Niedosyt po wystąpieniu Bidena. "Było jak ciepła woda"
- Należy brać wizytę w Kijowie i w Warszawie razem. Jeśli skupilibyśmy się tylko na polskim wystąpieniu, czegoś zabrakło - zaznacza gen. prof. Bogusław Pacek. Po przemówieniu Joe Bidena w Warszawie również inni eksperci, z którymi rozmawiała Wirtualna Polska, odczuwają niedosyt.
Joe Biden wygłosił we wtorek przemówienie na terenie Ogrodów Królewskich w Arkadach Kubickiego w Warszawie. Ambasada Stanów Zjednoczonych zapraszała na - jak zapowiadano - historyczne wystąpienie prezydenta USA wszystkich obywateli i mieszkańców.
Prezydent podkreślił, że był w Polsce rok temu, "gdy Putin rozpoczął swoją morderczą agresję na Ukrainę, gdy zaczął największą wojnę lądową od czasu II wojny światowej". Powiedział, że przed rokiem świat stanął przed możliwością upadku Kijowa, a zasadom, które były kamieniem węgielnym pokoju przez 75 lat - groziło zawalenie. - Ale ja stamtąd właśnie wróciłem i zapewniam: Kijów się trzyma, dumnie trzyma głowę wysoko, a przede wszystkim jest wolny - oświadczył Biden.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Orędzie Putina. Dyktator odleciał. Tak karmił kłamstwami Rosjan
- Naród ukraiński jest za mocny, a demokracje od Atlantyku do Pacyfiku zjednoczone i silne. Zamiast finlandyzacji NATO, Putin doczekał się natoizacji Finlandii i Szwecji - podkreślił amerykański przywódca.
"To, co chciał zrobić, zrobił już w Kijowie"
Wystąpienie Joe Bidena w Warszawie pozostawiło jednak wśród komentatorów pewnego rodzaju niedosyt. Prof. Daniel Boćkowski, ekspert ds. bezpieczeństwa z Uniwersytetu w Białymstoku, w rozmowie z Wirtualną Polską mówi, że zawsze, kiedy mówimy, że coś będzie historyczne, oczekujemy, że wydarzy się coś wyjątkowego. - Że Joe Biden solidnie, werbalnie przetrzepie skórę Putinowi, wychwali nas pod niebiosa, powie, że 60 Abramsów za chwilę ląduje w Galaxy (czołgi Abrams można transportować drogą powietrzną, w USA służą do tego ciężkie samoloty transportowe C-5 Galaxy - red.) i w ogóle będziemy niesamowici. Ale tego prezydent USA nigdy nie powie - ocenia ekspert.
- Po pierwsze dlatego, że jest politykiem. Po drugie dlatego, że kwestie natowskie rozwiązuje się w ramach struktur NATO. Po trzecie, bo tak naprawdę to było przemówienie amerykańskiego prezydenta w Polsce poświęcone rocznicy ataku Rosji na Ukrainę. Mało tego, to było przemówienie do Polaków, Ukraińców, wolnego demokratycznego świata i do swoich wyborców w USA. Trudno, żeby prezydent Biden uznał, że kluczem jest narracja, którą część naszych rodaków uważa za słuszną, czyli że po kowbojsku trzeba dokopać Putinowi - mówi prof. Boćkowski.
I dodaje: - To, co chciał zrobić, zrobił już w Kijowie. Pokazał Putinowi jak "staruszek Joe" działa. Przesłanie było wystarczające. Poza tym pamiętajmy, że działania Bidena są znacznie ostrzejsze niż przemówienia.
"Przemówienia nie zawsze muszą się podobać"
- Celem było coś innego. Był nim przekaz kilku kluczowych haseł, które są istotne dla USA. Przede wszystkim: zjednoczeni sojusznicy w ramach NATO, cały świat, który podziela amerykańskie wartości, nigdy nie pozwoli na to, by jakiekolwiek państwo utraciło wolność - w tym wypadku Ukraina. To było ważne dla Amerykanów, Ukraińców i dla nas. To dotyczy też naszego bezpieczeństwa - ocenia profesor.
Ponadto - jak zauważa - istotne dla USA jest także niezbywalne prawo do wolności, pomoc Polski dla Ukrainy, jasno podzielony świat na część dobra i zła. - Przemówienia jednak mają swoje prawa, mają swoją dynamikę i nie zawsze muszą się podobać. Jeśli przyjazd do Kijowa był - jak u Hitchcocka - trzęsieniem ziemi, oczekiwaliśmy, że wystąpienie w Warszawie będzie "bardziej" - wyjaśnia prof. Boćkowski.
"Za dużo pochwał też nie do końca jest dobre"
- Było to przemówienie dobrze skonstruowane, dobrze wygłoszone, ale pozbawione jakichkolwiek konkretów, treści, której, przynajmniej część ludzi, a na pewno ja, oczekiwało - mówi prof. Zbigniew Lewicki. I dodaje, że "jeżeli amerykańska ambasada zapowiada, że to będzie przemówienie historyczne, niech ono takie będzie".
- Tymczasem okazało się, że przemówienie było trochę głaszczące po główce. Ile razy można mówić: Polacy - sprawdziliście się, dobrzy jesteście, udzieliliście pomocy? To wiemy. Za dużo pochwał też nie do końca jest dobre - ocenia.
Przemówienie jak "ciepła woda"
W jego ocenie oczekiwania dotyczyły konkretów. - Albo możliwej ścieżki dochodzenia do pokoju, albo wyraźnego stwierdzenia dotyczącego dodatkowego uzbrojenia dla Ukrainy lub dla nas - mówi. I podkreśla: - Tymczasem było wyważone przemówienie, nikomu nieszkodzące. Poza Putinem, oczywiście, ale to żadna sztuka, bo to normalne zachowanie całego Zachodu.
Prof. Zbigniew Lewicki nawiązał do wystąpienia Donalda Trumpa na Placu Krasińskich z lipca 2017 roku. - Było w nim i Powstanie Warszawskie, i nazwiska, konkrety, było ono porywające. A tu była ciepła woda, a ona - poza tym, że jest przyjemna - nie daje żadnych dodatkowych doznań - ocenia rozmówca WP.
"Sądziłem, że musi być specjalny powód, że przyjeżdża do Warszawy"
Gen. prof. Bogusław Pacek, dyrektor Instytutu Bezpieczeństwa i Rozwoju Międzynarodowego, w rozmowie z Wirtualną Polską również wyraża pewien niedosyt. - Trudno przemówieniu cokolwiek zarzucić. Ale jeśli prezydent USA w ciągu jednego roku przyjeżdża dwa razy do jednego państwa, to coś znaczy - mówi.
- Spodziewałem się, że będą konkrety na temat flanki wschodniej, działań, które może zainicjować prezydent, że z czymś przyjeżdża. Sądziłem, że musi być jakiś specjalny powód, że przyjeżdża do Warszawy - dodaje generał.
W jego ocenie wszystkie wątki przemówienia były przemyślane i bardzo ważne. - Od strony politycznej to było wzorcowe przemówienie, w stylu prezydenta supermocarstwa. Skoro jednak miało to być słowo do Polaków i do świata, spodziewałem się deklaracji związanych ze wzmocnieniem Europy Środkowowschodniej, która potrzebuje odpowiedzi na to, co robi Putin. Myślałem, że być może zdecydujemy się na stałe bazy USA, skoro NATO czuje zagrożenie ze strony Rosji - wyjaśnia gen. Pacek.
- Należy brać wizytę w Kijowie i w Warszawie razem. Jeśli skupilibyśmy się tylko na polskim wystąpieniu, czegoś zabrakło - dodaje.
"Dla słuchaczy odniesienie do Mołdawii było niewątpliwie abstrakcyjne"
Prof. Daniel Boćkowski ocenia, że wplecenie w wystąpienie kwestii Mołdawii i Białorusi było bardzo ciekawe. - Wiadomo, w jakim kierunku Alaksandr Łukaszenka pchnął Białoruś i jaka sytuacja tam panuje. To nie zmienia faktu, że Biden mówił o białoruskim prawie do wolności - mówi.
Wdzięczność za odniesienie do kwestii białoruskich okazała Swiatłana Cichanouska, liderka białoruskiej opozycji. Na Twitterze podziękowania "za uznanie demokratycznych sił Białorusi". "Jak powiedział prezydent Biden, trwamy w naszej walce o demokrację, ponieważ stoimy razem. I będziemy nadal zjednoczeni w obronie wolności tak długo, jak to będzie konieczne" - kontynuowała.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Żaneta Gotowalska, dziennikarka Wirtualnej Polski
WP Wiadomości na:
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski