Powyborczy pat w kraju NATO. "Impas trwa"
Wybory parlamentarne w Bułgarii wygrał centroprawicowy sojusz, którego szefem jest były premier Bojko Borisow. Żadna partia nie chce jednak utworzyć koalicji z GERB. "Piąte w ciągu dwóch lat wybory nie przełamały politycznego impasu" - podkreśla ORF. Najprawdopodobniej za kilka miesięcy Bułgarzy znów pójdą do urn.
05.04.2023 07:45
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Bądź na bieżąco z wydarzeniami w Polsce i na wojnie w Ukrainie, klikając TUTAJ
W niedzielę w Bułgarii odbyły się wybory parlamentarne, które drugi raz z rzędu wygrała prozachodnia centroprawicowa koalicja GERB. Na drugim miejscu znalazła się również centroprawicowa koalicja dwóch ugrupowań - Kontynuujemy Zmiany i Demokratyczna Bułgaria (PP-DB - przyp. red.). Trzecią siłą polityczną w kraju została prorosyjska i nacjonalistyczna partia Wazrażdane. Czteroprocentowy próg wyborczy przekroczyło łącznie sześć ugrupowań.
Początkowo wyniki wyborów prezentowały się nieco inaczej - pierwsze miejsce zajmowała PP-DB, a drugie partia Borisowa. Ostateczny wynik "umacnia jednak impas polityczny w kraju", zamiast go przerwać - wskazuje ORF.
W 2020 roku Bułgarią wstrząsnęły antyrządowe protesty - szefem rządu w Sofii był wówczas Borisow. Kontynuujemy Zmiany i Demokratyczna Bułgaria to ugrupowania, które zyskały popularność z uwagi na sprzeciw wobec jego skorumpowanych rządów - PP-DB nie zgodzi się więc na koalicję z GERB. Z frakcją Borisowa współpracę wykluczają też inne partie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Prezydent Rumen Radew od początku politycznego impasu w kraju "trzyma rękę na pulsie". "Od 2021 roku powołuje on rządy tymczasowe, obecnie rządzi również gabinet tymczasowy. Radew zapewnił ciągłość w ostatnich latach i korzysta z politycznej niestabilności" - czytamy w ORF. Jednocześnie przywódca "wprowadza też niepokój ws. stosunku kraju do konfliktu w Ukrainie".
Radew ogłosił, że jego kraj nie będzie dostarczał pomocy militarnej, dopóki w Sofii rządzi powołany przez niego gabinet tymczasowy. Jego zdaniem inna decyzja byłaby "podżeganiem do wojny".
- Bułgarii grozi powrót do rosyjskiej strefy wpływów - ostrzegł w wywiadzie radiowym bułgarski politolog Dejan Kjuranow. Ekspert wezwał prozachodnie obozy do "mężnego myślenia" i "dobrego kompromisu".
"Im bliżej GERB i PP-DB będą w wynikach wyborów, tym trudniej będzie stworzyć gabinet. Rząd mniejszościowy byłby możliwy, ale mało prawdopodobny. Realnym wyjściem byłyby, więc nowe wybory jesienią - szóste w ciągu dwóch lat" - kwituje ORF.