Ciała rosyjskich żołnierzy są przechowywane w wagonach-chłodniach© East News | AP

Swoich porzucamy. Trupa rosyjskiego żołnierza taniej zostawić na polu bitwy niż zabrać do domu

Odstępując, Rosjanie porzucają wszystko. Sprzęt bojowy, poległych, a nawet rannych. Przy tej temperaturze z daleka czuć, gdzie były ich pozycje. Im bliżej linii frontu, tym odór rozkładu jest intensywniejszy.

Białe kombinezony, kaptury zaciągnięte na twarzach. Maseczka, rękawice. W pełnym zabezpieczeniu trzech wojskowych ekspertów wspina się po chybotliwej drabince.

Na zewnątrz żar leje się z nieba. Ale w środku wagonu-chłodni jest kilka stopni powyżej zera. Chwilowa ulga, zanim odór rozkładu uderzy w nozdrza.

W wagonie kilkadziesiąt ciał. Każde zapakowane w biały worek z grubego plastiku. Każde starannie ułożone, jedno obok drugiego.

Po prawej stronie ciała po wstępnych oględzinach. Na każdym worku wisi numerek, czarnym markerem napisana data i miejsce ekshumacji. Z rzadka imię i nazwisko.

Po lewej stronie ciała jeszcze nieponumerowane. Te są dopiero co po ekshumacji. Mężczyźni biorą pierwszy z brzegu worek. Kładą go na środku.

Jeden z wojskowych zaczyna oględziny. Drugi je nagrywa. Trzeci notuje.

Ciało jest drobne.

Młody mężczyzna.

Zaawansowane stadium rozkładu.

Głowy - brak.

Pięści zaciśnięte.

Wagon-chłodnia z ciałami zabitych Rosjan
Wagon-chłodnia z ciałami zabitych Rosjan© Wirtualna Polska | Tatiana Kolesnychenko

Eksperci sprawdzają zawartość kieszeni. Czasami znajdują prywatne rzeczy - karty płatnicze, telefony. Częściej cudze - złupione pieniądze, złoto, srebro. Czasem nic nie wartą, plastikową biżuterię.

Tym razem kieszenie są puste. Oprócz paczki sztormowych zapałek nie ma w nich nic. Żadnych dokumentów. Nie ma nawet nieśmiertelnika.

Zachowały się tylko imienne naszywki: Ałchunow A. R., Siły Zbrojne Federacji Rosyjskiej. To jednak za mało, aby potwierdzić tożsamość. Eksperci wymieniają spojrzenia. Kolejny bezimienny pasażer w pociągu-chłodni pod Kijowem. Bez szans na powrót do domu.

- Rosja napadła na Ukrainę, używając hasła "swoich nie porzucamy". W rzeczywistości nie chce zabierać ciał żołnierzy. Tym bardziej niezidentyfikowanych. Wysyłają zapytania tylko w sprawie konkretnych osób. Interesują ich Iwanow, Pietrow czy Sidorow, bo byli czyimiś krewnymi - mówi pułkownik Wołodymyr Liamzin.

***

Sytniaky, wieś niedaleko Makarowa w obwodzie kijowskim. Oleksandr milknie. Pogrąża się w myślach.

Czy powinien był chować domniemanego Ałchunowa A. R. i kilkunastu innych Rosjan? A może pozwolić psom i dzikim zwierzętom rozciągnąć ich ciała po okolicy? W pierwszych dniach wojny nikt sobie nie wyobrażał, do jakich zbrodni są zdolni. Poza tym to dziwne uczucie, kiedy ludzkie ciała tak po prostu leżą na drodze. 

- Rosjanie wjechali do naszej wsi 27 lutego. Zapewne chcieli trafić do leżącego po drugiej stronie trasy żytomierskiej Makarowa. Znaki drogowe były zdemontowane, skręcili nie w tę stronę. Zabłądzili.

Ukraińska artyleria namierzyła i rozbiła kolumnę. Ocalali żołnierze porzucili wszystko i rozpierzchli się po okolicznych lasach.

- Liczyłem, że wrócą po swoich poległych, jak ucichnie ostrzał. Byli przecież 10 km stąd. Już wtedy okupowali część Makarowa.

Ale ciała dalej leżały na środku jezdni. Oleksandr pomyślał: jeśli ich nie pochowamy, we wsi wybuchnie epidemia chorób zakaźnych. Skrzyknął kilku miejscowych. Pozbierali trupy, załadowali je na przyczepę i zakopali na uboczu wsi.

- Trudniej było z dywersantami. Najechali osobowym autem na minę. Trzeba było włożyć gumowe rękawice i zbierać ich kawałek po kawałku.

Po wyzwoleniu obwodu kijowskiego Oleksandr dowiedział się, że w samym tylko Makarowie Rosjanie zakatowali 143 cywilów. A jeszcze Bucza, Irpień, Hostomel i wiele innych miejscowości. Łącznie ponad 1300 zabitych.

Policja, służby sanitarne, wolontariusze. Siły z całej Ukrainy były zaangażowane w zbieranie ciał i ekshumację cywilów. Ale ktoś musiał zająć się też oprawcami. Ciałami rosyjskich żołnierzy porzuconymi w okopach. Spalonymi zwłokami w podbitych czołgach i transporterach opancerzonych. Fragmentami ciał, którymi były usiane miejsca bitew. Ekshumacją pochowanych, jak w Sytniakach.

 Wagon-chłodnia z ciałami zabitych Rosjan
Wagon-chłodnia z ciałami zabitych Rosjan© Wirtualna Polska | Tatiana Kolesnychenko

To mało wdzięczne zadanie spadło na Liamzina i jego zespół. Do tej pory w obwodzie kijowskim znaleźli i zabezpieczyli ponad 200 ciał rosyjskich żołnierzy. To zaledwie promil.

- W lasach leży jeszcze mnóstwo ciał. Porzuceni ranni i zabłąkani "wyzwoliciele". Oni już nigdy nie wrócą do domu. Zanim tereny zostaną rozminowane, dzikie zwierzęta nie zostawią nawet kości. Do jesieni już nie będzie co zbierać.

***

Kapitan Anton Iwannikow patrzy zmęczonym wzrokiem. Nie jest skory do rozmowy. Na zewnątrz ponad 30 stopni Celsjusza, a przed nim i jego kolegą kolejny dzień poszukiwań. Dziesiątki, może setki kilometrów po rozbitych drogach w obwodzie charkowskim. Przez opustoszałe i całkowicie zniszczone wsie. Pod ciągłym echem ostrzałów.

Pracują codziennie. Zawsze we dwóch.

Ukraińskie wojsko wyzwoliło dużą część obwodu charkowskiego w połowie maja. Odstępując, Rosjanie porzucali wszystko. Sprzęt bojowy, rannych i poległych. Przy tej temperaturze z daleka czuć, gdzie były rosyjskie pozycje. Im bliżej linii frontu, tym odór jest intensywniejszy.

Docierając do okopów, Iwannikow i jego kolega oceniają sytuację. Porzucili swoich, bo uciekali w popłochu? Czy zostawili pod jednym z ciał "niespodziankę" w postaci odbezpieczonego granatu? Ruszysz trupa i zaraz masz dwa trupy.

Dlatego Iwannikow ma w bagażniku tzw. "koszkę", metalowy hak. Zaczepia nim o but albo kamizelkę denata. Odchodzi na kilkadziesiąt metrów. Z ukrycia szybkim, gwałtownym ruchem przeciąga ciało do siebie. Raz. Drugi. Cisza. Nie jest zaminowany.

 Nie zawsze rzeczy znalezione przy zwłokach pomagają zidentyfikować zabitego Rosjanina
Nie zawsze rzeczy znalezione przy zwłokach pomagają zidentyfikować zabitego Rosjanina© Wirtualna Polska | Tatiana Kolesnychenko

Po chwili na miejsce docierają sanitariusze. Pakują ciało w biały worek. Najpierw trafi do ekspertów medycyny sądowej. Dokonają oględzin. Zanotują znaki szczególne. Pobiorą próbkę DNA. Kiedy skończą, sanitariusze zawiozą ciało do pociągu-chłodni. Identycznego jak pod Kijowem.

***

Każde ciało to dowód zbrodni. Rosjan przeciwko Ukraińcom. Czasem też Rosjan przeciwko samym sobie.

Dziennikarz Maksym Edel spędził pierwszy miesiąc wojny w Ochtyrce. To 50-tysięczne miasteczko w obwodzie sumskim prowadziło nierówną, partyzancką walkę. Obrona terytorialna, zasadzki i bayraktary przeciwko czołgom, artylerii, awiacji, bombom termobarycznym i fosforowym.

Na początku kwietnia Rosjanie zaczęli się jednak wycofywać z obwodu. - Mieli czas i tylko 50 km do swojej granicy. I tak porzucili poległych.

Część zabitych miała założone opaski zaciskowe na rękach lub nogach.

- Mieli rany postrzałowe albo otwarte złamania. Kontuzje, od których nie umrzesz, jeśli otrzymasz pierwszą pomoc medyczną. Oni po prostu się wykrwawili. Nikt im nie pomógł.

- Dopóki żołnierz rosyjski trzyma w rękach broń, stanowi jakąś wartość. Ranny, a tym bardziej martwy, przestaje być potrzebny swojej wielkiej ojczyźnie - mówi Serhij. W jego głosie nie ma ani pogardy, ani złości do Rosjan. Litości też nie ma. Jest niezrozumienie.

W bitwie o Kijów Serhij stracił nogę. Gdyby nie koledzy, którzy nieśli go kilka kilometrów do punktu medyków, nie leczyłby się dzisiaj w Niemczech. Nie czekałby na protezę i powrót do rodziny. Nie widziałby ciągle tych samych obrazów, kiedy zamyka oczy.

Kolumna rosyjskich czołgów
Kolumna rosyjskich czołgów© GETTY | SOPA Images

Oni, ukraińscy żołnierze, siedzą w zasadzce pod Browarami. Czekają na rosyjską kolumnę. Nadjeżdża. W ruch idą ręczne granatniki przeciwpancerne. Po chwili część czołgów już płonie. Rosjanie zeskakują z nich, rzucają się do ucieczki. Świszczą kule.

Część żołnierzy osuwa się na ziemię. Jeden pada na środku jezdni. Jest ranny, nie może się podnieść. Macha rękoma, bo widzi, że czołg jedzie prosto na niego. Czołgista też go widzi. Z kilkudziesięciu metrów wszystko widać.

Nie zatrzymuje się. Huczy artyleria.

Nie słychać krzyków.

***

Dlaczego Rosjanie traktują tak swoich poległych? Olech krzywi się na to pytanie.

- Wojna to nie Konwencje Genewskie - mówi odwracając wzrok.

Dowodził jednostką, która broniła Popasnej w obwodzie ługańskim. Walczyli zaciekłe. Straty były duże. Po obu stronach.

- Zawsze zbieramy ciała swoich. Choćby kawałki. Zasługują na pochówek. Ich rodziny na to zasługują. Ale zdarzają się sytuacje bez wyjścia. Jak w Popasnej. Zostawiliśmy tam naszych chłopców. Artyleria pracowała tak, że nikt żywy by stamtąd nie wrócił.

Ale u Rosjan to wygląda inaczej. Zawsze porzucają spalone albo mocno zmasakrowane trupy. Całe czasem zabierają, czasem zostawiają. Na pewno nie ryzykują dla rannych, a już tym bardziej zabitych. Kiedy tracą przewagę podczas walki, porzucają wszystko. Po prostu uciekają. Mają gdzieś swoich towarzyszy.

Co robimy z ich ciałami? Na linii frontu łatwo rozwiązujemy takie problemy. Przyjeżdża koparka. Kopie dół. Wrzucamy ciała. Zakopujemy.

Chowamy ich jak bezpańskie psy. Tak jak oni nas na okupowanych terytoriach. Proszę mi wierzyć, takich zbiorowych mogił w Ukrainie jest wiele. Bardzo wiele. Będą je odkopywać przez dziesięciolecia. Jak po II wojnie światowej.

***

Pułkownik Liamzin nie wchodzi do pociągu-chłodni. Z zewnątrz obserwuje prace wojskowych ekspertów. Otwierają właśnie kolejny biały worek.

- Mamy tu szeregowych i oficerów. Funkcjonariuszy Rosgwardii, którzy mieli iść za wojskiem i pacyfikować cywilów. Całą załogę śmigłowca Mi-8, zestrzelonego pod Makarowem. A raczej szkielety i pojedyncze kości, które po nich zostały. Jest też gwiazda internetu - mówi Liamzin ze złośliwym uśmiechem.

Denis Cybenko, 27-letni magister zarządzania spod Pskowa. Maruder-rekordzista. Kiedy jego ciało wyciągnęli z podbitego pod Kijowem czołgu, kieszenie miał wypchane walutą i biżuterią. Część złotych kolczyków i łańcuszków była we krwi. Czy zdjął je z trupów Ukraińców? Czy wiózł w prezencie dla swojej młodej żony Olgi? Czy się przyjęła, kiedy ukraińscy hakerzy zaczęli jej wysyłać "odnowione" zdjęcie ślubne, gdzie obejmuje trupa Denisa?

 Ciało Denisa Cybenko i znalezione przy nim "łupy"
Ciało Denisa Cybenko i znalezione przy nim "łupy"© Telegram | @fr200_now

Wojskowi nie znają odpowiedzi na te pytania, ale są pewni, że rodzina Cybenki i tak ma dużo szczęścia. Prawdopodobieństwo, że kiedyś pochowają jego ciało, jest bardzo wysokie. Oprócz łupów, miał w kieszeni też książeczkę wojskową. Zidentyfikowane ciała Rosja odbiera w pierwszej kolejności.

- Niestety, większość rosyjskich żołnierzy szła do boju bez dokumentów. Odbierali je głównie starsi rangą wojskowi. Chcieli w ten sposób ukryć, że wysyłają na rzeź poborowych - mówi Liamzin.

Denis Cybenko wraz z żoną
Denis Cybenko wraz z żoną© Facebook

Bez analizy DNA ustalenie tożsamości 80 proc. rosyjskich wojskowych nie będzie możliwe. Dopóki żołnierze leżą w workach w ukraińskich pociągach-chłodniach, w samej Rosji są uznawani za zaginionych. Nie są wliczani do strat. Ich rodzinom nie należy się rekompensata - 7,5 mln rubli (ok. 600 tys. zł), którą na początku inwazji osobiście obiecywał Putin.

***

- Patrzę na to, co się dzieje w Ukrainie i mam okropne wrażenie, jakbyśmy powrócili do roku 1995 - mówi Walentyna Mielnikowa, sekretarz wykonawcza Związku Komitetów Matek Żołnierzy Federacji Rosji.

Był sylwester. Kremlowskie kuranty wybiły północ. Rosjanie wznieśli kieliszki z szampanem. W tym samym czasie wojska rosyjskie rozpoczęły szturm Groznego. Zaczęła się pierwsza wojna czeczeńska. Przed Ukrainą był to najkrwawszy konflikt, w jakim uczestniczyła Rosja.

- W pewnym momencie na ulicach Groznego leżało 2500 trupów rosyjskich żołnierzy. Dowództwo nie pozwalało ich stamtąd zabrać - wspomina Mielnikowa.

- Psy wygryzały żołnierzom kawałki ciał. Niektórym było widać kręgosłupy… To były wstrząsające obrazy - mówi reżyser, dokumentalista i były dyplomata Marcin Mamoń.

Szczątki wielu z tych żołnierzy nigdy nie wróciły do domu.

Ciało rosyjskiego żołnierza odkopane niedaleko wsi Andrijiwka w obwodzie Kijowskim. Pochowała je ukraińska Obrona Terytorialna. Zamiast wojskowych butów Rosjanin miał na sobie zwykłe adidasy
Ciało rosyjskiego żołnierza odkopane niedaleko wsi Andrijiwka w obwodzie Kijowskim. Pochowała je ukraińska Obrona Terytorialna. Zamiast wojskowych butów Rosjanin miał na sobie zwykłe adidasy© Facebook | Andrij Niebytow

- Dwa lata po pierwszej wojnie czeczeńskiej w ruinach zniszczonych budynków wciąż leżała masa ludzkich kości. Z niemal 100 proc. pewnością można powiedzieć, że należały do Rosjan.

W Czeczenii wciąż pozostaje ponad 700 zbiorowych mogił, w których chowano Rosjan. Ich szczątków nie zwrócono rodzinom.

Skala strat w Ukrainie będzie jeszcze większa.

- Nigdy nie było tak wielu zaginionych jak teraz - mówi Mielnikowa.

Według źródeł niezależnego rosyjskiego śledczego portalu "Ważne historie", do tej pory Ministerstwo Obrony RF otrzymało ponad 40 tys. skarg związanych z zaginięciem wojskowych w Ukrainie.

- Wojsko rosyjskie nie zbiera ciał swoich poległych i nie zawsze zabiera rannych. Taniej uznać ich za zaginionych - przyznaje Mielnikowa.

Jednostki wojskowe udzielają rodzinom tylko ustnych odpowiedzi. Zazwyczaj brzmią one tak: "Nie ma ciała, jest nadzieja". Jest to parafraza popularnego w Rosji powiedzenia: "Niet tieła, niet dieła", czyli nie ma ciała, nie ma sprawy.

***

Hermetyczne drzwi pociągu-chłodni ciężko się otwierają. Żeby załadować do środka kolejne worki z ciałami, trzeba będzie kilku ludzi.

- Nie oszukujmy się. Te ciała są nikomu niepotrzebne. Ani Rosji, ani tym bardziej nam. Ale musimy je zbierać. Musimy pokazać, że Ukraina trzyma się międzynarodowych konwencji. Musimy ich zbierać, bo to szansa dla naszych chłopaków na powrót do domu - mówi Iwannikow.

Wagon-chłodnia z ciałami zabitych Rosjan
Wagon-chłodnia z ciałami zabitych Rosjan© Wirtualna Polska | Tatiana Kolesnychenko

Po serii publikacji o niechcianych zwłokach rosyjskich żołnierzy, Moskwa złagodziła swoje stanowisko. W ciągu ostatniego miesiąca na linii frontu odbyło się kilka wymian ciał wojskowych.

- Ostatnia wymiana była 160 na 160. Ponad połowa ciał Rosjan pochodziła od nas, spod Charkowa. To chyba niezły wynik? 160 ukraińskich rodzin pochowa swoich bliskich. Pochowa naszych bohaterów - mówi Iwannikow.

Tatiana Kolesnychenko, dziennikarka Wirtualnej Polski

Czytaj też: