Nowa opozycja totalna. W PiS ma być bezwzględna dyscyplina albo posypią się kary
W klubie parlamentarnym Prawa i Sprawiedliwości ma obowiązywać bezwzględna dyscyplina. Jeśli ktoś wyłamie się w kluczowych głosowaniach w Sejmie, będzie zagrożony konsekwencjami. Słowem: ma być ostro i "totalnie". Taką opozycją będzie formacja Jarosława Kaczyńskiego.
Środa, Sejm. Dzień po pierwszym posiedzeniu izby niższej parlamentu nowej kadencji. Posłanki PiS organizują konferencję prasową, na której wyrażają swoje oburzenie z powodu braku akceptacji Sejmu na kandydaturę Elżbiety Witek na wicemarszałka, a także przekonują, że mamy przy Wiejskiej "neokomunę".
Debiutująca w poselskich ławach Agnieszka Wojciechowska van Heukelom twierdzi wręcz, że "Milicję Obywatelską zastąpiła dziś w Sejmie Koalicja Obywatelska". I że jej oraz posłankom PiS posłowie KO mieli rzekomo wygrażać na sali plenarnej, krzycząc: "załatwimy was".
Gdy zapytaliśmy występujące przed kamerami posłanki PiS, kto konkretnie im groził, nie wskazały nazwisk. Liczył się przekaz dla elektoratu PiS: nowa większość parlamentarna to dyktatura, a oddające władzę PiS to ofiara prześladowań politycznego reżimu Donalda Tuska.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jaką będziecie zatem opozycją? - zapytaliśmy posłankę van Heukelom. Ta odpowiedziała nam: - Konstruktywną.
Po czym stwierdziła, że Tusk to polityk moralnie upadły, że zdradził antykomunistycznych opozycjonistów, że "w kampanii jechał na hasłach wspierających funkcjonariuszy SB". Posłanka PiS stworzyła tym samym własną rzeczywistość, do której zaprosiła oddanych zwolenników swojej partii.
Bo głównie o to chodzi dziś największej formacji w Sejmie: mobilizację elektoratu i wywołanie przekonania, że PiS traci władzę z powodu zmowy elit: polskojęzycznych, unijnych i niemieckich.
Jarosław Kaczyński - narzucając ten przekaz - ma jeszcze kilka innych celów: umocnienie dychotomii, wzmacnianie opowieści o walce dobra ze złem, przekonanie o tym, że toczy się batalia o polską suwerenność, a PiS jest jedynym gwarantem "nierozpuszczenia się Polski w europejskiej federacji".
W ten sposób formacja Jarosława Kaczyńskiego ma działać w ławach opozycji przez kolejne cztery lata. Możliwe, że już na początku przyszłego roku PiS zorganizuje spotkanie w tej sprawie - wraz z prawicowymi środowiskami z kilku państw UE.
Co ciekawe, to sama posłanka van Heukelom, odpowiadając na pytanie dziennikarza WP, przyznała, że jej partię należy traktować jako opozycję. Stwierdziła wprost: - Będziemy opozycją.
Awantura w Sejmie? "To były pieszczoty"
Z takim stanem rzeczy powoli godzi się Jarosław Kaczyński, który wszystkim politykom PiS dał sygnał: "ani kroku wstecz, nie uginamy się". Słowem: jego partia ma być opozycją dosłownie totalną, uderzającą w przygotowywany rząd Donalda Tuska wszelkimi możliwymi sposobami.
W kuluarach przyznają to niektórzy politycy PiS, choć większość z nich niechętnie. Mówią, że to coś oczywistego, bo w opozycji "trzeba być ostrym". Ale jednocześnie "merytorycznym", czyli aktywnym, zgłaszającym projekty ustaw itd. - Tego nie odpuścimy - słyszymy.
Zdaniem polityków PiS, powyborczy przekaz Kaczyńskiego - radykalnie antyunijny i uznający nową większość parlamentarną jako "zewnętrzną" i "niemiecką", z "lumpem" Donaldem Tuskiem na czele - jest dowodem na to, że ich partia nie zejdzie z ostrego kursu. I wszyscy będą musieli się mu podporządkować.
Tak samo - jak słyszymy - ma być w Sejmie. W pierwszy dzień posiedzenia nowej kadencji z mównicy sejmowej popis dali m.in. ministrowie Przemysław Czarnek czy Zbigniew Ziobro. Prowokowali nowego marszałka Sejmu Szymona Hołownię, uderzali w siedzących przed nimi posłów nowej większości. Posłowie PiS siedzący w tylnych ławach na sali przekrzykiwali się, wyzywając polityków nowej większości od pajaców czy każąc marszałkowi Sejmu "puknąć się w głowę".
Jeden z posłów PiS siedzących wtedy na sali, pytany o zachowania swoich kolegów, śmieje się: - Panie redaktorze, to były pieszczoty.
Ostro ma dopiero być. W nowej kadencji podczas posiedzeń Sejmu czekają nas - jak twierdzą posłowie nowej większości - polityczne "rozróby".
Polityk PiS nie przeczy, ale podkreśla: - Jeśli oni mówią, że będą nas traktować tak, jak my ich w poprzedniej kadencji, to my odpowiemy tym samym. Też będziemy ich traktować jak oni wtedy, gdy byli w opozycji. Przecież ci ludzie od dekady straszą nas więzieniem. Wyzywają nas od najgorszych, od "zabójców", "przestępców" i "złodziei". No to przepraszam, my mamy być grzeczni i ukorzeni? W życiu.
Ruchy dyscyplinarne i niesmak prezesa
Z nieoficjalnych informacji Wirtualnej Polski wynika, że w klubie parlamentarnym PiS ma obowiązywać bezwzględna dyscyplina. Jeśli ktoś wyłamie się w kluczowych głosowaniach w Sejmie, będzie zagrożony konsekwencjami.
Jak usłyszeliśmy w środę w sejmowych kuluarach, po głosowaniu i odrzuceniu przez Sejm kandydatury Elżbiety Witek na wicemarszałek Sejmu, Jarosław Kaczyński był w bardzo złym nastroju. W pewnym momencie otoczył go wianuszek posłów - bliskich współpracowników - z którymi prezes sprawdzał szczegółowo wyniki głosowania.
Okazało się, że niektórzy posłowie (Kacper Płażyński, który w dużym wywiadzie dla WP mówił o błędach w kampanii PiS, Marcin Przydacz, Marcin Ociepa, Krzysztof Ciecióra, Anna Dąbrowska-Banaszek czy Jan Krzysztof Ardanowski) - którzy, owszem, poparli marszałek Witek - wstrzymali się podczas głosowań nad niektórymi kandydaturami na wicemarszałków wysuniętych przez partie nowej większości parlamentarnej. - Zaskoczyło to niektórych w naszym klubie - mówi jeden z posłów PiS.
Jak słyszymy, władze PiS miały rozważać nawet ruchy dyscyplinarne wobec wymienionych parlamentarzystów. Nie mamy oficjalnego potwierdzenia tych doniesień, bo rzecznik PiS nie odbiera telefonów od dziennikarzy.
Konsekwencji jednak brak. - Na początku kadencji źle by to wyglądało. Karząc naszych, wysłalibyśmy sygnał, że mamy w klubie bałagan, że jesteśmy skłóceni - mówi nam jeden z polityków.
Ale w Jarosławie Kaczyńskim pozostał niesmak.
Lider PiS w tej kadencji Sejmu ma stawiać na sprawdzonych ludzi. Jak pisaliśmy w WP, zespoły recenzujące i "rozliczające" rząd Donalda Tuska mają stworzyć Mateusz Morawiecki i Jacek Sasin. Szefem klubu PiS będzie Mariusz Błaszczak - polityk do bólu lojalny i oddany prezesowi - a partyjnej dyscypliny pilnować będzie znów Waldemar Andzel (w Sejmie nazywany "Berią").
Sejmowym bataliom przewodzić z mównicy ma wspomniany Przemysław Czarnek. Dla ministra edukacji wytrącanie z równowagi Szymona Hołowni i uderzanie w posłów nowej większości ma być głównym zajęciem przy Wiejskiej.
Reszta parlamentarzystów PiS również będzie musiała jakoś zagospodarować sobie czas. Im będzie ostrzej, tym lepiej.
Jeden z działaczy podsumowuje: - Przecież nikt nie oczekuje, że PiS nagle się stanie partią centrową, która będzie przepraszać za to, że żyje.
"Twardym" przekazem PiS - jak pisaliśmy już w WP - próbuje już budować grunt pod kampanię samorządową i europejską.
Wsparcie prezydenta
PiS - jak słyszymy - w nowej, trudnej dla siebie kadencji liczy na wsparcie prezydenta. Szef gabinetu Andrzeja Dudy Marcin Mastalerek coraz ostrzej zresztą wypowiada się o nowej władzy. - Marszałek Sejmu Szymon Hołownia został twarzą zemsty, tej wendetty i tych awantur, które będą w Sejmie, bo jeśli ktoś siedem milionów ludzi pozbawia głosu w prezydium Sejmu, to to nie może się dobrze skończyć - ocenił we wtorek w TVP Info.
Chodzi m.in. o brak akceptacji nowej większości dla Elżbiety Witek jako kandydatki PiS do Prezydium Sejmu. Dla Jarosława Kaczyńskiego to był moment zapalny. - Wtedy było już jasne: wywołali przeciwko nam wojnę, to my będziemy się bronić. Nie będziemy odpuszczać, nie będziemy odstawiać nogi, będziemy ofensywni - mówi polityk obozu Zjednoczonej Prawicy.
Prezydent Duda rozumie ten punkt widzenia. Z tego, co słyszymy, głowa państwa ma się nie wahać przy decyzjach o wetowaniu ustaw nowej większości (KO, Lewicy i Trzeciej Drogi), które - jak to ujął jeden z naszych rozmówców - "niszczyłyby dorobek dobrej zmiany" [czyli rządów Beaty Szydło i Mateusza Morawieckiego - przyp. red.].
Duda podjął decyzję o powierzeniu misji tworzenia rządu Morawieckiemu. Cel jest jeden: przeszkodzenie nowej władzy. Wszak nikt w PiS nie wierzy, że Morawiecki zdoła przekonać choćby jednego posła do poparcia jego rządu.
Pozorowana gra PiS trwać będzie mniej więcej do połowy grudnia. Dopiero wtedy zostanie powołany rząd Donalda Tuska. Formacja Jarosława Kaczyńskiego liczy na to, że nie przetrwa on dłużej niż dwa lata.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Michał Wróblewski, dziennikarz Wirtualnej Polski
Napisz do autora: michal.wroblewski@grupawp.pl