Nie udzielono mu pomocy, zmarł na izbie przyjęć. Lekarz usłyszał wyrok
W Sądzie Rejonowym w Sosnowcu zapadł wyrok w sprawie lekarza, który nie udzielił pomocy mężczyźnie na izbie przyjęć. 39-letni Krzysztof Siwecki z opuchniętą, siną nogą przez dziewięć godzin czekał w szpitalu na udzielenie pomocy. Nie doczekał się - stracił przytomność i zmarł.
Po śmierci Krzysztofa Siweckiego postawiono zarzuty lekarzowi, który tamtego dnia był odpowiedzialny za bezpieczeństwo pacjentów. Sąd w Sosnowcu skazał lekarza na pół roku więzienia w zawieszeniu na rok. Dodatkowo medyk przez rok nie może wykonywać swojego zawodu.
Dziewięć godzin męki
Do śmierci Krzysztofa Siweckiego doszło w marcu 2019 roku. 39-latek wszedł o własnych siłach do Szpitala Miejskiego w Sosnowcu z opuchniętą i siną nogą. Został tam skierowany w trybie pilnym przez lekarza rodzinnego, który podejrzewał u mężczyzny zator - stan zagrażający życiu. Po przybyciu do szpitala pacjent otrzymał kolor zielony z oczekiwaniem powyżej czterech godzin. W tym czasie z nogi mężczyzny sączył się płyn z krwią.
Trwa ładowanie wpisu: facebook
Męka 39-latka trwała dziewięć godzin. - Śmierć syna była całkowicie niepotrzebna, syn mógł żyć mówił "Faktom" TVN Jan Siwecki, ojciec zmarłego.
Lekarz, który w tamtym dniu odpowiadał za bezpieczeństwo pacjentów, został postawiony przed sądem. Wczoraj sąd zdecydował o karze pół roku więzienia w zawieszeniu na rok. "Z uwagi na świadome zaniechanie samodzielnego, niezwłocznego wdrożenia należnych procedur diagnostycznych i leczniczych, (…) czym nieumyślnie spowodował śmierć" - napisano w uzasadnieniu wyroku.
- Z kilku metrów popatrzył na brata tylko i w sumie na tym się skończyła jego odpowiedzialność. Lekarza, jak rano go zobaczyłem, tak później już go nie widziałem cały dzień - opowiadał "Faktom" Tomasz Siwecki, brat zmarłego.
"Lekarz nie reagował"
Tomasz Siwecki dodaje, że lekarz zapoznał się z wynikami badań jego brata, które wskazywały na rozwijające się zakażenie. Mimo to, nie zareagował. Stanem mężczyzny zainteresowała się za to sprzątaczka. - Często sprzątała ten płyn, tą krew, która się sączyła z nogi brata. Słyszałem potem, że ona też rozmawiała z pielęgniarkami. Była jedna pielęgniarka, która faktycznie się tym interesowała, wydzwaniała, lekarz nie reagował na to - wspomina mężczyzna.
W tym czasie lekarz miał mieć inne obowiązki. Stanem umierającego pacjenta zainteresował się na krótko przed jego śmiercią, gdy ten tracił przytomność.
Skazany we wtorek lekarz nie pracuje już w Szpitalu Miejskim w Sosnowcu. Sąd zasądził też, że mężczyzna nie może wykonywać zawodu przez najbliższy rok. - Może ten okres pomoże mu zastanowić się nad tym, co zrobił - uważał ojciec Krzysztofa Siweckiego.
Źródło: "Fakty" TVN