PiS stał się dziś partią z otwarcie rasistowskim przekazem [OPINIA]
Wraz z wypuszczeniem przez PiS spotu o migrantach, partia ostatecznie porzuciła wszelkie pozory i hamulce, otwarcie przyjmując rasistowski przekaz. Co bowiem komunikuje nam spot? To, że sama obecność osób o ciemniejszym kolorze skóry w Polsce jest źródłem zagrożenia dla Polaków. Jeśli to nie jest rasizm, to nie wiem, co by nim miało być - pisze dla Wirtualnej Polski Jakub Majmurek.
23.06.2024 17:32
Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
Prawo i Sprawiedliwość straszyło Polaków migrantami o ciemniejszym kolorze skóry od czasu kryzysu uchodźczego w 2015 roku, co pomogło wygrać jej wybory i po raz pierwszy zapewnić sobie samodzielne rządy. W ciągu prawie dziesięciu lat, jakie minęły od tego czasu, w przekazie PiS wielokrotnie pojawiały się obrazy agresywnie zachowujących się mężczyzn o ciemniejszym kolorze skóry, Jarosław Kaczyński straszył przenoszonymi przez uchodźców chorobami, a czołowi politycy PiS "strefami szariatu" mającymi rzekomo panować w zmienionych nie do poznania przez migrację miastach Europy Zachodniej.
Jednak nawet na tle tego wszystkiego, wypuszczony we wtorek przez PiS spot "Czemu się nie uśmiechacie", mający wzbudzić panikę wokół obecności na ulicach polskich miast osób o ciemnym kolorze skóry, szokuje i jest przekroczeniem granicy, jakie do tej pory PiS przynajmniej starał się udawać, że nie przekracza.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
To po prostu rasizm
Do tej pory PiS mógł bowiem przekonywać, że wcale nie chodzi mu o podsycanie rasowych uprzedzeń, ale o ochronę granic czy debatę na temat preferowanego modelu migracji i integracji migrantów, pozwalającej uniknąć Polsce błędów, jakie wcześniej popełniły państwa Europy Zachodniej. Te wyjaśnienia nigdy nie brzmiały ani szczerze, ani przekonująco, PiS dbał jednak o pozory, pozwalające mu mówić: "nie, wcale nie jesteśmy rasistami".
Wraz z wypuszczeniem spotu z 18 czerwca partia ostatecznie porzuciła wszelkie pozory i hamulce, otwarcie przyjmując rasistowski przekaz. Co bowiem komunikuje nam spot? To, że sama obecność osób o ciemniejszym kolorze skóry w Polsce jest źródłem zagrożenia dla Polaków. Jeśli to nie jest rasizm, to nie wiem, co by nim miało być.
W spocie PiS pokazuje czarnych mężczyzn w krajobrazach współczesnej Polski. W większości – poza mężczyzną skaczącym po dachu samochodu w Warszawie – zachowują się spokojnie, stoją na ulicy albo na peronie, nie łamią prawa ani powszechnie obowiązujących w Polsce reguł współżycia społecznego.
Jedyna ich "wina" polega na tym, że nie są biali – to wystarczy, by ich napiętnować, opublikować ich zdjęcia zrobione z ukrycia bez pytania o zgodę, przedstawić ich obecność w Polsce jako "inwazję". Choć przecież mogą być to turyści, obywatele UE korzystający z przysługującej im swobody przemieszczania, legalnie pracujący tu migranci, albo nawet obywatele Polski o ciemniejszym kolorze skóry.
Konta podające dalej spot PiS i komentujące go w mediach społecznościowych, pełne są skrajnie rasistowskich treści. Od opowieści o rzekomo czekającym "rdzenną populację Europy" "wielkim zastąpieniu" przez mieszkańców Afryki i Bliskiego Wschodu, po pseudonaukowe wywody, że "murzyni mają IQ 70 i dlatego zachowują się tak agresywnie".
Gdy największa partia mówi takim językiem, robi się niebezpiecznie
Spot PiS to nie głos w sprawie migracji czy bezpieczeństwa granic, to z istotnym stopniem prawdopodobieństwa przestępstwo przeciw art. 256 kodeksu karnego: "kto publicznie […] nawołuje do nienawiści na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych […] podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2".
Zobacz także
Błędem byłoby, gdyby klasa polityczna, komentatorzy i opinia publiczna machnęli ręką na całą sprawę, wzdychając z rezygnacją "czego oczekujemy, to przecież PiS", albo "to tylko jeden spot". Gdy największa partia opozycja zaczyna posługiwać się podobnym językiem, to robi się naprawdę niebezpiecznie i to z dwóch powodów.
Po pierwsze, tego typu obrazy podsycają społeczne lęki, stygmatyzują osoby czarnoskóre, wprowadzają atmosferę paniki – "już tu są!", "zaczęła się inwazja!" – gdy nie ma do niej żadnego powodu. Co najgorsze, mogą sprowokować szczególnie niezrównoważone osoby, podatne na podobne przekazy, do aktów przemocy wobec osób o ciemniejszym kolorze skóry – w tym wobec polskich obywateli.
Po drugie, Polska potrzebuje migracji. Demografia i gospodarka są bezlitosne: jeśli chcemy się dalej rozwijać i myśleć o szansach na dołączenie do pierwszej ligi, będziemy potrzebować migrantów. Nie zawsze będziemy w stanie ich sprowadzić z obszarów bliższych nam kulturowo, nie wszyscy będą mogli być też biali. Jako kraj potrzebujemy więc już teraz dyskusji nad mądrą polityką integrującą migrantów, oraz nad polityką, która pozwoli Polakom nauczyć się żyć w warunkach większej różnorodności.
Kampanie paniki rozniecane wokół tego, że osoby o ciemniejszym kolorze skóry śmią być obecne w polskiej przestrzeni publicznej, to zaprzeczenie takiej polityki. Społeczeństwo konsekwentnie karmione takim przekazem przez jedną z największych politycznych sił przynajmniej swojej części będzie niezdolne do zaakceptowania różnorodności i odnalezienia się w jej realiach. Jeśli pod wpływem nienawistnych kampanii, takich jak ta PiS, w społeczeństwie zwyciężą prymitywne rasowe uprzedzenia, to będzie to nie tylko nasza moralna porażka jako wspólnoty – w ten sposób możemy też zaprzepaścić nasze rozwojowe szanse.
Bo tym byłoby zamknięcie się na migrację z lęku przed tym, że mogłaby ona zwiększyć liczbę ciemnoskórych osób w Polsce. Dodajmy też, że kraj przepełniony rasowymi uprzedzeniami, kiepsko będzie radził sobie z efektywnym prowadzeniem własnych interesów w takich miejscach jak Afryka, Bliski Wschód czy Azja Południowa, w obszarach, których rola w najbliższych dekadach będzie raczej rosła, niż spadała.
Czemu PiS odpalił to teraz?
Pojawia się też pytanie, czemu PiS odpalił tę rasistowską kampanię właśnie teraz? Trochę ponad tydzień po eurowyborach, tuż przed początkiem politycznych wakacji, w trakcie których nawet najbardziej zaangażowane w politykę osoby chciały w końcu odpocząć od kampanii ciągnącej się od końca lata 2023 roku? Nie ma przecież sensu zaczynać kampanii prezydenckiej wokół tematu migracji już teraz, bo do wiosny przyszłego roku grzany od czerwca 2024 temat może się po prostu spalić w okolicy następnej Wielkanocy.
Pojawiają się hipotezy, że kampania PiS jest reakcją na przesunięcie się przez Tuska w sprawie migracji w prawo, na przejęcie przez rząd – z wyjątkiem lewicy – twardej retoryki obrony granic. Rasistowska kampania miałaby wedle tych teorii sprowokować KO, by wzięła w obronę przynajmniej przebywających legalnie w Polsce migrantów, tak by PiS mógł powiedzieć: "proszę, my chronimy granice i dbamy o to, by ustrzec Polskę przed błędami, jakie popełnili Szwedzi, Francuzi czy Belgowie, a Tusk chce otworzyć szeroko bramy migrantom". Tusk na razie jednak nie daje się złapać w tę pułapkę, a nawet jakby dał, to trudno powiedzieć, co by to w dłuższej perspektywie miało politycznie dać PiS.
Nowy, zradykalizowany przekaz partii, jest więc najpewniej efektem bezradności PiS, braku jakiegokolwiek pomysłu na odgrywanie roli konstruktywnej opozycji. Jest też dowodem całkowitego braku odpowiedzialności za państwo i dobro wspólne głównej partii opozycyjnej. Bo ostatnie, czego potrzebujemy w sytuacji, gdy Rosja prowadzi przeciw nam działania hybrydowe, to podsycanie w społeczeństwie paniki i podziałów.
Nacjonalistyczna prawica wygrała walkę o duszę PiS
Z jakich powodów PiS nie angażowałby się teraz w rasistowski przekaz, jest coś głęboko symbolicznego w tym, że partia posługuje się otwarcie takim językiem, promując go oficjalnie w przekazie oznaczonym własnym logo, nie delegując go na politycznych harcowników z obrzeży obozu Zjednoczonej Prawicy.
Przez lata wydawało się, że jeśli z dominacji braci Kaczyńskich na polskiej prawicy płynie jakikolwiek pożytek to taki, że chronią oni polską prawicę przed dominacją jeszcze bardziej mrocznych, skrajnie nacjonalistycznych – często w biologistyczny, darwinowski sposób – tradycji związanych z toksycznymi elementami dziedzictwa Narodowej Demokracji.
Kaczyńscy, przynajmniej na poziomie deklaracji, odrzucali ten model polskości, przywiązani byli do jej nieco bardziej otwartego, włączającego modelu. Jego symbolem mogły być chętnie podawane przez konta bliskie partii w mediach społecznościowych obrazy czarnego uczestnika obchodów powstania warszawskiego: mające świadczyć, że wbrew "lewackim atakom" Polska PiS wcale nie jest rasistowska, a polska tradycja jest atrakcyjna dla osób o bardzo różnym pochodzeniu i otwarta na ludzi pragnących podjąć wysiłek, by stać się Polakami.
Jednocześnie od dobrych kilku lat Kaczyński, zirytowany tym, że na prawo od PiS wyrasta mu konkurencja w postaci Konfederacji, na różne sposoby starał się pozyskać środowiska prawicy nacjonalistycznej. Dawał im pieniądze, przejmował ich język, politykę historyczną. Rasistowski spot z wtorku domyka tę drogę. Czarni na ulicach polskich miast nie są już w nim dowodem na atrakcyjność Polski czy siłę sukcesu gospodarczego z lat 2015-23, ale wyłącznie źródłem zagrożenia.
PiS ścigając się z Konfederacją oddaje walkowerem walkę o duszę partii skrajnie nacjonalistycznej prawicy, postrzegającej naród – a więc, jak jeszcze niedawno zgodzić był się w stanie z pewnymi także PiS, wspólnotę kulturową i polityczną – w darwinowskich, biologicznych kategoriach. Chyba nie taką prawicę chcieli kiedyś budować bracia Kaczyńscy?
Dla Wirtualnej Polski Jakub Majmurek