Zachód ma nowego wroga. NATO już się szykuje

Czy szczyt NATO w Wilnie był szczytem historycznym? Raczej nie. Czy był ważny? Zdecydowanie tak. Patrząc na wileńskie spotkanie przywódców wolnego świata, w naturalny sposób koncentrowaliśmy się na kwestii Ukrainy - pisze Jerzy Marek Nowakowski, dyplomata, były ambasador RP na Łotwie i w Armenii.

Jens Stoltenberg i Wołodymyr Zełenski
Jens Stoltenberg i Wołodymyr Zełenski
Źródło zdjęć: © GETTY | Bloomberg
Jerzy Marek Nowakowski

Niewątpliwie stworzenie dla Kijowa klarownej perspektywy członkostwa, utrzymanie jedności Sojuszu i powiedzenie twardego "nie" Rosji to były kluczowe cele wileńskiego szczytu.

Bardzo wielu obserwatorów kręciło nosem na to, że można było Ukrainie zaoferować więcej, przygotować lepszą formułę zaproszenia i tak dalej. Zapewne krytycy mają nieco racji.

Z drugiej jednak strony, zarówno to co wiemy o decyzjach dotyczących Ukrainy, jak i to, czego możemy się domyślać, wskazuje na dużą determinację całego Zachodu. Nawet irytacja brytyjskiego sekretarza obrony (niedoszłego następcy Jensa Stoltenberga), który domagał się od prezydenta Zelenskiego "wdzięczności" za wsparcie, w istocie wskazuje na to, jak bardzo NATO jest zaangażowane we wspieranie Kijowa.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Z polskiej perspektywy w Wilnie wydarzyły się jednak rzeczy co najmniej równie ważne, jak kwestia Ukrainy. Bodaj najistotniejsze, choć z natury rzeczy najmocniej utajnione, wydaje się przyjęcie nowych planów obronnych NATO.

Oddanie terytorium Rosji?

Do ubiegłorocznego szczytu w Madrycie zarówno Państwa Bałtyckie jak Polska były objęte tak zwanymi planami ewentualnościowymi. Z tego co wyciekło do wiadomości publicznej wiemy, że plany te przygotowywane na wypadek ewentualnej agresji zakładały oddanie sporej części terytoriów Litwy, Łotwy i Estonii oraz sporego kawałka Polski i ich odzyskanie w wyniku zwycięskiej ofensywy Sojuszu. Pierwszą realną linią obrony była ich świetle Wisła.

Perspektywa niezbyt przyjemna dla nas, a tragiczna dla Bałtów. Ale wobec możliwej i prawdopodobnej neutralności Szwecji i Finlandii obrona jedynej realnej linii komunikacyjnej jaką byłby tzw. Przesmyk Suwalski wydawała się mało prawdopodobna. Tu warto zauważyć, że pomysł budowy mega lotniska w Baranowie i sieci połączeń kolejowych i drogowych z CPK powiązany był w dużej mierze związany z taką strategią wojskową NATO.

Rosyjska napaść na Ukrainę, koszmar Buczy i deklaracja członkowska Finlandii i Szwecji całkowicie zmieniły perspektywę. Nie bez powodu w ubiegłym roku Joe Biden powtarzał do znudzenia, że NATO będzie broniło każdego kawałka sojuszniczego terytorium.

Zdziczenie Rosjan i wojna totalna w ich wykonaniu sprawiły, że Tallin, Lublin czy Dyneburg nie zamierzały stać się kolejnymi ofiarami zbrodni wojennych. Akcesja Skandynawii do NATO zmieniła możliwości komunikacyjne. Obecnie Bałtyk ma być głównym szlakiem komunikacyjnym Sojuszu. A to pozwala realnie myśleć o obronie Państw Bałtyckich (i co dla nas kluczowe) wschodniej części Polski.

Kluczowa decyzja Erdogana

Z tego punktu widzenia deklaracja prezydenta Erdogana, że nie będzie dłużej utrudniał wejścia Szwecji do NATO ma znaczenie fundamentalne. Podobnie jak wycofanie się Turcji z blokady planów obronnych Sojuszu.

Dopiero z tej perspektywy możemy ocenić "zasługi" Putina dla Polski. Jeszcze dwa lata temu byliśmy państwem frontowym objętym dość słabymi gwarancjami bezpieczeństwa. W tej chwili stoimy wobec perspektywy znalezienia się "w środku NATO". Mając na wschodzie sojuszniczą Ukrainę znaczny kontyngent wojsk amerykańskich na własnym terytorium i na północy Bałtyk będący wewnętrznym jeziorem Sojuszu.

Na szczycie w Wilnie zapadły jednak decyzje, które wymagają od Polski przemyślenia swojej polityki w skali globalnej. Niemal równie ważny jak kwestia ukraińska i bałtycka, jest kolejny krok w kierunku globalizacji NATO. Traktat Waszyngtoński jasno definiuje obszar odpowiedzialności NATO. "Zgodnie z art. 6 traktatu zasięg terytorialny paktu obejmuje terytorium którejkolwiek ze stron w Europie lub Ameryce Północnej, algierskie departamenty Francji, terytorium Turcji oraz wyspy pod jurysdykcją którejkolwiek ze stron na obszarze północnoatlantyckim na północ od zwrotnika Raka".

Nowe zagrożenie

Tymczasem z perspektywy Stanów Zjednoczonych najpoważniejsze zagrożenie dla świata Zachodu znajduje się obecnie na Pacyfiku. To Chiny. W ubiegłym roku po raz pierwszy kraje członkowskie NATO określiły CHRL jako "wyzwanie" (challenge). Wcześniej odniosły się do kwestii chińskiej zdawkowo.

Podczas szczytu wileńskiego poszły krok a właściwie dwa kroki dalej. Końcowy dokument szczytu po pierwsze dostrzega pogłębiającą się współpracę chińsko-rosyjską; po drugie, Chiny poprzez "ambicje i politykę przymusu" stwarzają zagrożenie dla NATO i jego partnerów z obszaru Indo-Pacyfiku. Na dodatek "Chiny wykorzystują szeroki zakres politycznych, militarnych i ekonomicznych narzędzi, by wzmocnić swe globalne oddziaływanie i projekcję siły pozostając nieprzejrzyste w zakresie swoich strategii, celów i rozbudowy militarnej".

Co prawda pod naciskiem europejskich członków NATO zaangażowanych we współpracę gospodarczą z Chinami – czyli Niemiec i Francji, dostrzeżono również "konstruktywne" elementy w polityce chińskiej, ale cytowane fragmenty nie pozostawiają wątpliwości, że dla Sojuszu pojawił się nowy przeciwnik.

Elementem kompromisu było też otworzenie w Tokio "punktu kontaktowego" prowadzonego przez ambasadę Danii, a nie pełnowymiarowego przedstawicielstwa (co oprotestowywała Francja). Ale trudno nie zauważyć, iż po raz drugi z rzędu w szczycie NATO wzięli udział przywódcy Japonii, Korei Południowej, Australii i Nowej Zelandii.

Biden lepszy od Trumpa?

Zwróciłem uwagę na wstępie, że szczyt w Wilnie był ważny choć nie historyczny. Jeden z powodów to dążenie prezydenta Bidena do tego, by historycznym można było określić przyszłoroczny szczyt w Waszyngtonie. W roku wyborczym i w stolicy USA Amerykanie będą chcieli doprowadzić do pełnej globalizacji NATO.

Przekroczenie granic Europy i Ameryki Północnej oraz wyjście na południe poza Zwrotnik Raka byłoby dla Joe Bidena zarówno zapisaniem się w historii, jak ciosem w republikańską krytykę zaangażowania USA na Ukrainie. Jeśli tak się stanie, to będzie mógł powiedzieć w kampanii wyborczej, że zbudował sojusz, który jest zdolny złamać chińską potęgę i potwierdził przywództwo światowe Stanów Zjednoczonych.

O ile Trump obiecywał, że uczyni Amerykę wielką to Biden będzie chciał powiedzieć. Nie obiecywałem, ale to uczyniłem.

Jerzy Marek Nowakowski, dyplomata, były ambasador RP na Łotwie i w Armenii

Źródło artykułu:WP Wiadomości
natoszczytukraina
Wybrane dla Ciebie