Prezydent wchodzi do gry o przyszłość prawicy [OPINIA]
Decyzja Andrzeja Dudy o powierzeniu misji tworzenia nowego rządu Mateuszowi Morawieckiemu wywołała emocje i szereg wątpliwości. Towarzyszyła jej dość zaskakująca nominacja dla Marka Sawickiego na marszałka seniora. Oba te ruchy są kolejnym sygnałem, że prezydent wchodzi do gry o przyszłość polskiej prawicy - pisze dla Wirtualnej Polski Sławomir Sowiński.
Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
Argumenty krytyków nominacji dla premiera Morawieckiego są dobrze znane i trudno je ignorować. W sytuacji gdy PiS, swą agresywną polityką ostatnich lat, spalił właściwie wszystkie mosty do potencjalnych koalicji, szukanie przez urzędującego jeszcze premiera nowej parlamentarnej większości wydaje się dość kosztowną dla państwa stratą czasu. Co więcej, sytuacja ta wystawia na próbę cierpliwość kilkunastu milionów wyborców, którzy głosując różnie, od Lewicy po Konfederację, opowiadali się za odsunięciem PiS od władzy.
A jednak wybranemu w wyborach powszechnych prezydentowi trudno odmówić prawa do tego, by - zgodnie z literą i duchem konstytucji - w proces kształtowania nowej rzeczywistości politycznej włączył się nie tylko formalnie, ale także faktycznie, zgodnie z jego wizją interesu państwa.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Morawiecki przeciągnie 37 posłów? "Nie można wykluczyć"
Ukłon w stronę elektoratu, niekoniecznie partii
Można zatem zrozumieć, że w nowej politycznej rzeczywistości Andrzej Duda, idąc śladami swego mentora, śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego, próbuje ponieść prawicowy, godnościowo-suwerennościowy sztandar, niekoniecznie jednak pod przywództwem prezesa Jarosława Kaczyńskiego.
W tym sensie powierzenie misji Morawieckiemu, podobnie jak inne ruchy prezydenta w ostatnim czasie, odczytywać można jako ukłon, bardziej jednak w stronę 7,6 mln wyborców PiS, niż w kierunku samej partii i jej konfrontacyjnej linii politycznej.
Co równie istotne, decyzja ta - przy wszystkich jej kosztach - dość szybko sfalsyfikować może suflowaną przez PiS balladę o jego możliwościach koalicyjnych. Polityczną klechdę, która niesprawdzona w praktyce, przeradzać by się mogła w szkodliwą dla państwa, i znaną choćby z USA, polityczną legendę o skradzionym zwycięstwie.
Droga do nowej większości: pewniejsza, a być może i nieco krótsza
Taką właśnie interpretację kroków prezydenta uzasadnia dodatkowo dość zaskakujące powierzenie przez niego funkcji marszałka seniora Sejmu - i tym samym kontroli nad wyłanianiem nowych władz izby niższej - politykowi dotychczasowej opozycji.
Wszyscy dość zgodnie podkreślają bowiem, że momentem zwrotnym na drodze do nowego rządu będzie właśnie skuteczne przejęcie przez opozycję władzy nad nowym Sejmem. Jeśli się ono 13 listopada jednoznacznie powiedzie, to misja premiera nominata Mateusza Morawieckiego stanie się, ocierającą się o pastisz, polityczną fikcją. A jej szybkie zakończenie - zapewne w solidnej posypce politycznego lukru i patosu - stanie się żywotnym interesem i obecnego premiera, i przechodzącego do opozycji PiS.
Dlatego tak wiele było spekulacji na temat możliwego odwlekania przez PiS wyłonienia prezydium nowego Sejmu w sytuacji, gdyby misję marszałka seniora prezydent powierzył politykowi z tego właśnie ugrupowania. Dlatego również - w interesie państwa, a niekoniecznie PiS - tak ważne jest ucinanie tych spekulacji i nastroju niepewności, który partia Jarosława Kaczyńskiego, od samego dnia wyborów, w różny sposób, dyskretnie usiłuje budować.
Mówiąc krótko - powierzenie przez prezydenta funkcji marszałka seniora politykowi opozycji nie tylko stabilizuje proces kształtowania się nowego rządu, ale może także nieco go przyspieszyć.
Gra o przyszłość prawicy, gra o kształt przyszłej sceny
Co być może jednak najważniejsze - obie decyzje personalne prezydenta są kolejnym już wyraźnym sygnałem, że - przy wydatnym udziale swego ministra Marcina Mastalerka - wchodzi on do gry o przywództwo na polskiej prawicy. I dziś, i po epoce prezesury Jarosława Kaczyńskiego.
Warto bowiem odnotować, że w tym samym dniu, w którym prezydent ogłaszał swe nominacje, politycy PiS podkreślali w mediach, że "nie ma PiS bez premiera Kaczyńskiego". Ta - w swej intencji - zapewne polityczna laudacja, paradoksalnie dość dobrze opisuje i obecne perspektywy PiS, i sytuację w partii w chwili, gdy jej założyciel znajdzie się na politycznej emeryturze.
Nobilitując polityka PSL, tu i teraz, prezydent wysyła ważny sygnał, że kierując się prawicowym credo PiS, można zarazem wychodzić poza horyzont ciasnego partykularyzmu, w którym partia ta zamykała siebie i całe państwo przez osiem ostatnich lat.
W perspektywie zaś dłuższej, kilkunastomiesięcznej, prezydent chce być może budować poważną prawicową alternatywę na wypadek, gdyby część wyborców i polityków konserwatywnych, z różnych powodów, nie mogła odnaleźć się ani w ofercie niezreformowanego PiS, ani pod sztandarami centrolewicowej koalicji. O tym, że nie musi być to fikcją, przekonuje zaskakujący wyborczy sukces Trzeciej Drogi.
Na koniec oczywiście pozostaje ważne pytanie: czy prezydent Andrzej Duda, takim jakim go poznaliśmy, będzie w stanie, tę trudną i ambitną rolę, kreśloną dziś zręcznie przez jego zdolnego ministra, udźwignąć? Ale to już kwestia na odrębne rozważania.
Sławomir Sowiński dla Wirtualnej Polski
Dr hab. Sławomir Sowiński jest politologiem z Instytutu Nauk o Polityce i Administracji UKSW.