"W Polsce brakuje młodego Kościoła, takiego jak na Madagaskarze"© WP.PL

"W Polsce brakuje młodego Kościoła, takiego jak na Madagaskarze"

Patryk Osowski
3 października 2018

Wokół Kościoła w Polsce wrze. Trwa debata nt. filmu "Kler", a lewica walczy o wycofanie religii ze szkół. Są jednak księża, których rodzice bardzo chętnie zapraszają, by poprowadzili lekcję w klasie, gdzie uczą się ich pociechy. Jednym z takich duchownych jest misjonarz Tomasz Łukaszuk, który po 10 latach wrócił z Madagaskaru.

_W ramach akcji "Polska PRO100" z okazji 100-lecia odzyskania niepodległości zapytaliśmy Polaków, jaka ich zdaniem jest Polska. Misjonarz Tomasz Łukaszuk napisał nam, że "ROZWIJAJĄCA SIĘ". Dlaczego tak uważa? Pojechaliśmy, by z nim porozmawiać. _

Na stulecie niepodległości chcemy dowiedzieć się jaka jest Wasza Polska. Piękna? Ważna? A może smaczna? Na adres polskapro100@grupawp.pl wyślijcie nam jeden przymiotnik, który Waszym zdaniem najlepiej opisuje Polskę. I wyjaśnijcie, dlaczego akurat ten przymiotnik jest dla Was najbardziej odpowiedni.

Ulica Korowodu na warszawskim Ursynowie. Na osiedlu domków jednorodzinnych znajduje się niepozorny biały budynek. Po wejściu do środka przenosimy się w zupełnie inny świat. Dom jest pełen misjonarzy i wolontariuszy z różnych części świata. Na ścianach pamiątki z Zambii czy Namibii. To tam spotykam księdza Tomka.

- Rozumiem wyjazd na misję, ale czemu od razu na koniec świata do tak egzotycznego miejsca? – pytam.

- Oprócz pracy z młodzieżą, salezjanie mają w swoim charyzmacie właśnie misje. Kiedyś od znajomego księdza, który pracował już w Afryce, usłyszałem propozycję, "A może Madagaskar". Pomyślałem, że czemu nie. Dziś egzotyczne wydaje mi się Samoa, bo do końca trudno nawet określić, gdzie to jest. Ale temat Madagaskaru jest Polakom dziwnie bliski od lat - odpowiada.

Obraz
© WP.PL

Kazanie w jednej z malgaskich wiosek

Przewijanie zwłok i zanik wszelkich tabu

Zakonnik podkreśla, że misja uczy pokory. Malgaszy nie da się nagle przekonać do europejskiego stylu życia.

- My największy problem mieliśmy z famadihaną – przyznaje ks. Tomek. Chodzi o tradycyjny obrządek przewijania zwłok. Mieszkańcy z centralnego Madagaskaru często chowają zmarłego tam, gdzie mieszkał pod koniec życia. Gdy po kilku latach rodzina uzbiera odpowiednią sumę pieniędzy, zwłoki są wyciągane, przewijane w nowe prześcieradła, a podczas ich transportu trumna okrywana jest narodową flagą - mówi.

- Samochodami lub taksówkami przewozi się je do miasta, gdzie znajduje się rodzinny grobowiec. Tam według tradycji rozpoczyna się świętowanie. Zebrani tańczą niosąc zwłoki, a na czas famadihana przestają obowiązywać jakiekolwiek zakazy i tabu. Pojawia się bardzo dużo alkoholu i uciech cielesnych. Z czasem są tego konsekwencje. Jako misjonarze tłumaczymy Słowo Boże i przypominamy, co jest dobre, a co nie, ale nie możemy im tego zabraniać. My kładziemy na groby kwiaty, Żydzi kamienie, a Malgasze mają swoje zwyczaje. W zależności od zamożności rodziny, taka impreza trwa nawet 2-3 dni – mówi.

Wideo z tradycyjnej uroczystości przewijania zwłok

"Rozwijająca się"

Ks. Tomka odwiedziłem w ramach akcji WP "Polska Pro100" z okazji 100-lecia odzyskania niepodległości. Misjonarz uważa, że Polskę najlepiej opisać można słowami "ROZWIJAJĄCA SIĘ". Dlaczego?

- Będąc tyle czasu za granicą, przyjeżdżałem do Polski co dwa lata, na krótki urlop. I za każdym razem byłem zaskoczony, że kraj tak szybko się rozwija. Będąc tu na miejscu aż tak się tego nie widzi. A co chwilę pojawiają się przecież nowe drogi i piękne budynki. I nie mówię tu o Warszawie, tylko głównie o mojej rodzinnej Nidzicy. Wszędzie obecny jest nowoczesny sprzęt i technologie. To ma oczywiście również swoje minusy - zauważa.

- Coraz więcej oczu wpatrzonych w smartfony to coraz mniej oczu widzących drugiego człowieka. To się przekłada na relację z Panem Bogiem. Chcielibyśmy wysłać SMS-a i dostać od Niego natychmiastową odpowiedź. Po sytuacji kryzysowej czy śmierci kogoś bliskiego natychmiast chcemy reakcji i pomocy. A Pan Bóg ma swoją logikę i pomysł na nasze życie. Poganianie go i brak cierpliwości z naszej strony niewiele daje – zaznacza.

Dlaczego misjonarzy cenimy bardziej niż księży diecezjalnych?

A jak przez te 10 lat zmienił się Kościół w Polsce? Zdaniem ks. Tomka, z pewnością jest w nim mniej ludzi.

- Brakuje mi w Polsce młodego Kościoła, takiego jak na Madagaskarze, pełnego dzieci, młodzieży i w związku z tym entuzjazmu, który ze sobą wnoszą. Wielu Polaków, z różnych powodów, postrzega Kościół tylko jako instytucje, a przecież jesteśmy przede wszystkim wspólnotą. Niektórzy idą do sakramentów, jak po zaliczenie: Msza święta w niedziele - odhaczone, spowiedź przed ślubem - podpisane. To przykre - mówi.

Z tego co wiem, misjonarz regularnie jeździ do szkół, gdzie opowiada o swojej pracy i doświadczeniach. To ciekawe, bo lewica w Polsce robi co może, by pozbyć się osób duchownych z placówek oświatowych. Interesuje mnie więc, czy ksiądz jeździ do szkół tylko na specjalne zaproszenie czy również z własnej inicjatywy?

- Spotykam się oczywiście z rożnym podejściem, ale większość osób w Polsce ma świadomość, ze spotkanie z człowiekiem, który pracował wiele lat na misjach, ubogaca młodszych i starszych. Jak trzeba opowiadam o przyrodzie, o zwyczajach, o obrzędach, każdy może posłuchać i dowiedzieć się ciekawych rzeczy. Głownie zapraszają mnie katecheci. Ale są też inni nauczyciele, którzy podkreślają, że przemawia to do młodych o wiele bardziej, niż film czy opowieści z "trzeciej ręki" - przyznaje.

- Polacy postrzegają nas misjonarzy, jako szczególne osoby: opuścili rodzinę i ojczyznę, mówią obcymi językami, żyją w innej kulturze, widzieli i sami doświadczyli wiele cierpienia i nędzy. Może dlatego zawsze spotykam się z życzliwością: zakonnik i do tego misjonarz na Madagaskarze. Księży diecezjalnych wierni mają na co dzień, a my jesteśmy jakby "z innego świata". Często na spotkania misyjne w parafiach i szkołach przynosimy świeżość tamtego Kościoła. Mimo trudów i zmagań, jakie były, widać w misjonarzu entuzjazm i radość - dodaje.

Obraz
© WP.PL

Dzięki pomocy z Polski, dzieci rozwijają wiele swoich umiejętności

Miłość i pomoc kontra morderstwa i seks-turystyka

Chociaż tylko na 2 tygodnie, ja też byłem na Madagaskarze. Dokładnie 3 lata temu. Moje pierwsze skojarzenie z tym miejscem to właśnie widok setek dzieci biegających po ośrodku prowadzonym przez salezjanów. Maluchy w tej części Afryki wciąż nie mogą nawet marzyć o kolorowych placach zabaw ani "Orlikach". Rozmawiałem tam z rodzicami których nie stać, by opłacić dziecku szkołę – 40zł za miesiąc. A u misjonarzy dzieciaki mają wszystko: wykształcenie, naukę języków, posiłek, opiekę medyczną i wsparcie duchowe.

"Czerwona Wyspa" ma dwie twarze. Ta pierwsza to twarz uśmiechniętych i pomocnych Malgaszy. Obraz uczniów ubranych w jednolite mundurki i ustawiających się w szeregu przed rozpoczęciem porannych lekcji.

Ta twarz to też obraz placówek, na których pracował ks. Tomek. Jak wygląda takie miejsce? Na przykład w mieście Fianarantsoa misja składa się ze szkoły dokształcającej (dla dzieci z największymi opóźnieniami), oratorium (przyjmującego w weekendy nawet 2 tys. osób) i stołówki wydającej dzieciom 300 posiłków dziennie.

– Oprócz tego uczymy zakładania drobnego handlu, pomagamy samotnym matkom i szkolimy chłopców z hodowli świń, ryb, krów i królików. Dzięki temu wiedzą, jak zaszczepić i karmić zwierzęta. Po skończeniu tej szkoły 90 proc. chłopców znajduje zatrudnienie – podkreśla z dumą misjonarz.

Druga twarz Madagaskaru nie jest już tak piękna i serdeczna. To twarz starych Europejczyków, którzy bardzo licznie przyjeżdżają tu, by korzystać z seks-turystyki i dramatu młodych, biednych dziewcząt. To twarz gangów, które nielegalnie handlują szlachetnym drewnem i kamieniami. To płucna odmiana dżumy, przez którą w 2017 roku ponad 2 tys. osób ciężko zachorowało, a 202 zmarły.

To tłum wściekłych Malgaszy, którzy podejrzewając białych o zabicie miejscowego chłopca, zmasakrowali i spalili w 2013 roku dwóch turystów z Włoch i Francji. To też wreszcie twarz cyklonu, który ulewnymi deszczami, co kilka lat atakuje Madagaskar wielkimi powodziami. Sprzątanie po błotnej fali sięgającej czasem półtora metra nie ma końca.

Obraz
© WP.PL

- Kiedy przechodziłem między oratorium a plebanią, woda sięgała mi do klatki. Byłem prawie niesiony przez rwącą, chłodną, mulistą rzekę – wspomina powódź po nadejściu jednego z cyklonów ks. Tomasz Łukaszuk.

Śpiewała o nim nawet Maryla Rodowicz

Praca na misji to nic prostego. Rozłąka z bliskimi, obcy kraj, dziwny język, bardzo niski standard życia i zupełnie obca kultura. A jednak w Ośrodku Misyjnym w Warszawie wszyscy zapewniają mnie, że taki wyjazd daje mnóstwo radości. Zarówno 20-letni świeccy wolontariusze jak i 50-letni księża wspominają swoją pracę na krańcach świata z uśmiechem. "Lubię ten uśmiech" – mówi nawet nasz operator, gdy wesołą twarz księdza Tomka zobaczył w obiektywie rozstawianej przez siebie kamery.

- Lista potrzeb tam na miejscu nigdy się nie kończy. To my musimy wyposażyć dzieciaki w książki i zeszyty, zorganizować im lekcje i nakarmić. Gdy poza lekcjami otwieramy więc oratorium, czasami wpada tam nagle ponad tysiąc dzieciaków! A gdy rozstawiamy projektor i robimy kino? Wyobraźcie sobie, że taką bajkę Disney'a ogląda z nami czasem nawet 800 maluchów – mówi misjonarz.

Na stronie ośrodka misyjnego widnieje długa lista projektów, na które aktualnie zbierane są pieniądze. Ksiądz Tomek śmieje się, że Madagaskar jest przez darczyńców z Polski szczególnie faworyzowany. Powód?

Najmłodsi kojarzą tą wyspę z "Pingwinami z Madagaskaru" i królem Julianem. Starsi z historią podróżnika Maurycego Bieniowskiego, który już w 1776 roku zdominował część ziem i został ogłoszony ampansakebe (królem). W 1937 r. Madagaskar przemierzał z kolei wysłannik rządu RP Mieczysław Lepecki. Stojąc na czele Komisji Studiów analizował, czy warto, by Polska skolonizowała ten fragment Czarnego Lądu.

- A najstarsi Polacy nucą mi czasem piosenkę, którą pamiętają jeszcze z międzywojnia. To leciało podobno jakoś tak: "Ajaj, Madagaskar. Kraina czarna, skwarna. Afryka na pół dzika jest". Ale potem mówią, że reszta wyleciała im z pamięci – stwierdza misjonarz. Po krótkich poszukiwaniach w Google udało mi się ten hit odnaleźć. Zainteresowani mogą go posłuchać TUTAJ.

Obraz
© WP.PL

Chłopcy wykorzystują czas między lekcjami na zabawę

"Decydowała starsza siostra ciotki szwagra"

Misjonarz podkreśla, że ksiądz na Madagaskarze ma zupełnie inne wyzwania niż ksiądz w Polsce.

– Tam nikomu nie przyszłoby na przykład do głowy głosić ateizmu czyli, że Boga nie ma. Są różne wyznania, a nawet sekty. Niektórzy chodzą do Kościoła Katolickiego, a innym razem pójdą sobie do Adwentystów Dnia Siódmego i Protestantów. Ale każdy przyznaje, że świat, natura, czy nawet wielki wybuch, nie stworzyły się same. Ktoś musi za tym stać i dla wszystkich jest tam jasne, że jest to Bóg – mówi.

Kolejny z problemów to bardzo skomplikowany system starszeństwa. Salezjanin przyznaje, że chcąc wybudować drogę albo zorganizować jakąś uroczystość, długo musiał się zastanawiać, z kim w wiosce ma o tym porozmawiać.

– Na przykład przychodziła do mnie jakaś kobieta i chciała coś załatwić. Dopiero po spotkaniu analizowałem, że to przecież starsza siostra ciotki szwagra kogoś tam, więc to ona w tej rodzinie decyduje. A w zasadzie to nie w rodzinie, tylko w klanie, bo tam rodzina to nie model 2+1, ale rodzice plus dzieci, starsi i młodsi wujkowie, bliższe i dalsze ciotki, dziadkowie, kuzyni i tak dalej – dodaje.

Ks. Tomek chętnie zostałby na Madagaskarze dużo dłużej niż te 10 lat, ale z powodu choroby wrócił do Polski. Wyjątkowo nie była to choroba przywieziona z tropików, tylko taka, która mogła się przydarzyć również u nas w kraju. Z tego co wiem, wielu misjonarzy i wolontariuszy wraca do Polski mocno doświadczonych chorobami.

Obraz
© WP.PL

Na Madagaskarze żyje ponad 25 mln osób

"Malaria? Takie życie"

- Dużo razy miał ksiądz malarię? – pytam.
- Normalnie – odpowiada.

Zaczynam się śmiać, bo malaria to bardzo ostra i przewlekła tropikalna choroba pasożytnicza. Zarażony nią człowiek może mieć gorączkę ponad 40 stopni i zwija się z zimna. Jej odmiana mózgowa prowadzi nawet do śmierci.

- Jak to normalnie? To nie jest normalne. To jest straszne! – kontynuuję.
- Po tylu latach w Afryce inaczej się już na to patrzy. Raz leczono mnie po wykryciu tyfusu, innym razem na anemię. W tym pierwszym przypadku byłem nieprzytomny więc szprycowali mnie domięśniowo również przeciwko malarii. Tak w razie czego. Nie jest to najprzyjemniejsze, ale takie życie – odpowiada śmiejąc się mój rozmówca.

Teraz salezjanin pracuje jako zastępca dyrektora Salezjańskiego Ośrodka Misyjnego. To placówka, która przede wszystkim działa jako dom dla misjonarzy. Ci którzy wyjeżdżają, wracają lub pracują akurat w Polsce, mogą się tu zatrzymać i liczyć na konkretne wsparcie modlitewne i finansowe.

W tej chwili Ośrodek realizuje wiele projektów pomocowych i zbiera pieniądze na 23 kolejne. Są wśród nich m.in. budowa domu dla sierot w Zambii, zakup maszyn do szycia dla dziewcząt z Demokratycznej Republiki Konga i wyposażenie szkół dla dzieci z Madagaskaru.

– Staramy się optymalizować nasze dzieła. Gdy uzbieramy pieniądze na zakup stolików i krzeseł do szkoły podstawowej, robią je potem w ramach praktyk nasi starsi uczniowie stolarskiej szkoły zawodowej. Dzięki temu szanujemy każdy grosz - zapewnia.

Oprócz tego, salezjanie prowadzą program "Adopcja na odległość" i pracują ze świeckimi wolontariuszami chcącymi wyjechać na misję. Przygotowania do takiego wyjazdu są jednak dość długie, a młodzi Polacy (głównie studenci) jadą potem na placówkę nawet na rok.

Obraz
© WP.PL

Ten reportaż, to tylko jeden z dziesięciu, które Wirtualna Polska przygotowała w ramach akcji "Polska Pro100" z okazji 100-lecia odzyskania niepodległości! Kolejne z nich ukazują się w każdą środę. Inspirowane są historiami zwykłych, niezwykłych ludzi.

Zobacz także:

Napisz do WP i zostań bohaterem naszego reportażu
Źródło artykułu:WP magazyn
pro100100-lecie niepodległościmadagaskar
Komentarze (81)