Ma 103 lata i prosty przepis na długowieczność. To nie jest jedyna jego tajemnica
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Przed wojną Polska była słaba, ale i straszna. Później długo była smutna… - uważa Józef Caban, 103-latek z okolic Sławna na środkowym Pomorzu. Przeżył wiele zmian władzy, uszedł śmierci z rąk Niemców i Rosjan, ale dopiero niedawno wyjawił swoje tajemnice. Także te dotyczące długowieczności, bo wciąż trzyma się dobrze i wygląda, jakby dopiero dobijał do "80-tki".
W ramach akcji WP "Polska PRO100" z okazji 100. rocznicy odzyskania niepodległości zapytaliśmy Polaków, jaka ich zdaniem jest Polska. Józef Caban mówi nam, że dla niego Polska jest "JEDYNA". Dlaczego tak uważa? Pojechaliśmy sprawdzić.
Kiedy jadę do małej wsi Pałówko, położonej między Koszalinem i Słupskiem, wiem już, że 103-latek jest wciąż bardzo energiczny i śledzi na bieżąco wydarzenia polityczne.
- Ma kury i pszczoły w starym ulu - rozwiewa wszystkie moje wątpliwości co do sprawności rozmówcy Łukasz Suchanowski, młody historyk i społecznik. To on trzy lata temu odnalazł pana Józefa i przywrócił pamięć o jego losach, a teraz jest moim przewodnikiem po wąskich pomorskich drogach.
W domu pan Józef wita nas razem z zięciem, który mieszka kilka wsi dalej. Od razu proponują kawę, bo "ona reguluje ciśnienie". Weteran jeszcze z dumą dopina mundur, który niedawno dostał razem z mianowaniem na wyższy stopień. Jest wyraźnie zadowolony z odznaczeń, które ma przypięte do piersi.
Teraz wszyscy nazywają go bohaterem, ale przez kilkadziesiąt lat był solą w oku lokalnych władz i komunistycznego aktywu.
Tajemnica z młodości
- Ta powojenna to była smutna Polska. Długo smutna. Dopóki ten Gomułka nie nastał. On nam troszkę rolnikom ulżył. Zaraz po wojnie to, co zarobiłem, to oddałem. I jeszcze musiałem się tłumaczyć: co mam, co sąsiad ma i skąd - odpowiada, gdy pytam, czym jest dla niego Polska.
- Ona jest jedna i zawsze była moja. Jedyna - zastrzega.
Choć jego młodość to czas II Rzeczypospolitej to jednak wspomnienia z tego okresu kojarzą się mu przede wszystkim z biedą i głodem. Józef Caban urodził się w 1915 r. w Łaszewie (pod Wieluniem), które trzy lata później znalazło się w granicach Polski.
- Przed wojną to Polska była słaba. Jak zacząłem chodzić do szkoły, to była tylko jedna nauczycielka. Młoda dziewczyna - kilkunastoletnia. I jeszcze języka niemieckiego i francuskiego uczyła. Wszystko powoli się rozwijało - wspomina.
Zaczął zarabiać, sprzedając własnoręcznie wyplecione koszyki z wikliny. Ale jak skończył szkołę to szybko postanowił szukać szczęścia poza rodzinnym domem. W latach 30. pracował pod Grudziądzem i w Niemczech, gdzie dostał się przez "zieloną granicę".
W młodości nie był "aniołkiem". - Na 13 tysięcy ówczesnych mieszkańców Wielunia aż sześć tysięcy było Żydami. Wtedy wszyscy Polacy dookoła mówili: "dobrze jest usunąć Żydów i samemu coś zacząć". Silne było tam wówczas Stronnictwo Narodowe. Jak byłem nastolatkiem to byłem w narodowcach i czasem coś tam zbroiliśmy… - mówi mi, pokazując zdjęcia z tamtych lat.
Po raz pierwszy przyznał się do przynależności do SN dopiero kilka miesięcy temu i jest prawdopodobnie jednym z ostatnich żyjących członków ugrupowania na Pomorzu.
Zastrzega, że takie były czasy, a sam przemocy wobec Żydów nigdy nie użył.
Zresztą wojna szybko go dopadła i nie jest wykluczone, że w okopach przeciwko Niemcom walczył nie tylko wspólnie z dawnymi kolegami ze Stronnictwa Narodowego, ale też z Żydami, którzy czuli się Polakami i chcieli bronić ojczyzny.
Tajemnica z wojny
Kiedy 103-latek wraca pamięcią do dnia, w którym założył mundur żołnierza w 1938 r., od razu mówi, że "Polska tuż przed wojną była straszna".
- Po pół roku w wojsku już spałem w mundurze, bo był konflikt na Zaolziu. Byłem radiotelegrafistą i w radiu był duży harmider. Usłyszałem wtedy: "Wodzu prowadź nas na Zaolzie, bo Niemiec idzie. Będziemy ‘debatować’ honorowo tam”". Ale gdy nastał 1939 rok, i jak przyszło wyjść w końcu z koszar 19 marca - w dniu moich imienin - to tam nikt nie krzyczał… Tylko kobiety płakały - opowiada.
Wojna zastała go jako 24-latka w Mławie. - Jak Niemcy ruszyli to było dużo "dymu". Mieliśmy tam okopy i nie mogli tak łatwo wejść. Sąsiedni pułk miał jednak pozycję na błotach i hitlerowcy jakoś tamtędy przeszli, bo mieli takie buty specjalne - szerokie, które się nie zapadały - wspomina swój udział w Bitwie pod Mławą.
Jego oddział wycofał się na południe, aby uniknąć okrążenia. Po wielu potyczkach z Niemcami i krótkim pobycie w twierdzy Modlin dotarł do Warszawy. Tam dwukrotnie 103-latek uniknął śmierci. Tej ponurej wojennej tajemnicy też długo bliskim nie zdradzał.
- Chciałem kupić chleb i wszedłem z grupą kilkunastu policjantów w korytarz kamienicy na Pradze. Stanąłem w kolejce za nimi, ale jakoś tak dziwnie mi się zrobiło, bo mieli inne mundury… I wyszedłem. Jak po kilku minutach niemiecka artyleria trafiła w ten dom, to prawie wszyscy policjanci zginęli. Dużo ich tam było… - wspomina Józef Caban, poprawiając co chwila - najwyraźniej z nerwów - mundur.
Ran jednak nie uniknął. Kilka dni później na jego oddział zawaliła się ściana kamienicy przy ul. Św. Wincentego zburzonej przez niemiecki pocisk. - Odkopali nas i przewieźli do szpitala Św. Łazarza - mówi weteran, podając tak wiele szczegółów, że nie sposób wątpić w jego dobrą pamięć.
Później trafił do niewoli, ale zdołał uciec. W 1942 r. wstąpił do Armii Krajowej.
- Nie było wtedy u nas łatwo o broń i nie było wielu zaufanych ludzi. Do wsi dosiedlili nam wtedy rodziny niemieckich osadników z Ukrainy, Bułgarii i Rumunii. Ci ostatni byli najgorsi… - opisuje życie podczas niemieckiej okupacji.
Nie zginął z rąk hitlerowców, ale nadejście w okolice Wielunia Rosjan od wschodu o mały włos nie skończyło się dla niego tragicznie. - Ty Germaniec - krzyknął do 30-letniego wówczas pana Józefa jeden z żołnierzy Armii Czerwonej. Wziął go za Niemca, wycelował broń i chciał zastrzelić. Któryś z miejscowych chłopaków znał jednak trochę rosyjski i w ostatniej chwili wyjaśnił pomyłkę. Trzeci raz udało mu się wtedy oszukać śmierć.
Tajemnica z Pomorza
Front przeszedł, nastała bieda, a ziemi nie starczało dla wszystkich. To dlatego wielu ruszyło wtedy na tzw. ziemie odzyskane.
- W lipcu 1945 r. jak się osiedlałem na Pomorzu, to najpierw trafiłem do Drawska, ale tam było za dużo jezior i podmokłych łąk. Z pociągu wysiadłem w Sławnie i zająłem ten dom po Niemcach - tutaj w Pałówku. Kto chciał, mógł sobie dom wybrać, ale tylko tam gdzie Rosjanie nie przejęli działającego majątku. Niemcy, którzy nie uciekli przed Rosjanami, mieszkali obok i była pomoc, żeby ruszyć z gospodarką. Niemieckie rodziny to jeszcze do lat 50. między nami żyły - opowiada gospodarz, kiedy wychodzimy na podwórze, korzystając z ciepłego jesiennego dnia.
Z komunistami nie było łatwo. Został wyrzucony ze Związku Osadników Wojskowych, kiedy wyszło na jaw, że jest byłym żołnierzem września ‘39.
- Zostałem "zaplutym karłem reakcji". Przyjechał ten "kat Warszawy" (marszałek Armii Czerwonej Konstanty Rokossowski - przyp. red.) i kazał wszystkie karty żołnierzy z kampanii wrześniowej wyrzucić - ci co walczyli razem z Rosjanami mieli dalej legitymacje… - mówi z żalem. Caban.
Później było tylko gorzej, bo były żołnierz nie bał się wyrażać swojego zdania, a kiedy trzeba było coś załatwić z władzą to "wieś" wybierała właśnie jego.
- Kiedyś przyjechał ze Sławna pierwszy sekretarz partii i na zebraniu kazał zdać całe zboże. Powiedziałem, że nie mam i wyszedłem, a za mną reszta gospodarzy. Jakaś kobiecina jednak wydała nas i powiedziała, kto ma zapasy. Zabrali zboże, choć dzieci na chleb wtedy nigdzie nie miały - wspomina mężczyzna.
- Później jeden z tych komunistów, z którym miałem zatarg miał zabić człowieka, ale sprawę zatuszowano… - straszy mężczyzna wyjawia kolejną tajemnicę, tym razem związaną z ponurą historią Pomorza w czasach, kiedy to do UB i partii należało ostatnie słowo, także w sprawie życia i śmierci.
Tajemnica długowieczności
Rolnik przez lata był zmuszany przez władze do oddania ziemi. Dookoła powstawały Państwowe Gospodarstwa Rolne.
- Przyszło dwóch takich i siedli, jak my tutaj teraz. Ale ja poszedłem koniom dać jeść, a żona moja ich przepędziła, bo podłogę zaczęła myć. "Pana żona nam groziła i chciała pobić" - mówią mi na podwórzu, a ja im na to: "najwyższa pora". Problemy były cały czas, aż Gierek nastał i zniósł to wszystko - opowiada weteran z kampanii wrześniowej, oprowadzając mnie po małym gospodarstwie z zabudową z muru pruskiego i szachulca.
Przypomina sobie też, że za rządów Edwarda Gierka, gdy w pobliskich Sycewicach przygotowywano wielkie dożynki, to można było zarobić. Nie tylko trawę partyjni dygnitarze kazali wtedy malować na zielono. Musieli przecież też pokazać I sekretarzowi KC PZPR jałówki i prosiaki z przodującego PGR-u. A żeby były faktycznie dorodne, to brali odhodowane zwierzęta od gospodarzy. Płacili dziesięć razy więcej za krowę niż na skupie.
- Jak przyszła wolna Polska w 1989 r. to poszedłem na emeryturę, a kilka lat później umarła żona. Teraz Polska to raj - stwierdza 103-latek i zastrzega, że nie czuje się bohaterem.
- Co zrobić, żeby dożyć tylu lat i to w takim zdrowiu? - pytam w końcu pana Józefa.
Odpowiedź jest krótka: "Nie denerwować się". To jego zdaniem sposób na długowieczność.
- Zawsze działo się dużo dookoła, ale ja się nie przejmowałem i nie chorowałem - radzi jeden z najstarszych mieszkańców wybrzeża.
Spotkanie ppor. Józefa Cabana z członkami Grupy Rekonstrukcji Historycznej Grzmot z Klubu Wojskowego 7 Brygady Obrony Wybrzeża w Słupsku.
O dużej sile witalnej swojego podopiecznego przekonany jest też Łukasz Suchanowski, który zainteresował nas niezwykłym mieszkańcem Pałówka.
- Wciąż jest w dobrej formie, pełen energii i radości. Trzy lata temu poznałem pana Józefa oraz jego historię i postanowiłem pomóc. Okazało się, że zaniedbano tak wyjątkowego człowieka i zasłużonego żołnierza - mówi członek zarządu Głównego Związku Żołnierzy NSZ.
Po trzech latach od złożenia wniosku, w tym roku weteran otrzymał awans na podporucznika. W dniu 103. urodzin otrzymał też Złoty Krzyż Zasługi Prezydenta RP.
- Można powiedzieć, że to dla pana Józefa osobista nagroda w 100. rocznicę odzyskania niepodległości - ocenia Suchanowski.
Ten reportaż, to tylko jeden z dziesięciu, które Wirtualna Polska przygotowała w ramach akcji "Polska Pro100" z okazji 100. rocznicy odzyskania niepodległości! Następne ukazywać się będą w każdą kolejną środę. Inspirowane są historiami zwykłych, niezwykłych ludzi.
W piątki pojawiąją się Facecje, które z przymrużeniem oka prezentują jedno wydarzenie z każdej dekady z ostatnich 100 lat. Reportaże wybrane i opatrzone wstępem przez Mariusza Szczygła publikowane są z kolei w soboty. Teksty zaczerpnięto z "100/XX. Antologii polskiego reportażu XX wieku" (wyd. Czarne).