"Niemiodowy" miesiąc Tuska [OPINIA]
O miesiącu rządu Donalda Tuska można powiedzieć wiele, ale nie to, że był miodowy. Odwrotnie - to były jedne z najbardziej dynamicznych i najcięższych czterech tygodni w historii Polski po 1989 roku. Przede wszystkim ze względu na twardość polityki nowego gabinetu - pisze dla Wirtualnej Polski prof. Marek Migalski.
Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
Można się było tego spodziewać już po tym, gdy dowiedzieliśmy się, kto zasiądzie w rządzie. Zaraz po ujawnieniu nazwisk nowych ministrów pisałem, że zaskakująco mało jest w nim fachowców, którzy znają się na swoich resortach, natomiast dominują politycy z krwi i kości.
Przewidywałem, że jest to spowodowane tym, iż premier nie chce patronować grupie specjalistów, którzy będą wprowadzać swoje od dawna przemyślane idee i realizować skomplikowane reformy w powierzonych im obszarach życia społecznego, lecz pragnie kierować grupą twardych polityków, gotowych realizować jego politykę.
To dlatego - argumentowałem - szefem resortu kultury został spec od służb specjalnych i spraw wewnętrznych, ministrem zdrowia - polonistka, a zarządcą w sprawach nauki - znawca żeglugi morskiej.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
I chyba się nie myliłem, bo rzeczywiście gabinet Tuska rozpoczął z impetem i przytupem.
Nie jestem prawnikiem, żeby oceniać prawidłowość odbicia z rąk pisolubnych media-workerów telewizji publicznej i radia publicznego (oraz Polskiej Agencji Prasowej), ale jako politolog muszę przyznać, że skuteczność i brutalność tej akcji musiała robić wrażenie na postronnych.
Nie było cackania się z okupującymi budynki pisowskimi galeriankami czy odwiedzającymi ich posłami kiedyś Zjednoczonej Prawicy. Co prawda unikano otwartej przemocy, ale od samego początku było wiadomo, że ich opór zostanie złamany i media publiczne będą szybko odspawane od PiS.
Nieudolne próby włączenia się do gry prezydenta jedynie wyostrzały to wrażenie skuteczności nowej ekipy rządzącej.
Depisizacja nastąpiła także w innych obszarach życia społecznego, a walec nowej koalicji wciągał pod siebie coraz to nowych funkcjonariuszy byłego układu - kolejni nominaci Kaczyńskiego tracili swoje stanowiska i żegnali się z wysokimi uposażeniami. Powołano sejmowe komisje śledcze, które już zaczęły pierwsze przesłuchania - jest oczywiste, że efekty ich prac będą bolesne dla PiS.
Najbardziej spektakularnym aktem w tym spektaklu anihilacji skutków rządów Zjednoczonej Prawicy było doprowadzenie do zatrzymania i uwięzienia Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika.
Trzeba przyznać, że wyprowadzenie ich w kajdankach z Pałacu Prezydenckiego, gdzie myśleli, że są bezpieczni i będą mogli miesiącami korzystać z ochrony gospodarza, było spektakularne i przejdzie do historii polskiej polityki, ale też rozrywki. Bo było to wydarzenie nadzwyczajne - zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę to, co mogło się stać, gdyby na czas do Pałacu wrócił Andrzej Duda i wydał swoim ochroniarzom polecenie odbicia obu przestępców.
Tak, przez ten miesiąc działo się wiele i wszystko wskazuje na to, że w najbliższej przyszłości dziać się będzie jeszcze więcej.
Za progiem wybory do Parlamentu Europejskiego, a wcześniej do samorządów. Kampania nie będzie sprzyjać uspokojeniu nastrojów. Druga strona też nie odpuszcza i gra na najwyższych emocjach, czego dowodem był marsz 11 stycznia, podczas którego prezes PiS stwierdził, że nowy rząd nie jest polski i zasugerował, iż wybory nie były uczciwe. Stało się to zresztą w dniu, w którym obsadzona w całości przez neo-sędziów izba Sądu Najwyższego… Stwierdziła ważność elekcji z 15 października. "Co za niewdzięcznicy!" - mógł pomyśleć Kaczyński.
Nowy rząd nie był jednak przez ostatni miesiąc zbyt dynamiczny w realizacji większości wyborczych obietnic.
Chyba między bajki możemy włożyć zapewnienia Tuska, że w ciągu pierwszych stu dni zrealizuje sto konkretów przedstawionych na jednej z konwencji wyborczych.
Ale na pewno nie ustanie w realizacji części innego zapewnienia - tego, które zostało ujęte w formule: "zwyciężymy, rozliczymy, zadośćuczynimy i pojednamy". Pierwsza obietnica został spełniona, druga właśnie dokonuje się na naszych oczach, trzecia być może już wkrótce nadejdzie. Ale w materializację ostatniej raczej bym nie wierzył. Zwłaszcza, gdyby miała dotyczyć działaczy i polityków PiS, a nie zwykłych wyborców. Czekają nas zatem kolejne "niemiodowe" miesiące.
Dla Wirtualnej Polski prof. Marek Migalski*
*Marek Migalski jest politologiem, prof. Uniwersytetu Śląskiego i byłym europosłem (2009-2014). Wydał m.in. książki: "Koniec demokracji", "Parlament Antyeuropejski", "Nieudana rewolucja. Nieudana restauracja. Polska w latach 2005-2010", "Nieludzki ustrój", "Mgła emocje paradoksy", "Naród urojony".