Największy przegrany eurowyborów. Rumuński lider poszedł do więzienia

Przez lata rządził Rumunią z tylnego siedzenia. Teraz przegrał wybory i poszedł do więzienia. Liviu Dragnea, prezes rumuńskiej Partii Socjaldemokratycznej (PSD) i najpotężniejszy człowiek w kraju, spędzi za kratkami 3,5 roku.

Największy przegrany eurowyborów. Rumuński lider poszedł do więzienia
Źródło zdjęć: © PAP/EPA | Robert Ghement
Oskar Górzyński

Trudno byłoby znaleźć polityka, który miał gorszy poniedziałek niż Liviu Dragnea. Rano prezes postkomunistycznej PSD i czlowiek trzęsący Rumunią dowiedział się, że w eurowyborach jego partia zdobyła najgorszy wynik w swojej historii, uzyskując 23,1 proc. głosów. Kilka godzin później - że spędzi 3,5 roku w więzieniu. Jeszcze przed końcem dnia polityk znalazł się w zakładzie karnym.

Decyzja sądu w Bukareszcie została przywitana z radością przez wielu Rumunów w stolicy.

"Dragnea jest najbardziej wpływowym politykiem wysłanym za kratki w Rumunii w ciągu ostatnich 30 lat. Jest też pierwszym rumuńskim politykiem, którego inkarceracja była świętowana na ulicach" - skomentował portal Romania Insider.

3,5-letni wyrok to kara za fikcyjne zatrudnienie dwóch partyjnych działaczek w państwowej agencji ds. ochrony praw dzieci, kierowanej przez byłą żonę Dragnei, Bombonikę. Kobiety nie wykonywały żadnej pracy, a wynagrodzenie wpływało na konto partii.

Rumuński Kaczyński

Nie był to pierwszy wyrok skazujący Dragneę. Zaledwie trzy lata wcześniej został skazany za oszustwa wyborcze i otrzymał karę dwóch lat więzienia w zawieszeniu. Wyrok oznaczał, że nie może zostać premierem. Ale sprawa tylko trochę pokrzyżowała plany znanego z intryg polityka, który przez lata mozolnie wspinał się po partyjnych szczeblach, by w końcu w 2015 roku przejąć władzę. Nie mogąc sprawować władzy jako szef rządu, zadowolił się funkcją przewodniczącego parlamentu i sterowaniem krajem z tylnego siedzenia.

Z tego powodu Dragnea był porównywany do Jarosława Kaczyńskiego (choć bardzo tego nie lubił). Ale nie był to jedyny powód. Mimo że jego partia nazywa się socjaldemokratyczną i należy do europejskiej rodziny Socjalistów i Demokratów, pod rządami Dragnei ugrupowanie przyjęło styl i retorykę podobną do tej, z której znany jest PiS. Szef PSD i jego akolici krytykowali Brukselę za wtrącanie się w sprawy wewnętrzne Rumunii, politykę migracyjną, a także wprowadzali szereg reform mających podporządkować sobie wymiar sprawiedliwości.

Jeden z czołowych "bulterierów" partii, poseł Catalin Radulescu, nieustannie powtarzał, że Rumunia ma "komunistyczny system sprawiedliwości", który powinien zostać zastąpiony bardziej "sprawiedliwym", czyli takim jak w Węgrzech i Rumunii.

Dragneę z rządzącymi w Polsce i na Węgrzech łączą też wrogowie. Tych jest przede wszystkim dwóch: amerykańsko-węgierski miliarder George Soros oraz wiceszef Komisji Europejskiej Frans Timmermans. Dragnea twierdził, że to Soros stał za potężnymi demonstracjami przeciwko jego reformom, a nawet sugerował, że biznesmen planował zamach na jego życie. Timmermansowi dostało się za to, że upominał się o poszanowanie praworządności i strofował za walkę z korupcją.

Korupcja i wyłudzenia

Korupcja to zresztą główny powód niezadowolenia Rumunów z rządów PSD. Sam Dragnea z tego powodu znalazł się na cenzurowanym w Europie. Polityk jest oskarżony przez unijną agencję OLAF (Europejski Urzędu ds. Przeciwdziałania Nadużyciom) o defraudowanie unijnych pieniędzy. W centrum oskarżeń jest powiązana z nim firma budowlana Tel Drum, która wyłudzać miała fundusze w niezwykle zuchwały sposób: stawiając "kilometrowe" słupki drogowe co 800 metrów.

W ubiegłym roku skandal wywołało zwolnienie szefowej agencji antykorupcyjnej Laury Kovesi, prowadzącej śledztwa przeciwko działaczom partii rządzącej. Reformy wymiaru sprawiedliwości - zakładające m.in. większe podporządkowanie prokuratury rządzącym i łatwiejsze karanie sędziów, ale też podwyższenie progu kwoty łapówek, od którego ścigana jest korupcja - były postrzegane jako próby ochrony dla nadużyć władzy.

Co pogrążyło Dragneę

Tym, co odróżniało sytuację Dragnei od tej Orbana na Węgrzech czy Kaczyńskiego w Polsce, był jeden kluczowy fakt: władza prezesa partii nie była nieograniczona. Kontrowersyjne reformy PSD w większości spaliły na panewce ze względu na wyroki rumuńskiego Trybunału Konstytucyjnego i weta prezydenta Klausa Iohannisa. I być może to właśnie pogrążyło rumuńskiego barona.

Jak zauważa Paul Ivan, rumuński analityk w European Policy Centre w Brukseli, poniedziałkowy wyrok dla Dragnei to znak, że mimo presji sądy nie utraciły niezależności.

- To na pewno dobry sygnał ze strony rumuńskiego wymiaru sprawiedliwości. Sądy dwukrotnie wysyłały za kratki rumuńskich premierów i ministrów. Teraz po raz pierwszy wsadził do więzienie najpotężniejszego polityka w kraju - ocenia Ivan. - Owszem, przestępstwo, za które Dragnea został skazany, to nie jest wielka zbrodnia. Ale często bywa tak, że przestępcy nie są skazywani za swoje najgorsze czyny - dodaje.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (209)