Kręte schody przed gabinetem premiera Tuska [OPINIA]
Dość szybko opada po stronie opozycji nastrój powyborczej euforii. Każdy dzień wydłużającego się oczekiwania na powołanie nowego gabinetu uświadamia, jak wielki ciężar będzie mieć władza w nowym, powyborczym sezonie. I jak ryzykownej misji podejmuje się Donald Tusk i jego koalicyjni partnerzy - pisze dla Wirtualnej Polski Sławomir Sowiński.
28.10.2023 13:56
Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
Skala politycznych wyzwań, pułapek i trudności, przed jakimi staje Donald Tusk - i to jeszcze przed powołaniem swego gabinetu - przypomina piętrowy gmach, na szczyt którego wiodą wąskie i kręte schody, z nader wątpliwą poręczą.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Piętra wyzwań, pułapek i trudności
Pierwsze piętro trudności, z którymi liczyć się musi każdy polski rząd, to uwarunkowania strukturalne. W przypadku przyszłego gabinetu Tuska tworzyć je będą: i wojna w Ukrainie pukająca ciągle do polskich drzwi, i zapaść demograficzna polskiego społeczeństwa, i nieuleczone choroby naszej służby zdrowia, i rosnąca presja migracyjna, i wiele innych wyzwań, które rządzenie współczesną Polską zamieniają w rozwiązywanie kwadratury koła.
Na to nakładać się będą sprzeczne oczekiwania różnych grup wyborców, które pod swoimi sztandarami zgromadziły ugrupowania przyszłej koalicji. Ochrona transferów społecznych i racjonalizacja finansów publicznych, z akcentem na pracę i przedsiębiorczość, zawołanie: "rozliczymy PiS" i obietnica narodowej zgody, legalizacja aborcji i ukłon w stronę wyborcy konserwatywnego - to tylko kilka przykładów tego, jak różniły się w kampanii wyborczej melodie PO, Lewicy i Trzeciej Drogi.
Potraktowanie ich z całą powagą, już w pierwszych tygodniach rządzenia, może z łatwością zamknąć nową większość w klinczu nierozwiązywalnego sporu.
Do tego, na wyższym jeszcze poziomie trudności, dojdą "uroki" politycznej kohabitacji z prezydentem Andrzejem Dudą, których przedsmak przyszła koalicja poznaje już teraz. A do tego potrzeba uporządkowania instytucji publicznych, upartyjnionych przez PiS.
Najwyższym jednak piętrem politycznych wyzwań, przed jakimi staje Tusk, wydaje się ułożenie funkcjonalnych relacji między współrządzącymi - i jednocześnie rywalizującymi o podobnych wyborców - partiami przyszłej koalicji.
Najsłabszym jej ogniwem może okazać się - osłabiona w wyborach - Lewica, którą wewnętrzne podziały i lęk przed zdominowaniem przez PO mogą popchnąć w kierunku politycznej desperacji, czy nawet rozpadu.
Ale też ambicje i aspiracje polityczne Szymona Hołowni, dokarmione świetnym finiszem Trzeciej Drogi, mogą okazać się dla Tuska, jako premiera przyszłego rządu i patrona całej koalicji, nie lada wyzwaniem.
Zobacz także
Szukając politycznej poręczy
Pojawia się zatem pytanie, czy ta polityczna misja jest w ogóle wykonalna? I w czym upatruje swych szans polityk tak doświadczony, ale mający też zarazem tak dużo wizerunkowo do stracenia, jak Tusk?
Tu i teraz odpowiedź wydaje się prosta. Polityczną poręczą, na której przez kilka pierwszych miesięcy będzie mógł wspierać się przyszły rząd, pokonując piętra kolejnych trudności, sporów i zawodów, będzie zapewne żywa u wielu wyborców pamięć o stylu rządów PiS i lęk przed ich powrotem.
Pamiętając skalę upartyjnienia państwa po 2015 roku, syndrom "tłustych kotów" czy język mediów publicznych - przez jakiś czas wyborcy nowej koalicji będą w stanie wybaczyć jej wiele.
Tyle tylko, że naturalnym biegiem politycznej rzeczy ta negatywna pamięć o PiS i wynikający z niej kredyt zaufania do nowej władzy będą słabnąć i zanikać. A proces ten może znacznie przyspieszyć dekompozycja PiS, jaki znamy, i powstanie w jego ramach, albo na jego miejscu, innej, nowocześniejszej i odmłodzonej formacji prawicowej.
Na szczęście dla Tuska na razie się na to nie zanosi. Ale czas w polityce robi swoje i nie można wykluczyć, że już w przyszłym roku zobaczymy w ławach prawicowej opozycji nowych liderów, a być może i nowe formacje, zacierające wrażenia sprzed 2023 roku.
Gdzie zatem szukać oparcia dłuższego i trwalszego niż tylko wyborcza porażka rywali? Tu prostej odpowiedzi nie widać. Choć wydaje się, że sama już ucieczka od politycznej tromtadracji, z jakiej zapamiętamy rządy PiS po 2015 roku, ale też pewnej nonszalancji właściwej rządom PO przed 2015 rokiem, plus kontynuowanie tego, co w polityce PiS było sensowne - wszystko to może dać nowej koalicji szanse na w miarę sprawne przetrwanie, przynajmniej do wyborów prezydenckich w 2025 roku.
A w obecnej sytuacji politycznej to naprawdę niemało. Wiele wskazuje bowiem na to, że to właśnie wybory prezydenckie, jakie czekają nas za dwa lata, otwierać będą nie tylko nowy rozdział polskiej polityki, ale także być może zupełnie nową jej epokę.
Sławomir Sowiński dla Wirtualnej Polski
Dr hab. Sławomir Sowiński jest politologiem z Instytutu Nauk o Polityce i Administracji UKSW.