Wtedy zrobimy tak, że limity, które obowiązują, nie obowiązują osób zaszczepionych - dodał.
Przypomnijmy, że w ostatnich wypowiedziach Adam Niedzielski tłumaczył, że IV fala wzrasta o wiele wolniej niż poprzednie. Rządowa strategia dobrze działa, co jego zdaniem widać po lubelskim i podlaskim. Jego zdaniem brak obostrzeń to nawet "ukłon w stronę zaszczepionych", żeby nie ponosili oni konsekwencji wyborów antyszczepionkowców.
Wiceminister Waldemar Kraska z kolei dodawał, że "Polacy mają gen sprzeciwu", więc wprowadzanie nowych restrykcji nie będzie skuteczne.