Lekarze nie rozpoznali udaru? 33-latka walczy o życie
Gdy 33-letnia Dagmara trafiła do szpitala w Skarżysku-Kamiennej, już wymiotowała, miała zawroty głowy oraz problemu z mówieniem i poruszaniem się. Lekarze nie rozpoznali udaru od razu, ale dopiero następnego dnia rano. Gdy jej stan się pogorszył, została przewieziona do szpitala w Kielcach, gdzie przeszła zabieg trepanacji czaszki. Kobieta walczy o życie.
Dramat rozegrał się 24 listopada. Dagmara Pisarek, matka 7-letniej dziewczynki, około godziny 21 po powrocie z pracy źle się poczuła, o czym zaalarmowała najbliższych. Tuż po tym poszła spać. "Karetka przyjechała jakieś pięć minut po nas. Z moją siostrą praktycznie nie było kontaktu, trzymała się za klatkę piersiową, dziwnie wiła się po łóżku, miała wywrócone gałki oczu do góry, była prawie sztywna" – opowiada Onetowi Karolina Pisarek, siostra kobiety.
Lekarze ze Szpitala Powiatowego w Skarżysku-Kamiennej nie od razu rozpoznali udar, zrobili to dopiero następnego dnia rano. Wtedy 33-latka została przewieziona do Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Kielcach, gdzie przeszła zabieg trepanacji czaszki.
"Każdy nam mówi, że to były typowe objawy udaru. Nawet my sugerowaliśmy lekarzom, że Dagmara ma udar" – zaznacza Karolina Pisarek.
"Wstawaj lalunia, idziemy"
Rodzina kobiety opisuje dziwne zachowanie załogi pogotowia. Jak twierdzi siostra, medycy jedynie zmierzyli ciśnienie, a momentami "nawet się uśmiechali". Gdy bliscy zaczęli sugerować, że to może być udar, ratownicy mieli zaprzeczyć. Przed zabraniem Dagmary do szpitala, ratownicy pytali o to, czy przyjęła niedozwolone środki lub leki.
Najbardziej szokujący - jak relacjonuje siostra kobiety - był moment przeniesienia pacjentki do karetki. "Sanitariusz powiedział nam, żebyśmy ubrali pacjentkę. Nie było takiej możliwości, bo była cała sztywna. Chciałam założyć jej kurtkę, ale nie było takiej opcji. Musieliśmy więc przykryć Dagmarę kocem. Wtedy jeden z sanitariuszy pociągnął ją za rękę i powiedział: 'wstawaj lalunia, idziemy'. Dla mnie to był szok. Rzucili ją jak worek ziemniaków na wózek, aż głowa poleciała jej do przodu i ją zabrali" - wspomina kobieta. Było wtedy po godzinie 23.
Siostra zadzwoniła do szpitala około godziny 1 w nocy. Odebrał mężczyzna. Wtedy nie było jeszcze żadnych wyników badań. "Zapytałam, czy ktoś mógłby mi cokolwiek powiedzieć na temat stanu zdrowia siostry, bo przecież została nieprzytomna zabrana z domu. Usłyszałam w słuchawce, jak powiedział: 'pani Pisarek, jak się pani czuje?'. Moja siostra wręcz wyła, ale nie mogła nic powiedzieć. Ten mężczyzna powiedział wtedy, że 'nadal kontakt jest nielogiczny, proszę zadzwonić o godz. 7 rano'" – powiedziała Onetowi siostra Dagmary Pisarek.
Do szpitala przyjechał też kolega Dagmary, ale nie został wpuszczony na oddział. Od personelu usłyszał, że stan pacjentki się poprawia i była nawet w toalecie. Rano miała zostać wypisana, bo nie wymaga dłuższej hospitalizacji.
To był udar
Rano siostra Dagmary przeżyła szok. Gdy pojawiła się w szpitalu, ujrzała 33-latkę leżącą na SOR-ze. Kobieta bełkotała, przewracała się z boku na bok. Miała mówić, że ją naćpali. Mówiła, że bardzo chce jej się spać. Później do szpitala dojechał narzeczony i mama kobiety. To jej lekarze powiedzieli, że córka miała udar i jej stan jest ciężki. Kilka godzin później stan 33-latki pogorszył się na tyle, że została przewieziona do Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Kielcach, gdzie lekarze przeprowadzili zabieg trepanacji czaszki. Do dziś Dagmara przebywa na OIOM-ie.
Zawiadomienie do prokuratury
Rodzina 33-latki złożyła skargę na ręce dyrektora skarżyskiej placówki. Ten zlecił wewnętrzną kontrolę i obiecał wyjaśnić sprawę. Powiadomili też prokuraturę. Domagają się wyciągnięcia konsekwencji wobec pracowników skarżyskiego szpitala. Ich zdaniem to oni popełnili szereg błędów. Dowodem na to mają być skąpe badania - EKG oraz krwi i moczu na obecność alkoholu i narkotyków.
- Dostaliśmy dokumentację ze szpitala. Wpisano w niej, że siostra ma zespół zależności alkoholowej. To wszystko na podstawie tego, że Dagmara miała 0,3 promila alkoholu we krwi, bo wcześniej wypiła z mamą piwo w domu. Wyniki badań na obecność narkotyków były ujemne - mówi w rozmowie z Onetem Karolina Pisarek.
Śledczy planują zabezpieczyć dokumentację medyczną i przesłuchać personel skarżyskiej lecznicy. Następnie powołają biegłych i po zapoznaniu się z ich opinią zdecydują, co dalej stanie się z tą sprawą.
źródło: Onet.pl