Rumunia: demonstracje przeciw częściowej depenalizacji korupcji
Tysiące ludzi demonstrowało w stolicy Rumunii Bukareszcie przeciwko rozporządzeniu rządu, według którego zostaną zmniejszone kary za korupcję. Według szacunków mediów na ulicach protestowało przynajmniej 150 tysięcy ludzi. Protestujący rzucali świecami dymnymi, petardami i racami. Policja odpowiedziała gazem łzawiącym. Ocenia się, że to "największa manifestacja w Bukareszcie od 25 lat".
01.02.2017 | aktual.: 02.02.2017 06:35
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Do protestu przeciwko wprowadzeniu tych zmian dołączył również prezydent Rumunii Klaus Iohannis. Polityk na swoim profilu na Facebooku napisał, że jest to "dzień żałoby dla praworządności".
"Złodzieje", "Hańba", "Dymisja" - skandowali uczestnicy demonstracji w stolicy Rumunii. Władze nie podały swoich szacunków liczby uczestników, ale zdaniem rumuńskiego portalu HotNews, była to "największa manifestacja w Bukareszcie od 25 lat".
Masowe demonstracje, mimo panujących mrozów, odbyły się także w miastach: Kluż Napoka (20 tys. osób według AFP), Timisoara (ok. 15 tys.) i Sybin (Sibiu) (ok. 10 tys.), a także w mniejszych miejscowościach.
"Rumuni potraktowali to jako zdradę państwa"
- To, co zrobili politycy, Rumuni potraktowali nie jako nadużycie władzy, ale jako zdradę państwa i obywateli, robienie prywatnych interesów kosztem całego społeczeństwa. Amnestię dla przestępców, a przede wszystkim dla skorumpowanych polityków odebrano jako plucie ludziom w twarz. Jak pokazanie, że rządy prawa nie istnieją, że Rumunia znowu jest prywatnym folwarkiem, z którym można zrobić co się chce. Od rana gniew i wzburzenie rosły. Przez cały dzień Rumuni zwoływali się na Facebooku. Protestujący starają się powściągać emocje, żeby nie dać władzy pretekstu do użycia siły i rozgonienia demonstrantów. Nie ma wątpliwości, w Rumunii nikt tej amnestii nie chce, poza rządzącymi - komentuje dla Wirtualnej Polski Małgorzata Rejmer, autorka książki "Bukareszt. Kurz i krew".
- Nie chodzi tylko o skorumpowanych polityków. Chodzi przede wszystkim o to, żeby lider rządzącej PSD Liviu Dragnea został oczyszczony po wyroku dwóch lat w zawieszeniu za fałszerstwa wyborcze i mógł zostać premierem - dodaje Rejmer.
- Już najwyższy czas, by ludzie się obudzili i przestali akceptować wszystkie te nadużycia - powiedziała AFP 31-letnia informatyczka z Bukaresztu, Daniela Crangus.
Dlaczego wyszli na ulice?
Przyjęte we wtorek ku zaskoczeniu opinii publicznej przez socjaldemokratyczny rząd premiera Sorina Grindeanu rozporządzenie wprowadza zmiany w kodeksie karnym, które depenalizują niektóre wykroczenia administracyjne i podnoszą do wysokości 198,2 tysięcy lejów (44 tysięcy euro) próg uszczerbku dla skarbu państwa, który podlega ściganiu z urzędu.
W ocenie ekspertów zmiany służą przede wszystkim rządzącej postkomunistycznej Partii Socjaldemokratycznej (PSD). Jej lider Liviu Dragnea we wtorek stanął przed sądem. Jest oskarżony o zatrudnianie fikcyjnych osób w podlegających mu spółkach, czym naraził skarb państwa na straty w wysokości ok. 108 tys. lejów (tj. ok. 24 tys. euro). Po przyjęciu nowego progu oskarżenie wobec Dragnei będzie bezprzedmiotowe.
Jednocześnie z nowelizacją kodeksu karnego rząd zdecydował się we wtorek na skierowanie pod obrady parlamentu projektu ustawy o amnestii dla 2,5 tys. osób odbywających kary więzienia do 5 lat. Początkowo to rozporządzenie było przyjęte w podobnym trybie jak wtorkowy dekret o depenalizacji niektórych wykroczeń, ale wywołało protesty.
W niedzielę sprzeciwiły się mu dziesiątki tysięcy osób, które wzięły udział w marszach w kilkunastu miastach Rumunii. Premier Grindeanu oświadczył wówczas, że protesty zostały "upolitycznione", oraz skrytykował prezydenta Klausa Iohannisa, który wziął udział w podobnej demonstracji, zorganizowanej tydzień wcześniej. Prezydent mówił wówczas, że "gang polityków, którzy mają problemy z prawem, chce zmienić ustawy i osłabić państwo prawa".
W grudniu 2015 roku poprzedni rząd PSD upadł na skutek masowych demonstracji na ulicach rumuńskich miast. Bezpośrednią przyczyną stał się pożar w bukareszteńskim klubie Colectiv, gdzie z powodu złamania wszelkich norm bezpieczeństwa zginęły 64 osoby. Tragedia stała się symbolem endemicznej korupcji, jaka przeżarła kraj i skłoniła wielu Rumunów do wyjścia na ulice przeciwko rządowi.