Marek Suski zdradził, ile naprawdę miał zarabiać Bartłomiej Misiewicz
Marek Suski, członek komisji ds. Bartłomieja Misiewicza, uchylił rąbka tajemnicy ws. decyzji co do byłego rzecznika MON. Poseł PiS wskazał, że "w jakimś sensie sprawa Misiewicza wystawia państwu dobre świadectwo", mówił też o możliwości "elementów dezinformacji obcych służb". Przyznał, że "trzeba było przekonać" Antoniego Macierewicza, że "ta niestosowność jest zła i musi być przecięta". Zdradził też, ile naprawdę Misiewicz miał zarabiać jako pracownik Polskiej Grupy Zbrojeniowej. Kwota jest mniejsza niż sądzono, ale równie szokująca.
19.04.2017 | aktual.: 19.04.2017 10:04
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Przypomnijmy, według doniesień prasowych Misiewicz w państwowej spółce miał zarabiać 50 tys. zł miesięcznie. Sprawa wywołała oburzenie opinii publicznej. - Niewiarygodny, upiorny serial, wielki skandal. Brak słów - komentował tydzień temu w rozmowie z Wirtualną Polską były szef MON Tomasz Siemoniak. Informacjom dotyczącym wysokości wynagrodzenia zaprzeczał rzecznik PGZ, nie podawano jednak innej kwoty.
Tyle jednak wystarczyło prezesowi PiS Jarosławowi Kaczyńskiemu do podjęcia stanowczych kroków. W ubiegłą środę zawiesił Misiewicza w prawach członka PiS i zdecydował o powołaniu komisji do wyjaśnienia okoliczności powoływania go na pełnione funkcje. W jej skład weszli politycy PiS: Joachim Brudziński, Mariusz Kamiński i - właśnie - Marek Suski. Komisja stwierdziła, że Misiewicz nie ma kwalifikacji do obejmowania stanowisk w sferze administracji publicznej, spółkach Skarbu Państwa i innych sferach życia publicznego. Po złożeniu wyjaśnień, były rzecznik MON sam złożył rezygnację z członkostwa w PiS, która została przyjęta.
"Od kamyczka do rzemyczka"
- Wszystko wskazywało na to, że Misiewicz - młody, zdolny, ambitny - będzie potrafił zachować umiar. W którymś momencie go stracił - komentował kulisy decyzji Suski w Radiu Zet. - Badaliśmy, co się stało z młodym człowiekiem, który zaczynał pracę jako skromny współpracownik, a potem stracił trochę skromność - dodał.
Podkreślił, że Misiewicz nie popełnił żadnego przestępstwa. - To było trochę, jak w przysłowiu - od kamyczka do rzemyczka (...) Przy rzemyczku uznaliśmy, że nie należy doprowadzać do tego, by poszedł do koniczka - wyjaśnił Suski. Jak relacjonował, "zwrócono raz uwagę, drugi raz zwrócono uwagę ostrzej, a trzeci raz była komisja. Do 3 razy sztuka".
- Pewnie minister Macierewicz dostrzegał grzechy Misiewicza, ale widział też wiele zalet, których my z daleka nie widzieliśmy - mówił Suski. Zdradził, że "Macierewicz bronił Misiewicza podczas posiedzenia komisji i "dostrzegał jego walory". Podkreślił, że szef MON jest osobą o "bardzo silnym charakterze" i "trzeba było przekonać go" do tego, że" ta niestosowność jest zła i musi być przecięta".
"Znacznie mniej, niż 50 tys."
A co z wynagrodzeniem byłego rzecznika MON, które tak bulwersowało opinię publiczną? - Pensja Misiewicza to znacznie mniej, niż 50 tys. Myślę, że około połowy tego - oznajmił Suski. Zauważył, że to nadal więcej, niż pensja prezydenta. - Dlatego nawet tego typu zarobki budzą uzasadnione uwagi - przyznał.
Poseł PiS mimo wszystko przekonywał, że "w jakimś sensie sprawa Misiewicza wystawia państwu dobre świadectwo". - Ludzie są tylko ludźmi i każdemu może się zdarzyć zbłądzić - podsumował.
Zgadzacie się?