Zwraca uwagę na ważną lukę "lex Tusk". "To jest chore"

- Jedną ręką (Andrzej Duda - red.) podpisuje ustawę, wpuszcza ją do polskiego systemu prawa i pozwala funkcjonować. Drugą ręką wysyła ją do TK, gdzie we wniosku będzie musiał powiedzieć, że jest ona niekonstytucyjna - mówi w rozmowie WP prof. Marcin Matczak. I dodaje, że ws. "lex Tusk" prezydent działa "w rozdwojeniu jaźni".

Prof. Marcin Matczak i prezydent Andrzej Duda
Prof. Marcin Matczak i prezydent Andrzej Duda
Źródło zdjęć: © East News

Andrzej Duda poinformował podczas poniedziałkowej konferencji, że podpisał ustawę dotyczącą powołania komisji ws. badań rosyjskich wpływów w Polsce. Prezydent jednocześnie podkreślił, że skieruje ją do Trybunału Konstytucyjnego w trybie następczym. Oznacza to, że lada moment wejdzie ona w życie.

Komisja będzie mogła - po uznaniu, że dany polityk ulegał rosyjskim wpływom - m.in. zakazać mu pełnienia funkcji związanych z dysponowaniem środkami publicznymi na 10 lat. W praktyce wykluczy to daną osobę ze startu w wyborach.

"Duda działa w rozdwojeniu jaźni"

- To decyzja, w której widać ogromną hipokryzję prezydenta Andrzeja Dudy - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską prof. Marcin Matczak, prawnik z Uniwersytetu Warszawskiego. Na czym ona polega? Według naszego rozmówcy Duda "jedną ręką podpisuje ustawę, wpuszcza ją do polskiego systemu prawa i pozwala funkcjonować". - Natomiast drugą ręką wysyła ją do Trybunału Konstytucyjnego, gdzie we wniosku będzie musiał powiedzieć, że jest ona niekonstytucyjna - wyjaśnia.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Ekspert dodaje, że prezydent będzie wnioskodawcą, którego rolą jest wykazać, że ustawa nie jest zgodna z Konstytucją. - Oznacza to, że Duda działa w rozdwojeniu jaźni. To trochę tak, jakby lekarz, który ma przekonanie, że lekarstwo jest trujące, mimo wszystko podawał je pacjentom i mówił: potem je zbadamy i się zobaczy, co będzie - podkreśla.

Po co to robi? - Moim zdaniem prezydent boi się swojej własnej odpowiedzialności po tym, kiedy ewentualnie opozycja wygrałaby wybory i próbowałaby go za przestępstwa konstytucyjne postawić przed Trybunałem Stanu - ocenia prof. Matczak.

"Przewodniczącym tej komisji może być nawet Macierewicz"

- I dlatego chce wzmocnić politycznie Prawo i Sprawiedliwość. Daje im tym samym narzędzie, które przed wyborami pozwoli zorganizować nagonkę publiczną, czyli igrzyska. Z jednej strony PiS daje chleb - podwyżki, transfery. Z drugiej jeszcze zorganizuje publiczne polowanie na czarownice - dodaje rozmówca WP. I ostrzega, że "przewodniczącym tej komisji może być nawet Antoni Macierewicz lub ktoś podobny, co z pewnością uczyni jej działania spektakularnymi"

W jego ocenie "ta ustawa będzie po prostu niszczyć ludziom życie - nie tylko politykom, ale i dziennikarzom". - Jarosław Kaczyński już rozpoczął wskazywanie winnych. Będzie wzywanie ludzi przed komisję, odbieranie im godności, oskarżanie o różne rzeczy i to wszystko przez organ, przed którym nie mogą się bronić, bo nie jest on sądem - prognozuje prof. Matczak.

© Wirtualna Polska

"To byłoby śmieszne, gdyby nie było straszne"

- Szokujące jest, że prezydent ani słowa nie powiedział o tym, że ta komisja będzie pozbawiać prawa do zajmowania stanowisk publicznych związanych z wydatkowaniem pieniędzy. Mówił za to o potrzebie ujawnienia prawdy - do tego wystarczyłaby normalna komisja śledcza - wylicza rozmówca Wirtualnej Polski.

Ponadto - jak zauważa prof. Matczak - "jeśli takie wpływy w Polsce są, powinny być one ujawnione przez służby, które przez 8 lat działają pod kontrolą PiS". - Prawo i Sprawiedliwość, powołując komisję, pokazuje, że państwo zupełnie nie działa, a wpływy rosyjskie są jak ta rakieta, która przeleciała przez pół Polski i dopiero trzeba się zebrać, by ustalić, co się stało. To byłoby śmieszne, gdyby nie było straszne. Państwo nie działa, a PiS szuka winnych tego stanu, choć to jest ich wina - zaznacza.

"Ludzie będą mogli być niszczeni"

Prawnik wyjaśnia, że ustawa mówi, iż nie przysługuje odwołanie od decyzji komisji - a to oznacza, że na poziomie administracyjnym postępowanie jest jednoinstancyjne. - Normalnie postępowanie prowadzone przez administrację jest dwuinstancyjne. Tak jest np. z decyzją o pozwolenie na budowę. Składa się wniosek do pierwszej instancji, a kiedy jest się niezadowolonym z decyzji pierwszej instancji, zaskarża się ją do drugiej instancji. Sprawa jest rozpatrywana dwukrotnie i dopiero wtedy, kiedy decyzja staje się prawomocna i może być wykonywana, można iść do Sądu Administracyjnego, jeśli nadal chce się ją kwestionować - wyjaśnia.

- W ustawie tzw. lex Tusk nigdzie nie ma słowa o tym, że można się odwołać do Sądu Administracyjnego. Nie musi być, bo to wynika z innych ustaw. Od każdej decyzji administracyjnej można się odwołać do Sądu Administracyjnego - dodaje prof. Matczak. Zaznacza jednak, że w przypadku ustawy, którą podpisał prezydent, to odwołanie jest w pewnym sensie pozorne.

Dlaczego? - Wydana decyzja zacznie obowiązywać, a osoba pełniąca funkcję związaną z wydatkowaniem pieniędzy będzie musiała być z niej usunięta. Decyzja zakończy postępowanie, w którym ludzie będą mogli być niszczeni i zostaną naznaczeni winą, że są szpiegami - ostrzega prawnik.

Prof. Matczak o "lex Tusk": to jest chore

Jak może wyglądać sytuacja? Prof. Matczak wyjaśnia, że będzie można iść do Sądu Administracyjnego, ale postępowanie będzie trwało latami. A szkoda i tak się wyrządzi. - Dodatkowo postępowanie będzie prowadzone prawdopodobnie przez neosędziów. Ponadto na sędzim, który miałby uchylić decyzję komisji, będzie ciążyła ogromna presja - twierdzi rozmówca WP.

- Jeśli włoży kij w szprychy komisji, która "wykryła" wpływ rosyjski, to prawdopodobnie taki sędzia zostanie wezwany przed tę komisję, bo będzie podejrzenie, że - sabotując jej decyzje - także pod takim wpływem działa. To jest chore - dodaje. I zaznacza: - Gdyby ta ustawa w ogóle nie dawała możliwości odwoływania się... To byłaby katastrofa. Ile ta decyzja wyrządzi szkody, zanim ktoś po sprawiedliwość pójdzie?! Pójście do sądów europejskich jest możliwe, ale to też trwa latami. Człowiek jest zniszczony, a zysk polityczny został odniesiony.

Prof. Matczak podkreśla, że najbardziej pozytywna wśród i tak negatywnych scenariuszy jest sytuacja, kiedy dostajemy decyzję, zaskarżamy ją do Sądu Administracyjnego i składamy wniosek o wstrzymanie jej wykonania do momentu skończenia postępowania przez SA.

Niestety, sądy bardzo rzadko się do takich wniosków przychylają i trudno podejrzewać, że w sytuacji decyzji dotyczącej np. Donalda Tuska bez wahania i bez obaw o represje polityczne z takiej możliwości skorzystają - dodaje.

Czytaj też:

Żaneta Gotowalska, dziennikarka Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (883)