Kto i jak mógłby zastąpić Bidena? [OPINIA]

Tydzień po debacie, gdy Joe Biden potwierdził wszystkie obawy wyborców co do swojego wieku, coraz głośniej wybrzmiewają wezwania do tego, by obecny prezydent wycofał się z wyścigu i przekazał pałeczkę komuś młodszemu - pisze dla Wirtualnej Polski Jakub Majmurek. I nie zmieniło się to nawet po ostatnim głośnym wywiadzie.

Joe Biden
Joe Biden
Źródło zdjęć: © PAP | TIERNEY L. CROSS / POOL
Jakub Majmurek

06.07.2024 20:11

Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.

W piątek w Madison, stolicy mogącego zadecydować o wyniku wyborów stanu Wisconsin, Biden zapowiedział, że nie zamierza wycofać się z udziału w prezydenckim wyścigu. W wyemitowanym w tym samym dniu wywiadzie dla telewizji ABC prezydent bagatelizował wątpliwości związane ze swoim stanem zdrowia i przekonywał, że miał po prostu gorszy dzień.

Niemniej wezwania do tego, by obecny prezydent wycofał się z wyścigu i przekazał pałeczkę komuś młodszemu, nie ustają. Można je zrozumieć, patrząc nie tylko na występ Bidena, ale też na wyniki pierwszego przeprowadzonego po debacie sondażu, w którym Trump prowadzi wśród zarejestrowanych wyborców przewagą 9 punktów proc., a wśród prawdopodobnych wyborców przewagą 6 punktów. To największa przewaga, jaką Trump kiedykolwiek miał nad jakimkolwiek politykiem Demokratów.

Jak donosi "The New York Times", grupa wpływowych darczyńców Demokratów próbuje naciskać na Bidena, by wycofał się wyścigu. Niektórzy grożą, że w przeciwnym razie wstrzymają donacje nie tylko na kampanię Bidena, ale też innych Demokratów -a w listopadzie o reelekcję walczyć będzie nie tylko prezydent, ale także członkowie Izby Reprezentantów, jedna trzecia senatorów, członkowie stanowych zgromadzeń ustawodawczych i część gubernatorów.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Sam "NYT" wezwał w swoim redakcyjnym komentarzu Bidena, by ustąpił. Podobne głosy pojawiły się na łamach wielu mediów sympatyzujących z Demokratami. Brytyjski liberalny tygodnik "The Economist" - bynajmniej nie sympatyzujący z Trumpem - na okładce nowego wydania zamieścił balkonik ułatwiający chodzenie seniorom mającym problem z mobilnością z godłem Stanów Zjednoczonych z przodu, podpisując ten obrazek: "Tak nie da się rządzić krajem". Lewicowy reżyser filmów dokumentalnych i komentator polityczny Michael Moore napisał na swoim blogu: "Nie powinniśmy się dziś pytać, czy Biden będzie w stanie sprawować urząd przez następne cztery lata, ale czy będzie w stanie wykonywać swoją pracę przez następne cztery dni".

Czas na 25. poprawkę?

Moore na swoje pytanie odpowiada: "nie". I wzywa Bidena, by zrezygnował nie tylko ze startu w wyborach, ale też z prezydentury. Reżyser apeluje: "niech Biden powie, że aby być zupełnie pewnym, poddaje się badaniu niezależnego panelu lekarzy, a następnie ogłosi, że po zasięgnięciu rad specjalistów z przykrością uznaje, że pora odejść na emeryturę". To pozwoliłoby Bidenowi odejść z godnością, w sposób budzący szacunek większości amerykańskiej opinii publicznej. W takiej sytuacji urząd prezydenta przejęłaby Kamala Harris i to ona stałaby się kandydatką Demokratów, startując jako urzędująca prezydentka.

Do tego samego na łamach "New Yorkera" wzywa Bidena profesorka prawa z Harvardu Jeanne Suk Gersen. Idzie ona nawet dalej niż Moore. Gersen apeluje bowiem do Demokratów, by - gdyby Biden nie chciał sam ustąpić - sięgnęli po dział czwarty 25. poprawki do amerykańskiej konstytucji. Stanowi on: "ilekroć wiceprezydent i większość kierowników resortów lub innego ciała określonego przez Kongres w drodze ustawy złoży prezydentowi ad interim Senatu i przewodniczącemu Izby Reprezentantów pisemne oświadczenie, że prezydent nie może sprawować władzy i zadań swojego urzędu, wiceprezydent niezwłocznie przejmuje władzę".

Innymi słowy, przepis ten pozwala prezydenckiemu gabinetowi usunąć urzędującego prezydenta z urzędu, przekazując władzę wiceprezydentowi, jeśli większość uzna, że prezydent nie jest w stanie pełnić swoich funkcji, np. z powodu wieku albo choroby.

O ile taka "opcja atomowa" jest skrajnie mało prawdopodobna i jej zastosowanie mogłoby poważnie zaszkodzić Demokratom, to samo położenie jej na stole w wewnętrznych rozmowach z Bidenem mogłoby być argumentem wpływającym na zmianę zdania przez prezydenta. Fakt, że sprzyjający Demokratom komentatorzy publicznie rozważają takie scenariusze, pokazuje, jak wielki niepokój budzi kandydatura Bidena.

Kłopoty z Kamalą Harris

Opcja z rezygnacją z prezydentury ma jedną zasadniczą zaletę. W takiej sytuacji głosy, które padły na zestaw Biden-Harris w prawyborach, przechodzą na obecną wiceprezydentkę. Jej nominacja na konwencji Demokratów jest formalnością, Harris musi tylko wybrać swojego wiceprezydenta.

Taki scenariusz pozwoliłby uniknąć otwartej rywalizacji w partii o to, kto ma zastąpić Bidena jako kandydat partii. Demokraci zjednoczyli się w tym roku wokół Bidena w dużej mierze dlatego, że po bardzo intensywnych głęboko dzielących partię prawyborach w 2016 i 2020 roku nikt nie miał siły, by raz jeszcze podjąć wewnętrzną walkę i sprawdzić w boju, jak wygląda realna siła każdej z partyjnych frakcji.

Wątpliwości nastręcza jednak to, czy Harris faktycznie będzie w stanie lepiej poradzić sobie w starciu z Trumpem niż Biden. Przez większość kadencji miała gorsze notowania od Bidena. Ostatnio co prawda wyprzedziła prezydenta, ale może być to spowodowane obawami wokół wieku Bidena. To Harris jest kojarzona z polityką migracyjną obecnej administracji, bardzo surowo ocenianą przez wyborców.

Moore przekonuje, że walcząca o reelekcję pierwsza w historii czarnoskóra prezydentka pozwoliłaby ożywić demokratyczną bazę: Afroamerykanów i inne mniejszości, kobiety, młodych wyborców o silnie progresywnych poglądach. Tych ostatnich do głosowania na Bidena zniechęca jego polityka wobec konfliktu w Gazie - Harris ma być znacznie bardziej krytyczna wobec rządu Netanjahu i może dzięki temu lepiej nawiązać kontakt z młodymi progresywistami.

Z drugiej strony, może to zniechęcić licznych wyborców Demokratów przekonanych, że Stany powinny wspierać swoich izraelskich sojuszników. Efekt mobilizacyjny Harris wśród kobiet i czarnoskórych wcale nie musi być przytłaczający, choć z pewnością wskazanie jako następcy Bidena kogoś innego może zdemobilizować Afroamerykanów.

Jeśli Biden wycofa się z wyborów, ale nie poda do dymisji jako prezydent, to delegaci wskazani w prawyborach - z założeniem, że będą głosować na Bidena - będą mogli w sierpniu na konwencji Demokratów w Chicago dokonać swobodnego wyboru.

Parada gubernatorów

Kto mógłby zastąpić Bidena? Najczęściej wymienia się dwóch popularnych gubernatorów: Gretchen Whitmer z MichiganGavin Newsom z Kalifornii. Wielką zaletą Whitmer jest geografia wyborcza. Stan, gdzie dwukrotnie wygrała wybory na gubernatorkę - w 2018 i 2022 roku - może zadecydować o wyniku wyborów prezydenckich. Trump ku zaskoczeniu wielu komentatorów nieznacznie wygrał w nim w 2016 roku, Biden w 2020 roku. W tym roku Bidenowi może znów być trudno wygrać w Michigan, stanie z największą populacją Amerykanów palestyńskiego pochodzenia w kraju. Zwolennicy kandydatury Whitmer przekonują, że może ona przynieść Demokratom zwycięstwo nie tylko w Michigan, ale też w sąsiednich stanach, gdzie Trump wygrał w 2016, a Biden w 2020 roku - Wisconsin i Pensylwanii.

Jako potencjalny następca Bidena wymieniany jest też gubernator tego ostatniego stanu, Josh Shapiro. Uchodzi za bardziej centrowego polityka niż Whitmer, jest też mężczyzną. A nie wiadomo, czy Demokraci nie uznają, że społeczeństwo jednak nie jest gotowe na prezydentkę w Białym Domu.

Newsom z kolei zachowuje się od dobrych kilku lat jak ktoś o prezydenckich ambicjach. Nie boi się podejmować debat z popularnymi Republikanami ani bronić demokratycznej polityki w konserwatywnych mediach. Jednocześnie Newsom deklaruje absolutną lojalność wobec Bidena i daje do zrozumienia, że jeśli myśli o Białym Domu, to dopiero w 2028 roku.

Z kandydaturą Newsoma są jednak dwa problemy. Po pierwsze, jest on gubernatorem silnie demokratycznego stanu, który i tak zagłosuje na Bidena. Jego nominacja nie przynosi więc Demokratom w pakiecie stanu, gdzie w innym wypadku mogliby wygrać Republikanie. Ten sam problem jest z inną potencjalną kandydaturą, gubernatora Illinois, J. B. Pritzkera.

Po drugie, Kalifornia od dawna demonizowana jest w propagandzie Republikanów jako niemalże upadły stan, nieradzący sobie z bezdomnością, przestępczością i nielegalną migracją. Ta narracja ma niewiele wspólnego z rzeczywistością najbogatszego stanu w kraju, ale może utrudnić życie Newsomowi.

Kandydat z centrum, którego wybierze partyjna lewica

Część komentatorów proponuje powrót do kandydatów, którzy startowali w prawyborach z 2020 roku. Wymienia się tu najczęściej dwóch senatorów: Amy Klobuchar z MinnesotyCory’ego Bookera z New Jersey. Oboje jednak nie bez przyczyn nie uzyskali nominacji w 2020 roku. Zwłaszcza Klobuchar pokazała wtedy, że nie jest jeszcze postacią prezydenckiego formatu. Booker jako dynamiczny, sprawny medialnie i ten afroamerykański polityk mógłby być dobrym kandydatem na wiceprezydenta u boku kogoś innego niż Harris, ale nie jest raczej osobą, która sama gwarantowałaby zwycięstwo z Trumpem.

W trakcie prawyborów w 2020 roku przez krótki czas rozbłysła gwiazda Pete’a Buttigiega, młodego burmistrza średniej wielkości miasta South Bend w stanie Indiana. Buttigieg wiedział, kiedy się wycofać i poprzeć Bidena, w zamiana za co otrzymał posadę sekretarza ds. transportu w jego gabinecie. Zdaniem części komentatorów, sprawdził się na tym stanowisku na tyle dobrze, by móc zastąpić Bidena. Jako potencjalną następczynię Bidena z jego gabinetu wymienia się też sekretarz ds. handlu i byłą gubernatorkę Rhode Island Ginę Raimondo.

Na giełdzie krąży jeszcze nazwisko Michelle Obamy, ale mimo olbrzymiej popularności byłej pierwszej damy wątpliwe jest, by partia postawiła na kogoś, kto nigdy nie startował samodzielnie w żadnej kampanii.

Wszystkich faworytów do zastąpienia Bidena łączy jedno: reprezentują centrowe i prawe skrzydło partii. Nie ma wśród nich nikogo z partyjnej lewicy. Jej kandydaci z 2020 roku - Bernie Sanders i Elizabeth Warren - są dość wiekowi, Warren ma 75 lat, Sanders jest nawet o rok starszy od Bidena. Alexandria Ocasio-Cortes jest za bardzo na lewo, by mieć szansę myśleć o prezydenturze w najbliższych latach. Ro Khanna, polityk najbardziej prezydenckiego formatu na progresywnym skrzydle partii, bardzo cierpliwie, ale też pomału przygotowuje swój start w 2028 roku i nie spali go teraz, gdy nie ma wielkich szans na nominację. Z Trumpem zmierzy się więc centrowy kandydat, ale partyjna lewica może mieć istotny głos przy jego wyborze - co zwiększa szansę takich polityczek jak Whitmer.

Zostaną przy Bidenie?

Bardzo jednak możliwe, że żadnej zmiany nie będzie. Wobec braku jasnego następcy Partia Demokratyczna nie zbierze się na odwagę, by realnie przycisnąć Bidena w sprawie dymisji. Tacy politycy jak Newsome czy Whitmer, zamiast walczyć z Trumpem, będą przekonywać Amerykanów, że z Bidenem nie jest tak źle, jak się wydaje, a poza tym nawet złożony wiekiem i chorobą Biden jest lepszy od Trumpa.

Jednak nawet wyborców zgadzających się co do zasady z tą diagnozą, taki przekaz niekoniecznie może porwać do tego, by oddać głos. A Demokratom potrzebny będzie naprawdę każdy głos do zwycięstwa. Zwłaszcza jeśli do wyborów powtórzy się kilka sytuacji, gdzie prezydent wypadnie podobnie, jak w debacie z Trumpem.

Dla Wirtualnej Polski Jakub Majmurek

Źródło artykułu:WP Wiadomości
joe bidenstany zjednoczoneusa
Zobacz także
Komentarze (215)