PiS "nie widzi" marszu Tuska. Przekaz ten sam u wszystkich
Nie widziałem, nie śledziłem, nie interesowałem się - tak najczęściej na pytania o marsz opozycji odpowiadają politycy Zjednoczonej Prawicy. Można odnieść wrażenie, że partia rządząca nie obserwowała wnikliwie wydarzeń 4 czerwca. Nasi rozmówcy z PiS przekonują m.in., że niedzielę spędzali na działce, a nie - przed telewizorem. I opozycyjne zagrożenie bagatelizują. Jak wynika z informacji WP, tak samo rozpoczną poniedziałkowy poranek i swoje wystąpienia.
"Jestem z rodziną" - to wiadomość od jednego z polityków PiS. "Jak większość Polaków spędzam dziś czas przy grillu", "Rozpalam", "Jutro porozmawiamy" - to wiadomości od innych. Wszyscy dostali to samo pytanie: jak oceniają marsz organizowany przez opozycję.
Mniej więcej taki poziom emocji dominuje po ostatnim burzliwym tygodniu w polskiej polityce. A na pewno taki chcą przedstawiać politycy obozu rządzącego. Przed marszem politycy ochoczo odbierali telefony. Już w trakcie i po marszu - tak chętnie tego nie robili. Jak wynika z informacji Wirtualnej Polski, w pierwszych przekazach, które dostali na rozpoczynający się tydzień, króluje bagatelizowanie marszu i frekwencji.
Najpewniej z takim przekazem upłynie cały polityczny poranek w poniedziałek. Politycy rządzącej formacji już powtarzają przekazy o "niskiej frekwencji" i "zwożeniu działaczy Platformy na marsz".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Mocne zarzuty pod adresem Tuska. "Zniszczyć pozostałe partie"
- Co słychać? - pytam polityka, członka kierownictwa PiS, w kuluarach. - Jest problem czy nie? - Nie wiem, zobaczymy. Marsz jak marsz - odpowiada krótko nasz rozmówca.
Zapytaliśmy o stanowisko rzecznika partii Rafała Bochenka. "Wybory wygrywa się przy urnach wyborczych, a nie w marszach, PO powinna to wiedzieć, bo wiele podobnych marszy organizowała i niewiele z nich wynikało" - odpowiedział. I podkreślił: - Nie, nie mamy kłopotu.
To Bochenek wziął na siebie ciężar komunikacji po marszu, bo reszta polityków zakończyła swoją aktywność rano. Wtedy jeszcze zniechęcali przed udziałem. Później zamilkli. A w Zjednoczonej Prawicy dominuje jedna teza: nie ma sukcesu frekwencyjnego.
- Ciężko już policzyć, który to marsz w obronie demokracji, co jest najlepszym dowodem, że demokracja w Polsce ma się dobrze. Szkoda tylko, że często w tych wypowiedziach, jakie padały w ostatnich dniach i godzinach, jest mnóstwo agresji, nienawiści i wulgaryzmów - przekazał Wirtualnej Polsce Rafał Bochenek.
Takie jest oficjalne stanowisko PiS.
Nieoficjalnie - jak słyszymy - w partyjnych briefach pojawiła się sugestia, by po prostu umniejszać marszowi. I dlatego politycy zaczęli się powoływać się na nieoficjalną frekwencję policji (gdyż oficjalnych danych policja nie publikuje). - Od lat nic się nie zmieniło - nie wskazujemy na liczby - przekazał Wirtualnej Polsce rzecznik stołecznej komendy Sylwester Marczak.
Według partyjnych obliczeń PiS na marszu było 80 tys. ludzi (w istocie było ok. 300 tys.). W briefach, które widzieliśmy, politycy PiS mają podkreślać, że w ostatnich dniach odpowiadają wyłącznie na "nienawistne wpisy" Tomasza Lisa (były dziennikarz wpis o "komorach" usunął i przeprosił), a sam marsz był "marszem nienawiści".
Pytamy warszawskiego działacza PiS: - Frekwencja robi wrażenie? Polityk PiS odpowiada: to "trzydniówka". To ma sugerować, że za kilka dni tematu marszu w krajowej polityce nie będzie, a dyskusje zdominują inne wątki. I dlatego wystarczy po prostu poczekać.
Nie da się jednak ukryć, że to nie były łatwe dni w Zjednoczonej Prawicy. Pierwszym problemem była piątkowa konferencja prezydenta Andrzeja Dudy, który postanowił zgłosić poprawki do podpisanej już przez siebie ustawy o powołaniu komisji badające wpływy Rosji w Polsce.
Reakcje po oświadczeniu prezydenta były wyważone - PiS czeka na poprawki, będzie je analizował. Tyle jednak oficjalnie. Nieoficjalnie od polityków można usłyszeć, że w partii jest dość nerwowo.
Nerwowe reakcje PiS po nagłym ruchu prezydenta Dudy
Znaczna część parlamentarzystów nie chce sporu z prezydentem o komisję ds. rosyjskich wpływów. W tej sprawie od kilku dni trwają w partii narady. A polityków, którzy wprost przyznają, co myślą o ruchu prezydenta Andrzeja Dudy, wciąż jest niewielu. Pisaliśmy o tym w Wirtualnej Polsce.
Czy ta sytuacja - marsz opozycji - przełoży się na sytuację polityczną w Polsce?
- Reagowanie na każdy sukces politycznego oponenta jest trudną sztuką. Niektórzy świadomie umniejszają, inni po prostu je negują, a jeszcze inni przedstawiają rzeczywistość w krzywym zwierciadle. Mam wrażenie, że tak dzieje się w tym wypadku w obozie Zjednoczonej Prawicy - mówi WP prof. Sławomir Sowiński z UKSW.
- Dziś odpowiedź z PiS jest raczej spontaniczna, ale jutro lub pojutrze Zjednoczona Prawica będzie chciała narzucić już swoją konkretną narrację na to wydarzenie. W tej chwili widzimy po prostu marginalizowanie sukcesu opozycji, bo to najprostszy przekaz - dodaje prof. Sowiński.
"Dajcie im trzy miesiące". To może być przełom
- Czy ten marsz coś zmienił w polityce? Zobaczymy, co będzie za dwa, trzy tygodnie. Jedno jest pewne: Donald Tusk osiągnął swój cel. Zmobilizował opozycję - mówi Wirtualnej Polsce dr hab. Bartłomiej Biskup, politolog Uniwersytetu Warszawskiego.
- Platforma Obywatelska świadomie wykorzystała datę i symbol 4 czerwca. To Donaldowi Tuskowi zależało na tym, żeby ta dyskusja skupiła się wokół określenia "lex Tusk". Po to pojawił się na galerii sejmowej, żeby pokazać się jako lider opozycji. Od kilku miesięcy jego celem jest zmarginalizowanie pozostałych partii opozycyjnych, i PiS Tuskowi w tym pomógł - uważa dr Biskup.
Michał Wróblewski, dziennikarz Wirtualnej Polski
Napis do autora: michal.wroblewski@grupawp.pl