Napij się, zjedz i wracaj na Białoruś. To pushback "humanitarny"
- To jest mój rząd, na który czekałam. Nie chcę go krytykować, ale niestety muszę - mówi dr Hanna Machińska. Rozczarowane tym, co na polsko-białoruskiej granicy nadal dzieje się z uchodźcami, są również Agnieszka Holland i Janina Ochojska. Wolontariusze, którzy nadal niosą pomoc uchodźcom, mówią: to kontynuacja rządów PiS. W sobotę premier zapowiedział budowę fortyfikacji na granicy.
- Spotkałam 12-letnią dziewczynkę, która uciekając przed policją, ze strachu popuściła w spodnie. Były mokre, kupa pociekła po nogawkach. Matka błagała mnie o spodnie dla niej, ale ja spotkałam je przez przypadek i nie miałam żadnego ubrania dla tego dziecka. Musiałam ją zostawić taką brudną w lesie.
- Leżeli na mokrej ziemi, przykryci czarnymi kurtkami i bali się odezwać. Jakby chcieli się roztopić i zupełnie zniknąć. To mnie uderzyło, wydało się czymś odczłowieczającym. (...) Panicznie bali się światła komórki, kładli się pod kurtkami, żeby z niej skorzystać. Powitali nas i pożegnali tymi samymi słowami: sorry for the trouble (ang. przepraszamy, że sprawiliśmy kłopot - przyp. red.).
- Są takie bagna koło zalewu Siemianówka. Białorusini wpychali tam wiele osób. Ten teren po polskiej stronie jest z jednej strony odcięty rzeką, z drugiej wodami zalewu, a z trzeciej rozciągnięty był drut żyletkowy. Stamtąd przychodziło wiele próśb o pomoc. To była okrutna pułapka.
To zaledwie trzy - a zarazem jedne z najmniej drastycznych - z dziesiątek relacji wolontariuszy niosących pomoc uchodźcom na granicy polsko-białoruskiej z czasów, gdy rządziło PiS. Publikowaliśmy je w Wirtualnej Polsce.
Brutalność działań pograniczników z czasów, gdy MSWiA kierował, były już poseł, Mariusz Kamiński, spotykała się z powszechną krytyką ze strony ówczesnej opozycji. Sprawdziliśmy, co w ocenie wolontariuszy i osób, które stały się symbolami walki o prawa uchodźców, zmieniło się od zmiany rządu.
"Przemoc wobec uchodźców trwa"
"Funkcjonariusze ujawnili kobietę potrzebującą natychmiastowej pomocy medycznej" - to fragment lakonicznego komunikatu Straży Granicznej z 16 kwietnia 2024 roku.
Lokalne media oraz grupa aktywistów ze stowarzyszenia Egala zaczęły badać historię kobiety odnalezionej w okolicach Białowieży. Okazało się, że to 38-letnia Erytrejka, która urodziła dziecko po białoruskiej stronie, tuż przy płocie granicznym. Wysłano do niej wojskowy ambulans, który przewiózł ją i noworodka do szpitala w Hajnówce.
- Rzeczywiście trafiła do nas taka pacjentka z noworodkiem płci żeńskiej - potwierdza doktor Tomasz Musiuk. - Dziecko było wychudzone, znajdowało się w stanie średnim. Po kilku dniach pacjentka została wypisana. Dziecko trafiło do szpitala dziecięcego w Białymstoku celem dalszej diagnostyki i leczenia.
Jak kobieta, która rodziła po drugiej stronie płotu, znalazła się w Polsce? Prawdopodobnie to jeden z polskich pograniczników otworzył wąską bramkę techniczną. Potem przeciągnął kobietę na naszą stronę, udzielił jej i dziecku pomocy oraz wezwał karetkę. Biorąc pod uwagę warunki, w jakich rodziła, uratował im życie.
- Ten funkcjonariusz powinien dostać wyróżnienie za uratowanie kobiecie i dziecku życia. Z wiarygodnego źródła wiem, że ma kłopoty i przełożeni mają do niego spore pretensje - mówi Adam Wajrak, dziennikarz i przyrodnik mieszkający w pobliskich Teremiskach.
- Ta kobieta, zanim udzielono jej pomocy, była wcześniej dwa razy wywożona za płot. A przecież ona była w zaawansowanej ciąży! A w dniu porodu? Rodziła przez kilkanaście godzin, a granica jest naszpikowana elektroniką i pełna patroli. Dziwne, że przez kilkanaście godzin nikt nie dostrzegł rodzącej - komentuje Beata Siemaszko ze Stowarzyszenia No To Ci Pomogę, od lat działająca w ramach Grupy Granica.
Straż Graniczna nie potwierdza, że dwie wcześniejsze wywózki Erytrejki rzeczywiście miały miejsce. Jej przypadek nie jest jednak odosobniony - niedawno zostały odnalezione również ciężarne z Sudanu i Konga.
- Wraz ze wzrostem temperatury napotykam w lasach mnóstwo śladów po uchodźcach - mówi Wajrak.
- Kilka dni temu grupa uchodźców stała przed Biedronką w Hajnówce, w środku miasta - dodaje dr Wojciech Siegień, autor podcastu "Na granicy", etnolog, a prywatnie mieszkaniec przygranicznej wsi w gminie Dubicze Cerkiewne.
- Zmiana rządu nie wpłynęła na to, co widzimy w szpitalu. Nie mamy co prawda pacjentów, którzy by nam zgłaszali, że byli bici czy maltretowani przez funkcjonariuszy, ale marzec i kwiecień były rekordowe, jeśli chodzi o napływ pacjentów - zauważa dr Tomasz Musiuk. - W całym zeszłym roku hospitalizowaliśmy 180 migrantów, a w tym - od stycznia do teraz - już ponad 90 osób. Mamy głównie pacjentów urazowych: złamania, upadki z wysokości, pocięcia drutem. Rany zabrudzone, brzydkie złamania, często konieczność operacji. Migranci to około 4-6 procent wszystkich naszych pacjentów.
Według danych przesłanych Wirtualnej Polsce przez MSWiA w Podlaskim Oddziale Straży Granicznej od początku roku do 28 kwietnia: "w 99 zdarzeniach udzielono pomocy 133 osobom, a hospitalizowanych było 98 cudzoziemców (25 kobiet i 73 mężczyzn). Zespoły Ratownictwa Medycznego wzywano do migrantów 96 razy, a Nieetatowe Zespoły Interwencyjne (NZI) podjęły działania 38 razy – podczas akcji udzielono pomocy 42 osobom, a 24 z nich przewieziono do szpitala (10 kobiet i 14 mężczyzn)". [Wirtualna Polska wysłała pytania do wiceministra Macieja Duszczyka, rzeczniczki MSWiA oraz wydziału prasowego Straży Granicznej. Odpowiedzi otrzymaliśmy jedynie z wydziału prasowego ministerstwa - red.].
- Nadal odpowiadam na wezwania o pomoc i nadal ukrywam się przed funkcjonariuszami Straży Granicznej. Niedawno szłam do osoby potrzebującej pomocy i zostałam zatrzymana przez SG. Bardzo sensownie rozmawiający ze mną strażnik, zapytał: "Ale po co? Przecież to my jesteśmy od tego" - mówi Beata Siemaszko.
- I co mu pani odpowiedziała?
- Pokazałam filmik, na którym dwóch panów bije klęczącego człowieka. Mają zasłonięte twarze, ale to z pewnością polska formacja. Więc argument tego funkcjonariusza, że oni są od pomocy, stracił nieco na wiarygodności. Nieustannie dostajemy przekazy, że przemoc wobec uchodźców trwa.
Holland: Oni nie są narzędziami, oni są ludźmi
Sceny podobne do tych, o których mówi Beata Siemaszko, znalazły się w filmie "Zielona granica" Agnieszki Holland. Na reżyserkę ze strony PiS i ich sympatyków partii Jarosława Kaczyńskiego jeszcze przed premierą wylało się morze hejtu. W narracji Holland była zdrajczynią narodu.
- Staram się monitorować sytuację na granicy z Białorusią. Metody pozostały te same, choć oficjalny język nieco się zmienił. Nie miałam wielkich oczekiwań, ale liczyłam na więcej niż kosmetyczne zmiany - mówi Holland, która aktualnie kręci w Czechach film o Franzu Kafce. - Wciąż, niestety, stosowana jest niehumanitarna retoryka. Słuchałam niedawno wypowiedzi nowego rzecznika Straży Granicznej, który mówił, że ludzie przechodzący przez granicę są "narzędziami Łukaszenki". Oni nie są narzędziami, oni są ludźmi. To, że używają ich dyktatorzy do wojny hybrydowej, nie dehumanizuje ich jako ludzi, a takie jest wciąż podejście władz i służb mundurowych. Prężymy muskuły, a robimy to, czego chcą Łukaszenka i Putin.
W marcu reżyserka napisała list, który został odczytany podczas manifestacji aktywistów przed KPRM. Holland pisze m.in.:
"Panie premierze, panie ministrze profesorze Duszczyk. Wasze słowa o "humanitarnych pushbackach" to czysta hipokryzja. Nie ma mowy o humanitarnych wywózkach, jeśli ich celem jest Białoruś Łukaszenki. Z ezopowych wywiadów pana ministra zrozumiałam, że problem zniknie, kiedy uszczelni się granicę. Nie będzie ludzi w drodze na polskim terytorium, nie będzie pushbacków i trupów. Tyle że jako specjalista od migracji musi pan wiedzieć, że to jest niemożliwe, że żadna bariera nie jest dość szczelna, by powstrzymać ludzi, gotowych ryzykować życie, by dotrzeć do raju".
Z oskarżeniami o antypolskość za rządów PiS spotkała się również europosłanka Janina Ochojska. Burza rozpętała się po jej sugestiach, że ukrywana jest faktyczna liczba ofiar, a w zbieraniu ciał uchodźców, którzy zmarli w lasach, mogli brać udział np. leśnicy.
- Politycy koalicji nie szli do władzy z obietnicą zakończenia pushbacków. Miałam obawy, że niewiele się zmieni, ale miałam także nadzieję, że jak najszybciej zostanie podjęta podstawowa decyzja, że pushbacki są nielegalne - mówi szefowa Polskiej Akcji Humanitarnej. - Marzyło mi się, że Polska będzie pierwszym krajem, który powie: "My nie stosujemy pushbacków i nie łamiemy praw człowieka". Jestem więc zawiedziona.
Ważny i słyszalny głos w obronie uchodźców zabierała również dr Hanna Machińska, była zastępczyni Rzecznika Praw Obywatelskich, obecnie zasiadająca w Radzie Fundacji Helsińskiej, a także aktywistka grupy Lex Samarytanin.
- Nie widzę wielkiej zmiany. Wciąż dostaję sygnały o złym zachowaniu żołnierzy i WOT (Wojska Obrony Terytorialnej). Nie można bronić granicy za wszelką cenę, nawet ludzkiego życia. To jest polityka prowadząca donikąd - mówi dr Machińska.
W styczniu 2024 roku, już po zmianie rządu, na platformie X zadała pytanie nowemu ministrowi spraw wewnętrznych Marcinowi Kierwińskiemu: "Panie Ministrze, czy rozporządzenie Kamińskiego w sprawie pushbacków ma stać się emblematem Pana działań?".
O pushbackach stało się głośno, gdy w połowie 2021 roku reżim Alaksandra Łukaszenki otworzył szlak migracyjny z Białorusi do Unii Europejskiej. Fala tysięcy migrantów z Iraku, Afganistanu i innych krajów Bliskiego Wschodu oraz Afryki, pierwotnie kierowana była na granicę litewsko-białoruską, a później na polsko-białoruską.
Osoby poszukujące azylu w UE zostały w bezwzględny sposób wykorzystane przez białoruskie służby. Ludzie, wabieni wizją szybkiej przeprawy do lepszego świata, trafili na granicę, na której sposób działania służb wytycza polityka.
2 września 2021 roku, rozporządzeniem prezydenta Andrzeja Dudy, wprowadzono stan wyjątkowy w wybranych miejscowościach przy granicy z Białorusią. W ten sposób władza odcięła polsko-białoruskie pogranicze od reszty kraju.
Z kolei Mariusz Kamiński, ówczesny szef MSWiA, wydał tzw. rozporządzenie graniczne polecające służbom cofanie obcokrajowców do linii granicy.
- To ono było niby podstawą prawną dla pushbacków. Ale Wojewódzkie Sądy Administracyjne w Białymstoku i Warszawie oraz Sąd Rejonowy w Hajnówce uznały je za nieważne - mówi Hanna Machińska. - Pushbacki są nielegalne. Łamią polską Konstytucję, Konwencję Genewską, Europejską Konwencję Praw Człowieka oraz Konwencję Stambulską. To stare rozporządzenie Kamińskiego musi więc zostać zmienione. Minister Kierwiński miał podkładkę - mógł skorzystać z orzeczeń sądów administracyjnych, ale tego nie zrobił.
"Obecnie MSWiA prowadzi prace nad rewizją przepisów regulujących postępowanie wobec cudzoziemców nielegalnie przekraczających granicę państwa. Planowane zmiany mają na celu uwzględnienie - w ramach obowiązujących procedur - wymogów wynikających m.in. z wyroków sądów administracyjnych dot. wydanych postanowień o opuszczeniu terytorium RP" - czytamy w odpowiedzi nadesłanej przez biuro prasowe ministerstwa.
Kiedy prace się zakończą - tego nie wiadomo. Ministerstwo twierdzi, że "podjęło działania", które mają sprawić, by nikt na granicy nie umierał.
Czy istnieją humanitarne wywózki?
Tymczasem aktywiści piszą w sieci, że koalicja rządowa to "koalicja wywózkowa", a na granicy to "kontynuacja rządów PiS".
Czy rzeczywiście nic się nie zmieniło? Weźmy liczby. Straż Graniczna w okresie od sierpnia 2021 r. do 26 grudnia 2022 r. do linii granicy państwa zawróciła 50 668 cudzoziemców. Jak podaje biuro prasowe MSWiA, "w okresie od połowy grudnia [koalicyjny rząd został zaprzysiężony 13 grudnia - red.] do pierwszych dni kwietnia odnotowano łącznie około 1770 prób przedostania się cudzoziemców do Polski przez polsko-białoruską granicę. W tej grupie blisko 900 osób zostało zawróconych do linii granicy".
Zapytaliśmy "czy było to zgodne z prawem międzynarodowym i polskim, skoro Białoruś jest uznana za kraj niebezpieczny?". Ministerstwo w odpowiedzi podkreśla, że migranci "przebywają po stronie białoruskiej legalnie", a z terytorium Białorusi "podejmują próby nielegalnego przedostania się na terytorium Polski w ramach procederu koordynowanego i wspomaganego przez białoruskie służby".
- Na razie mamy dane tylko z trzech miesięcy, musimy więc poczekać, żeby można było porównać. 1770 wywózek to nie jest mało - mówi Beata Siemaszko. - W kraju nazywającym się państwem prawa nie powinno ich być w ogóle. Przecież Białoruś to kraj niebezpieczny, co przyznaje polskie MSZ i zgodnie z międzynarodowym prawem i zasadą non-refoulement [zasada niezawracania uchodźców do kraju, w którym mogą czekać ich prześladowania - red.], nikt tam nie powinien być wywożony.
Siemaszko zauważa, że strona rządowa nie tyle zmieniła politykę, ile zmieniła narrację: -Tak jakby słowa miały mieć moc sprawczą, a określenie "humanitarny", wobec pushbacku mogło zmniejszyć jego opresyjność.
- Co ma pani na myśli? - pytam.
- Z ust przedstawicieli rządu i polityków koalicji padają deklaracje: "zero śmierci na granicy, trzeba zatrzymać przemoc, ludzie powinni być traktowani jak ludzie" - mówi Siemaszko. - Ale hasła nie wystarczą do zmiany praktyk. Jeśli funkcjonariusz nie czuje żadnej odpowiedzialności, to dalej będzie przekraczał uprawnienia. Nie wrzucam wszystkich funkcjonariuszy do jednego worka. Wiem z relacji, że polskie służby zachowały się wobec niektórych osób łagodniej, dawali wodę i jedzenie… zanim wyrzucali je za płot. Ale wciąż uchodźcy opowiadają nam przerażające historie.
- Jakie?
- Mamy relacje, że np. ludzie byli bici, traktowani gazem. Nie dlatego, że byli agresywni. Klęczącym ludziom kazano otwierać usta i pryskano w nie żelem pieprzowym. Albo kazano im opuszczać spodnie, żeby psikać tym gazem w miejsca intymne. A oni w lesie nie mają możliwości, żeby to świństwo z siebie zmyć. Jest to absolutnie nieuzasadnione okrucieństwo - mówi aktywistka.
Czy można to zweryfikować? - Mamy filmy, nagrania i relacje tych osób, widzieliśmy obrażenia na ich ciałach - zapewnia Siemaszko.
Siemaszko narzeka na komunikację ze Strażą Graniczną. Przykłady? - Kilka dni temu za płot zostali wyrzuceni dwaj uchodźcy, w tym jeden nieletni, mimo że złożyli wcześniej wnioski o udzielenie ochrony międzynarodowej i pełnomocnictwa dla mnie. Kiedy dzwonię w ich sprawie do poszczególnych placówek, Straż Graniczna umywa ręce, a ostatecznie każą mi zwracać się do rzecznika albo połączenie zostaje przerwane po usłyszeniu mojego nazwiska.
Beata Siemaszko ma nadzieję, że funkcjonariusze, którzy zachowywali się bestialsko wobec uchodźców, zostaną rozliczeni:
- W Ministerstwie Sprawiedliwości powstał zespół ds. nadużyć i przekraczania uprawnień przez Straż Graniczną. Podobny, dotyczący służb mundurowych, ma powstać w MSWiA za kilka tygodni. Prokurator krajowy Dariusz Korneluk zapowiedział weryfikację dotychczasowych i nowych zgłoszeń, wskazujących na niewłaściwe zachowania SG. Mam nadzieję, że ten zespół będzie początkiem naprawy moralnej funkcjonariuszy.
W lutym 2024 roku w Straży Granicznej zostały utworzone Nieetatowe Zespoły Interwencyjne (NZI). Biuro prasowe MSWiA podaje, że "mają one charakter poszukiwawczo-ratowniczy i funkcjonują w Podlaskim i Nadbużańskim Oddziale Straży Granicznej. W skład grup wchodzi kilkudziesięciu funkcjonariuszy. (...) Mają oni odpowiednie kwalifikacje do udzielania pierwszej pomocy, dobrze znają teren, są wyposażeni w specjalistyczny sprzęt, m.in. torby medyczne i koce termiczne. Zadaniem zespołów jest udzielanie w terenie przygranicznym pomocy migrantom o nieuregulowanym statusie prawnym".
Ministerstwo zapewnia, że "nie ogranicza możliwości pomocy żadnej z organizacji pozarządowych, czy indywidualnym osobom" i wylicza te, z którymi współpracuje, jak PCK, Caritas czy PAH. Wolontariusze mogliby wspomóc działania NZI, ale do współpracy ich nie zaproszono.
"Mam dość wyręczania państwa"
Mimo pewnych zmian Beata Siemaszko uważa, że rząd wciąż robi za mało i za wolno. Mówi też o braku zaufania między stroną rządową a aktywistami.
- Coraz częściej słyszymy, że jesteśmy zbyt radykalni. Rzekomo myślimy tylko o naszej misji i lekceważymy bezpieczeństwo państwa.
- A nie lekceważycie? - pytam. - Przecież do Polski mogą trafiać osoby, które zwrócą się o ochronę, a tak naprawdę w swoich krajach nie były prześladowane.
- Dobrze wiem, że osoby, które znajdują się na granicy, są tam ściągane i werbowane przez rząd Łukaszenki i Moskwę. Nie neguję tego, że bezpieczeństwo państwa jest sprawą priorytetową. Ale dla mnie istotne jest to, żeby ludzie, którym już udało się przejść granicę białorusko-polską, nie byli dręczeni i żeby nie umierali w polskich lasach - odpowiada Beata Siemaszko.
I dodaje: - Mam dość wyręczania państwa. Nie jestem w stanie zawsze ocenić, kto ucieka przed prześladowaniami, kto jest uchodźcą ekonomicznym, a kto sobie zamarzył, że będzie mieszkał w Warszawie, Rotterdamie czy Berlinie. Jeśli jest możliwość rozmowy, to pytamy, co było przyczyną ucieczki, ale nie jesteśmy w stanie zweryfikować wszystkich opowieści. To mogłyby zrobić właściwe służby, gdyby postępowały zgodnie z prawem. W efekcie wiele osób, które naprawdę zasługują na naszą ochronę, bo ich życie i zdrowie jest poważnie zagrożone w kraju pochodzenia, często jest wywożone za płot. Z kolei nikt nie wie, ilu osobom udało się przejść niepostrzeżenie i kim te osoby są. Rząd mówi o pewnej wizji, w której ta granica być może kiedyś będzie bezpieczna. Ale na razie nie jest. Dla mnie bezpieczna granica to taka, która nie stwarza zagrożenia dla ludzi.
Zapytaliśmy stronę rządową, czy mamy gwarancje, że wśród objętych wywózkami nie było osób prześladowanych w swoich krajach, które miały prawo ubiegać się o ochronę międzynarodową w Polsce?
W odpowiedzi otrzymaliśmy zapewnienie, że "osoby, które zostały zatrzymane w następstwie nielegalnego przekroczenia granicy, a które uciekają przed prześladowaniem i deklarują intencję złożenia wniosku o udzielenie ochrony międzynarodowej w Polsce - mają taką możliwość". Władze utrzymują, że takie wnioski SG przyjmuje i daje do rozpatrzenia Urzędowi do Spraw Cudzoziemców, zaś przepisy nie pozwalają na odsyłanie migrantów do krajów, gdzie byliby prześladowani.
Dr Hanna Machińska zwraca uwagę, że kolejność działań rządu powinna być inna: - Trzeba zbudować infrastrukturę, postawić ośrodki, gdzie migranci będą przebywać w ludzkich warunkach, a potem wprowadzić procedury i sprawdzać, czy te osoby mogą otrzymać ochronę międzynarodową, czy nie.
Ochojska: Albo jesteśmy państwem praworządnym, albo nie
- Jestem pełna podziwu dla osób, które wciąż niosą pomoc uchodźcom na granicy - mówi Janina Ochojska. - Oni starają się, żeby nikt nie stracił w puszczy życia. Ci ludzie nie zostali docenieni za nowej władzy za to, że tak naprawdę to oni ratowali honor Polski. Niestety nadal wszystko zostało na ich barkach.
Adam Wajrak podnosi jeszcze jeden wątek związany z granicą polsko-białoruską.
- Byliśmy zamknięci w specjalnej strefie, gdzie odebrano nam nasze podstawowe prawa obywatelskie. Wszędzie wojsko, policja, patrole, nad głowami helikoptery i drony, jakieś strzały w nocy. Istny stan wojenny - mówi dziennikarz. - Umarła turystyka, ludzie potracili biznesy. Dlatego uważam, że powinien tu do nas przyjechać premier i nas za to przeprosić. Ja wiem, że winien był poprzedni rząd, ale obecny premier powinien wykonać wobec lokalnej społeczności taki gest.
Tymczasem ani premier Donald Tusk, ani minister spraw wewnętrznych Marcin Kierwiński nie znaleźli czasu od grudnia 2023 roku, żeby spotkać się z organizacjami pomocowymi.
Do dialogu z aktywistami został delegowany wiceszef MSWiA Maciej Duszczyk. Beata Siemaszko przyznaje, że profesor jest świetnym specjalistą od migracji i integracji, ale kontakty z nim nie przyniosły żadnego przełomu.
- Minister uznaje, że priorytetem jest wzmocnienie płotu. Usłyszeliśmy, że pushbacki się skończą, gdy nie będzie uchodźców. Słyszymy o fantastycznej roli Straży Granicznej. Natomiast nasze argumenty o przemocy i niezgodnych z prawem praktykach pozostają bez reakcji - mówi Siemaszko. - Dla ministra jedynie głos funkcjonariuszy wydaje się wiarygodny. Nie dziwię się, bo korzystniejszy obraz rzeczywistości łatwiej zaakceptować.
- Łamanie praw człowieka nigdy nie jest usprawiedliwione. Albo jesteśmy państwem praworządnym, albo nie. Wyrzucanie ludzi poza Polskę jest niezgodne z prawem. Możemy dyskutować, czy nas stać na migrantów, czy nie, czy przyjmować ich więcej, czy mniej. Ale to jest wtórna dyskusja wobec nadrzędnej kwestii przestrzegania praw człowieka - przypomina Janina Ochojska.
Tusk zapowiada budowę fortyfikacji granicznych
W ostatni piątek, po posiedzeniu Kolegium ds. Służb Specjalnych - zwołanym w związku z ucieczką na Białoruś Tomasza Sz. - Donald Tusk ogłosił nieoczekiwanie, że w sobotę pojawi się na granicy kraju z Białorusią. I tak się stało. Z żołnierzami i funkcjonariuszami Straży Granicznej spotkał się w Karakulach.
- Chcę, aby także polska opinia publiczna wiedziała więcej o tej niezwykle trudnej, wymagającej misji wszystkich ludzi zaangażowanych w ochronę polskiej granicy - mówił premier. - To jest miejsce absolutnie wyjątkowe ze względu na presję migracyjną. Mamy do czynienia z postępującą wojną hybrydową.
- Chcę, żeby nie było wątpliwości: państwo o coraz częściej agresywnych zamiarach wobec Polski - jakim jest Białoruś - współorganizuje ten proceder na granicy. Stąd potrzebna jest współpraca służb, która świetnie przebiega, aby zabezpieczyć bezpieczeństwo państwa - podkreślił Donald Tusk.
- Wiemy, że ta sytuacja jest trudna - z wykorzystywaniem migrantów czy nielegalną migracją - a coraz częściej z przerzucaniem ludzi, którzy z migracją, czy azylem nie mają nic wspólnego. To nie może jednak przesłaniać najważniejszego, że ludzie, którzy tu pilnują granicy - od nich zależy bezpieczeństwo wszystkich Polek i Polaków.
Premier poinformował: - Rozpoczęliśmy rozmowy o ochronie granicy - nie tylko przed migracją - ale o nowoczesnych fortyfikacjach. Będą one powstawać na całej granicy, tutaj na wschodzie. Będziemy o nich informować opinię publiczną. To także granica zewnętrzna UE, więc nie mam wątpliwości, że cała Europa będzie musiała zainwestować w swoje bezpieczeństwo, czyli we wschodnią granicę Polski.
Kiedy - i czy w ogóle - przestanie obowiązywać rozporządzenie Mariusza Kamińskiego o pushbackach, opinia publiczna nie usłyszała.
Sebastian Łupak, dziennikarz Wirtualnej Polski