Zaawansowany wiek będzie nie tylko problemem Bidena [OPINIA]

Wśród wielu osobliwości tegorocznych wyborów prezydenckich w Stanach - na czele ze startem prawomocnie skazanego przestępcy - wiek kandydatów nie wydaje się kluczowym problemem. Niemniej jednak trudno udawać, że problemem nie jest - pisze dla Wirtualnej Polski Jakub Majmurek.

Źródło zdjęć: © X
Jakub Majmurek

18.06.2024 | aktual.: 18.06.2024 14:35

Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.

W piątek Donald Trump skończył 78 lat. Gdyby wygrał wybory w listopadzie, a w styczniu ponownie objął najwyższy urząd w Stanach Zjednoczonych, stałby się najstarszym prezydentem w momencie inauguracji w całej amerykańskiej historii. Joe Biden jest starszy od Trumpa o niecałe cztery lata, gdyby zapewnił sobie drugą kadencję i dotrwał do jej końca, to opuściłby Biały Dom w styczniu 2029 roku jako 86-latek.

Prezydencki wyścig nigdy nie toczył się między tak wiekowymi kandydatami. Do tej pory średni wiek prezydenta obejmującego urząd wynosił 55 lat. Średni wiek obywatela Stanów wynosi dziś niecałe 40 lat, dwa razy mniej niż uśredniony wiek Bidena i Trumpa. Zarówno Biden, jak i Trump przekroczyli już średni wiek śmierci amerykańskiego mężczyzny - 75 lat - choć statystyki pokazują, że w zdrowiu mogą spokojnie oczekiwać jeszcze 5-10 lat życia.

Od prezydenta oczekujemy jednak czegoś więcej niż przetrwania - prezydentura ciągle najpotężniejszego państwa na świecie wymaga najwyższej sprawności intelektualnej, energii, fizycznego zdrowia i wyjątkowej odporności na stres. Amerykanie, podejmując decyzję w listopadzie, będą zastanawiać się, myśląc o obu kandydatach: "czy on nie jest po prostu zbyt stary, by temu podołać?".

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Biden ma większy problem

Badania konsekwentnie pokazują, że to pytanie jest bardziej politycznie kłopotliwe dla Bidena. W sondażu dla "New York Timesa" z marca tego roku aż 73 proc. ankietowanych stwierdziło, że zgadza się częściowo lub zdecydowanie ze stwierdzeniem, że "Biden jest zbyt wiekowy, by efektywnie pełnić funkcję prezydenta". W przypadku Trumpa podobnie odpowiedziało 42 proc. badanych - to wciąż bardzo duża liczba, ale zdecydowanie mniejsza niż w przypadku urzędującego prezydenta.

W podobnym badaniu z maja liczba ankietowanych zgadzających się, że Biden ma problem z wiekiem, wzrosła do 79 proc., a tych, że ma go Trump - do 54 proc. Innymi słowy, w sondażu z maja większość ankietowanych uznała, że obaj kandydaci są zbyt wiekowi, by podołać ciężarowi prezydentury.

Według sondażu Pew Research Center z kwietnia 62 proc. pytanych zadeklarowało, że nie mają zaufania do intelektualnej sprawności Bidena, a aż 65 proc., że także do fizycznej. W przypadku Trumpa te liczby wynosiły 48 proc. i 39 proc. Jak widać, w przypadku Trumpa o wiele większy niepokój wyborców niż fizyczne zdrowie byłego prezydenta budzi jego stan psychiczny, w przypadku Bidena odwrotnie.

Biden, powtórzmy, jest starszy o cztery lata od Trumpa. W ciągu niespełna czterech lat prezydentury wielokrotnie mogliśmy obserwować wpadki, przejęzyczenia i dziwne zachowania urzędującego prezydenta, mogące sugerować spowodowany przez zaawansowany wiek problemy.

Ostatnio, jak przedstawiały to amerykańskie media, Biden zachowywał się dziwnie w trakcie szczytu G7 we Włoszech, gdzie w pewnym momencie zaczął salutować premierce Giorgii Meloni, jakby była dowódcą wojskowym, oraz podczas uroczystych obchodów 80. rocznicy lądowania aliantów w Normandii. Kilka dni wcześniej w amerykańskich mediach, zwłaszcza sprzyjających Republikanom, szeroko dyskutowano o nagraniu z obchodów Dnia Wyzwolenia - święta ustanowionego na pamiątkę zniesienia niewolnictwa - w Białym Domu. Biden wydaje się na nim w pewnym momencie zamierać i spogląda przed siebie, jakby nie do końca wiedział, gdzie się znajduje.

Czy to wszystko tłumaczy jednak aż taką różnicę w postrzeganiu wieku obu polityków? Trumpowi też przecież zdarzają się wpadki i gafy. Były prezydent w jednej ze swoich wypowiedzi pomylił swoją rywalkę do republikańskiej nominacji Nikki Haley z byłą demokratyczną speakerką Izby Reprezentantów Nancy Pelosi. W innej wychwalał premiera Węgier Viktora Orbana jako silnego, odnoszącego sukcesy… przywódcę Turcji. Wiecowe wystąpienia Trumpa często przyjmują postać niekontrolowanego, a czasem wręcz bełkotliwego strumienia świadomości, pełnego zdumiewających stwierdzeń i wątpliwych metafor. Czemu więc to Biden ma większy problem z wiekiem?

Wyznawcom Trumpa nie przeszkadza wiek ich mesjasza

Na łamach internetowego magazynu Vox Christian Paz przedstawia kilka możliwych hipotez. Po pierwsze, przekonuje dziennikarz, Trump obecny jest w amerykańskiej polityce od stosunkowo niedawna, tak naprawdę od 2015 roku. I od tego czasu zawsze zachowywał się podobnie - ekscentrycznie, by nie powiedzieć dziwacznie. Kolejne wpadki i gafy kandydata Republikanów są więc interpretowane przez wyborców nie tyle jako dowód na pogarszające się z wiekiem intelektualne zdolności Trumpa, ale jako typowe dla tego polityka ekscentryczne zachowania.

Biden jest tymczasem obecny w polityce od dawna, wielu wyborców pamięta go jako dynamicznego, potrafiącego zdecydowanie bronić swojego zdania senatora albo jako wiceprezydenta z czasów Baracka Obamy. Na tle tych wspomnień Biden rzeczywiście może sprawiać wrażenie polityka przytłoczonego własnym wiekiem.

Po drugie, twierdzi amerykański dziennikarz, media znacznie częściej podnoszą problem zaawansowanego wieku Bidena niż Trumpa. Dzieje się tak dlatego, że Trump ze wszystkim ciągnącymi się za nim skandalami, ze swoimi oburzającymi wypowiedziami, absurdalnymi stwierdzeniami i kontrowersyjnymi propozycjami politycznymi dostarcza dziennikarzem po prostu zbyt dużo materiałów, by mieli jeszcze czas podnosić kwestię jego wieku.

Po trzecie wreszcie, Biden wygląda na starszego, a przynajmniej na bardziej zmęczonego, bo wykonuje bardziej wymagającą pracę, w której ciągle znajduje się pod obserwacją mediów. Praca prezydenta jest z pewnością bardziej obciążająca niż kandydata na prezydenta. Jednak Trump też intensywnie prowadzi kampanię, starając się przy okazji poradzić sobie ze swoimi licznymi problemami prawnymi i znajdując się w stanie ciągłego napięcia i stresu. Ten argument brzmi więc najmniej przekonująco.

Można jednak wysunąć inny: zaawansowany wiek mniej szkodzi Trumpowi niż Bidenowi ze względu na różnice w strukturze obu elektoratów. Trump ma więcej wśród swoich wyborców prawdziwych wyznawców - wiece Republikanina często wyglądają jak zlot jakiejś sekty religijnej - gotowych wybaczyć mu każdą gafę, potknięcie, a nawet przestępstwo. Dla tłumu w czapeczkach z napisem "MAGA" Trump jest ostatnią nadzieją upadającej Ameryki, mężem opatrznościowym, a nie zwykłym kandydatem na najwyższy urząd, którego różne wady i obciążenia można by poddać racjonalnej ocenie.

Biden ma swoich wiernych wyborców, ale nie ma wyznawców. Także popierający Demokratów wyborcy dostrzegają problem z wiekiem prezydenta i - jak pokazuje wiele badań - woleliby jako kandydata kogoś młodszego. Obawy Demokratów budzi też to, kto zastąpiłby Bidena, gdyby z jakichkolwiek przyczyn nie mógł dokończyć następnej - albo tej - kadencji. Zgodnie z amerykańską konstytucją w takiej sytuacji urząd prezydenta przejmuje wiceprezydent.

Dziś byłaby to Kamala Harris, słabo oceniana także przez Demokratów. Część komentatorów radzi Bidenowi, by na drugą kadencję wybrał na to stanowisko kogoś innego. Problem w tym, że takie potraktowanie Harris - pierwszej czarnej kobiety na tak wysokim stanowisku - mogłoby zdemobilizować afroamerykański i część kobiecego elektoratu. A Biden musi maksymalnie zmobilizować obie te grupy, jeśli chce myśleć o reelekcji.

Przekuć wiek w atut?

W trakcie poprzedniej kampanii Trump nazywał Bidena "śpiącym Joe", zarzucając swojemu przeciwnikowi brak energii, ospałość, rozkojarzenie - przypadłości kojarzone z zaawansowanym wiekiem. Dziś Trump sam jest starszy niż Biden był w 2020 roku. I choć były prezydent nie będzie najpewniej potrafił sobie odmówić uwag o "śpiącym Joe", to musi sobie zdawać sprawę, że sięganie po argumenty z wieku Bidena może okazać się bronią obosieczną i uderzyć też w niego samego.

Ton kampanii Trumpa może więc zapowiadać niedawny wpis byłego prezydenta na jego koncie na platformie Truth Social, deklarujący, że problemem Bidena nie jest wiek, a całkowity brak kompetencji do pełnienia urzędu prezydenta. Wiek - pisał Trump - dotyka bowiem różnych osób w różny sposób, można znaleźć starsze niż Biden osoby, która ciągle są w pełni sił, ale dla niektórych proces starzenia się jest bezlitosny.

Kampania Bidena nie będzie atakować Trumpa za wiek, skupi się na jego problemach z prawem, niekompetencji, gafach, kontrowersyjnych poglądach, które Demokraci będą starali się sportretować jako wręcz ekstremistyczne.

Jak donosi portal CNN, kampania Bidena będzie też próbowała wykorzystać wiek Bidena jako atut, przedstawić go jako polityka doświadczonego, który w ciągu lat wzorcowej służby publicznej zyskał unikatową praktyczną wiedzę na temat polityki, zdolnego spojrzeć na sytuację w kraju i na świecie z dodającego mądrości dystansu lat.

Demokraci liczą, że dzięki tej taktyce Bidenowi uda się to, co nie udało się żadnemu kandydatowi Demokratów od czasów Ala Gore’a w 2000 roku: zapewnić sobie zwycięstwo wśród wyborców powyżej 65. roku życia. Demokraci - jak donosi portal - już teraz zaczęli wydawać duże pieniądze na materiały wyborcze emitowane w przerwach programów szczególnie chętnie oglądanych przez seniorów. W sytuacji, gdy część młodego elektoratu Demokratów jest zniechęcona do Bidena przez wsparcie, jakiego Biały Dom ciągle udziela Izraelowi, obecny prezydent może potrzebować znacznie lepszych niż cztery lata temu wyników wśród najstarszych wyborców.

Naprawdę nie dało się znaleźć nikogo młodszego?

Dla części wyborców Trump jest tak toksycznym kandydatem, stwarzającym tak wielkie zagrożenie dla amerykańskiej demokracji, że bledną przy tym wszystkie możliwe problemy z wiekiem Bidena. Zwłaszcza w naszym regionie, biorąc pod uwagę poglądy Trumpa na temat Rosji i Ukrainy, łatwo możemy zrozumieć podobne myślenie. Trudno jednocześnie nie zadać sobie pytania: czy naprawdę w tak wielkim kraju jak Stany, w tak doświadczonej demokracji nie udało się znaleźć choćby jednego młodszego kandydata?

Biden w 2020 roku przedstawiał się przecież jako kandydat przejściowy, który ma utorować drogę następnemu pokoleniu Demokratów. W ciągu czterech ostatnich lat nie objawił się jednak żaden oczywisty następca Bidena. Gdy prezydent ogłosił gotowość walki o reelekcję, potencjalni konkurenci zgodnie uznali, że wybory w 2024 roku - także ze względu na Trumpa i nieprzewidywalność towarzyszącą wyborczej walce z byłym prezydentem - najlepiej przeczekać i zacząć już pomału "długą grę" obliczoną na rok 2028. Republikanie, choć od wyborów połówkowych w 2018 roku raczej tracą, niż zyskują politycznie na związkach z Trumpem, okazali się raz jeszcze kompletnie bezradni wobec byłego prezydenta, nikt nie był z nim w stanie podjąć realnej walki o partyjną nominację.

Fakt, że Ameryka stanie w listopadzie przed takim, a nie innym wyborem dla wielu będzie dowodem na to, że w obu partiach zaciął się mechanizm pokoleniowej sukcesji, że być może cały system polityczny znajduje się w głębokim kryzysie. I zmiana pokoleniowa, choć bez wątpienia konieczna, nie wystarczy, by z niego wyszedł.

Dla Wirtualnej Polski Jakub Majmurek

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Donald Trumpjoe bidenusa
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (440)