Nazwisko ze skazą. Przez byłego rzecznika MON inni "Misiewicze" mają coraz większe problemy
Bartłomiej Misiewicz jest nieprzerwanie obiektem zainteresowania opinii publicznej. O ile on, jako osoba publiczna, musiał się liczyć z krytyką, to uderza ona też w ludzi, którzy z polityką nie mają nic wspólnego. Jak pan Piotr, którego jedyną winą jest to, że nosi to samo nazwisko, co współpracownik Antoniego Macierewicza. - Na początku to było śmieszne, później męczące, aż wreszcie zaczęło denerwować. Najgorsze jest jednak to, że z powodu tej burzy wokół "Misiewiczów" mogą ucierpieć dzieci - mówi WP.
05.04.2017 | aktual.: 05.04.2017 12:24
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Bartłomiej Misiewicz to już nie tylko osoba, ale zjawisko polityczne. Współpracownik Antoniego Macierewicza stał się symbolem skoku PiS na instytucje państwowe i firmy oraz obsadzania ich ludźmi bez kompetencji, za to z długą karierą w partii lub jej młodzieżówce.
Na fali popularności szefa gabinetu MON i innych partyjnych nominatów zaczęto nazywać "Misiewiczami". Nowoczesna stworzyła nawet stronę internetową Misiewicze.pl oraz hashtag w mediach społecznościowych. Służą one do zgłaszania przypadków partyjniactwa w urzędach i państwowych firmach. Także dziennikarze, kiedy piszą o przykładach nepotyzmu w instytucjach rządzonych przez PiS, lubią używać terminu "Misiewicze". Jest dobrze znany, a jednocześnie lapidarny, no i wywołuje u czytelników emocje.
Apel czytelnika
Dlatego właśnie niedawny artykuł o 22-letnim asystencie ministra z Kancelarii Premiera miał w tytule hasło "Misiewicze". Po jego publikacji dostałem maila od czytelnika, który też jest "Misiewiczem". Ale nie z partyjnej nominacji, tylko z urodzenia - nosi takie samo nazwisko, jak były rzecznik MON. Prosił, aby nie używać jego nazwiska do pokazywania patologii w urzędach i spółkach.
- Na początku to było śmieszne, żartowaliśmy sobie ze znajomymi - mówi Piotr Misiewicz, kiedy do niego dzwonię. - Później to męczyło, a teraz to jest po prostu irytujące. Ostatnio byłem u lekarza i nie mógł powstrzymać się od żartu z mojego nazwiska. Podobnie kiedy mam spotkanie w jakiejś instytucji czy dużej firmie i na wejściu muszę się wylegitymować. Niemal zawsze padają pytania, czy ten pan to mój krewny. Ale to jeszcze nie jest taki problem. Najgorsze, że mogą ucierpieć na tym dzieci - wskazuje nasz rozmówca.
Pan Piotr opowiada, że ostatnio koledzy jego syna zaczęli mu dokuczać. - Moje dziecko jest w podstawówce, więc te zaczepki nie są brutalne. Ale boję się pomyśleć, co działoby się np. w gimnazjum - zauważa. Przekonuje, że nie chce prowadzić żadnej krucjaty przeciw mediom czy opozycji, ale apeluje do rozsądku. - Nigdy nie wiadomo, co komu strzeli do głowy i jak odbierze wezwanie, żeby "tropić Misiewiczów" - dodaje.
"Misiewicze" Nowoczesnej
Najbardziej intensywnie "Misiewiczów" tropiła Nowoczesna (PO zaspała i została jej tylko domena "PiSiewicze"). - Ta akcja ma pokazać, że PiS łamie standardy, ale nie ma nikogo stygmatyzować - broni się sekretarz generalny partii Adam Szłapka. - Ale rzeczywiście, zadzwonił do nas jeden pan o takim nazwisku. Długo rozmawialiśmy i mam wrażenie, że doszliśmy do porozumienia. Dzięki temu, że to zjawisko zostało tak nazwane, udało się pokazać jego skalę i ludzie mocno to piętnowali, a PiS musiało się tłumaczyć - dodaje poseł Szłapka.
O samym Bartłomieju Misiewiczu jeszcze zapewne niejednokrotnie usłyszymy. Choć politycy PiS powtarzają, że sprawa jest zamknięta, to Antoni Macierewicz chyba uważa inaczej. Jak ujawniliśmy w WP, w warszawskiej prokuraturze właśnie trwa postępowanie sprawdzające na podstawie zawiadomienia podwładnych Antoniego Macierewicza. Śledczy sprawdzają, kto stalkował Bartłomieja Misiewicza.