Donald Tusk - największy "złodziej" polskiej polityki [OPINIA]

Tytuł jak z tabloidu lub konferencji prasowej Mateusza Morawieckiego, nieprawdaż? Albo jak z raportu specjalnej komisji sejmowej do zbadania wszystkich bezeceństw szefa PO. Trzeba jasno powiedzieć: Tusk jest największym "złodziejem" we współczesnej polskiej polityce - pisze w opinii dla Wirtualnej Polski prof. Marek Migalski, politolog i były europoseł.

Donald Tusk w ostatnich dniach mówił głównie o temacie migrantów w Polsce. Do tej pory było to pole, na którym brylował prezes PiS - Jarosław Kaczyński
Donald Tusk w ostatnich dniach mówił głównie o temacie migrantów w Polsce. Do tej pory było to pole, na którym brylował prezes PiS - Jarosław Kaczyński
Źródło zdjęć: © GETTY | NurPhoto
Marek Migalski

Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.

Nie, nie chodzi o buty Donalda Tuska za kilka tysięcy złotych czy o to, że przywłaszcza sobie ubrania z kontenerów PCK. On kradnie pomysły i hasła swoim przeciwnikom.

Gdy PiS wyszło z inicjatywą, która w oczach jego działaczy wyglądała jak szach-mat obecnej kampanii, czyli z pomysłem podwyższenia 500 plus do 800 plus, co zrobił szef PO? Ochoczo się z tym zgodził, ale zażądał, by stało się to nie 1 stycznia 2024 roku, ale 1 czerwca bieżącego roku.

I choć uważam, że można było Jarosława Kaczyńskiego w tej sprawie ograć skuteczniej, to przecież deklaracja byłego przewodniczącego Rady Europejskiej wytrąciła argumenty z rąk pisowców i ściągnęła wiatr z już nastawionych przez nich żagli.

Obecnie widzimy podobny scenariusz w odniesieniu do problemu imigrantów. Już już PiS witało się z gąską, już było pewne, że właśnie wykopało z ziemi Świętego Graala kampanii, a tu lider opozycji zaczął się z nim licytować na antyimigranckość.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

W każdym swym wystąpieniu w ostatnim czasie, czy to w mediach czy na wiecach, przytacza dane dla Zjednoczonej Prawicy katastrofalne (z puntu widzenia jej strategii wyborczej), a mianowicie, że to za jej rządów wpuszczono do Polski setki tysięcy imigrantów - także z krajów muzułmańskich, które wywołują w duszach pisowców popłoch i strach. Tusk się nie broni, Tusk oskarża. I to argumentami zabranymi wprost z repertuaru Jarosława Kaczyńskiego.

Ale nie tylko politycy PiS mogą mieć pretensje do szefa PO o tego typu kradzieże. Także liderzy Lewicy musieli być nieszczególnie zachwyceni, słysząc jego deklaracje, że nikt, kto nie popiera aborcji na życzenie do 12. tygodnia ciąży, nie znajdzie się na listach jego partii.

Albo gdy stwierdził, że mieszkanie jest prawem, nie towarem. Chciałbym zobaczyć miny Włodzimierza Czarzastego, Roberta Biedronia czy Adriana Zandberga w tamtym momencie. Lub w chwili wygłoszenia przez Tuska woli wprowadzenia czterodniowego tygodnia pracy.

Czytaj także: Coraz wyraźniejsza staje się taktyka Donalda Tuska

Trzeba jednak powiedzieć, że tego typu kradzieże są normą w polityce. A nawet więcej - tylko partie potrafiące to zgrabnie robić mają szanse na zwycięstwo. Po prostu: w tej dziedzinie życia, inaczej niż w naszej codziennej egzystencji, podprowadzanie sobie pomysłów i idei jest nie tylko dopuszczalne, ale nawet konieczne.

Doświadczyłem tego osobiście. Jeśli zapytać przeciętną Polkę lub jeszcze bardziej przeciętnego Polaka, jaka partia wymyśliła program 500 plus, to oczywiście prawie wszyscy wskażą na PiS. Prawie, bo na pewno inaczej stwierdziliby byli członkowie partii o dziwnej nieco nazwie - Polska Jest Najważniejsza. Pamiętacie Państwo?

Miałem zaszczyt być wiceprezesem tego małego ugrupowania - szefem najpierw była Joanna Kluzik-Rostkowska, a potem Paweł Kowal. I to właśnie za prezesury tego drugiego zaproponowaliśmy program przyznania 400 złotych na każde dziecko. Był rok 2011. Nie udało się nam wejść do Sejmu, a losy liderów potoczyły się różnymi drogami.

Jednak w cztery lata później Kaczyński ogłosił, jako swój pomysł, naszą inicjatywę - w postaci właśnie programu 500 plus. Po prostu przyszedł i sobie wziął. Tak, jak większy odbiera mniejszemu grabki w piaskownicy. Dlaczego to zrobił? Bo mógł. I chciał. I powinien był.

Czytaj także: Trwa licytacja na populistyczne wzniecanie lęków

I nikt z nas nie mógł mieć o to pretensji, bo tak właśnie robi się w polityce: kradnie się idee, podprowadza pomysły, za swoje bierze się czyjeś slogany i programy. Wygrywa ten, kto jest w tym lepszy, bardziej wiarygodny, skuteczniejszy.

Dziś tym kimś w polskiej polityce jest Donald Tusk - bierze od każdego na partyjnej scenie i przedstawia jako swoje. Nie dziękując nawet. Może to irytować i wkurzać, może moralnie oburzać, ale taka właśnie jest polityka.

Czy przyniesie to spodziewane efekty? To już inna sprawa. Ale jedno jest pewne - w polityce złodziejstwo idei (w przeciwieństwie do zwykłego okradania państwa i jego funduszy) nie dość, że się opłaca, to jeszcze jest etycznie zasadne i zwiększa szanse na zwycięstwo. Dziwna ta polityka, prawda?

Prof. Marek Migalski* dla Wirtualnej Polski

*Marek Migalski jest politologiem, prof. Uniwersytetu Śląskiego, byłym europosłem (2009-2014), wydał m.in. książki: "Koniec demokracji", "Parlament Antyeuropejski", "Nieudana rewolucja. Nieudana restauracja. Polska w latach 2005-2010", "Nieludzki ustrój", "Mgła emocje paradoksy", "Naród urojony".

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie