Koniec komisji śledczych? W kuluarach narzekają. "Podano im tlen, Ziobro mógł triumfować"
Część polityków Koalicji Obywatelskiej mówi nieoficjalnie, że na czele komisji śledczej ds. Pegasusa powinien stanąć Marcin Bosacki albo inny polityk KO. Ich zdaniem obecna szefowa komisji Magdalena Sroka z Trzeciej Drogi nie radzi sobie w starciach z ludźmi związanymi z rządem PiS. Dotyczy to także innych członków komisji.
04.12.2024 15:17
Krytyczne opinie docierają ponoć do premiera. Sam Donald Tusk ma nie być zadowolony z tego, jak wyglądają posiedzenia komisji. - W przypadku niektórych doszło chyba do negatywnej selekcji - mówi o członkach komisji ds. Pegasusa jeden z naszych rozmówców.
Brak przygotowania
- Zamiast ich [polityków PiS] dojechać, podano im tlen. Ziobro mógł triumfować - tak ocenia posiedzenie komisji regulaminowej z udziałem członków komisji śledczej ds. Pegasusa jeden z posłów Koalicji Obywatelskiej.
Nasz rozmówca dostrzega to, co wytykają otwarcie zwolennicy koalicji rządzącej w mediach społecznościowych: że komisja, która miała być najważniejszą z komisji śledczych, nie ma ani realnych narzędzi (co przyznają nieoficjalnie sami jej członkowie), ani wizerunkowej skuteczności, by rozliczyć polityków i urzędników związanych ze Zjednoczoną Prawicą za używanie systemu Pegasus.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- Pisowcy rozwalają te komisje śledcze i robią z nich hucpę. To tylko ośmiesza sprawę - narzeka jeden z przedstawicieli koalicji.
Zwolennicy koalicji w sieci podkreślają, że niezrozumiałe jest, iż na czele najważniejszej komisji śledczej stoi posłanka, która tworzyła koalicję z PiS. Mowa o Magdalenie Sroce, byłej posłance Porozumienia Jarosława Gowina, w przeszłości funkcjonariuszce policji (która broniła m.in. działań policji na protestach kobiet po wyroku TK ws. aborcji).
Sroka w ogniu krytyki
Sroka jest krytykowana nie tylko w mediach społecznościowych, ale także w samej koalicji.
Niektórzy jej przedstawiciele mówią, że na czele komisji ds. Pegasusa powinien stać ktoś z politycznym zacięciem, doświadczeniem, charyzmą, przebojowością. Zdaniem niektórych rozmówców, obecna przewodnicząca "tego nie ma".
Co więcej, krytyczne oceny zbierają także pozostali członkowie komisji. - Nie mają ani narzędzi, ani przebicia, wdają się w głupie pyskówki, dają się przyszpilić tym pajacom od Ziobry. To żenująco wygląda, ludziom, nawet naszym zwolennikom, nie chce się tego oglądać - mówił nam jeden z działaczy KO.
Objawiło się to już w czasie przesłuchania przed komisją pegasusową Jarosława Kaczyńskiego w marcu bieżącego roku.
Internauci-zwolennicy KO piszą w sieci: "Nie ma nic bardziej demobilizującego, jak brak sprawczości. Szczególnie w kontrze do buty i chamstwa i ciągłej bezkarności pisowskiej gangreny".
Próba przesłuchania byłego szefa ABW Piotra Pogonowskiego w poniedziałek, a także wystąpienie na komisji regulaminowej Zbigniewa Ziobry we wtorek pokazały, że komisja nie do końca ma plan, jak radzić sobie z ludźmi, którzy - wedle zapowiedzi - już dawno "powinni siedzieć". Albo przynajmniej ponieść jakiekolwiek konsekwencje.
Efekt? Według niektórych odwrotny od zamierzonego. Zarówno Pogonowski, jak i Ziobro, mogli przed kamerami przedstawić swoje racje, a jednocześnie - jak były szef ABW - powoływać się na przepisy prawa, które pozwalają zasłaniać się "tajemnicą służbową".
Pogonowski został doprowadzony przed komisję przez policję. Jej członkowie - jak słychać nieoficjalnie - nie spodziewali się jednak, że zechce składać zeznania. On jednak to zrobił - wedle własnego planu. - Widać, że koleżanki i koledzy chyba nie byli na to przygotowani - przyznał jeden z polityków koalicji.
Kto kogo przesłuchiwał?
Słabość komisji widzą nawet parlamentarzyści współtworzący koalicję. Również ci, którzy delegowali szefową komisji śledczej ds. Pegasusa Magdalenę Srokę.
Mowa o politykach PSL. - Oczekuję sprawności organów państwa, a więc prokuratury, sądów, a nie tylko i wyłącznie politycznej gry na tym draństwie, które było przez osiem lat uprawiane przez Zbigniewa Ziobrę - powiedział w "Gościu Poranka" TVP Info poseł PSL Marek Sawicki.
To jasna aluzja do prac komisji, która - zdaniem wielu polityków koalicji - po prostu nie jest skuteczna. - Żadna komisja śledcza i cały ten spektakl, który toczy się w Sejmie, nie rozwiązuje żadnego problemu, gdyż Sejm nie ma uprawnień sądowych. Sejm może tylko i wyłącznie zbadać sprawę - podkreśla Sawicki. Jego zdaniem służy to PiS, "żeby pokazywać się w roli ofiary koalicji rządzącej".
- Sejm nie jest od rozliczania. Od tego mamy ministra sprawiedliwości, prokuratora generalnego – mówi Sawicki.
Inni rozmówcy z koalicji są mocno krytyczni wobec sposobu radzenia sobie członków komisji z politykami dawnej Zjednoczonej Prawicy. - Trochę wyglądało to tak, jakby ludzie Ziobry przesłuchiwali komisję, a nie komisja Ziobrę - kąśliwie podsumował w rozmowie z WP jeden z polityków wspierających koalicję.
Ludzie Ziobry ignorowali członków komisji regulaminowej i zwracali się bezpośrednio do członków komisji śledczej, również do Magdaleny Sroki: "Będzie pani miała zarzuty", "będziecie odpowiadać politycznie, karnie i cywilnie".
Tomasz Trela z komisji śledczej ds. Pegasusa przekonywał, że on i pozostali członkowie "nie są fujarami". - Nikt tu nie jest fujarą! - podkreślał poseł Nowej Lewicy. A szef komisji regulaminowej Jarosław Urbaniak (KO) z rezygnacją w głosie powtarzał: - Proszę o umożliwienie nam prowadzenia obrad.
Niektórzy komentujący to w kuluarach politycy koalicji z zażenowaniem obserwowali tę wymianę zdań. Fragmenty posiedzenia komisji opublikowaliśmy w Wirtualnej Polsce.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ostro na komisji z Ziobrą. Zaczęli im grozić. Trela: Proszę nie być fujarą!
Zbigniew Ziobro dzięki występowi na komisji regulaminowej dostał okazję, by uderzać w obecną władzę. Celem jego współpracowników było wywołanie chaosu, sprowadzenie posiedzenia do kolejnej rytualnej awantury.
Były minister sprawiedliwości ostentacyjnie spóźnił się zresztą na posiedzenie - jak usłyszeliśmy, celowo - żeby okazać swój lekceważący stosunek do członków komisji, sprowokować ich i pozwolić posłom PiS mówić o "korkach Trzaskowskiego w Warszawie".
Właśnie o to PiS-owi chodzi: "rozwalać posiedzenia komisji" i starać się je ośmieszać. Tak widzą to politycy koalicji.
Członkowie komisji nie do końca sobie z tym radzą. W efekcie komisje nie są w stanie nikogo "rozliczyć" czy osłabić w oczach elektoratu - zwłaszcza prawicowego.
O posiedzenia komisji chcieliśmy zapytać przewodniczącą Magdalenę Srokę, ale nie odpowiedziała na naszą prośbę. Czekamy również na odpowiedź rzecznika PSL, który potwierdził nam, że Sroka reprezentuje w komisji ludowców.
Koniec komisji śledczych? "Są nieskuteczne"
W sejmowych kuluarach słychać nieoficjalnie, że do końca tej kadencji mogą nie zostać powołane już żadne komisje śledcze.
Coraz więcej osób współtworzących obóz rządowy przekonuje, że rozliczaniem rządów Zjednoczonej Prawicy powinny w większym stopniu - i w szybszym tempie - zajmować się takie instytucje jak prokuratura czy służby. - Ludzie czekają na sądowe wyroki. Ale jako politycy nie możemy na to wpływać - podkreślają nasi rozmówcy z koalicji.
W obozie rządzącym - w tym w Kancelarii Premiera - słychać nutę zawodu z powodu stylu działania komisji i niskiego poziomu przesłuchań. W koalicji 15 października wielu było zawiedzionych tym, w jaki sposób przesłuchiwano choćby wspomnianego Kaczyńskiego.
Niektórzy nieoficjalnie nie kryją też, że liczyli, iż komisje przyciągną większe audytorium, masowo zainteresują Polaków (w tym wyborców PiS), pogrążą czołowych polityków Zjednoczonej Prawicy, a tym samym wywołają tąpnięcie tej partii w sondażach. Nic takiego się jednak nie stało: komisje mają kiepską oglądalność, a sami politycy PiS w kuluarach wyśmiewają dziś te niespełnione oczekiwania części polityków koalicji.
Z drugiej zaś strony, wielu polityków obozu rządzącego zdaje się ignorować działania własnych przedstawicieli. Dobitnym przykładem był obraz z wystąpienia ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego Adama Bodnara, który pod koniec kwietnia - przed niemal pustą (!) salą plenarną Sejmu - przedstawiał informacje dotyczące inwigilacji systemem Pegasus.
- To było dla nas wstydliwe i przyznaję, że ci, którzy nie pofatygowali się wysłuchać ministra, dali ciała. Nie dziwię się, że później wyborcy się na nas wkurzają - mówił nam polityk związany z resortem sprawiedliwości.
Przedstawiciele obozu rządzącego na czele z premierem widzą, rzecz jasna, konieczność dalszego rozliczania poprzedników, ale nie ma dziś - jak słyszymy - żadnych poważnych rozmów o powoływaniu kolejnych komisji śledczych. To ciekawe o tyle, że jeszcze pod koniec ubiegłego roku - gdy powstał rząd KO, Trzeciej Drogi i Lewicy - media informowały o planach powołania sześciu, a nawet siedmiu komisji śledczych.
Przypomnijmy: przedmiotem prac komisji śledczych miała być choćby fuzja Lotosu z Orlenem, a także sprzedaż części udziałów w Rafinerii Gdańskiej Saudyjczykom za - zdaniem ekspertów - bardzo niską cenę. O obu sprawach Donald Tusk jeszcze w kampanii wyborczej mówił jako o "największych aferach XXI wieku". W styczniu Onet pisał z kolei, że jedna z komisji miałaby badać szeroko pojętą korupcję wokół rządów tzw. Zjednoczonej Prawicy.
Jak wynika z informacji WP, w koalicji część polityków uważa, że - owszem - sprawy te są skandaliczne i wymagające wyroków, ale przy tym na tyle poważne, że nie powinny nimi zajmować się posłowie w ramach komisji śledczych, tylko specjalne zespoły śledcze w ramach Prokuratury Krajowej, przy wsparciu służb.
Michał Wróblewski, dziennikarz Wirtualnej Polski
Napisz do autora: michal.wroblewski@grupawp.pl