"Nie oddam ciebie, będziemy w jakiś sposób razem". Jak Sławomir nie został skazany za zabójstwo
- Muszę wracać, bo będzie "dusia-podusia" - mówiła Grażyna koleżankom. Gdy w ogródku odnaleziono jej ciało, na poduszkach nadal było jej DNA. Mąż Sławomir przyznał się do zakopania, ale nie do zabójstwa. Najpierw dostał 25 lat, potem 15, a ostatecznie 5 lat i 6 miesięcy. Wyszedł na wolność i walczy o pół miliona odszkodowania za zbyt długą odsiadkę. Już dostał 80 tys., ale uważa, że to za mało.
8 września 2016 roku do drzwi domu Grażyny i Sławomira pukają z nakazem przeszukania śledczy. Kobieta zaginęła siedem lat temu. Mężczyzna wpuszcza funkcjonariuszy. Gdy zaczynają przeszukiwać ogródek, siada na kanapie. Wyraźnie źle się czuje. Nie odzywa się. Nie odpowiada na pytania policjantów.
W samym rogu ogrodu, przy ścianie garażu, śledczy znajdują drewnianą paletę obrośniętą wysoką trawą. Usuwają chwasty, by biegły mógł sprawdzić teren georadarem. Urządzenie wskazuje anomalię wskazującą na wzruszenie gleby. Po usunięciu kilkucentymetrowej warstwy ziemi widać betonowe płyty. Pod nimi gruba na 5 milimetrów betonowa wylewka. Po jej zerwaniu widać ziemię wymieszaną z wapnem. Biegli delikatnie usuwają kolejne warstwy. Na głębokości 20 centymetrów odkrywają kość o długości około 30 centymetrów. Obok zielononiebieska torebka foliowa założona na przedmiot przypominający kształtem czaszkę. Dalej kolejne kości i lamówka koloru żółtego z metką "100 proc. cotton".
Sławomir zaczyna wymiotować. Prokurator oznajmia mu, że jest zatrzymany. Śledczy wyprowadzają go z domu w kajdankach. W tym czasie kryminalistycy odkopują niemal kompletny szkielet.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Śląskie. Policjanci z Katowic dopadli dusiciela po 19 latach
Później biegli napiszą, że ciało zostało zakopane w przechyleniu, na lewym boku. Jako pierwszą odkopano kość ramienia oraz dwie kości przedramienia, a następnie czaszkę, która leżała osobno, w reklamówce zawiązanej na dwa ścisłe węzły. Badania DNA potwierdziły, że to szkielet zaginionej Grażyny.
Prokuratura stawia mężczyźnie zarzut zabójstwa, mimo że biegłym nie udaje się ustalić, co doprowadziło do śmierci Grażyny. Na kościach nie ma żadnych uszkodzeń. Tkanki miękkie uległy rozkładowi. Sławomir nie przyznaje się do winy.
Alkohol
Śledczy próbują odtworzyć obraz małżeństwa Grażyny i Sławomira. Poznali się w szkole średniej na korepetycjach z matematyki przygotowujących do matury. W 1993 roku wzięli ślub. Dwa lata później urodził się im syn. Wtedy Grażyna zrezygnowała z pracy. Sławomir pomagał matce w prowadzeniu kiosku z gazetami. Początkowo mieszkali u jego rodziców, ale z czasem przeprowadzili się do domu w Rumii.
To wtedy bliscy i znajomi Grażyny zaczęli zauważać jej problem z alkoholem. Sławomir też pił, ale starał się trochę kontrolować z uwagi na pracę. Zdarzało mu się jednak prowadzić samochód pod wpływem alkoholu i zatrzymany przez policję stracił prawo jazdy. Mężczyzna często kupował alkohol i przynosił do domu. Zawsze częstował nim gości. Grażyna piła na równi z innymi, ale z uwagi na drobną sylwetkę, ważyła około 46 kilogramów, szybciej było po niej widać skutki. Piła też w ciągu dnia, gdy syn szedł do szkoły. Mąż miał o to pretensje, ale często sam przynosił jej alkohol.
W 2004 r. Grażyna trafiła do ośrodka zajmującego się leczeniem uzależnień. Później dwa razy była leczona z powodu uzależnienia w szpitalu dla psychicznie i nerwowo chorych. Po krótkich okresach leczenia wracała do nałogu.
Przemoc
Koleżanki i bliscy Grażyny co jakiś czas zauważali u niej siniaki na rękach. Miała też podbite oczy. Początkowo tłumaczyła, że spadła ze schodów, uderzyła się, pies na nią skoczył. Z czasem przyznała, że Sławomir się nad nią znęca.
Zwierzała się matce, że Sławomir ma dwie poduszki, które owinął folią spożywczą. Mówił na nie "dusie-podusie". Gdy uznał, że źle się zachowywała, podduszał nimi żonę. Kobieta pokazała je matce, mówiąc, że "to na wypadek, gdyby coś jej się stało". Opowiadała, że mąż przywiązuje ją do krzesła i kaloryfera, poi alkoholem, kopie i bije.
Koleżankom mówiła także, że mąż zakłada jej na głowę worek foliowy i gwałci. Kiedyś, gdy piła u jednej z koleżanek, zaczął do niej wydzwaniać Sławomir. Powiedziała wtedy znajomym:
- Muszę wracać, bo będzie "dusia-podusia".
Sławomir w obecności koleżanki Grażyny wyzywał ją od "syfiar", "gnojówek", "pijaczek". Kobieta poszła na komisariat i zgłosiła dyżurnemu przemoc domową. Grażyna nie miała o to pretensji, bała się jednak reakcji męża na zgłoszenie. Kolejna koleżanka słyszała od niej, że Sławomir wywozi ich syna do dziadków, zabiera jej telefon, poddusza i gwałci.
Znajomi Grażyny za każdym razem, gdy odwiedzali ją w domu, byli częstowani alkoholem przez Sławomira. Pił z nimi i częstował żonę, wypominając jej jednocześnie uzależnienie. Znajomi i bliscy doradzali Grażynie rozwód, ale – ich zdaniem – była zbyt zastraszona, by podjąć taką decyzję.
To Sławomir zaczął wspominać o rozwodzie. Kazał żonie pisać oświadczenia, że przestanie pić. W jednym z nich napisała: "Ostatni raz, nie będę od dzisiaj piła i wyruszała". W kolejnym, że jeśli znów zacznie pić, zgodzi się na przymusowe leczenie, rozwód, a także wyprowadzi się do innego mieszkania. Za każdym razem szybko wracała do nałogu. Ostatnie takie oświadczenie napisała w marcu 2009 r.
Zaginięcie
16 czerwca 2009 roku około godziny 13:00 Sławomir poczuł od żony alkohol. Zaczął awanturę. W tym czasie na ich telefon stacjonarny zadzwoniła matka Grażyny. Odebrał syn, informując, że rodzice są w pokoju na górze. Około 14:30 Grażyna zawołała do syna, który grał na komputerze w swoim pokoju, czy coś mu kupić w sklepie. Odpowiedział, że niczego nie potrzebuje. Grażyna poszła do pobliskiego spożywczaka i kupiła alkohol. Widać to na monitoringu.
W tym czasie matka próbowała się do niej dodzwonić. Komórka milczała. Zadzwoniła więc jej numer stacjonarny, a wnuczek przekazał jej, że mama poszła do sklepu. Matka słała SMS-y: "Gdzie jesteś? odezwij się". Odpowiedzi nie było. Późnym popołudniem, coraz bardziej zaniepokojona, znów zadzwoniła na telefon stacjonarny. Znów odebrał wnuczek. Przekazał, że matka poszła do sklepu i koleżanki.
W tym czasie Sławomir zadzwonił do swoich rodziców, by przyjechali zająć się synem, ponieważ Grażyna nie wróciła do domu i musi jej poszukać. Dzwonił też do koleżanek żony i rozpytywał, czy jej u nich nie ma.
Następnego dnia matka Grażyny dalej próbowała się z nią skontaktować. Od zięcia usłyszała, że telefon Grażyny jest w domu, ale ona nadal nie wróciła. Kobieta rozpoczęła poszukiwania, w które włączyła męża i syna, a także męża Grażyny i jego rodziców. Cały czas naciskała na Sławomira, by zgłosił zaginięcie na policję. Zrobił to dopiero dwa dni później. Policjantowi pytającemu, dlaczego dopiero teraz, odpowiedział, że żona już wcześniej nie wracała na noc do domu.
W kolejnych tygodniach ani bliscy, ani policja nie odnaleźli żadnego śladu Grażyny. Jej matka kilka razy odwiedzała jasnowidza. Gdy ten chciał obejrzeć dom, Sławomir stanowczo odmówił.
Ogródek
Przez siedem lat policji nie udało się odnaleźć żadnych śladów, które wskazywałyby, co się stało z zaginioną. 25 stycznia 2016 roku rodzice Grażyny złożyli w Komendzie Wojewódzkiej Policji w Gdańsku pismo z prośbą o pomoc w odnalezieniu ich córki. Wskazywali śledczym, że za jej zniknięciem stoi mąż. Dwa miesiące później Prokuratura Rejonowa w Wejherowie wszczęła śledztwo w sprawie podejrzenia pozbawienia wolności Grażyny.
Sprawę przekazała policyjnemu Archiwum X w Gdańsku, czyli zespołowi zajmującemu się rozpracowywaniem spraw kryminalnych sprzed lat. Policjanci postanowili sprawdzić teorię rodziców Grażyny. We wrześniu pojechali przeszukać przydomowy ogródek. To wtedy odnaleźli szkielet kobiety i zatrzymali Sławomira.
W procesie poszlakowym kolejni świadkowie relacjonowali słowa Grażyny, która opowiadała im, jak Sławomir się nad nią znęcał. Mężczyzna kilka razy zmienia wersję zdarzeń. Jak relacjonował, Grażyna wróciła do domu po tym, jak kupiła alkohol i poszła do pokoju na górze. Sławomir miał pójść za nią. Wyczuł alkohol. Zaczął szukać butelki. Żona miała zagrodzić mu drogę, a gdy ją odepchnął, uderzyła brzuchem o stół. Wtedy ją zostawił i poszedł na dół oglądać telewizję.
Około 1 w nocy obudził się i poszedł po koc. Gdy wszedł do sypialni, Grażyna leżała na łóżku. Próbował ją obudzić, by przebrała się w piżamę, ale nie reagowała. Ciało było chłodne. Nie wyczuł pulsu ani oddechu.
Wpadł na pomysł, że zakopie ciało w ogródku. "Nie oddam ciebie, będziemy w jakiś sposób razem" - tak sobie myślał. Wziął szpadel z garażu i przy murze wykopał dół. Włożył do niego ciało. Znalazł w garażu reklamówkę. Założył jej na głowę i zawiązał "na kokardkę lub supełek". Przykrył ciało nie ziemią a wapnem i betonem. Gdy rano syn zapytał go, gdzie jest mama, odpowiedział, że pewnie zasiedziała się u koleżanki.
W sądzie przekonywał, że bardzo kochał żonę i nigdy jej nie skrzywdził. Nie potrafił odpowiedzieć na pytanie, jak doszło do śmierci Grażyny. Sugerował, że mogła umrzeć od leków, które zażywała w związku z uzależnieniem od alkoholu, a których nie można z nim łączyć. Jej siniaki tłumaczył tym, że pod wpływem alkoholu przewracała się, uderzała o szafki i inne meble.
Komputer
Biegły, który badał komputer Sławomira, znalazł na nim pliki graficzne przedstawiające sceny krępowania, przywiązywania do sprzętów, kneblowania ust, obezwładniania, duszenia rękoma czy sznurem. Znalazł także filmiki instruktażowe: jak przyrządzić chloroform, jak obezwładnić i porwać kobietę, jak ją obezwładnić chloroformem i uprowadzić.
Były też odnośniki do filmów i nagrań o tytule: duszenie poduszką, duszenie gilotynowe, duszenie zza pleców, duszenie żony, duszenie kobiety rękoma, scena przedstawiająca kobiece nogi na łóżku drgające jak w agonii (tytuł sugerował, że tak wygląda reakcja podczas duszenia), sceny z krępowaniem i kneblowaniem kobiety, odnośniki do filmów z tematyką "death", "sexy girl die", "kill". Znaleziono również odnośnik do filmików ze scenami śmierci, a także film przedstawiający m.in. szczegółowe poszukiwanie śladów zbrodni w mieszkaniu i czyszczenie miejsca, w którym popełniono zbrodnię.
Sławomir tłumaczył, że przeglądał takie strony już po śmierci żony, bo słyszał od kolegi, że chloroform wywołuje fajny efekt odurzenia. Szukał też zdjęć "ładnych pań", "były filmy, gdzie panie występowały roznegliżowane i można było popatrzeć na piękno kobiecego ciała" i przy okazji wyskakiwały mu ikonki z filmikami dotyczącymi przemocy. Biegły orzekł, że dowody wskazują na wyszukiwanie takich filmów, na pewno nie wyświetliły się przez przypadek. Nie udało się jednak ustalić, czy Sławomir oglądał nagrania przed, czy po śmierci żony.
Mężczyzna nigdy nie przyznał się do zabójstwa, ani do tego, że po śmierci odciął żonie głowę. W sądzie przekonywał, że po prostu założył jej na głowę torebkę, by na twarz nie leciała ziemia. Gdy prokurator pytał, dlaczego w takim razie w torbie nie było otworu odpowiadającego średnicy szyi, a jedynie mały, trzycentymetrowy otwór, tłumaczył, że najwidoczniej węzeł zacieśniał się stopniowo wraz z rozkładem ciała oraz pod naporem gleby i cementu. Biegli odrzucili taką możliwość. Ich zdaniem głowa została mechanicznie oddzielona od ciała, a następnie umieszczona w reklamówce.
Wyroki
Sąd Okręgowy w Gdańsku, mimo poszlakowego charakteru sprawy, skazał Sławomira na 25 lat więzienia za zabójstwo żony.
- By ocieplić swój wizerunek, pozytywnie wpłynąć na odbiór jego osoby, składając wyjaśnienia, wielokrotnie używał zwrotów zdrobniałych typu: "siateczka", "trumienka", "supełek", "kokardka". Co prawda, składając te wyjaśnienia oskarżony szlochał, lecz jednocześnie nie ronił przy tym łez. Prezentowane zachowania w powiązaniu z treścią składanych wówczas wyjaśnień, zdaniem Sądu, świadczą o ich nieszczerości i wyreżyserowaniu. Oczywistym jest, iż oskarżonemu było przykro, lecz nie dlatego, że stracił ukochaną żonę, lecz z powodu sytuacji, w której sam się znalazł - czytamy w uzasadnieniu wyroku.
Sąd podkreślał nieścisłości w zeznaniach skazanego, który przekonywał, że dopiero około pierwszej w nocy zorientował się, że żona nie żyje. Już po południu, gdy dzwoniła do nich matka Grażyny, przekazał synowi, że kobieta wyszła i do tej pory nie wróciła. Wieczorem wezwał też swoich rodziców, by zostali z jego synem, a sam rzekomo pojechał szukać Grażyny. Sąd podkreśla, że gdyby, tak jak próbował przekonać oskarżony, jego żona zmarła w sposób naturalny, na skutek zatrucia lekami i alkoholem, to naturalną reakcją byłoby wezwanie karetki pogotowia. Oskarżony nie miałby żadnych obaw przed grożącą mu z tego tytułu odpowiedzialnością.
- Zachowanie oskarżonego polegające na ukryciu zwłok żony poprzez zakopanie ich w ogródku, w miejscu najdalej położonym, mało dostępnym, w płytkim, pospiesznie wykopanym dole, ułożenie ich niedbale, bokiem, oddzielenie mechaniczne głowy od reszty ciała i włożenie jej do plastikowej reklamówki, szczelnie zaciśniętej na dwa węzły, przysypanie zwłok wapnem celem przyspieszenia ich rozkładu, a następnie ułożenie płyt betonowych na powierzchni tego miejsca i przykrycie drewnianą paletą, ewidentnie świadczą o tym, że śmierć nie nastąpiła w sposób naturalny, lecz została ona przez oskarżonego pozbawiona życia - tak sąd uzasadnił wysokość wyroku.
Sprawa trafiła do Sądu Apelacyjnego w Gdańsku, gdzie karę 25 lat zmniejszono do 15. 30 czerwca 2020 roku Sędzia Dariusz Malak podkreślał, że kara jest niższa, ponieważ nie znaleziono dowodów na to, iż Sławomir planował zabójstwo. Jego zdaniem mężczyzna zabił żonę w wyniku kłótni.
Ten sam sąd zajmował się sprawą w 2023 roku. Zgodnie z wyrokiem z 27 grudnia sąd orzekł, że Sławomir nie zabił Grażyny, a nieumyślnie doprowadził do jej śmierci, odpychając ją, w wyniku czego uderzyła o stół, odniosła obrażenia i zmarła. Karę z 15 lat zmniejszono do 5 lat i 6 miesięcy więzienia. Wyrok jest prawomocny.
Pieniądze
W tym czasie Sławomir wyszedł na wolność i walczy o odszkodowanie i zadośćuczynienie za zbyt długi pobyt za kratami. Wystąpił do sądu o niemal pół miliona złotych za to, że zamiast spędzić w więzieniu 5 lat i 6 miesięcy, czyli 66 miesięcy, odsiedział 98.
19 maja 2025 roku Sąd Okręgowy w Olsztynie przyznał mu 80 tys. zł zadośćuczynienia za to, że spędził w więzieniu więcej czasu niż mu zasądzono. Sławomir odwołał się od tej decyzji. 9 września Sąd Apelacyjny w Białymstoku zdecyduje, czy mężczyźnie należy się niemal pół miliona złotych.
Matka Grażyny jest zszokowana wnioskiem o odszkodowanie. Wierzyła też, że Sławomir wróci do więzienia, ale Sąd Najwyższy odrzucił kasację. Prokuratura Rejonowa w Wejherowie, która kasację złożyła, nadal jest przekonana, że zgromadzone dowody obciążały Sławomira.
Pełnomocnik mężczyzny poprosił o kontakt dopiero po wyroku w sprawie odszkodowania. Sławomir obecnie mieszka z rodzicami i jest na ich utrzymaniu.
W dniu odnalezienia szczątków Grażyny w przydomowym ogródku śledczy znaleźli w domu Sławomira dwie "dusie-podusie". Nadal były owinięte folią. Badania potwierdziły, że znajdowało się na nich DNA Grażyny.
Magda Mieśnik, dziennikarka Wirtualnej Polski
Chcesz się skontaktować z autorką? Napisz: magda.miesnik@grupawp.pl