Jarosław Kaczyński chce nowego liczenia głosów w wyborach. Z kluczowej rzeczy zrezygnował
- Pomysł zmian w sposobie liczenia głosów, proponowany przez PiS, jest nierealistyczny - uważa prof. Jarosław Flis, socjolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Mimo to Jarosław Kaczyński zamierza doprowadzić do zmian, które miałyby - jego zdaniem - nie dopuścić do "fałszowania wyborów".
26.09.2022 | aktual.: 27.09.2022 06:18
Prezes PiS, podczas spotkania ze zwolennikami PiS, zapowiedział przygotowanie ustawy wprowadzającej zmiany w sposobie liczenia głosów. Sposób ten - zdaniem Jarosława Kaczyńskiego - miałby być "bardziej transparentny" niż obecny.
Lider obozu władzy nie podał jednak szczegółów. Nie chciał zdradzić, o jaką zmianę może chodzić. Stwierdził jedynie, że "wprowadzimy różne rygory, żeby nie można było robić różnych nieładnych rzeczy".
Rąbka tajemnicy uchylają współpracownicy Jarosława Kaczyńskiego. Jak przyznaje rzecznik PiS Radosław Fogiel, chodzi o wprowadzenie rozwiązania "w pełni transparentnego". Rozwiązanie to polegałoby na tym, że przewodniczący obwodowej komisji wyborczej prezentowałby wszystkim członkom komisji kartę wyborczą, na której oddano głos. Wówczas kartę widzieliby wszyscy członkowie komisji, którzy nawzajem patrzyliby sobie dodatkowo na ręce.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Bez podgrupek
PiS chciałoby uniknąć sytuacji, gdzie osoby liczące głosy "zbierają się w podgrupki" i dzielą karty wyborcze na osobne stosy (po czym każdy członek komisji liczy swój stosik). Rządzący chcieliby, żeby wypełnione karty wyborcze mógł zobaczyć każdy członek komisji. I każdy - przy świadkach - mógłby przeanalizować czy głos jest ważny, czy też nie. Słowem: czy karta wyborcza jest wypełniona prawidłowo.
Takie rozwiązanie - jak twierdzą politycy PiS - zalecane jest przez misje OBWE i stosowane w innych krajach, na przykład w Wielkiej Brytanii.
Przedstawiciele PiS zaznaczają, że zdają sobie sprawę, iż proces liczenia głosów - a tym samym moment oficjalnego podania wyników wyborów - w przypadku wprowadzenia zmian znacznie się wydłuży. Nie uznają jednak tego za problem. Inaczej twierdzą niektórzy analitycy.
Ekspert: nie ma problemów z liczeniem głosów w Polsce
Zdaniem eksperta ds. prawa wyborczego, prof. Jarosława Flisa z Uniwersytetu Jagiellońskiego, pomysł proponowany przez PiS jest nierealistyczny. - Trudno byłoby podnosić do góry każdą z kilku tysięcy kart w komisji wyborczej, tak żeby każdy mógł ją przeanalizować. To byłoby bardzo czasochłonne - zauważa nasz rozmówca.
Jak dodaje, obecny sposób liczenia głosów i tak jest czasochłonny, dlatego rzeczywiście komisje niejednokrotnie "idą na skróty" i każdy liczy osobno. To zaś jest niezgodne z prawem. Lecz "podwyższanie poprzeczki już i tak wysoko zawieszonej" może nie wpłynąć pozytywnie na proces wyborczy.
- Nie jestem przekonany, że to zadziała. Wyobrażam sobie, że ludzie w komisji mogliby po 15 minutach takiego liczenia machnąć ręką i wrócić do najgorszych obecnych praktyk liczenia - mówi prof. Flis.
Jak przyznaje ekspert, obecny sposób liczenia - jeśli chodzi o transparentność - wydaje się być wystarczający. - W wyborach w poprzednich latach nie stwierdzono poważnych uchybień. Bywały pojedyncze przypadki, ale te zdarzają się wszędzie. Jednak systemowego problemu nie było - podkreśla prof. Jarosław Flis.
- Nie ma potrzeby, by każdą pojedynczą kartę do głosowania pokazywać wszystkim członkom komisji. Nie wyobrażam sobie, jak miałoby to wyglądać w przypadku wyborów samorządowych, gdzie mamy kilka kart wyborczych na jednego wyborcę - mówi prof. Flis.
Nasz rozmówca uważa, że dyskusja o planowanych zmianach dotyczących wyborów ma wyraźny podtekst polityczny. Niektórzy uważają, że w ten sposób - sugerując, że "samorządowcy związani z opozycją" mogą wpływać na wyniki wyborów - Jarosław Kaczyński już szykuje alibi dla wyborczej porażki swojej formacji.
- Prezes PiS nie diagnozuje problemu, on jedynie mobilizuje swoich wyborców. Nie bazuje na konkretach, tylko opiera się na jakiejś anegdocie. To nie jest poważne podejście do sprawy - mówi prof. Jarosław Flis.
Sceptycyzmu nie kryje także były szef Państwowej Komisji Wyborczej prof. Wojciech Hermeliński. - Nie bardzo wiem, na jakiej podstawie prezes opiera te swoje obawy [że wybory mogą zostać sfałszowane przez samorządowców - przyp. red.]. Trzeba pamiętać, że w wyniku nowelizacji kodeksu wyborczego w 2018 roku znacząco ujęto uprawnień samorządom przy organizacji wyborom. Na dzień dzisiejszy samorządy w zasadzie wykonują czynności techniczne - wskazał w RMF FM były szef PKW.
Prof. Hermeliński przekonuje, że propozycje PiS to "odgrzewane kotlety". - Już w trakcie prac nad zmianą kodeksu wyborczego w latach 2017-2018 znalazł się chwilowo taki projekt, aby przewodniczący komisji brał do ręki każdą kartę, pokazywał członkom komisji, członkowie mogą wziąć tę kartę do ręki, przyjrzeć się (…). Projektodawcy wycofali się z tego pomysłu, bo doszli do słusznego wniosku, że liczenie głosów trwałoby nie godzinami czy dniami, tylko tygodniami przy tego rodzaju procedurze, w szczególności, jeżeli mamy do czynienia z wyborami samorządowymi, gdzie jest najwięcej kart do obliczenia i to są najtrudniejsze wybory - tłumaczy prawnik.
Nie będzie zmiany ordynacji wyborczej
Nasi rozmówcy z PiS nieoficjalnie przyznają, że zmiany w sposobie liczenia głosów w komisjach wyborczych zostaną wprowadzone jedynie wtedy, gdy będzie w tej sprawie "szeroki konsensus polityczny". Słowem: zmiany musiałyby być poparte przez wszystkie siły parlamentarne.
- Zmiany w prawie wyborczym za plecami opozycji i bez poparcia społecznego nie przejdą - zauważa jeden z polityków PiS.
Między innymi z tego powodu partia rządząca zrezygnowała z pomysłu zmiany ordynacji wyborczej. - Żadne decyzje nie zostały w tej sprawie podjęte. Najważniejsze jest to, żeby wybory odbyły się w sposób jak najbardziej przejrzysty i transparentny - przyznaje rzecznik PiS Radosław Fogiel.
Niektórzy czołowi politycy PiS chcieli zmiany ordynacji wyborczej; tak, by rozszerzyć liczbę okręgów wyborczych z 41 do 100. To - zdaniem partyjnych analityków - miałoby zwiększyć szanse PiS w wyborach. Według niektórych szacunków, przy obecnych sondażach, PiS - ze zmienioną ordynacją - mogłoby liczyć nawet na 250-270 posłów.
Szkopuł w tym, że obóz władzy nie miał wiarygodnych argumentów, jak taką zmianę przekonująco wytłumaczyć wyborcom. Po drugie: na zmianę ordynacji nie chce zgodzić się prezydent.
Zobacz także
Korpus ochrony wyborów
Jarosław Kaczyński od kilku tygodni mówi o potrzebie powołania "korpusu ochrony wyborów". Szczegóły tego planu opisywaliśmy w Wirtualnej Polsce. - Dla prezesa to bardzo ważny temat - słyszymy od jego współpracowników.
- Wybory są organizowane przez samorządy, a kto ma najwięcej samorządów? Ta druga strona niestety. Musimy stworzyć korpus ochrony wyborów. Jest ponad 20 tys. komisji obwodowych, w każdej powinny być dwie osoby od nas. My poprzez ustawę zmienimy sposób liczenia głosów tak, aby był on dużo bardziej transparentny niż obecnie. Wprowadzimy rygory, żeby nie można było robić różnych nieładnych rzeczy. Bo z pewnym sceptycyzmem patrzymy na wyniki niektórych wyborów, szczególnie samorządowych. My nikogo nie namawiamy do tego, by nam przy liczeniu pomagał. My chcemy tylko, aby to było uczciwie policzone - mówił lider PiS w ostatni weekend.
- Żaden komitet wyborczy w Polsce, żadna partia nie korzystała dotąd w pełni z prawa obsadzania komisji wyborczych tzw. mężami zaufania. My chcemy to zmienić, bo w poprzednich wyborach nie byliśmy w stanie obsadzić wszystkich komisji jako największe ugrupowanie. Stąd zapewne apel prezesa Kaczyńskiego. Musimy się mobilizować - powiedział w rozmowie z WP europoseł PiS i lider Republikanów Adam Bielan.
I przyznał: - To była duża słabość naszego obozu, że nie potrafiliśmy wykorzystać w kolejnych kampaniach wyborczych tysięcy ludzi, którzy nam kibicują i którzy chcą być wolontariuszami.
Zapowiedź stworzenia wyborczej "armii" padła na początku września. - Musimy stworzyć armię ochrony wyborów w każdym z 94 okręgów [które składają się na strukturę PiS - red.]. Musimy doprowadzić, by w każdym był wystarczający oddział ludzi, który będzie obsadzał wszystkie obwodowe komisje wyborcze, wszędzie będzie kontrola, będą nasze biura kontroli wyborów, żeby można było z każdą nieprawidłowością natychmiast zadzwonić, żeby to było przekazywane do PKW na poziomie wojewódzkim i na poziomie ogólnopaństwowym - mówił Jarosław Kaczyński.
Politycy partii rządzącej przypominają, że PiS w każdych wyborach stara się obsadzać obwodowe komisje wyborcze swoimi ludźmi. Z różnym skutkiem. - Potrzebujemy ponad 20 tys. osób. Działacze będą mobilizować rodziny, znajomych - mówi polityk PiS.
Inny: - To będzie praca dla naszych radnych, którzy nie będą kandydowali do Sejmu i Senatu.
Kolejny rozmówca: - To będzie rozgrzewka przed wyborami samorządowymi. One będą wielkim wyzwaniem. Dlatego wybory do Sejmu i Senatu muszą być maksymalnie czyste, bez cienia wątpliwości, jeśli chodzi o wynik.
Wedle naszych informacji za organizowanie "armii ochrony wyborów" mają być odpowiedzialni nowi prezesi partyjnych okręgów (jest ich ponad 90). - To będzie bardzo poważna weryfikacja ich zdolności organizacyjnych - mówi jeden z polityków PiS.
Michał Wróblewski, dziennikarz Wirtualnej Polski