PolitykaMakowski: Bunt mamy w genach, więc żyjmy, jakby pandemii nie było. Tak to ma wyglądać? [OPINIA]

Makowski: Bunt mamy w genach, więc żyjmy, jakby pandemii nie było. Tak to ma wyglądać? [OPINIA]

Przy kilkudziesięciu przypadkach nie można było wyjść do parku. Przy kilkudziesięciu tysiącach zakażeń na COVID-19 dziennie można pójść na mecz, koncert, do knajpy i kina. Po co były dotychczasowe obostrzenia, poświęcenia pracodawców i upadające biznesy, jeśli dzisiaj brakiem konsekwencji i egzekwowania obowiązującego prawa rząd marnuje tamto poświęcenie? Bez ogłoszenia tego wprost, Polska wybrała wariant przeczekania IV fali pandemii.

Minister zdrowia Adam Niedzielski
Minister zdrowia Adam Niedzielski
Źródło zdjęć: © PAP
Marcin Makowski

19.11.2021 14:38

Na początek dwa cytaty. Pierwszy z ministra zdrowia. - Oczywiście istnieje poziom zakażeń, przy którym musielibyśmy podejmować drastyczne kroki, ale (…) podejście, które mamy, jest racjonalne, pragmatyczne i póki co się sprawdza. (…) Niewprowadzenie restrykcji to ukłon w stronę osób zaszczepionych, żeby nie ponosiły konsekwencji nieodpowiedzialnych decyzji ze strony osób niezaszczepionych - stwierdził na konferencji prasowej Adam Niedzielski. 

Teraz jego zastępca. - Jeżeli nie egzekwujemy tych obostrzeń, które teraz obowiązują, a wprowadzimy kolejne, to one nam nic nie dadzą (…). Jesteśmy kulturalnie inaczej uwarunkowani, od wielu lat mamy w genach gen sprzeciwu - przekonywał w RMF Waldemar Kraska, odnosząc się do wprowadzania kolejnych restrykcji w wielu państwach Europy.

Te zdania padły w momencie, w którym odnotowywaliśmy kolejne rekordy zachorowań IV fali pandemii, a liczba wykrytych przypadków przekroczyła 20 tys. dziennie, przy 70 proc. zajętych łóżek covidowych w kraju. W tym samym czasie kolejne państwa wprowadzały albo już wprowadziły rygorystyczne stosowanie paszportów koronawirusowych w zamkniętych przestrzeniach i lokalach gastronomicznych. 

W Holandii premier Mark Rutte, aby ograniczyć rozprzestrzenianie się wirusa, zawiesił działanie sklepów innych niż spożywcze oraz apteki. Po godzinie 20 nie działają również bary i restauracje, do 4 grudnia zamknięto stadiony. Gdy w Rotterdamie na meczu Eredivisie nie było nawet jednego kibica, w Warszawie mecz Polska-Węgry oglądało prawie 60 tys. osób. Kanclerz Austrii Alexander Schallenberg poinformował natomiast w piątek, że w całym kraju zostanie ponownie wprowadzony twardy lockdown. Od przyszłego roku szczepienie przeciw COVID-19 będzie obowiązkowe. W wielu branżach, np. medycznych, taki obowiązek istnieje od dawna choćby we Włoszech. W naszym kraju sam projekt możliwego sprawdzenia przez pracodawcę, czy jego pracownik jest zaszczepiony, generuje z jednej strony oskarżenia o "sanitaryzm", z drugiej - lęk Prawa i Sprawiedliwości przed utratą elektoratu antyszczepionkowego.

Podobnych przykładów można mnożyć, ale i bez nich na usta ciśnie się jedno pytanie - po co było dotychczasowe zaciskanie pasa, skoro w Polsce właściwie nic z niego nie wynika? Ktoś powie, że lasy zamykano w momencie, w którym cały świat nie wiedział, z czym mamy do czynienia, a szczepionek nie było widać na horyzoncie. Zgoda, ale w ubiegłą zimę szczepionki zaczęły się pojawiać i dobrze wiedzieliśmy, czym jest koronawirus. Również wtedy ograniczano przemieszczanie się, nie działały kina, na zewnątrz chodziło się w maseczkach.

Dzisiejsza jesień - mimo coraz gorszych danych - przebiega w innych nastrojach. Mam wrażenie, że państwo wywiesiło białą flagę, wprowadzając w Polsce wariant "przeczekania pandemii", ale oficjalnie go nie ogłaszając. Gdy nawet do tej pory liberalna Szwecja zmienia strategię, my słyszymy, że nasza się sprawdza, a poza tym nieposłuszeństwo wobec nakazów mamy w genach. No i co pan zrobisz, jak nic pan nie zrobisz?

To postawienie roli państwa na głowie. Dostosowanie jej nie do nauki, racjonalnych argumentów i interesu większości, ale do własnych kalkulacji politycznych oraz często agresywnej mniejszości. Miesiące zaciskania pasa, miliardy z tarcz antykryzysowych, tysiące upadłych biznesów - co dzisiaj myślą ludzie, którzy widzą otwarte restauracje, gdy ich nie przetrwały, bo kilkanaście miesięcy temu minister zdrowia miał inną koncepcję?

Nie chcę być źle zrozumiany - nie apeluję ani o powrót lockdownów, ani o całkowite odmrożenie wszystkich branż, jakby pandemii nie było. Jeśli jednak mamy jakieś prawo, i sami rządzący przyznają, że musimy je egzekwować, aby w miarę bezpiecznie doczekać wiosny - zacznijmy to w końcu robić.

Gdy trzeba pokazywać siłę państwa na granicy, jego niezłomność i żelazny upór - PiS jest pierwszy. Gdy wypada zademonstrować jego sprawczość na miejscu, w kwestii zdrowotnej - chowa głowę w piasek. To się już chyba nie zmieni.

Marcin Makowski dla WP Wiadomości

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (2738)