Jego filmiki bawią miliony polskich internautów. Vin Milton prowokuje ich, jak nikt inny© WP/Daniel Gnap

Jego filmiki bawią miliony polskich internautów. Vin Milton prowokuje ich, jak nikt inny

Patryk Osowski
18 września 2018

Vin Milton gra w reklamach, pojawia się w filmach, współorganizuje domówki u 90-latków, a filmiki na YouTubie z jego udziałem mają nawet po 8 mln wyświetleń. – To wszystko zaczęło się, gdy 10 lat temu wylądowałem w Warszawie. Był wrzesień i zamarzałem z zimna, a cała twarz bolała od samego wypowiadania "cześć". Wtedy nie wyobrażałem sobie, że to mój nowy dom – mówi Wirtualnej Polsce.

W ramach akcji "Polska Pro100" z okazji 100-lecia odzyskania niepodległości zapytaliśmy Polaków, jaka ich zdaniem jest Polska. Vin Milton napisał nam, że "TWÓRCZA". Pojechaliśmy, by z nim porozmawiać.

Na stulecie niepodległości chcemy dowiedzieć się jaka jest Wasza Polska. Piękna? Ważna? A może smaczna? Na adres polskapro100@grupawp.pl wyślijcie nam jeden przymiotnik, który Waszym zadaniem najlepiej opisuje Polskę. I wyjaśnijcie, dlaczego akurat ten przymiotnik jest dla Was najbardziej odpowiedni.

Mijam dwóch bramkarzy i w piątek po godz. 22 wchodzę do klubu przy ulicy Karowej w Warszawie. Już na wejściu wita mnie uśmiechnięta twarz Miltona. W wieku 16 lat przyjechał do Polski z Angoli. Po polsku nie znał ani jednego słowa. Był tak oszołomiony przeprowadzką do Europy, że nawet nie "wygooglował" co może go tu czekać.

Najlepsze domówki? Zdecydowanie u pana Henryka

- Kilka lat temu poznaliśmy się zupełnie prywatnie. Teraz jesteś znany m.in. z kanału "Ponki" (1,5 mln subskrybcji na YouTube) oraz "Czarny humor". Wkręcasz i rozśmieszasz miliony Polaków. Ale współorganizujesz też tzw. dancing wielopokoleniowy – mówię.

- Projekt prowadzi Paulina Braun. Gdy go rozkręcaliśmy, rozklejałem plakaty w Domach Seniora i rozdawałem emerytom ulotki. Patrzyli wtedy na mnie dość podejrzliwie. Czarnoskóry i dziwnie mówi po polsku – przyznaje Milton.

Obraz
© Facebook.com/Dancing Wielopokoleniowy

Seniorzy coraz liczniej stawiają się na imprezach międzypokoleniowych

- Dziś wspólnie bawimy się na imprezach, chociaż niektórzy z nich są blisko setki. Najlepsze domówki są u pana Henryka. Mieszka sam, bo jego dzieci i wnuki mieszkają w Stanach Zjednoczonych. Na te imprezy zawsze przychodzi mnóstwo młodych i starszych osób – mówi Milton.

Zapewnia, że w dużych miastach są setki oldboy-ów, którzy zamiast oglądać TV, przychodzą na wake’a (wakeboarding), drinka nad Wisłą, senior speed dating czy warsztaty z obsługi social mediów (w tym np. Messegnera). Czasem pojawiają się z wnukami i wspólnie spędzają czas.

Na dzisiejszej imprezie organizowanej przez Miltona pojawili się jednak głównie młodzi. To uczniowie ze szkoły tanecznej, którą prowadzi jego dziewczyna. W klubie melduje się coraz więcej osób, a na parkiecie robi się tłok.

Ludzie wykorzystują do tańca każdy centymetr przestrzeni, w tym ściany, schody i poręcze. Od razu widzę, że nie jest to typowe party, gdzie większość stoi z piwem w ręku. Ci ludzie oddają się swojej pasji, a ich taniec to niezwykła energia. Milton jak zwykle zaprosił wielu ciemnoskórych. W ten sposób i przy dobrej muzyce chce łamać wszelkie bariery.

Obraz
© WP/Daniel Gnap

_Milton przed obiektywem _

Polacy, ludzie-roboty

- Mówisz już o sobie, że jesteś Polakiem. Ale takie daty jak 1 sierpnia, czy 11 listopada, naprawdę mają dla ciebie znaczenie? – dopytuję.
- Ty historię kraju, w którym żyjesz, poznałeś w szkole. Ja codziennie się jej uczę. Czytam i oglądam filmy, ale teraz biorę także udział w obchodach. Wcześniej trochę bałem się pojawiać na przykład tam, gdzie kibice. Obecnie nie mam już tego problemu – zapewnia.

Milton opowiada, że w tym roku w "Godzinę W" wybrali się z kolegą na rondo Dmowskiego. O godz. 17 wspólnie uczcili ofiary wybuchu Powstania Warszawskiego, a gdy kibice odpalili race, nagrywali snapy.

- Byłem szczęśliwy między tymi wszystkimi ludźmi. Tak samo jak wtedy, gdy dostałem polskie obywatelstwo i zrobiłem sobie zdjęcie przed Pałacem Prezydenckim na Krakowskim Przedmieściu. Czuję się Polakiem i też jestem wdzięczny tym, którzy walczyli o ten kraj – dodaje.

Obraz
© WP/Daniel Gnap

Klimat tych imprez jest nie do zastąpienia

Gdy przyjechał z mamą do taty do Polski miał 16 lat. Pod koniec września 2007 roku największym szokiem były dla niego: pogoda (w tym śnieg, który kilka tygodni później zobaczył po raz pierwszy w życiu), trudny język i smutni ludzie.

- Po wyjściu z samolotu umierałem z zimna. Szokowało mnie też, że ludzie zachowują się jak roboty. Nie mogłem zrozumieć, dlaczego nikt się do nikogo nie odzywa. W metrze i autobusie każdy patrzy w telefon lub książkę i zachowuje się jak robot. Zero uśmiechu. Wychowałem się w Afryce, a tam każdy ciągle rozmawia z ludźmi dookoła. Na każdy, byle jaki temat. Albo zaczynasz rozmowę ty, albo dołączasz się do innych. Dziś już zarówno 0 st. Celsjusza jak i cisza w metrze są dla mnie zupełnie normalne. Dostrzegam je tylko, gdy zwróci mi na nie uwagę jakiś nowy przyjezdny z Afryki – śmieje się Milton.

No właśnie, Milton ciągle się uśmiecha. Po 10 minutach rozmowy nagle orientuję się, że po prostu boli mnie twarz. Mięśnie śmiechowy i jarzmowy większy dają o sobie znać. Ale niektórzy artyści tak mają i to dlatego, aż chce się na nich patrzeć.

Na planie z Robertem Lewandowskim

- Jak zaczęła się twoja przygoda z reklamami?
- Byłem dość nieśmiały i gdy znajomi chcieli robić mi zdjęcia, zawsze odmawiałem. Raz zgodziłem się na sesję, a zdjęcia wyszły naprawdę ładne. Potem miałem dużo propozycji. Zacząłem profilować sobie zdjęcia na Facebooku jako model freelancer. Nagle pojawiła się opcja aktorstwa w kanale na YouTubie i pierwsze reklamy.

Milton marzy, by zagrać w filmie pełnometrażowym. Na razie pojawił się w akcjach promocyjnych największych marek napojów, telewizji cyfrowych i telefonów. Ostatnia była reklama BMW.

- I jak się jeździło luksusowym samochodem? – pytam.
- Nie jeździłem, bo nie mam prawa jazdy – odpowiada rozbawiony Milton. - Grałem DJ'a na imprezie - dodaje.

- A z Robertem Lewandowskim udało ci się porozmawiać? – dopytuję mając w pamięci, że w reklamie popularnego napoju Milton pojawił się u boku kapitana naszej piłkarskiej reprezentacji.

- Jestem fanem piłki nożnej i miałem wielką ochotę na podpisaną przez niego piłkę, ale ich liczba była ograniczona, a rzuciło się na nie tylu chętnych, że nawet się nie załapałem. Ale pan Robert jak zwykle sprawiał wrażenie osoby bardzo miłej, a przede wszystkim profesjonalnej.

Obraz
© WP/Daniel Gnap

"Moja Polska jest twórcza" - mówi Vin Milton

W Angoli nie ma szkół tańca

Przyjazd do zupełnie obcego państwa nie był kiedyś dla Miltona łatwy. Nie spodziewał się, że tym, co odmieni jego życie, będzie taniec. Impreza, na której jesteśmy, wypełniła klub po brzegi. Ludzie mówią mi, że chociaż najlepsza frekwencja jest zawsze w soboty, jutro imprezy nie organizuje Milton. – Ludzi na pewno będzie więc o połowę mniej – słyszę od imprezowiczów.

Milton twierdzi, że pierwsze kroki w tańcu nie przychodziły mu zbyt łatwo.

- A w Afryce tańczy się wszędzie. Uczysz się na imprezach rodzinnych, od rodziców czy wujka, a jak trochę dorośniesz, rozwijasz to w klubach. Przed przyjazdem do Polski nigdy nie słyszałem o czymś takim, jak szkoły tańca. Tam ciągle pojawia się jakiś nowy ruch, gest i krok. Ludzie to wykorzystują, ale za bardzo tego nie nazywają, ani nie ubierają w ramy konkretnego stylu i rodzaju - podkreśla.

Prawdziwy szok Milton miał przeżyć, gdy w Warszawie usłyszał, że ludzie tańczą tu kizombę.

- Od razu pomyślałem: "Przecież to mój taniec, moja kultura, mój świat" i poszedłem na imprezę, gdzie się to tańczy. Byłem przeszczęśliwy. To taka odrobina domu na drugim końcu świata. Ludzie z zainteresowaniem patrzyli, że moje ruchy różnią się od tych, które znali. Zaciekawiły ich i teraz prowadzę nawet zajęcia z kizomby - zdradza.

- Skoro byliśmy już w Europie, rodzice chcieli, bym przykładnie się uczył i miał wyuczony konkretny zawód. Ale zacząłem śpiewać w chórze gospel, tańczyć i widziałem, że tutaj jest tyle możliwości, że nie można się ograniczać. Zawsze bardzo mi też zależało, żeby to co robię, robić dobrze. Chyba chciałem pokazać innym, że imigrant też może robić coś fajnego i pożytecznego, a nie tylko zabierać innym pracę - podkreśla Milton.

"Spierd**** do Afryki”

Chociaż jesteśmy w klubie, nawet tutaj strój Miltona mocno się wyróżnia. Czarne buty, zielone skarpetki, czerwone spodnie i szara bluza. Ta ostatnia założona w dodatku tył na przód, bo kaptur wisi z przodu. A może założona jest tak, jak trzeba, tylko uszyta w dość nietypowy sposób? Sam nie wiem..., ale wygląda ciekawie.

Ze względu na kolor skóry, życie Miltona w Polsce nie zawsze było jednak różowe. Nie neguje on, że rasizm w Polsce istnieje, ale zapewnia, że nieprzyjemnych sytuacji miał bardzo mało.

Ta najgorsza wydarzyła się, gdy wracał z próby flash mob dla starszych osób. Czekał z koleżanką na autobus i nagle podszedł do nich młody mężczyzna. "Co tutaj robisz w Polsce?" – zapytał Miltona po czym dodał: "Spierd** do Afryki" i napluł mu w twarz.

Zaatakował też jego koleżankę, a Milton go odepchnął. Gdy na miejscu pojawiła się policja, chcieli obezwładnić Miltona. Na szczęście na miejscu byli świadkowie, którzy szybko sprostowali, że to on jest ofiarą tej sytuacji.

- Na szczęście takich przypadków jest zdecydowanie niewiele. Czuję się w Polsce bezpiecznie. W końcu jestem Polakiem – podkreśla.

Obraz
© Facebook.com/VinMilton

Milton podczas jednej z zimowych sesji. Jak zwykle kolorowo

Ten reportaż, to tylko jeden z dziesięciu, które Wirtualna Polska przygotowała w ramach akcji "Polska Pro100" z okazji 100-lecia odzyskania niepodległości! Następne ukazywać się będą w każdą kolejną środę. Inspirowane są historiami zwykłych, niezwykłych ludzi.

W piątki debiutować będą Facecje prezentujące z przymrużeniem oka jedno wydarzenie z każdej dekady z ostatnich 100 lat.

Z kolei reportaże wybrane i opatrzone wstępem Mariusza Szczygła z "100/XX. Antologia polskiego reportażu XX wieku" specjalnie dla czytelników WP publikowane będą w soboty.