Z małego bistro po najpopularniejsze programy kulinarne. "To Polska daje takie możliwości"
Inessa Kim jest Koreanką, wychowała się w Kazachstanie, a po 20 latach w kraju nad Wisłą deklaruje nam, że czuje się Polką. Była dziennikarką i tłumaczką, ale dopiero śmiertelny wypadek obojga rodziców spowodował, że jej życie potoczyło się w zupełnie innym kierunku. Spełniając ich marzenie otworzyła malutkie bistro. Potem wzięła udział w "Top Chef", "Gotuj o wszystko" i rozpoczęła prawdziwą kulinarną karierę.
_W ramach akcji "Polska PRO100" z okazji 100-lecia odzyskania niepodległości zapytaliśmy Polaków, jaka ich zdaniem jest Polska. Trenerka kulinarna Inessa Kim napisała nam, że „SMACZNA”. Dlaczego tak uważa? _
Pojechaliśmy, by z nią porozmawiać. Na stulecie niepodległości chcemy dowiedzieć się jaka jest Wasza Polska. Piękna? Ważna? A może smaczna? Na adres polskapro100@grupawp.pl wyślijcie nam jeden przymiotnik, który Waszym zadaniem najlepiej opisuje Polskę. I wyjaśnijcie, dlaczego akurat ten przymiotnik jest dla Was najbardziej odpowiedni.
Warszawski Żoliborz. Dookoła nowoczesne osiedla, a w środku kilka starych zabudowań z szarej cegły. W budynku numer 5 zaczną się zaraz warsztaty z gotowania kuchni azjatyckiej. Wnętrze jest zimne i surowe, ale powoli roznosi się po nim zapach świeżej bazylii i kolendry.
- Polska jest dziś rozwinięta i coraz bogatsza, ale w 1997 roku… dlaczego wybrałaś akurat nasz kraj? - pytam Inessę.
- Studiowałam w Czechach, na Węgrzech i w Anglii. Do Polski przyjechałam robić doktorat i bardzo mi się spodobało. Zrozumiałam też, że wschodnia mentalność jest mi znacznie bliższa - odpowiada.
- Po 20 latach w Polsce 11 listopada jest dla ciebie ważną datą?
- Po pierwsze czuję się Polką, a po drugie z wykształcenia jestem historykiem, więc ta data ma dla mnie ogromne znaczenie. Podobnie jak wielu warszawiaków przeżywam to święto również na sportowo, biegając w Biegu Niepodległości.
W kuchni pojawiają się pierwsze zapachy. Kursanci przygotują dziś ze swoją trenerką m.in. wege kimbab (rollsy z ryżem, marynowanym tofu i warzywami) oraz bibimkuksu (makaron w bulionie na bazie alg).
Chociaż takie gotowanie do najtańszych nie należy, lista 16 miejsc jest już dawno pełna. Inessa zapewnia, że Polacy lubią nowe smaki i coraz chętniej otwierają się również na potrawy z Azji. Pytam o jej pierwsze wrażenia, gdy przyjechała do Polski.
- Nigdzie indziej na świecie nie spotkałam się z tak ogromną ilością zup. Są przepyszne, ale ta wyjątkowa i niespotykana nigdzie indziej to oczywiście żurek. Moja ulubiona!
Napisz do WP i zostań bohaterem naszego reportażu
"Skupiłam się na filetowaniu ryby i zaczęłam wychodzić z depresji"
Inessa pracowała w Polsce jako dziennikarka i tłumaczka. Mówi, że do otwarcia własnego lokalu brakowało jej odwagi.
Zdecydowała się dopiero wtedy, gdy rodzice Tamara i Valery zginęli w wypadku. Prowadzenie małej gastronomii w Polsce było ich marzeniem, więc nazwa bistro otwartego przez Inessę – Kim T&V – była nieprzypadkowa.
- Wcześniej trochę się bałam, a trochę nie widziałam siebie na pełny etat przy garach. Ale bistro uratowało mi życie. Po nagłej śmierci najbliższych wpadłam w poważną depresję. Nie dawałam sobie rady i chciałam czymś zająć ręce i głowę. Gdy nagle musiałam skupić się na filetowaniu ryby i liczeniu proporcji wody do mąki, powoli zaczęłam wychodzić z depresji - wspomina.
Jest szczera i naturalna. Po kilkunastu minutach mam wrażenie, że Inessę znam od dawna i razem upiekliśmy już nie jedno ciasto. W kuchni pojawiają się kursanci. Każdego z nich prowadząca wita serdecznym uśmiechem i uściskiem dłoni. Niektórzy są tu po raz pierwszy, a inni przyjechali gotować razem któryś raz z rzędu.
Skąd aż tyle osób wie o jej zajęciach? Z pewnością pierwszą sympatię i rozpoznawalność przyniosły programy telewizyjne.
Zostać szefową kuchni i robić to, co się kocha. Pomogła telewizja
- Udział w programach kulinarnych był dobrym pomysłem?
- Bardzo dobrym. Polska daje wielkie możliwości. Pierwsze było "Gotuj o wszystko" w 2010 roku. To był chyba ćwierćfinał, gdy gotowaliśmy na Kaszubach. Wtedy od Andrzeja Polana, Macieja Nowaka i Rudiego Schubertha usłyszałam, że moje jedzenie bardzo im smakuje. Zachwycony był też Grzegorz Łapanowski, wtedy prowadzący program, teraz właściciel Food Lab Mini, gdzie w tej chwili siedzimy. Jeśli oni byli zadowoleni, to już wiedziałam, że chociaż moje jedzenie jest dla Polaków nieoczywiste, będzie im smakowało.
Inessa uważa, że nawet jeśli komuś w takich programach potknie się noga, to i tak więcej zyska, niż straci. Na dowód opowiada mi anegdoty, jak w "Top Chef" usłyszała kilka cierpkich słów. Potem nabyte znajomości zaowocowały jednak współpracą na wielu płaszczyznasz.
Jej kariera nabrała rozpędu. Zaczęły się wizyty w "Pytaniu na Śniadanie" TVP, a szefowa kuchni odbywała coraz więcej kulinarnych podróży po Polsce.
- Dzięki rywalizacji w programach, w całym kraju mam znajomych restauratorów i szefów kuchni.
Była też zapraszana do prowadzenia szkoleń dla profesjonalnych kucharzy takich hoteli jak Grand Hotel Mercure w Poznaniu i Novotel w Krakowie. Współpracuje również z Zakładem Aktywności Zawodowej w Siedlcach, gdzie większość pracowników to osoby z niepełnosprawnościami.
Psina vs Flaki
Wybiła godzina 18. Każdy z uczestników ustawił się przy swoim stanowisku, założył fartuch i 16 par oczu utkwiło w prowadzącej. Inessa rozdysponowała zadania.
Noże i obieraczki ułożone na grafitowym blacie poszły w ruch. Joanna kroiła papryczki chilli, Anna szatkowała kapustę, a Tomek obierał mango. Nikt do końca nie rozumiał, kiedy i do czego przyda się jego składnik, ale Inessa zapewniała, że efekt końcowy zwala z nóg.
- A czego nie lubisz w polskiej kuchni?
- Na pewno nie spróbowałabym czerniny. Nie przepadam też za flakami.
- W Kazachstanie nie podają takich rarytasów?
- Oczywiście że podają. Na przykład je się głowę barana. Ale osobiście nigdy tego nie próbowałam. Bardzo popularnym mięsem w Azji, w tym w Korei, jest też oczywiście psina. Tego też bym nie tknęła, chociaż dla milionów osób jedzenie jej jest czymś zupełnie naturalnym.
"To mój dom"
W porównaniu z 1997 rokiem Polska jest dziś nowoczesna i "zachodnia". Przepaść, która kiedyś dzieliła nas od Niemiec czy Francji, dziś nie robi już takiego wrażenia. Wciąż są to jednak kraje, gdzie dobry kucharz może zarobić kilka razy więcej niż w Warszawie, Krakowie i Poznaniu.
- Nie kusiło cię, żeby wyjechać?
- Przez pewien czas kusiło i to mocno. Również dlatego, że brakowało mi wielokulturowości. Dziwnie się czułam, bo w Kazachstanie mieszka ponad 100 narodowości. Ale teraz po pierwsze ja staję się coraz bardziej Polką, a pod drugie pojawia się tu coraz więcej obcokrajowców. Od pewnego czasu bez chwili zastanowienia mówię, że… Polska to mój dom.