Kaczyńskiego plan na wygraną. Oto taktyka PiS [OPINIA]
Im wcześniej, tym lepiej? Termin wyborów może faworyzować Zjednoczoną Prawicę. Opozycja będzie miała mniej czasu na ataki i własną kampanię wyborczą - pisze dla Wirtualnej Polski Krzysztof Łapiński, były poseł PiS i rzecznik prezydenta Andrzeja Dudy. I tłumaczy strategię PiS na wygraną oraz pytania referendalne.
Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
Niespodzianki nie ma. Wbrew sugestiom Donalda Tuska, że wybory odbędą się 5 listopada, prezydent Andrzej Duda wyznaczył je na 15 października. Wszystko wskazuje na to, że tego dnia oprócz wybierania posłów i senatorów będziemy mogli głosować w referendum. Do tego wątku jednak wrócimy.
Data wyborów pojawiała się już od kilku miesięcy jako najbardziej prawdopodobna, w zasadzie niemal pewna. Skoro zaskoczenia nie ma i wszyscy się jej spodziewali, to wszystkie sztaby wyborcze - całe machiny partyjne - powinni być na nią przygotowane. I teoretycznie nikogo ten dzień nie powinien faworyzować czy pomagać. Może być inaczej.
Kilka przesłanek wskazuje, że dzień 15 października może być korzystniejszy dla rządzącej Zjednoczonej Prawicy. Pytanie tylko czy obóz rządzący je umiejętnie wykorzysta.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wszystkie partie są zmęczone wielomiesięczną - a de facto kilkuletnią - permanentną kampanią. Dzisiejsza polityka znacznie różni się od tej choćby sprzed zaledwie dwóch dekad.
Także dzięki rozwojowi mediów społecznościowych, ostrej polaryzacji społecznej i politycznej, ta dzisiejsza polityka to nieprzerwana kampania. Tzw. wakacje parlamentarne, kiedy politycy znikali na kilka tygodni, to już relikt przeszłości. Dlatego wybory 15 października, a więc w konstytucyjnie najwcześniejszym z możliwych terminów, powodują, że oficjalna kampania będzie po prostu krótka.
Zapewne jednak zostanie intensywna i bardzo ostra, bo stawka tych wyborów dla wszystkich partii jest bardzo wysoka.
Krótsza kampania jest oczywiście w interesie rządzących. Dlaczego? To na Zjednoczonej Prawicy będzie skupiał się atak praktycznie wszystkich partii opozycyjnych. I nikt nie powinien się obrażać. Taka jest logika walki politycznej - atak idzie na tych co rządzą.
Krótsza kampania to po prostu mniej czasu dla opozycji na punktowanie rządzących. To mniej czasu na objazd miast, miasteczek i wsi. Na końcu to mniej czasu na spotkania z wyborcami, kampanie w internecie czy mediach tradycyjnych.
A czas w kampanii, obok pieniędzy odgrywa ogromną rolę.
Na jesieni zazwyczaj nastroje społeczne są mniej optymistyczne niż latem. Powodów jest kilka. A to gorsza aura: mniej słońca, krótsze dni i nasze organizmy źle na to reagują, a to budżety domowe są wydrenowane przez wydatki wakacyjne i te związane z początkiem roku szkolnego.
To nie są oczywiście czynniki najważniejsze, ale politycy muszą także takie rzeczy - ogólne nastroje społeczne - brać pod uwagę. Prawo i Sprawiedliwość zapewne chce uniknąć scenariusza, że gorsze jesienne nastroje społeczne odbiją się na ich wyniku wyborczym, więc z tej perspektywy wybory im wcześniej tym lepiej.
Data 15 października nie jest przypadkowa także ze względów symbolicznych. To dzień przed kolejną rocznicą wyboru Karola Wojtyły na papieża. To dla milionów Polaków jedna z najważniejszych dat w naszej historii.
Kiedy kilka miesięcy temu wybuchł spór o Jana Pawła II wiadome było, że obóz Zjednoczonej Prawicy chciałby, aby wybory odbyły się w tym terminie. O tzw. Dzień Papieski i w ogóle wokół sporu o spuściznę po JP II można budować osie kampanijnych podziałów.
Zjednoczona Prawica zapewne będzie się prezentować jako siła broniąca chrześcijańskich wartości i opcja wierna nauczaniu Świętego Jana Pawła II. A dla wielu Polaków to bardzo istotne kwestie. Opozycja w tym temacie jest mocno podzielona, a znaczna jej część jawnie "antypapieska".
Dlatego Prawo i Sprawiedliwość będzie prezentować się jako jedyna partia broniąca wartości ważnych dla milionów Polaków i dobrego imienia świętego Jana Pawła II.
Referendum o emocje
Obóz rządzący chce tego dnia, równolegle z wyborami, zorganizować referendum ogólnokrajowe. Zapewne pytania referendalne będą tak ułożone, żeby spełniały dwa cele: polaryzację i mobilizację.
Już dzisiaj widzimy, że Prawo i Sprawiedliwość buduje kampanię wokół pytań referendalnych pod hasłem: "dla nas decydujący jest zawsze głos zwykłych Polaków".
Widać, że kampania referendalna będzie toczyła się razem z parlamentarną. Pierwsze zaproponowane pytanie brzmi: "Czy popierasz wyprzedaż państwowych przedsiębiorstw?" Dla wielu komentatorów, politologów, socjologów zapewne jest populistyczne i zbyt ogólne. Drugie dotyczy wieku emerytalnego: "Czy jesteś za podwyższeniem wieku emerytalnego, który dziś wynosi 60 lat dla kobiet i 65 lat dla mężczyzn?"
Tylko pytania i ta kampania nie są obliczone na pochwały ekspertów, publicystów.
One są skierowane właśnie do "zwykłych Polaków". Zatrzymując się chwile przy tym pierwszym pytaniu warto się zastanowić, czy może ono trafić na podatny grunt.
W wielu miastach, wśród dużych grup społecznych hasło "prywatyzacji" - a w pytaniu brzmi to jeszcze mocniej, bo "wyprzedaży państwowych przedsiębiorstw" - nie kojarzy się najlepiej.
Nie wchodząc w żadne dywagacje ekonomiczne, a po prostu analizując emocje społeczne - wiem, że dla sporej części społeczeństwa (zwłaszcza w starszym pokoleniu i w mniejszych ośrodkach) hasło "prywatyzacja", "wyprzedaż" kojarzy się jednoznacznie negatywnie.
Wracają wspomnienia zamknięcia np. jedynego zakładu w mieście lub masowych zwolnień w ramach restrukturyzacji. Powracają obrazy nagłego i wysokiego bezrobocia wśród dużych grup społecznych. To były dramaty wielu rodzin.
I choć to generalnie problemy sprzed wielu lat - z trudnych czasów transformacji ustrojowej, to takie emocje jeszcze dzisiaj występują u wielu osób. Właśnie do nich PiS odwołuje się tym pytaniem referendalnym. PiS liczy, że zmobilizuje ich do głosowania, bo strona opozycyjna nie będzie miała jednej, wspólnej odpowiedzi.
Strach o elektorat
W Prawie i Sprawiedliwości istnieje realna obawa o mobilizacje własnego elektoratu. Po 8 latach rządzenia naturalne jest pewne zmęczenie nie tylko rządzących, ale także części bazy wyborczej.
Prawo i Sprawiedliwość wie, że część wyborców czuje się zawiedziona niektórymi posunięciami lub brakiem innych. Dzisiaj rozczarowani wyborcy nie przerzucą automatycznie swoich głosów na partie opozycyjne, bo im nie ufają. W dniu wyborów mogą po prostu zostać z domu.
Mobilizacja to klucz do zwycięstwa. Stąd także pomysł powiązania wyborów z referendum. Rządzący liczą, że pytaniami dotyczącymi prywatyzacji czy np. przymusowej, narzuconej przez Unię Europejską, relokacji imigrantów uda się zmobilizować także tych, którzy dzisiaj deklarują, że zostaną w domu.
Jak ktoś pójdzie do lokalu wyborczego zwabiony pytaniami referendalnymi, to z dużym prawdopodobieństwem ostatecznie zagłosuje także w samych wyborach parlamentarnych. I zagłosuje na partię, która przedstawia wyraziste odpowiedzi na każde z pytań.
Referendum to także ruch obliczony na pozyskanie części elektoratu Konfederacji, przynajmniej tego bardziej narodowego niż liberalnego.
15 października - tuż po godzinie 21, już po zamknięciu lokali wyborczych - zobaczymy pierwsze sondaże. Wtedy doskonale będziemy wiedzieli, czy data i referendum pomogły Prawu i Sprawiedliwości.
Choć pewnie wielu wyborców, zamiast oglądania wieczoru wyborczego w stacjach informacyjnych czy na portalach internetowych, wybierze oglądanie eliminacyjnego meczu w piłce nożnej - Polska kontra Mołdawia. Jedno jest pewne: rezultat tego meczu nie będzie miał już wpływu na wynik wyborów.
Dla Wirtualnej Polski Krzysztof Łapiński, były rzecznik prasowy prezydenta Andrzeja Dudy, były poseł PiS. Obecnie właściciel agencji PR