Referendum, czyli nowa zabawka wyborcza PiS [OPINIA]

Tworzenie oderwanych od rzeczywistości i niejasnych pytań, by udawać zainteresowanie głosem Polaków, to kompromitowanie idei obywatelskiego współdecydowania o kształcie wspólnoty, jaką wszyscy tworzymy - pisze Patryk Słowik, dziennikarz Wirtualnej Polski.

Jarosław Kaczyński dzień po dniu będzie ujawniał pytania referendalne, które chce zadać PiS
Jarosław Kaczyński dzień po dniu będzie ujawniał pytania referendalne, które chce zadać PiS
Źródło zdjęć: © East News | Jerzy Dudek
Patryk Słowik

11.08.2023 | aktual.: 04.10.2023 12:10

Szkopuł w tym, że - po pierwsze - w Polsce nie ma o to sporu, a po drugie - samo pytanie jest źle zredagowane, przez co gdyby nawet ten spór powstał, łatwo byłoby uznać, że z udzielonej przez Polaków odpowiedzi zupełnie nic nie wynika.

Językowe zawiłości

Zacznijmy od warstwy językowo-legislacyjnej. Abstrahując od kwestii politycznych, najważniejsze przecież jest to, by każdy odpowiadający wiedział, na jakie pytanie tak naprawdę odpowiada.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

W sugerowanym przez PiS pytaniu pojawia się słowo "wyprzedaż".

Zgodnie ze Słownikiem Języka Polskiego PWN "wyprzedaż" oznacza "sprzedawanie czegoś po obniżonych cenach, np. przy likwidacji sklepu".

Zatem moje pytanie do tych, którzy chcą pytać Polaków: czy pytanie referendalne brzmi "Czy popierasz sprzedaż państwowych przedsiębiorstw?", czy brzmi "Czy popierasz sprzedawanie państwowych przedsiębiorstw po obniżonych cenach?".

Ktoś powie, że szukam dziury w całym, ale przecież mogą być osoby, które popierają prywatyzację państwowych podmiotów, ale na godnych warunkach. I z ich odpowiedzi "nie" na pytanie, które chce zadać PiS Polakom, nie wynika przecież, że nie chcą prywatyzacji w ogóle.

Przyjmując założenie, że w referendalnym pytaniu pojawi się słowo "wyprzedaż", a kiedyś w Polsce do władzy dojdą tacy turboliberałowie jak Ryszard Petru i Bogusław Grabowski, bez trudu obalą wyniki referendum. Powiedzą, że faktycznie Polacy sprzeciwili się wyprzedaży państwowego majątku, ale Petru i Grabowski proponują nie wyprzedaż, tylko sprzedaż na doskonałych dla państwa warunkach. A o tym Polacy się nie wypowiadali.

Idźmy dalej: w pytaniu referendalnym ma się pojawić sformułowanie "państwowych przedsiębiorstw". I tu wątpliwość: czy chodzi wyłącznie o państwowe przedsiębiorstwa, których jest raptem kilkanaście w Polsce (i w większości są to powszechnie nieznane oraz względnie małe podmioty), czy chodzi także o spółki z udziałem Skarbu Państwa.

Ot, weźmy taki Orlen. To spółka, w której Skarb Państwa ma 49,9 proc. akcji, co przekłada się na 49,9 proc. udziału w ogólnej liczbie głosów. Dla jasności: taka liczba akcji i głosów pozwala Skarbowi Państwa kontrolować spółkę. Jednocześnie jednak Orlen nie jest "państwowym przedsiębiorstwem".

A zatem: czy w pytaniu referendalnym chodzi o Orlen, czego można się domyślać, czy o Państwowe Przedsiębiorstwo Odzieżowe "Rakon" w Raciborzu, o czym napisano?

Inna rzecz, że wielu publicystów skupia się - moim zdaniem, rzecz jasna - na wątku zupełnie marginalnym, czyli - ile to wszystko będzie kosztowało.

Na to pytanie oczywiście nie da się dziś jednoznacznie odpowiedzieć, bo wiele zależy choćby od tego, czy referendum zostanie przeprowadzone w dniu wyborów parlamentarnych (wtedy wyjdzie taniej), czy w innym dniu (wtedy drożej).

Natomiast zachęcam do unikania analizowania kosztów referendum. Poznanie głosu obywateli w istotnej kontrowersyjnej sprawie może być bezcenne. Gdy zaś pyta się o kwestie nieistotne lub pyta się w niewłaściwy sposób - każdy jeden złoty wydany na takie pseudoreferendum to o jeden złoty za dużo.

72 mln zł kosztowało referendum, którym Bronisław Komorowski chciał ratować swoją kampanię wyborczą. Tegoroczne mogłoby szacunkowo kosztować nawet 100 mln zł. I to - mówiąc szczerze - "nie jest tak dużo", gdy spojrzymy na to, jak ekipa rządząca szasta pieniędzmi. Chociażby organizując w całej Polsce pikniki o programie "800+", by informować Polaków o jego istnieniu. I nie przeszkadza w tym nawet to, że wszyscy o nim wiedzą.

Kłopot w tym, że Jarosław Kaczyński nie chce wydawać publicznych pieniędzy na referendum - a na plebiscyt.

Teatrzyk polityczny

Jakkolwiek być może nie jestem najmądrzejszy, to nie jestem też na tyle głupi, by nie rozumieć intencji pytania.

Jarosław Kaczyński chce, żeby Polacy odpowiedzieli na pytanie, czy godzą się na utratę kontroli przez państwo nad dużymi spółkami działającymi w newralgicznych obszarach dla gospodarki i bezpieczeństwa państwa, czy się nie godzą.

Szkopuł w tym, że jeśli Kaczyński naprawdę chce poznać zdanie Polaków, powinien właściwie sformułować pytanie. I jeżeli chce, by odpowiedź była wiążąca dla kolejnych rządów, nie powinien pozwolić na pozostawienie szeregu niedopowiedzeń, które w przyszłości mogą zostać wykorzystane jako wytrych.

Nie oszukujmy się jednak: w pytaniu o wyprzedaż państwowych przedsiębiorstw, cokolwiek by to znaczyło, nie chodzi o to, czy rzeczywiście zostaną one sprzedane, czy nie.

Ten temat przecież w poważnej polityce nie istnieje, na co najlepszym dowodem jest fakt, że Prawo i Sprawiedliwość jako naczelnego zwolennika turboliberalnego podejścia pokazuje ekonomistę Bogusława Grabowskiego. Tego samego, którego serdecznie dość ma większość opozycji.

Pół żartem, pół serio - żadna władza nie pozbawi swoich ludzi możliwości obsadzenia tysięcy dobrze płatnych stanowisk według klucza politycznego. Gdyby więc sprywatyzować kontrolowane przez Skarb Państwa podmioty, żony partyjnych sekretarzy generalnych nie miałyby gdzie zasiadać.

PiS chce urządzić okołowyborczy plebiscyt, który ma - w ocenie pomysłodawców - pokazać, że tylko partia Jarosława Kaczyńskiego dba o Polskę.

Szkopuł w tym, że urządzanie referendum podyktowane potrzebami politycznymi to psucie i tak kiepsko kojarzącej się w Polsce instytucji. Bądź co bądź instytucji ważnej, bo będącej przejawem demokracji bezpośredniej, czyli stanowiącej prawdziwy głos narodu.

I, dla jasności, nie PiS pierwszy i zapewne nie PiS ostatni ośmiesza istotę referendum.

Tylko warto za każdym razem powtarzać, że miejsce dla teatrzyku jest na scenie, a nie przy wyborczej urnie.

Patryk Słowik jest dziennikarzem Wirtualnej Polski

Napisz do autora: Patryk.Slowik@grupawp.pl

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Jarosław Kaczyńskireferendumpis
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (651)