Największa wpadka Bronisława Komorowskiego
Jeszcze do niedawna, gdy padał zwrot: "wpadka prezydenta", większości z nas na myśl przychodziła sławna "małpa w czerwonym", "irasiad" czy trener "Benhauer". Prezydent Lech Kaczyński, z którego ust słyszeliśmy te zabawne lapsusy, niejednokrotnie stawał się przez nie obiektem żartów. Minęło trochę czasu, o stanowisko głowy państwa ubiegał się, a następnie objął Bronisław Komorowski i... rozpoczął się cykl nowych faux pas. Komorowski szybko został Bronisławem Wpadką, wśród internautów znanym też jako Bronisław Kompromitowski. Wirtualna Polska przedstawia kolejne hasło "Słownika 2010", które zrobiło karierę w mijającym roku.
Gdy głową państwa polskiego był Lech Kaczyński, żadne z jego przejęzyczeń czy nietrafnych wypowiedzi nie pozostało niezauważone, a sam prezydent miał opinię, także międzynarodową, "specjalisty od wpadek". Okazuje się jednak, że nie on jeden. Obecny prezydent Bronisław Komorowski swoją przygodę z głośnymi faux pas zaczął jeszcze jako marszałek sejmu, następnie z powodzeniem kontynuował ją jako kandydat na prezydenta, aby zupełnie popuścić wodze fantazji będąc głową państwa. Trudno jednoznacznie stwierdzić, którą z jego wpadek można uznać za największą, bowiem ich lista jest całkiem pokaźna...
Kiedy pytają mnie o... KOBIETY
Bronisław Komorowski dał się poznać jako stateczny mąż i ojciec piątki dzieci, o dość konserwatywnych poglądach i dżentelmeńskim podejściu do kobiet. Tym bardziej dziwić mogą słowa wypowiedziane przez ówczesnego marszałka sejmu w 2009 roku podczas kampanii przed wyborami do Parlamentu Europejskiego. W czasie spotkania ze studentami w Rzeszowie mowa była o uprawnieniu kobiet i mężczyzn. Komorowski tłumaczył, że równouprawnienie owszem, jest ważne, ale trzeba pamiętać, że są zajęcia nieodpowiednie dla pań. Jako przykład podał anegdotę: - Gdy byłem wiceministrem obrony narodowej, pojechałem do Danii. Tam chciałem koniecznie zobaczyć statek marynarki, na którym służyły także kobiety. Nie mogłem zrozumieć, dlaczego taka sytuacja nie budzi tam żadnych problemów. No i w końcu mnie tam zawieźli i pokazali. Wtedy zrozumiałem. Dunki nie są najpiękniejszymi kobietami, a to były... kaszaloty
- śmiał się.
To jednak nie koniec popisowych wypowiedzi naszego bohatera na temat związany z kobietami. W czasie tegorocznej kampanii przed wyborami prezydenckimi odbyła się debata prawyborcza w PO, mająca na celu wyłonienie kandydata tej partii na urząd głowy państwa. Podczas dyskusji z kontrkandydatem Radosławem Sikorskim Komorowski stwierdził, iż popiera finansowanie przez państwo zabiegu in vitro, ale tylko wtedy, gdy "jest szansa, że się urodzą dzieci zdrowe i będą dobrze wychowane, na dobrych obywateli". Ciekawe, co by powiedział, gdyby poczęci w ten sposób obywatele okazali się źle wychowani.
A skoro o wychowaniu mowa, to nie sposób zapomnieć o kulturze osobistej samego Komorowskiego, który podczas kolejnego spotkania ze studentami, tym razem na Uniwersytecie Śląskim, tak tłumaczył powolne wprowadzanie reform przez rząd PO: - To tak, jak zawsze pytają obcokrajowcy: dlaczego całujemy kobiety w rękę? Ja odpowiadam: Od czegoś trzeba zacząć - mówił.
Gdy pytają mnie o... POLITYKĘ ZAGRANICZNĄ
O tym, że kobiety są zmienne, nikomu nie trzeba mówić. Na przestrzeni kilku lat wyszło na jaw, że także Bronisław Komorowski ma w sobie pierwiastek kobiecy. W 2004 roku, będąc jeszcze tylko posłem na sejm, apelował o bardzo ostre naciskanie na USA ws. zniesienia wiz. W 2007 roku chciał nawet powołać specjalny zespół do zbadania kilkuset przypadków osób, którym odmówiono wjazdu do USA. Swoje zdanie na ten temat - i to nie raz, ale dwa - zmienił już w 2010 roku. Podczas kampanii prezydenckiej był jedynym kandydatem, który w ankiecie przeprowadzonej przez TVN24, stwierdził, iż nie powinniśmy domagać się od USA zniesienia wiz. - Przyjdzie taki moment, kiedy nasz partner dojrzeje do decyzji o zniesieniu wiz - twierdził. Gdy jednak został prezydentem i pojechał z wizytą do USA, na spotkaniu z Barackiem Obamą walczył jak lew i mówił wprost: - Polska opinia publiczna kompletnie nie rozumie, dlaczego całe otoczenie Polski może korzystać z ruchu bezwizowego, a Polska nie.
(( bigphoto
http://i.wp.pl/a/f/jpeg/25904/komorowski_miedwiediew_itar_tass_dmitry_astakhov180.jpeg #source=(fot. PAP/EPA/Dmitry Astakhov)# #size=180x130#))
Na tym samym spotkaniu Komorowskiemu udało się zresztą popełnić jeszcze jedną gafę, w dodatku podwójną a może nawet potrójną. Mówiąc o relacjach polsko-amerykańskich polski prezydent podkreślił: - Fundamentem tych relacji jest umiłowanie - amerykańskie i polskie - wolności. Jeśli mamy razem iść na wielkie polowanie, to najpierw musimy mieć pewność, że nasz dom, nasze kobiety, nasze dzieci są bezpieczne - powiedział Komorowski. - Wtedy też lepiej się poluje - dodał.
Nie dość, że, w ten sposób objawił swój męski szowinizm i wywołał skojarzenia, iż zwierzyną łowną może być Rosja (a było to akurat po wizycie prezydenta Dmitrija Miedwiediewa w Polsce) , to jeszcze przypomniał Polakom o nielubianej stronie swojej natury, a mianowicie upodobaniu do zabijania zwierząt (którego podczas kampanii prezydenckiej obiecał zaprzestać).
Jeśli natomiast jesteśmy przy Rosji, warto wspomnieć też o niestosownej wypowiedzi, jakiej Komorowski udzielił w maju tego roku przy okazji moskiewskiej defilady, w której udział brali polscy żołnierze. - Zawsze mamy gdzieś w zanadrzu polską pamięć, że 400 lat temu, w trochę innym charakterze, żołnierze polscy maszerowali po placu Czerwonym - mówił Komorowski niby żartem przypominając, że Polacy zdobyli Kreml i okupowali go w XVII wieku.
Pozostając w duchu wschodnim, nasz bohater ma na koncie jeszcze jedną wpadkę. W czasie wizyty w USA, na wspólnej konferencji z Barackiem Obamą, podczas której poruszony został temat stosunków polsko-rosyjskich, Komorowski zapewniał, że Polska chce inwestować w relacje z Rosją. Zrobił jednak zastrzeżenie, podpierając się przy tym - jak sądził - rosyjskim przysłowiem. - Z głębokim przekonaniem, ze szczerą wolą inwestujemy w dobre relacje z Rosją. Ale akcentujemy to, że trzeba, na zasadzie znanej w rosyjskim przysłowiu "ufać, ale sprawdzać" - mówił. Problem w tym, że zacytowany zwrot to nie tyle przysłowie, co powiedzenie ukute przez sowieckiego zbrodniarza Feliksa Dzierżyńskiego.
W sprawach dotyczących polityki zagranicznej Komorowski ma na koncie jeszcze co najmniej dwa inne "kwiatki". W trakcie jednego z prezydenckich wieców wyborczych w czerwcu tego roku oznajmił, iż Polska przygotowuje strategię wyjścia z NATO, chociaż tak naprawdę chcemy wyjść z Afganistanu, a z kolei w 2007 roku poinformował, iż Norwegia jest członkiem Unii Europejskiej, mimo że w rzeczywistości ten kraj nigdy nie należał i nie należy do wspólnoty.
Gdy pytają mnie o... POLITYKĘ SPOŁECZNĄ I WEWNĘTRZNĄ KRAJU
Prezydent może pochwalić się swoimi osiągnięciami w dziedzinie faux pas także na rodzimym poletku. W trakcie tegorocznej powodzi, pełniący akurat obowiązki głowy państwa Komorowski, odwiedzał zalane przez wodę miejscowości i rozmawiał z poszkodowanymi. Po jednej z takich wizyt poinformował dziennikarzy, że "miał przyjemność wizytowania terenów zalanych". Innym razem mówił: - W zeszłym roku powódź, w tym roku powódź, więc pewnie ludzie są już oswojeni, obyci z żywiołem". Dla tych, którzy jednak nie byli oswojeni i obyci, przyszły prezydent miał pocieszenie: - Woda ma to do siebie, że się zbiera i stanowi zagrożenie, a potem spływa do Bałtyku.
Przy okazji powodzi udało mu się jeszcze pomylić stan wyjątkowy ze stanem klęski żywiołowej. - Jeżeli będzie trzeba wprowadzić stan wyjątkowy, to na jakimś terenie, nie na terenie całego kraju i na pewno nie na długi okres - ogłosił. Trzeba zauważyć, iż stan wyjątkowy wprowadza się w okolicznościach szczególnego zagrożenia konstytucyjnego ustroju państwa, bezpieczeństwa obywateli lub porządku publicznego, w tym spowodowanego działaniami terrorystycznymi, które nie może być usunięte poprzez użycie zwykłych środków konstytucyjnych. Jednak powódź w Polsce była bardziej klęską żywiołową, aniżeli atakiem na ustrój państwa lub porządek publiczny. W następstwie powodzi wyszła na jaw również nieznajomość konstytucji przyszłego prezydenta, który stwierdził, że nawet, gdyby wprowadzono stan nadzwyczajny, to zbliżające się wybory prezydenckie mogłyby odbyć się w terminie. Co innego stanowi Konstytucja RP, według której w czasie stanu nadzwyczajnego oraz w ciągu 90 dni po jego zakończeniu wybory nie mogą być
przeprowadzone.
To nie jedyny brak w wiedzy konstytucyjnej Komorowskiego. Podczas kampanii prezydenckiej (która jak widać - była wyjątkowo obfita we wpadki ówczesnego kandydata PO na urząd głowy państwa), Joanna Kluzik-Rostkowska, szefowa kampanii PiS, wytknęła mu kolejny błąd. Mianowicie, Komorowski mówiąc o równym dostępie do opieki zdrowotnej stwierdził, że prawo do niej zapisane jest w artykule 70. polskiej konstytucji. Tymczasem artykuł 70. konstytucji dotyczy nie służby zdrowia, lecz prawa do nauki, a właściwy artykuł ma numer 68.
Do historii przejdzie też zapewne fakt, iż w maju tego roku, pełniąc obowiązki prezydenta i jednocześnie będąc kandydatem na ten urząd, Komorowski powołał Radę Bezpieczeństwa Narodowego, posiłkując się wiadomościami na jej temat zaczerpniętymi z Wikipedii (ściągawki Komorowskiego z wydrukiem strony internetowej na temat RBN zauważyli dziennikarze). I na nic się zdały tłumaczenia sztabu PO, iż wydruki z Wikipedii w rękach kandydata na głowę państwa świadczą o umiejętności posługiwania się internetem.
Wspominając tegoroczną kampanię prezydencką nie sposób też pominąć niefortunną wypowiedź, którą nasz mistrz gaf naraził się mieszkańcom Poznania i Krakowa. Podczas prezentacji komitetu honorowego kandydata na prezydenta, premier Tusk wręczył mu szalik kibica, który towarzyszył mu podczas zwycięskich wyborów w 2007 r. Dziękując za szalik obdarowany wypalił: - Widać, że nie jesteś z Poznania, ani z Krakowa, ani ze Szkocji Donaldzie, skoro zrobiłeś taki wielki i wspaniały dar - stwierdził sugerując, iż poznaniacy i krakowianie, podobnie jak Szkoci, są skąpi.
Gdy pytają mnie o... SPRAWY GOSPODARCZE I EKONOMICZNE
Wcale nie lepiej, a może nawet gorzej, wiedzie się prezydentowi w gospodarce. 26 maja tego roku wprawił w konsternację ekonomistów, kiedy zapytany przez "Dziennik Gazetę Prawną" o to, kiedy Polska powinna wejść do strefy euro, odpowiedział: - Wówczas, gdy gospodarka europejska będzie się rozwijała szybciej od polskiej, bo wtedy członkostwo w tym klubie będzie niosło nas w górę. A dziś, gdy mamy szybsze tempo rozwoju, jest odwrotnie - to my byśmy ciągnęli gospodarkę europejską. Nie wiadomo skąd Komorowski zaczerpnął informacje, którymi się posłużył w tej wypowiedzi, w rzeczywistości bowiem Polska to kraj słabiej rozwinięty od strefy euro, który musi rozwijać się szybciej, by dorównać poziomowi strefy. Według ekonomistów, wypowiedź ówczesnego p.o. prezydenta znaczyła tyle samo, co powiedzenie, że do strefy euro nie wejdziemy przez kilkadziesiąt najbliższych lat.
Już dzień później Bronisław Wpadka popisał się po raz kolejny. Uzasadniając wysunięcie kandydatury Marka Belki na prezesa NBP mówił, iż jest to były premier, były wicepremier, minister finansów, a obecnie zastępca sekretarza generalnego ONZ ds. gospodarczych Europy. Problem w tym, że Belka owszem, pełnił obowiązki sekretarza wykonawczego Komisji Gospodarczej ONZ ds. Europy (to nie to samo, co zastępca sekretarza generalnego), ale do grudnia 2008 roku. W styczniu 2009 roku został jednak dyrektorem Departamentu Europejskiego Międzynarodowego Funduszu Walutowego i gdy Komorowski zaproponował mu objęcie stanowiska prezesa NBP, wciąż dyrektorem Funduszu pozostawał.
Jeszcze w tym samym miesiącu nasz bohater pokazał, że ma problemy z podstawowymi pojęciami z zakresu gospodarki. Podczas II Kongresu Gospodarczego w Katowicach Komorowski mówiąc o gospodarce Grecji pomylił deficyt budżetowy z długiem publicznym. Miesiąc później zaliczył kolejną wpadkę twierdząc, iż Polska jest w Unii Europejskiej płatnikiem netto, dzięki czemu otrzymuje więcej pieniędzy z budżetu Unii, niż do niego wpłaca. Tymczasem płatnik netto to ten, który więcej wpłaca, niż otrzymuje, a nasz kraj jest beneficjentem netto. Także w czasie kampanii prezydenckiej Komorowski ujawnił swoją (nie)wiedzę na temat wydobywania gazu łupkowego w Polsce. Przyszły reprezentant naszego kraju stwierdził, iż jest przeciw eksploatacji gazu łupkowego, gdyż wydobywa się go metodą odkrywkową, co grozi dewastacją obszarów krajobrazowych Polski. Najwyraźniej Komorowski niedokładnie doczytał w Wikipedii, ponieważ w przypadku gazu łupkowego, ze względu na głębokie położenie złóż, nie stosuje się metody odkrywkowej.
Gdy pytają mnie o... PRZECIWNIKÓW POLITYCZNYCH
Być może najsłynniejszą, a już na pewno najczęściej wspominaną gafą Komorowskiego był jego komentarz, którym będąc jeszcze marszałkiem sejmu w 2008 roku, skwitował incydent w Gruzji z udziałem ówczesnego prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Dzień po ostrzelaniu konwoju z polskim i gruzińskim prezydentem marszałek stwierdził, iż incydent ten jest niepoważny. - Jaka wizyta, taki zamach, bo z 30 metrów nie trafić z samochód to trzeba ślepego snajpera - ironizował.
W kontekście katastrofy 10 kwietnia w Smoleńsku, w której zginął prezydent Lech Kaczyński, jeszcze przynajmniej dwie wypowiedzi Komorowskiego zasłużyły na miano wpadek. Na początku maja ówczesny marszałek sejmu wypowiadając się w radiu RMF FM na temat problemów z podpisywaniem przez Lecha Kaczyńskiego nominacji ambasadorskich powiedział niczym rasowy terrorysta: - Przyjdą wybory, albo prezydent będzie gdzieś leciał i to się wszystko zmieni. Któż mógł przypuszczać, że miesiąc później prezydent rzeczywiście gdzieś poleciał, doszło do katastrofy i wszystko się zmieniło. Słowo się rzekło, a Komorowski zaliczył kolejną gafę.
Już po tragedii w Smoleńsku p.o. prezydenta Bronisław Komorowski podpisał nowelizację ustawy o IPN, której wcześniej nie chciał podpisać Lech Kaczyński, miała ona bowiem trafić do Trybunału Konstytucyjnego. Komentując swoją decyzję o działaniu wbrew woli poprzedniego prezydenta prawie-prezydent powiedział, że gdyby (Lech Kaczyński) chciał, to skierowałby nowelizację do Trybunału Konstytucyjnego, a tego nie zrobił. Problem w tym, że prezydent Kaczyński dostał nowelizację z sejmu 9 kwietnia, a 10 kwietnia zginął w katastrofie, nie miał więc czasu na to, by przeczytać dokument i ewentualnie skierować go do Trybunału.
Gdy pytają mnie...
Lech Kaczyński przez niemal pięć lat był głową państwa. Wielu Polaków mówiło w tym czasie, iż wstydzi się za popełniane przez niego gafy. Bronisław Komorowski prezydentem jest zaledwie parę miesięcy, a już teraz faux pas przylgnęło do niego, niczym drugie imię.
Znacząca czy nie - gafa jest gafą i jeśli nic nie ulegnie zmianie, hasło "wpadka prezydenta" w przypadku Bronisława Komorowskiego będzie aktualne jeszcze przez pięć następnych lat. Tylko czy na pewno o to chodzi, żeby prezydent ciągle był kojarzony z wpadkami? Może jednak lepiej jest uczyć się na błędach poprzednika?
No chyba, że obecnemu prezydentowi zależy na czym innym - aby ci, którzy mówią, iż Bronek zawsze jest nudny, mówili, że z Bronkiem nigdy nie można się nudzić.
Magdalena Wojnarowska, Wirtualna Polska