Krytyczne opinie docierają ponoć do premiera. Sam Donald Tusk ma nie być zadowolony z tego, jak wyglądają posiedzenia komisji. - W przypadku niektórych doszło chyba do negatywnej selekcji - mówi o członkach komisji ds. Pegasusa jeden z naszych rozmówców.
Brak przygotowania
- Zamiast ich [polityków PiS] dojechać, podano im tlen. Ziobro mógł triumfować - tak ocenia posiedzenie komisji regulaminowej z udziałem członków komisji śledczej ds. Pegasusa jeden z posłów Koalicji Obywatelskiej.
Nasz rozmówca dostrzega to, co wytykają otwarcie zwolennicy koalicji rządzącej w mediach społecznościowych: że komisja, która miała być najważniejszą z komisji śledczych, nie ma ani realnych narzędzi (co przyznają nieoficjalnie sami jej członkowie), ani wizerunkowej skuteczności, by rozliczyć polityków i urzędników związanych ze Zjednoczoną Prawicą za używanie systemu Pegasus.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Jest miękiszonem". Gawkowski komentuje zachowanie Ziobry
- Pisowcy rozwalają te komisje śledcze i robią z nich hucpę. To tylko ośmiesza sprawę - narzeka jeden z przedstawicieli koalicji.
Zwolennicy koalicji w sieci podkreślają, że niezrozumiałe jest, iż na czele najważniejszej komisji śledczej stoi posłanka, która tworzyła koalicję z PiS. Mowa o Magdalenie Sroce, byłej posłance Porozumienia Jarosława Gowina, w przeszłości funkcjonariuszce policji (która broniła m.in. działań policji na protestach kobiet po wyroku TK ws. aborcji).
Sroka w ogniu krytyki
Sroka jest krytykowana nie tylko w mediach społecznościowych, ale także w samej koalicji.
Niektórzy jej przedstawiciele mówią, że na czele komisji ds. Pegasusa powinien stać ktoś z politycznym zacięciem, doświadczeniem, charyzmą, przebojowością. Zdaniem niektórych rozmówców, obecna przewodnicząca "tego nie ma".
Co więcej, krytyczne oceny zbierają także pozostali członkowie komisji. - Nie mają ani narzędzi, ani przebicia, wdają się w głupie pyskówki, dają się przyszpilić tym pajacom od Ziobry. To żenująco wygląda, ludziom, nawet naszym zwolennikom, nie chce się tego oglądać - mówił nam jeden z działaczy KO.
Objawiło się to już w czasie przesłuchania przed komisją pegasusową Jarosława Kaczyńskiego w marcu bieżącego roku.
Internauci-zwolennicy KO piszą w sieci: "Nie ma nic bardziej demobilizującego, jak brak sprawczości. Szczególnie w kontrze do buty i chamstwa i ciągłej bezkarności pisowskiej gangreny".
Próba przesłuchania byłego szefa ABW Piotra Pogonowskiego w poniedziałek, a także wystąpienie na komisji regulaminowej Zbigniewa Ziobry we wtorek pokazały, że komisja nie do końca ma plan, jak radzić sobie z ludźmi, którzy - wedle zapowiedzi - już dawno "powinni siedzieć". Albo przynajmniej ponieść jakiekolwiek konsekwencje.
Efekt? Według niektórych odwrotny od zamierzonego. Zarówno Pogonowski, jak i Ziobro, mogli przed kamerami przedstawić swoje racje, a jednocześnie - jak były szef ABW - powoływać się na przepisy prawa, które pozwalają zasłaniać się "tajemnicą służbową". Były minister z kolei powoływał się na wyrok TK, który uznał komisję za nielegalną.
Pogonowski został doprowadzony przed komisję przez policję. Jej członkowie - jak słychać nieoficjalnie - nie spodziewali się jednak, że zechce składać zeznania. On jednak to zrobił - wedle własnego planu. - Widać, że koleżanki i koledzy chyba nie byli na to przygotowani - przyznał jeden z polityków koalicji.
Kto kogo przesłuchiwał?
Słabość komisji widzą nawet parlamentarzyści współtworzący koalicję. Również ci, którzy delegowali szefową komisji śledczej ds. Pegasusa Magdalenę Srokę.
Mowa o politykach PSL. - Oczekuję sprawności organów państwa, a więc prokuratury, sądów, a nie tylko i wyłącznie politycznej gry na tym draństwie, które było przez osiem lat uprawiane przez Zbigniewa Ziobrę - powiedział w "Gościu Poranka" TVP Info poseł PSL Marek Sawicki.
To jasna aluzja do prac komisji, która - zdaniem wielu polityków koalicji - po prostu nie jest skuteczna. - Żadna komisja śledcza i cały ten spektakl, który toczy się w Sejmie, nie rozwiązuje żadnego problemu, gdyż Sejm nie ma uprawnień sądowych. Sejm może tylko i wyłącznie zbadać sprawę - podkreśla Sawicki. Jego zdaniem służy to PiS, "żeby pokazywać się w roli ofiary koalicji rządzącej".
- Sejm nie jest od rozliczania. Od tego mamy ministra sprawiedliwości, prokuratora generalnego - mówi Sawicki.
Inni rozmówcy z koalicji są mocno krytyczni wobec sposobu radzenia sobie członków komisji z politykami dawnej Zjednoczonej Prawicy. - Trochę wyglądało to tak, jakby ludzie Ziobry przesłuchiwali komisję, a nie komisja Ziobrę - kąśliwie podsumował w rozmowie z WP jeden z polityków wspierających koalicję.
Ludzie Ziobry ignorowali członków komisji regulaminowej i zwracali się bezpośrednio do członków komisji śledczej, również do Magdaleny Sroki: "Będzie pani miała zarzuty", "będziecie odpowiadać politycznie, karnie i cywilnie".
Tomasz Trela z komisji śledczej ds. Pegasusa przekonywał, że on i pozostali członkowie "nie są fujarami". - Nikt tu nie jest fujarą! - podkreślał poseł Nowej Lewicy. A szef komisji regulaminowej Jarosław Urbaniak (KO) z rezygnacją w głosie powtarzał: - Proszę o umożliwienie nam prowadzenia obrad.
Niektórzy komentujący to w kuluarach politycy koalicji z zażenowaniem obserwowali tę wymianę zdań. Fragmenty posiedzenia komisji opublikowaliśmy w Wirtualnej Polsce.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ostro na komisji z Ziobrą. Zaczęli im grozić. Trela: Proszę nie być fujarą!
Zbigniew Ziobro dzięki występowi na komisji regulaminowej dostał okazję, by uderzać w obecną władzę. Celem jego współpracowników było wywołanie chaosu, sprowadzenie posiedzenia do kolejnej rytualnej awantury.
Były minister sprawiedliwości ostentacyjnie spóźnił się zresztą na posiedzenie - jak usłyszeliśmy, celowo - żeby okazać swój lekceważący stosunek do członków komisji, sprowokować ich i pozwolić posłom PiS mówić o "korkach Trzaskowskiego w Warszawie".
Właśnie o to PiS-owi chodzi: zakłócać posiedzenia komisji i starać się je ośmieszać. Tak widzą to politycy koalicji. I mówią o tym... sami politycy PiS.
Członkowie komisji nie do końca sobie z tym radzą. W efekcie komisje nie są w stanie nikogo "rozliczyć" czy osłabić w oczach elektoratu - zwłaszcza prawicowego.
O posiedzenia komisji chcieliśmy zapytać przewodniczącą Magdalenę Srokę, ale nie odpowiedziała na naszą prośbę. Czekamy również na odpowiedź rzecznika PSL, który potwierdził nam, że Sroka reprezentuje w komisji ludowców.
Koniec komisji śledczych? "Są nieskuteczne"
W sejmowych kuluarach słychać nieoficjalnie, że do końca tej kadencji mogą nie zostać powołane już żadne komisje śledcze.
Coraz więcej osób współtworzących obóz rządowy przekonuje, że rozliczaniem rządów Zjednoczonej Prawicy powinny w większym stopniu - i w szybszym tempie - zajmować się takie instytucje jak prokuratura czy służby. - Ludzie czekają na sądowe wyroki. Ale jako politycy nie możemy na to wpływać - podkreślają nasi rozmówcy z koalicji.
W obozie rządzącym - w tym w Kancelarii Premiera - słychać nutę zawodu z powodu stylu działania komisji i niskiego poziomu przesłuchań. W koalicji 15 października wielu było zawiedzionych tym, w jaki sposób przesłuchiwano choćby wspomnianego Kaczyńskiego.
Niektórzy nieoficjalnie nie kryją też, że liczyli, iż komisje przyciągną większe audytorium, masowo zainteresują Polaków (w tym wyborców PiS), pogrążą czołowych polityków Zjednoczonej Prawicy, a tym samym wywołają tąpnięcie tej partii w sondażach. Nic takiego się jednak nie stało: komisje mają kiepską oglądalność, a sami politycy PiS w kuluarach wyśmiewają dziś te niespełnione oczekiwania części polityków koalicji.
Z drugiej zaś strony, wielu polityków obozu rządzącego zdaje się ignorować działania własnych przedstawicieli. Dobitnym przykładem był obraz z wystąpienia ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego Adama Bodnara, który pod koniec kwietnia - przed niemal pustą (!) salą plenarną Sejmu - przedstawiał informacje dotyczące inwigilacji systemem Pegasus.
- To było dla nas wstydliwe i przyznaję, że ci, którzy nie pofatygowali się wysłuchać ministra, dali ciała. Nie dziwię się, że później wyborcy się na nas wkurzają - mówił nam polityk związany z resortem sprawiedliwości.
Przedstawiciele obozu rządzącego na czele z premierem widzą, rzecz jasna, konieczność dalszego rozliczania poprzedników, ale nie ma dziś - jak słyszymy - żadnych poważnych rozmów o powoływaniu kolejnych komisji śledczych. To ciekawe o tyle, że jeszcze pod koniec ubiegłego roku - gdy powstał rząd KO, Trzeciej Drogi i Lewicy - media informowały o planach powołania sześciu, a nawet siedmiu komisji śledczych.
Przypomnijmy: przedmiotem prac komisji śledczych miała być choćby fuzja Lotosu z Orlenem, a także sprzedaż części udziałów w Rafinerii Gdańskiej Saudyjczykom za - zdaniem ekspertów - bardzo niską cenę. O obu sprawach Donald Tusk jeszcze w kampanii wyborczej mówił jako o "największych aferach XXI wieku". W styczniu Onet pisał z kolei, że jedna z komisji miałaby badać szeroko pojętą korupcję wokół rządów tzw. Zjednoczonej Prawicy.
Jak wynika z informacji WP, w koalicji część polityków uważa, że - owszem - sprawy te są skandaliczne i wymagające wyroków, ale przy tym na tyle poważne, że nie powinny nimi zajmować się posłowie w ramach komisji śledczych, tylko specjalne zespoły śledcze w ramach Prokuratury Krajowej, przy wsparciu służb.
Michał Wróblewski, dziennikarz Wirtualnej Polski
Napisz do autora: michal.wroblewski@grupawp.pl