Morawiecki i Sasin połączą siły. Mają "rozliczać Tuska". Władze PiS ustalają strategię
Przed PiS seria spotkań na szczycie. Również dziś, w Święto Niepodległości. To na nich będzie decydować się przyszłość nie tylko Mateusza Morawieckiego, ale też całej formacji Jarosława Kaczyńskiego. - Kluczową rolę mają odegrać dwa zespoły ds. rozliczania rządu Tuska - twierdzą źródła WP.
- Nie ma co liczyć na to, że uda się nam pozyskać sojuszników. Ale z exposé nie rezygnujemy - zapowiadają w rozmowach z Wirtualną Polską stronnicy Mateusza Morawieckiego.
Wiele się jednak może jeszcze zmienić, a o planie na najbliższe dwa tygodnie liderzy PiS - z Jarosławem Kaczyńskim na czele - mają rozmawiać 11 listopada podczas wizyty w Krakowie z okazji Święta Niepodległości.
Jak dowiaduje się Wirtualna Polska, dziś decyzja jest taka: premier Morawiecki za dwa tygodnie (w grę wchodzą 24 lub 27 listopada) przedstawi kandydatów na ministrów i wykorzysta do końca konstytucyjny czas na to, by uzyskać większość parlamentarną. Niektóre nasze źródła mówią jednak, że szef rządu może z tego zrezygnować i w ogóle nie zawnioskować o wotum zaufania. - Ważymy racje, jeśli chodzi o różne warianty - mówi nam polityk PiS.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
PiS dziś nie ma zdolności koalicyjnej - ale Morawiecki nie chce stwarzać wrażenia, że nie walczył.
- Nie schodzimy z konstytucyjnej ścieżki. Działamy zgodnie z obecnym planem - zapowiada jeden z jego doradców.
- Można grać na czas, ale szkoda tego czasu - mówił z kolei przewodniczący Platformy Obywatelskiej, kandydat koalicji na premiera, Donald Tusk.
Dwa zespoły i nowa strategia
Skład kandydatów do Rady Ministrów, który Morawiecki przedstawi za dwa tygodnie prezydentowi, ma być jednocześnie zespołem, który będzie przygotowywać projekty ustaw i punktować rząd Donalda Tuska. Czymś w rodzaju "gabinetu cieni" - choć politycy nie lubią tego określenia.
Odsunięci mają zostać niektórzy dotychczasowi ministrowie, którzy - jak słyszymy - nie zostaną nawet przedstawieni prezydentowi jako kandydaci na ministrów. Wśród nich ma być m.in. szef MSZ Zbigniew Rau czy minister klimatu Anna Moskwa.
Do zespołu Morawieckiego - jak wynika z informacji WP - mogą wejść politycy, którzy już są ministrami (Waldemar Buda, Janusz Cieszyński, Łukasz Schreiber, Michał Dworczyk) albo pełnią w nim ważne funkcje sekretarzy lub podsekretarzy stanu (Paweł Jabłoński, Marcin Ociepa, Adam Andruszkiewicz czy Anna Gembicka). Zespół zasilą także bliscy współpracownicy premiera, tacy jak Krzysztof Kubów czy Piotr Müller.
Drugi zespół Sasina
To będzie jeden zespół PiS - kierowany właśnie przez Morawieckiego. Drugi zespół - jak słyszymy od rozmówców z Nowogrodzkiej - ma działać pod egidą Jacka Sasina. Były wicepremier, obecnie szef MAP, ma za sobą również grono współpracowników (m.in. posła debiutanta, wiceministra Andrzeja Śliwkę), którzy chcą być aktywni w nowym parlamentarnym rozdaniu.
Pierwszy zespół, jak mówią nasze źródła, ma skupić się na budowaniu "konstruktywnej alternatywy programowej i personalnej" dla nowych rządów, drugi - na rozliczaniu Tuska i jego ministrów, "wytykać jego wszystkie błędy i potknięcia".
Na czele "zespołu medialnego" - słyszymy - ma stanąć dotychczasowy rzecznik PiS Rafał Bochenek. Za przygotowanie poselskich projektów ustaw może być odpowiedzialny prof. Krzysztof Szczucki, dotychczasowy szef Rządowego Centrum Legislacji, który debiutuje w roli posła. Ma on być także odpowiedzialny za weryfikację projektów, które do Sejmu kierować będzie rząd Donalda Tuska.
- Szczucki może być też naturalnym łącznikiem między zespołami Morawieckiego i Sasina - słyszymy.
Zarówno nowi, jak i doświadczeni parlamentarzyści mają przygotować PiS do wyborów samorządowych i europejskich. Jak dowiaduje się Wirtualna Polska, ma to oficjalnie zakomunikować posłom i senatorom prezes Jarosław Kaczyński podczas pierwszego, oficjalnego posiedzenia klubu PiS w poniedziałek 13 listopada.
Fundament pod kolejne kampanie
Co wydarzy się dalej? Rozmowy na temat strategii trwają. Poznaliśmy najbardziej dziś prawdopodobny scenariusz.
- Premier 13 listopada złoży dymisję rządu, następnie zostanie desygnowany przez prezydenta. Zapewne skorzysta z dwutygodniowego terminu, który przysługuje mu od pierwszego posiedzenia Sejmu nowej kadencji na to, by przedstawić prezydentowi nowy skład Rady Ministrów. Myślę, że wykorzysta ten termin do maksimum - mówi Wirtualnej Polsce współpracownik Mateusza Morawieckiego.
Co dalej? - W ciągu 14 dni od poniedziałku prezydent odbierze przysięgę od premiera i ministrów. To może stać się 24 listopada. Gdy to się wydarzy, premier ma kolejne dwa tygodnie na uzbieranie większości sejmowej i przedstawienie Sejmowi wniosku o udzieleniu wotum zaufania swojemu rządowi - dodaje nasz rozmówca.
Wszystko wskazuje na to, że premierowi nie uda się stworzyć większości. Niemniej Morawiecki - mówią nam jego współpracownicy - ma wykorzystać moment i wygłosić exposé, przedstawić fundamenty programu PiS, plany na przyszłość i podsumować "wszystkie najważniejsze zasługi rządu Zjednoczonej Prawicy".
- To przemówienie ma być fundamentem pod kampanie samorządową i europejską w przyszłym roku - słyszymy w otoczeniu premiera. A także sygnałem, że rząd Donalda Tuska będzie rozliczany z kampanijnych obietnic i "nie będzie miał ani dnia spokoju".
A co z wnioskiem o wotum? Jak twierdzą niektórzy - a o czym informowały niektóre media - Morawiecki może go w ogóle nie złożyć. Ale może nie mieć wyjścia - polska polityka nie zna przypadku, kiedy premier wygłosiłby exposé, a później nie był głosowany wniosek o wotum zaufania dla jego rządu.
- Taki wniosek prawdopodobnie będzie. Jeśli Morawiecki nie znajdzie większości, to wyborcy prawicy to zrozumieją. A później nie będzie miało to większego znaczenia. Już dziś wiadomo przecież, kto ma większość i kto będzie rządził - zauważa polityk PiS. I dodaje: - My już myślimy o przyszłym roku. I nie zamierzamy kapitulować.
Czy opisany wyżej scenariusz się zmieni? Niewykluczone. O tym mają debatować członkowie władz PiS między innymi 11 listopada w Krakowie.
Dobra mina do złej gry
Oficjalnie politycy PiS zapewniają, że nie rezygnują z szukania większości w Sejmie. Rzecznik rządu Piotr Müller stwierdził, że "rozmowy o poparciu przyszłego rządu rozpoczną się pewnie od poniedziałku". - Będziemy przedstawiać swoją ofertę programową, swój program, jak mógłby funkcjonować kolejny rząd i szukać tych osób, które są gotowe poprzeć program, który przedstawimy - zapowiedział w Sejmie.
Jak stwierdził minister, "jeżeli tej misji się nie podejmiemy, będziemy nie fair wobec naszych wyborców". - Wyborcy powiedzieli nam wprost: szukajcie koalicjantów. Jeśli się nie uda, będziemy mogli z czystym sumieniem powiedzieć "próbowaliśmy", ale oferta programowa nie była akceptowana przez pozostałe siły polityczne - przyznał Müller.
To jednak robienie dobrej miny do złej gry. Już po podpisaniu przez polityków KO, Trzeciej Drogi i Lewicy umowy koalicyjnej w piątek 10 listopada rozmawialiśmy z kilkoma politykami PiS, dla których zawarte na papierze porozumienie Donalda Tuska, Szymona Hołowni, Władysława Kosiniaka-Kamysza i Włodzimierza Czarzastego jest jednoznacznym dowodem: to opozycja ma większość, nie PiS.
Dali temu wyraz zresztą sami politycy partii (jeszcze) rządzącej w mediach społecznościowych, którzy od razu zaczęli pytać, jak przyszły rząd Tuska ma zamiar realizować obietnice, których nie zawarto w umowie koalicyjnej.
O utracie władzy przez PiS wprost mówił zresztą już dwa tygodnie temu Jarosław Kaczyński podczas spotkania z klubami "Gazety Polskiej" w Spale. Prezes PiS w wywiadzie dla PAP w piątek 10 listopada również jasno dawał wyraz temu, że przygotowuje się do przejścia do opozycji. Powiedział nawet, jak w tych warunkach - opozycyjnych - ma działać jego formacja.
- Będziemy na pewno opozycją zorganizowaną i plan tej organizacji już jest, ale jak to będzie wyglądało dokładnie? Proszę o chwilę cierpliwości, bo to plan na wypadek, gdyby nie udało się powołać rządu z naszym udziałem. Musimy być gotowi na każdy scenariusz - przyznał Kaczyński.
Prezes PiS - jak słyszymy - zapowiedział tym samym budowanie zespołów, o których pisaliśmy wcześniej.
Oficjalnie jednak Kaczyński wciąż zaznacza, że misja Morawieckiego, by zbudować większość, może się udać. W gruncie rzeczy jednak prezes sam w to nie wierzy. - To nie jest misja straceńcza. Najwyżej może się skończyć tym, że nie uda się uzyskać wotum zaufania, co w demokracji nie jest niczym szczególnym - powiedział Kaczyński.
Jak mówią w PiS, prezes nie szykuje w najbliższym czasie "poważniejszych rozliczeń". - Nie chce oddawać władzy w atmosferze wewnętrznej wojny - twierdzi nasz rozmówca z partyjnej centrali.
Michał Wróblewski, dziennikarz Wirtualnej Polski
Napisz do autora: michal.wroblewski@grupawp.pl