PiS liczyło na więcej. Reakcja prezesa mówi wszystko. "Kuluary rozgrzane do czerwoności"
Jarosław Kaczyński w trzech słowach podsumował wystąpienie Joe Bidena ("Nic nie powiedział") i wystawił ocenę od całego PiS. Między liderami PO Donaldem Tuskiem i Rafałem Trzaskowskim nawiązała się cicha rywalizacja o dostęp do amerykańskiego przywódcy. W kuluarach wydarzenie wywołało niemałe emocje. - Administracja Joe Bidena musi zakładać, że jesienią w Polsce może zmienić się władza - zauważa politolog i historyk dr Andrzej Anusz.
PiS złapało chwilowy oddech dzięki wizycie Joe Bidena w Polsce. Narzekać na brak atencji nie może także największa partia opozycyjna, której liderzy - Donald Tusk i Rafał Trzaskowski - odbyli krótkie rozmowy z amerykańskim przywódcą.
Sam Biden skorzystał na przyjeździe do Polski i Ukrainy i wykorzysta tę podróż w swojej kampanii.
Wygrani mogą czuć się wszyscy, choć - jak słychać wśród niektórych przedstawicieli obozu władzy - przemówienie prezydenta USA mogło być "bardziej konkretne". - Prezes Kaczyński wyraził to najkrócej i najtrafniej - mówi nam polityk PiS, nawiązując do nagrania z udziałem prezesa, który ocenił wystąpienie Bidena w trzech słowach: "Nic nie powiedział". Prezes nie wiedział, że jest nagrywany.
Niemniej polscy politycy są zadowoleni z całego wydarzenia.
Kłopoty znikają z agendy
- Wewnętrznie ta wizyta na pewno nam się przydała - nie ukrywa jeden z działaczy PiS.
Dodaje, że odsunęła na bok inne, niewygodne dla partii rządzącej problemy (m.in. spór w rządzie o ustawę sądową czy sprawę "Willa plus").
Opozycja mogłaby jednak powiedzieć to samo. Ciszej jest o kłótniach wokół "wspólnej listy" czy kontrowersyjnego raportu C40 Cities o radykalnym ograniczeniu konsumpcji, pod którym podpisały się władze Warszawy (więcej na ten temat TUTAJ).
Dzięki podróży Joe Bidena do Polski i Ukrainy najbardziej problematyczne dla obu stron tematy zniknęły z medialnej agendy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Każdy chce się ogrzać przy Bidenie
Obie strony analizują jednak, jak na polską politykę może wpłynąć to ważne wydarzenie.
Jasne jest, że na obecności Bidena w Polsce najbardziej skorzystała władza. Ogrzać się w cieple lidera światowego supermocarstwa, skupić na sobie uwagę świata - wymarzony scenariusz dla wszystkich rządzących. W dodatku Biden nie powtórzył tego, o czym mówił w Warszawie niemal dokładnie rok temu, a co było w różny sposób interpretowane: o praworządności, wolnych mediach i umacnianiu demokracji.
Ale zadowolona z rozwoju wydarzeń może być też największa formacja opozycyjna. Amerykański prezydent zdążył porozmawiać z Rafałem Trzaskowskim i Donaldem Tuskiem. Były to krótkie, kurtuazyjne rozmowy, ale - jak podkreślają nasi rozmówcy - ważne i symboliczne.
- To docenienie liderów największej partii opozycyjnej, a zarazem sygnał, że przywódca USA liczy się z każdym ważnym politykiem w Polsce. No i zakłada, że za kilka miesięcy władza w Polsce może się zmienić - mówi polityk PO.
W cieniu tych rozmów doszło jednak do pewnych napięć. Otóż politycy PO z otoczenia Donalda Tuska, zapowiadając kilka godzin wcześniej nieoficjalnie spotkanie szefa Platformy z amerykańskim przywódcą, sygnalizowali, że będzie to dłuższa i poufna rozmowa. Tymczasem okazało się, że Biden jedynie wymienił kilka zdań z Tuskiem, a spotkanie odbyło się przy świadkach w kuluarach Arkad Kubickiego.
W dodatku krótkie spotkanie Tuska z Bidenem odbyło się po rozmowie prezydenta USA z włodarzem Warszawy i wiceszefem PO Rafałem Trzaskowskim. Ludzie z otoczenia obu liderów PO starali się rozgrywać tę sytuację i wysyłać w tej sprawie do dziennikarzy sprzeczne sygnały.
Słowem: ludzie Trzaskowskiego nieoficjalnymi kanałami przekonywali, że to jednak rozmowa prezydenta Warszawy z prezydentem Bidenem miała większą wagę i trwała dłużej (według współpracowników Trzaskowskiego - ok. 5 min, choć świadkowie twierdzą, że krócej) niż rozmowa Tuska z amerykańskim przywódcą (która była krótsza i odbyła się dzięki zaproszeniu ambasady USA w Polsce).
- Wyszło mało zręcznie, niepotrzebne przepychanki - komentowano później w kuluarach.
Niezapowiedziane wcześniej rozmowy Bidena z Trzaskowskim i Tuskiem mogły jednak wywołać niezadowolenie w PiS. Rządzący bowiem liczyli, że w całości zagospodarują wizerunkowo przyjazd prezydenta USA. Tak się nie stało, a w dodatku - wbrew oczekiwaniom - okazało się, że Biden miał w planach odwiedzić nie tylko Warszawę, ale także Kijów.
I to ta druga wizyta miała większy kaliber, aniżeli - zdaniem PiS - zachowawcze wystąpienie Bidena w ogrodach Zamku Królewskiego w Warszawie, które nie do końca spodobało się nawet Jarosławowi Kaczyńskiemu.
Prezes PiS określił je krótko, z uśmiechem na ustach: "Nic nie powiedział" (nagranie można obejrzeć TUTAJ). Jak się jednak okazuje, Kaczyński oddał tym samym emocje panujące powszechnie w PiS. W partii rządzącej można bowiem usłyszeć, że przemówienie Bidena było - owszem - ważne symbolicznie, ale mało konkretne. - Liczyliśmy na więcej. Doceniamy słowa podziękowań dla Polaków, ale zbyt mało było o działaniach polskiego państwa. Zabrakło też bardziej konkretnej perspektywy dotyczącej sposobu i planu zakończenia wojny - wyjaśnia jeden z polityków obozu władzy.
Amerykanie sondują sytuację
Wizyta Bidena w Polsce wciąż jednak trwa. I może przynieść całkiem wymierne korzyści dla naszego państwa. - Na konkrety przyjdzie czas podczas spotkania Bukaresztańskiej Dziewiątki w Pałacu Prezydenckim. Wystąpienie w ogrodach Zamku Królewskiego było przesłaniem do wolnego świata. Nie było w nim miejsca na techniczne szczegóły - tłumaczy w rozmowie z dziennikarzem Wirtualnej Polski dr Andrzej Anusz, historyk i politolog.
Podkreśla też, że Joe Biden nie przyjechał do Polski po to, by - jak chcieliby niektórzy politycy PiS - wprost wspierać formację rządzącą. - Miał inny cel. PiS stanowi zaplecze polityczne rządu, który w sprawach dotyczących bezpieczeństwa czy wsparcia Ukrainy ściśle współpracuje ze Stanami Zjednoczonymi, a tego typu decyzje są dobrze oceniane. Nie może być jednak mowy o wsparciu politycznym dla PiS ze strony amerykańskiego przywódcy. Joe Biden spotkał się przecież podczas tej wizyty również z politykami opozycji - zaznacza dr Anusz.
Dodaje jednak przy tym, że siłą rzeczy wizyta Joe Bidena będzie wizerunkowym wzmocnieniem dla ugrupowania rządzącego, bo "wpisuje się ona w politykę prowadzoną przez PiS i Andrzeja Dudę ukierunkowaną na bezpieczeństwo". - Parta rządząca na niej zyska - twierdzi politolog.
Nasz rozmówca dodaje jednak, że to znamienne, że prezydent USA spotkał się również (choć na krótko) z liderami polskiej opozycji. - Joe Biden ma świadomość, że za kilka miesięcy odbędą się w Polsce wybory. Przygląda się tej sytuacji. Myślę, że prezydent USA, spotykając się z Donaldem Tuskiem i Rafałem Trzaskowskim, mógł chcieć uzyskać informację dotyczącą kontynuacji polityki bezpieczeństwa po ewentualnej wygranej opozycji. Mam nadzieję, że przewodniczący PO potwierdził, że gdyby doszło jesienią do zmiany władzy, to w kwestii wsparcia dla Ukrainy i bezpieczeństwa będzie kontynuacja - mówi dr Anusz.
Jak dodaje, "to też pokazuje, że Stany Zjednoczone obserwują sytuację w Polsce i zakładają, że ta sytuacja może się odwrócić". - Niezależnie jednak od tego, kto będzie rządził po wyborach, to prezydent Andrzej Duda jest gwarantem kontynuacji polityki dotyczącej bezpieczeństwa. Jego dodatkowym atutem są bardzo dobre relacje z prezydentami USA i Ukrainy - konkluduje Anusz.
Michał Wróblewski, dziennikarz Wirtualnej Polski
Napisz do autora: Michal.Wroblewski@grupawp.pl