PO o prokuratorze, który wnioskował o areszt: "Skompromitowany człowiek"
Politycy Platformy Obywatelskiej bronią Włodzimierza Karpińskiego, twierdząc, że prokurator, który zawnioskował o areszt dla byłego ministra skarbu, działa na zlecenie polityczne. Przekonują też, że za prokuratorem Tomaszem Tadlą ciągną się niewygodne sprawy z przeszłości.
- Włodek jest zbyt inteligentny, żeby wkręcać się w takie historie. Nie wierzę w tej sprawie w żadne słowo prokuratury. Ta historia jest grubymi nićmi szyta i przygotowana pod kampanię wyborczą PiS - mówi nam proszący o anonimowość czołowy polityk Platformy Obywatelskiej.
Włodzimierz Karpiński to były minister skarbu w rządzie Donalda Tuska, a w ostatnich latach prezes Miejskiego Przedsiębiorstwa Oczyszczania w Warszawie i sekretarz w stołecznym ratuszu.
W poniedziałek 27 lutego został zatrzymany przez Centralne Biuro Antykorupcyjne na polecenie prokuratury, która zarzuca mu przyjęcie milionowych korzyści majątkowych i powoływanie się na wpływy przy przetargach na wywóz i utylizację nieczystości z terenu Warszawy. Jeśli zarzuty się potwierdzą, Karpińskiemu może za to grozić nawet 12 lat więzienia.
Po zatrzymaniu przez CBA Karpiński został zawieszony w obowiązkach (polityczne reakcje na to wydarzenie zebraliśmy TUTAJ). On sam zgodził się na podawanie swojego wizerunku i nazwiska. Przekonuje, że jest niewinny i że nigdy nie uczestniczył w żadnym procederze korupcyjnym.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
14 straconych lat
Sprawę polityka PO prowadzi prokurator Tomasz Tadla, naczelnik śląskiego wydziału Prokuratury Krajowej w Katowicach. To właśnie on zawnioskował do sądu o trzymiesięczny areszt dla byłego ministra skarbu, na co sąd wyraził zgodę. - Podzielił wszystkie nasze argumenty - nie ukrywał satysfakcji Tadla.
Politycy PO przekonują w nieoficjalnych rozmowach, że Tadla jest prokuratorem "skompromitowanym", a tym samym - niewiarygodnym. Mają o tym świadczyć - zdaniem przedstawicieli formacji Donalda Tuska - niewygodne dla śledczego fakty z przeszłości.
O prokuratorze Tadli zrobiło się głośno na początku XXI wieku. To wtedy wybucha skandal, o którym mówi cała Polska i do którego media będą wracać jeszcze przez ponad dekadę.
Wszystko zaczęło się w 2001 roku. To wtedy były generalny konserwator zabytków, uznany i ceniony historyk Aleksander Broda trafił za kraty pod zarzutem przekroczenia uprawnień przy udzieleniu dotacji na odbudowę zabytkowego spichlerza.
Broda był wtedy u szczytu swojej kariery zawodowej. Był znany z tego, że zajmował się ratowaniem niszczejących zabytków, którymi nikt się nie interesował. Zamierzał kandydować do Senatu.
Zatrzymania się nie spodziewał, bo wiedział, że jest niewinny. Uznawał, że to pomyłka.
Oskarżenie w jego sprawie wnosił wówczas młody i ambitny prokurator Tomasz Tadla, dla którego była to jedna z pierwszych poważnych spraw. Śledczy z Katowic zarzucił Brodzie nie tylko korupcję, ale także płatną protekcję i niegospodarność.
Generalny konserwator zabytków spędził w areszcie 11 miesięcy. Jego proces rozpoczął się dopiero po ponad roku, a głównym świadkiem oskarżenia okazała się osoba niezrównoważona psychicznie. Najpierw twierdziła, że widziała, jak Broda rzekomo przyjmuje łapówkę, by potem zmieniać, ponownie potwierdzać i odwoływać swoje zeznania.
Sprawą zajęła się także Najwyższa Izba Kontroli, która nie potwierdziła oskarżeń prokuratury. Ponadto cały majątek Brody znajdował potwierdzenie w jego dochodach.
Oskarżenie o łapówkę upadło, jednak prokurator Tomasz Tadla wciąż upierał się, że doszło do niegospodarności, a zabytkowy spichlerz jest w kompletnej ruinie. Okazało się to nieprawdą, co udowodnił późniejszy właściciel spichlerza.
Proces przeciwko Aleksandrowi Brodzie jednak trwał. W sumie ciągnął się 14 lat, przechodząc dwukrotnie przez wszystkie instancje. Broda został ostatecznie całkowicie oczyszczony z wszelkich zarzutów.
Wreszcie Sąd Najwyższy z początkiem 2015 roku odrzucił kolejną kasację prokuratury, nazywając ją "bezzasadną". W mocy został utrzymany uniewinniający wyrok sądu okręgowego w Częstochowie. W 2015 roku zapadł wyrok przyznający Aleksandrowi Brodzie zadośćuczynienie za niesłuszny areszt. Broda żądał 14 milionów, otrzymał ponad milion. - Aleksander Broda był generalnym konserwatorem zabytków w randze ministra. Historykiem sztuki, osobą o określonej pozycji. Krzywda, jakiej doznał, była bolesna, poważna. Sąd miał to na uwadze - mówił sędzia prowadzący sprawę.
Po latach Aleksander Broda wystąpił przeciwko prokuraturze w Katowicach, na drodze cywilnej, o naruszenie dóbr osobistych. Domagał się wyciągnięcia konsekwencji wobec prokuratora Tadli, dla którego sprawa Brody okazała się zawodową porażką.
"Po 14 latach państwo stanęło na wysokości zadania. Nie pozwolę, żeby mi ktoś to państwo odebrał, bo to nie jest państwo prokuratora Tomasza Tadli" - mówił Broda. Dziś były wiceminister kultury prowadzi prywatną działalność w ochronie zabytków.
Tadla konsekwencji nie poniósł. Za rządów PiS awansował. W kwietniu 2018 roku otrzymał nominację na stanowisko naczelnika Śląskiego Wydziału Zamiejscowego Departamentu do Spraw Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji w Katowicach.
Tajemnica afery węglowej i sprawa gen. Czepińskiego
Tomasz Tadla jest doświadczonym śledczym prokuratorem, który w Katowicach pracuje od 2000 roku. Co ciekawe - jak pisała Wirtualna Polska w 2018 roku - jednym z nielicznych, którego oświadczenie majątkowe zostało utajnione ze względów bezpieczeństwa.
W przeszłości zajmował się sprawami gospodarczymi i kilkoma głośnymi śledztwami. Drążył m.in. sprawę gen. Gromosława Czempińskiego, byłego szefa UOP. Śledztwo toczące się od 2011 roku dotyczyło nieprawidłowości i korupcji przy prywatyzacji spółek STOEN, PLL LOT i Telekomunikacji Polskiej. W tej sprawie katowicka prokuratura zleciła widowiskowe zatrzymanie generała. Kiedy sąd uznał je za niesłuszne, prokurator Tadla przeprosił za - jak to określił - "incydentalny wypadek".
Prokurator Tomasz Tadla był też związany ze śledztwem ws. mafii węglowej na Śląsku. To wtedy właśnie - podczas zatrzymania przez ABW - w zagadkowych okolicznościach, we własnym domu, samobójstwo popełniła była minister Barbara Blida.
Tadla jako świeżo mianowany szef wydziału śledczego Prokuratury Okręgowej w Katowicach brał udział w naradzie prokuratorów, na której zapadła decyzja o zatrzymaniu przez ABW Barbary Blidy w kwietniu 2007 roku. Znana polityk SLD była obwiniana o udział w mafii węglowej. W trakcie akcji służb śmiertelnie postrzeliła się z pistoletu.
Jak pisał dziennikarz WP Tomasz Molga, później Tadla wielokrotnie musiał tłumaczyć w mediach i przed komisją śledczą, iż nie zna osobiście Zbigniewa Ziobry, a informacja o przygotowywanej przez niego konferencji prasowej ws. zatrzymania Blidy była nieprawdziwa.
Przeszukanie i zatrzymanie Blidy miało się odbyć w ramach śledztwa prowadzonego przez ABW pod nadzorem Prokuratury Okręgowej w Katowicach - tej, w której pracował Tadla. Prokurator zarzucał wtedy Blidzie "przyjmowanie korzyści majątkowych, pranie brudnych pieniędzy i poświadczanie nieprawdy w dokumentacji związanej z obrotem węgla". Jego zarzuty nie znalazły potwierdzenia w faktach.
Tomasz Tadla po latach był w tej sprawie przesłuchiwany przez sejmową komisję śledczą (stenogram z przesłuchania dostępny jest pod tym linkiem). "Moja wiedza dotycząca tej sprawy sięga 2006 r., wtedy bowiem już pracowałem w wydziale śledczym Prokuratury Okręgowej w Katowicach i pełniłem również funkcję rzecznika prasowego tej prokuratury. To sprawiało, że wiadome mi było, iż w wydziale śledczym prokuratury okręgowej toczy się śledztwo związane między innymi z tymi przestępstwami, które później zamierzano zarzucić Barbarze Blidzie" - zeznawał Tadla.
Politycy PO bronią kolegi
Rozmówcy z Platformy Obywatelskiej przekonują, że sprawy z przeszłości ciążą na wiarygodności prokuratora Tadli. Dlatego nie wierzą w zarzuty śledczych dotyczące Włodzimierza Karpińskiego. Za byłym ministrem wstawia się m.in. Donald Tusk. - Jestem przekonany co jego uczciwości i przyzwoitości - powiedział lider PO na spotkaniu z dziennikarzami.
Jak stwierdził szef klubu Koalicji Obywatelskiej Borys Budka, "nie ma absolutnie zaufania do ziobrowej prokuratury".
Były szef MON i kolega Karpińskiego z rządu Tomasz Siemoniak przyznał zaś, że uważa Karpińskiego "za uczciwego człowieka".
Posłanka KO Katarzyna Lubnauer stwierdziła z kolei, że jej zaufanie do Ziobry "wynosi zero", a sprawa Karpińskiego "nie jest prowadzona obiektywnie".
Sam minister Ziobro na antenie telewizji publicznej mówił, że "to smutne, że ludzie, którzy tak wiele mówią o uczciwości i o prawości, na czele z Donaldem Tuskiem, wtedy, kiedy prokuratura wyjaśnia skandale korupcyjne, zamiast wyrazić uznanie dla efektywnych działań prokuratury i wsparcie (…), atakują prokuratorów".
Korupcja w Warszawie. Politycy PO na celowniku
Włodzimierz Karpiński został zatrzymany w śledztwie, w ramach którego na początku lutego został zatrzymany b. wiceminister skarbu Rafał Baniak, a także Artur P., Wojciech S. oraz Waldemar K.
Są oni podejrzani o załatwianie wartych 600 mln zł kontraktów z Miejskim Przedsiębiorstwem Oczyszczania w Warszawie; Baniak natomiast usłyszał zarzuty kierowania zorganizowaną grupą przestępczą oraz powoływania się na wpływy. Są one związane z ustawianiem kontraktów z warszawskim MPO. Zarzuty śledczych obejmują przyjęcie przez Włodzimierza Karpińskiego prawie 5 milionów złotych łapówki.
Według prokuratury proceder korupcyjny związany z zawieraniem kontraktów na zagospodarowanie odpadów ze stolicy trwał od sierpnia 2020 r. Jak poinformował Dział Prasowy Prokuratury Krajowej, "prokurator przedstawił Włodzimierzowi Karpińskiemu popełniony wspólnie i w porozumieniu z innymi osobami, w tym Rafałem B., zarzut korupcyjny, polegający na żądaniu od prezesa jednej ze spółek korzyści majątkowej w wysokości 2,5 procent wartości zamówień publicznych uzyskiwanych od Miejskiego Przedsiębiorstwa Oczyszczania w m.st. Warszawie w zamian za zmianę specyfikacji istotnych warunków zamówień publicznych".
Karpiński nie przyznaje się do winy. W areszcie spędzi 90 dni.
Michał Wróblewski, dziennikarz Wirtualnej Polski