Niespodziewany sojusznik Ukrainy? To może być zwrot na froncie
- Ukraińska armia od pewnego czasu bije głową w mur - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską korespondent wojenny Mateusz Lachowski. Tłumaczy, co żołnierze ukraińscy myślą o przebiegu kontrofensywy i dlaczego postępy nie są tak widowiskowe, jakby oczekiwał tego Zachód. Wspomina również o niespodziewanym "sojuszniku", który może Ukrainie pomóc.
Żaneta Gotowalska-Wróblewska, Wirtualna Polska: Kontrofensywa przebiega tak, jak powinna?
Mateusz Lachowski, korespondent w Ukrainie: Póki co nie. Jeszcze nie wydarzyło się to, co powinno się wydarzyć.
Czyli?
Ukraińcom nie udało się przełamać frontu. Nie udało się wbić głęboko w pozycje rosyjskie. Na dobrą sprawę kontrofensywa zaczęła się 6 czerwca, czyli mówimy o ponad miesiącu walk. Tymczasem ukraińska armia od pewnego czasu bije głową w mur. Zdobycze są, bo udało się odzyskać jakieś 160 kilometrów kwadratowych, ale to ciągle jest o wiele za mało.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
A jest jakiś odcinek frontu, gdzie sytuacja jest dobra?
Sytuacja zdecydowanie najlepiej wygląda pod Bachmutem - wszystkie drogi do tej miejscowości, z których korzystają Rosjanie są pod ukraińską kontrolą ogniową. To znaczy, że Siły Zbrojne Ukrainy zadają armii rosyjskiej duże straty i utrudniają jej zaopatrywanie Bachmutu.
Ukraińcy robią w Bachmucie to, co Rosjanie próbowali im robić w lutym w tym samym miejscu. Kontrolują ogniowo drogi dojazdowe, a nawet na terenie samego miasta - na jego przedmieściach - są pojedyncze budynki, które zostały zdobyte przez Ukraińców. Tam wygląda to obiecująco.
Po prostu to nie jest tak, jak się wszyscy spodziewali, że będzie wielkie uderzenie pancernej pięści. To były zbyt optymistyczne założenia, biorąc pod uwagę możliwości ukraińskiej armii i brak przewagi w powietrzu. Na południu kraju trwają walki, a front bardzo powoli się przesuwa.
Działania toczą się na głównych liniach rosyjskiej obrony, której Ukraińcy nadal nie mogą przełamać. Według najnowszych informacji w większości przypadków ciężkie walki toczą się dopiero na pierwszej linii frontu. Tylko w niektórych miejscach Ukraińcy przebili się do drugiej linii obrony. To nadal żmudne walki o każdy metr ziemi. A pomiędzy Rosjanie przygotowali pułapki, pola minowe. Też są przygotowani do walki o centymetry terenu.
To jaki nastrój panuje wśród Ukraińców? Oni też widzą, że walczą długimi dniami o każdą pozycję.
Morale jest dość dobre. I po jednej, i po drugiej stronie.
Plotki, że Rosjanie zaczęli się poddawać, okazały się być bardzo przedwczesne. Nie widać takich masowych przypadków, nie ma ogromnej skali dezercji. Ukraińcy, mimo zmęczenia i walk w trudnych zaminowanych miejscach, również trzymają się nieźle.
Jednak po jednej, jaki po drugiej stronie straty są dość duże. Zobaczymy, kto to wytrzyma.
A co w tym wszystkim robią Rosjanie? Przygotowali się na tyle dobrze, by wytrzymać?
Robią wszystko, co mogą, żeby utrzymać korytarz z Rostowa na Krym. Z kolei pod Bachmutem wymienili siły wagnerowskie na oddziały z republik ludowych. Rotują mocami.
Na tej wojnie są już tylko trudne walki. Nie ma sytuacji, że któraś ze stron może w łatwy sposób uzyskać przewagę. Dzieje się to tylko przez krwawe walki. Ostatnio pojawiły się informacje, że kontrofensywa przyspieszyła, ale póki co nie wiemy, gdzie i co dokładnie się dzieje. Potrzeba czasu, by lepiej to ocenić.
W takim razie powiedzmy sobie wprost - kontrofensywa zaczęła się z powodu presji Zachodu, czy Ukraińcy faktycznie poczuli, że to jest ten moment?
Armia ukraińska chciała rozpocząć kontrofensywę w grudniu, ale nie pozwoliła im na to pogoda. Potem wywiad zdobył informacje, że Rosjanie już przygotowali część oddziałów. Zostały świeżo zmobilizowane, pojawiły się na froncie. Ukraińcom wtedy brakowało potrzebnego sprzętu. I dlatego zdecydowali, że będą czekać, dopóki go nie dostaną.
To sytuacja z grudnia. Dziś jesteśmy w połowie kolejnego roku.
Teraz tego sprzętu jest dużo, to fakt, ale przez te miesiące Rosjanie mieli czas się przygotować. Mieli czas stworzyć rozbudowane linie obrony. Prawdziwe fortyfikacje. A do tego Ukraina nie ma i nie będzie miała przewagi powietrznej.
To główna bolączka Ukraińców, która zgodnie z doktryną natowską w zasadzie uniemożliwia przeprowadzenie skutecznej kontrofensywy. Ukraińcy próbują po swojemu.
I tak - jakiś aspekt polityczny podczas podejmowania decyzji o ataku - mógł mieć znaczenie. Nie możemy go wykluczyć. Być może w Ukrainie chciano coś osiągnąć jeszcze przed szczytem NATO w Wilnie (11-12.07 - red.). Szczyt miał bowiem kluczowe znaczenie dla Ukraińców, ważyła się bowiem na nim przyszłość tego kraju w Sojuszu.
Ważna była też kwestia wysadzenia zapory w Nowej Kachowce - nie pozwoliła ona otworzyć pomocniczego kierunku Ukraińcom. I znów – Rosjanie mieli czas lepiej się zabezpieczyć i dziś mogą odpierać ataki.
I czego jeszcze, prócz lotnictwa, brakuje Ukrainie?
Najbardziej? Większej liczby rakiet dalekiego zasięgu. Ponadto artylerii, której akurat Rosjanie mają duże zasoby, choć w ich wypadku jest to sprzęt słabej jakości. Ukraińcy gromadzili amunicję, ale nie osiągnęli w tym aspekcie takiego sukcesu, jakby chcieli. Wciąż czasami muszą oszczędzać.
Wojskowi starają się niszczyć HIMARS-ami poszczególne rosyjskie środki artyleryjskie, co pokazuje, że cały czas chcą zdobyć przewagę. Może ona jest już delikatna w niektórych miejscach, ale wciąż nie jest miażdżąca. Ukraińcy mówią sami, że lotnictwo i artyleria to jest sprawa kluczowa.
Bez tego nie wygrają?
W aspekcie politycznym Ukraina już wygrała. W momencie wycofania się Rosjan spod Kijowa wiosną zeszłego roku stało się jasne, że Ukraina obroni swoją państwowość. Rosyjska "operacja specjalna" się nie powiodła. To, co obserwujemy teraz, to walka o odzyskanie okupowanych przez Rosjan ukraińskich terytoriów. Dalej Rosjanie kontrolują około 17 proc. terytorium Ukrainy.
I rzeczywiście trudno będzie Ukraińcom wypchnąć ich z tych terenów bez kolejnej pomocy z Zachodu i bez lotnictwa. Już teraz widać, że walki są bardzo wyrównane. Obie strony mają jeszcze odwody.
Jest jednak jeden niespodziewany sojusznik, który może Ukrainie pomóc. To sama Rosja. Pucz Prigożyna pokazał, że Rosja ma duże kłopoty wewnętrzne. Na Kremlu trwa jakaś rywalizacja. Na razie nie odbija się to na armii rosyjskiej, która skutecznie broni się na Zaporożu. Ale to się może zmienić. Jeśli w Rosji będą miały miejsce kolejne niepokoje wewnętrzne, to może to mieć decydujący wpływ na sytuację na froncie.
Żaneta Gotowalska-Wróblewska, dziennikarka Wirtualnej Polski