Okaleczeni weterani wściekli na Putina. Metalowy hak zamiast ręki

Rosyjska propaganda utwierdza weteranów "specjalnej operacji wojskowej", że są nową rosyjską elitą we wspaniałym i potężnym państwie. Mit upada, kiedy wracają z wojny ranni i trafiają do rosyjskich szpitali. Zderzenie z rzeczywistością jest bardzo bolesne.

Ok. 360 tys. rosyjskich żołnierzy straciło na wojnę rękę lub nogę
Ok. 360 tys. rosyjskich żołnierzy straciło na wojnę rękę lub nogę
Źródło zdjęć: © Facebook

Na początku lutego prezydent Wołodymyr Zełenski poinformował, że według ukraińskich szacunków w ciągu trzech lat wojny zginęło 300-350 tys. rosyjskich żołnierzy, a 600-700 tys. zostało rannych. W przypadku zabitych ukraińskie dane mogą - i prawdopodobne są - zawyżone.

Międzynarodowy Instytut Studiów Strategicznych (IISS), uznany londyński think tank, który od 1958 roku zajmuje sie analizą spraw międzynarodowych, bezpieczeństwa, obronności i geopolityki szacuje, że do stycznia 2025 roku zginęło co najmniej 172 tysiące rosyjskich żołnierzy, a 611 tysięcy zostało rannych, z czego 376 tysięcy odniosło ciężkie obrażenia.

Zełenski dodał, że niewielki stosunek zabitych do rannych wynika ze słabości rosyjskiej medycyny pola walki, a ponadto Rosjanie mają trudności z ewakuacją rannych z pola bitwy.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Ukraińcy żołnierze załamani? "Zachód chce się poddać za nich"

Niech żony kupią wam tampony

Nie jest to nic zaskakującego. O brakach w osobistym wyposażeniu rosyjskich żołnierzy głośno mówią nawet kremlowskie media. Słynna stała się scena podczas pierwszej fali tzw. częściowej mobilizacji, kiedy okazało się, że zabrakło zestawów medycznych. Żołnierka tłumaczy zmobilizowanym, że wystarczą apteczki samochodowe. Do tego będą potrzebowali tabletek na rozwolnienie i... tamponów.

Na filmie kobieta zaleca, żeby żony kupiły zmobilizowanym najtańsze tampony i wyjaśnia, że są one potrzebne to zatamowania krwotoków po zranieniu. Faktycznie na kursach TC3 (kursy taktycznej opieki nad poszkodowanymi na polu walki) często przywołuje się tę metodę jako sposób na zabezpieczenie rany w przypadku braku podręcznego pakietu. Tyle że to rozwiązanie awaryjne. W żadnej armii NATO ani w Siłach Zbrojnych Ukrainy żołnierzy nie wysyła się na front bez stazy taktycznej i środków hemostatycznych.

Mimo że od tamtej sceny minęły dwa lata, rosyjscy żołnierze nadal nie przechodzą kursów ratownictwa pola walki nawet na najniższym poziomie, który powinien być znany każdemu żołnierzowi. Ich indywidualne pakiety medyczne również znacznie odbiegają poziomem od stosowanych w armiach NATO. Dlatego często, nawet w przypadku mniej groźnych ran, dochodzi do śmierci.

Niewiele lepiej jest nawet wtedy, gdy Rosjanom uda się ewakuować żołnierza z poważnymi ranami kończyn. Kończy się to przeważnie amputacją ręki czy nogi, bo w zasadzie ranny spada z deszczu pod rynnę.

Rosyjskie szpitale

W 2021 r. rosyjski system opieki zdrowotnej znalazł się na 56. miejscu wśród 95 krajów. Analitycy ocenili ogólną jakość opieki zdrowotnej, dostęp do placówek, wyposażenie szpitali, poziom kompetencji zawodowych pracowników służby zdrowia i koszty usług. Gorzej wypadły jedynie państwa afrykańskie, biedne kraje Azji jak Kambodża i Bangladesz, czy autorytaryzmy, jak Korea Północna i Afganistan.

Problematyczny jest przede wszystkim dostęp do placówek medycznych. Centrum analityczne NAFI w 2021 r. opublikowało badanie, z którego wynika, że w miejscowościach poniżej 500 tys. mieszkańców prawie połowa ankietowanych miała problem z dostępnością do placówek medycznych, a jeśli one były, to brakowało lekarzy. Na rosyjskiej prowincji problem z dostępem do lekarza miało już 80 proc. osób.

Rosyjskie ośrodki badawcze podkreślają, że dużym problemem jest niedofinansowanie badań naukowych w zakresie tworzenia leków i szczepionek oraz niska dostępność usług medycznych, zwłaszcza dla osób o ograniczonej sprawności ruchowej.

NAFI zauważyło, że 66 proc. badanych zwróciło uwagę na bariery, na jakie napotykają ludzie starający się o przyznanie dofinansowanie na opiekę medyczną z wykorzystaniem zaawansowanych technologii, a 58 proc. podkreśliło, że osoby, które często potrzebują programów rehabilitacyjnych, nie mogą uzyskać na nie skierowania.

Rosjanie zwracają uwagę, że po wybuchu wojny sytuacja stała się jeszcze gorsza, a przecież pod opiekę takiego systemu opieki zdrowotnej trafiają ranni żołnierze.

Droga niby łatwa, ale kręta

Według oficjalnych statystyk opublikowanych przez Ministerstwo Pracy i Opieki Społecznej Federacji Rosyjskiej ok. 54 proc. żołnierzy, którzy stali się inwalidami w wyniku działań bojowych, miało amputowaną kończynę. Spośród nich około 80 proc. straciło nogę, a 20 proc. rękę. W sumie mowa o około 360 tys. ludzi.

Ministerstwo w swojej propagandzie podkreśla, że "protezy dla personelu wojskowego mają obecnie ogromne znaczenie, a nowoczesne technologie pozwalają osobom, które częściowo lub całkowicie utraciły kończynę, prowadzić aktywny tryb życia". Tyle teoria, z praktyką jest gorzej.

Zgodnie z prawem weterani mają prawo do otrzymania nowoczesnej protezy za darmo. Wystarczy, że przejdą całą procedurę leczenia i rehabilitacji, a potem staną przed komisją orzekającą i złożą wniosek. Jak można przeczytać na stronie ministerstwa, posiedzenie komisji odbywa się maksymalnie w ciągu trzech miesięcy od zakończenia rehabilitacji.

Ministerstwo pisze: "Zaletą tej metody jest to, że nie musisz płacić pieniędzy. Wadą jest konieczność oczekiwania nawet 6 miesięcy lub dłużej oraz brak możliwości wyboru konkretnego modelu protezy".

Są także szybsze drogi. Żołnierz może sam zamówić odpowiednią protezę, zapłacić za nią z odszkodowania, a potem złożyć wniosek o zwrot kosztów albo przez serwis Gosusługi zgłosić zapotrzebowanie na protezę, a rozliczenie jest bezgotówkowe. Wówczas dostaje się protezę tymczasową, ale oczekiwanie na końcową może być dłuższe.

Hak zamiast bionicznej ręki

Rosyjscy żołnierze narzekają, że zamiast obiecanej bionicznej protezy dostają pirackie haki, albo niepasujące zamienniki, które powodują kolejne problemy ruchowe. Znana w Rosji stała się historia Wadima Szaripowa z Jakucji, który na Ukrainie stracił rękę i zamiast bionicznej protezy otrzymał właśnie metalowy hak. Cała procedura, zgodnie z prawem trwała prawie rok po odniesieniu obrażeń.

Ministerstwo i producent odpowiedzieli: jak się nie podoba, to Szaripow ma napisać odmowę przyjęcia protezy i kupić sobie samemu. Weteran pozwał Ministerstwo Obrony i Ministerstwo Pracy i Opieki Społecznej. Nim jednak nastąpi rozstrzygnięcie, protezę dostał od organizacji charytatywnej.

Jego przypadek nie jest odosobniony. Rosyjskie opozycyjne media, jak "Nastojaszcieje Wriemia" czy "Gazieta.ru", opisują dziesiątki żołnierzy wystawionych przez władze do wiatru. Rządowe media znalazły winnego i bynajmniej nie jest nim sypiący się system opieki zdrowotnej, ale kraje Zachodu, które nałożyły na Rosję sankcje.

Iwan Chudiakow, szef moskiewskiego centrum protetyki i ortopedii na łamach opozycyjnego "Goworit NieMoskwa" wyjaśnił, że produkcja nowoczesnych protez przed wojną w 90 proc. była zależna od zagranicznych komponentów. A po nałożeniu sankcji stanęła. Wiceminister pracy Aleksiej Wowczenko zapewniał, że "rodzime produkty nie odbiegają jakością od zachodnich".

Rzeczywistość znów pokonała władze. Rosyjscy żołnierze skarżą się, że krajowe komponenty protez "nie zawsze spełniają standardy jakości", a poza tym, jest ich za mało.

Rosyjskie media opisują, że w protezach dłoni, które otrzymują żołnierze, odpadają palce, w protezach nóg nie zginają się kolana i zdarza się, że rozkręcają się łączenia stawów. "Nastojaszcieje Wriemia" twierdzi, że po odesłaniu zepsutej protezy niepełnosprawni nie otrzymują zastępczej i są osoby, które nie mogły korzystać z protezy przez dziewięć miesięcy, ponieważ tyle trwała naprawa.

Po kolejnych protestach, odwołaniach i pozwach minister obrony Andriej Biełousow na posiedzeniu zarządu Ministerstwa Obrony oświadczył, że od tego roku "zmieni się system zapewniania opieki medycznej weteranom, którzy doznali poważnych obrażeń skutkujących amputacją kończyn". Na razie zmieniło się jedynie to, że ranni nie muszą już jeździć na komisje lekarskie do szpitala, w którym byli leczeni, co często oznaczało podróż przez pół Federacji.

Są już zbędni

Państwo rosyjskie kolejny raz pokazuje, że obywatele są jedynie narzędziem – jeśli się zepsuje, jest zbędne. Podobnie słabą opiekę mieli weterani II wojny światowej oraz wojen w Afganistanie i Czeczenii. Z tych pierwszych od 1948 r. regularnie "czyszczono" z ulic miast, aby "utrzymać estetykę".

Od 1951 r. usuwanie inwalidów z ulic zostało usankcjonowane prawnie dekretem Prezydium Rady Najwyższej ZSRR "O sposobach walki z antybolszewickimi elementami pasożytniczymi". Ostatnia taka akcja miała miejsce przed Igrzyskami Olimpijskimi w Moskwie.

Inwalidów osadzano w obozach na podstawie kryminalnych paragrafów kodeksu karnego o włóczęgostwie, żebractwie i pasożytnictwie. Obozy w oficjalnych dokumentach były nazywane sanatoriami lub internatami. Niewiele jednak różniły się od kolonii karnych. Weteranom nawet "proponowano" pracę w "sanatoryjnych" zakładach pracy.

Na razie weterani inwazji na Ukrainę nie muszą żebrać, ponieważ jeszcze mają pieniądze z wysokich odszkodowań. Pozostaje pytanie, co się stanie, kiedy pozostanie im głodowa renta inwalidzka? Kreml raczej nie będzie miał skrupułów.

Sławek Zagórski dla Wirtualnej Polski

Wybrane dla Ciebie