Jarosław Gowin dla WP: ten problem rządu może rozwiązać tylko Beata Szydło
Bartłomiej Misiewicz jest problemem wizerunkowym, ale od rozstrzygania tego problemu jest Beata Szydło, jako przełożona Antoniego Macierewicza - mówi w wywiadzie dla Wirtualnej Polski wicepremier Jarosław Gowin pytany o urlopowanego rzecznika MON, który jest wciąż aktywny na Twitterze. Minister nauki przyznaje, że razem z Jackiem Saryusz-Wolskim już w 2007 roku dostali od PiS propozycję wejścia do rządu, ale odmówili. - Byliśmy po tej samej stronie. Bardzo bym się cieszył, gdybyśmy teraz też znaleźli się po samej stronie - dodaje Gowin.
04.03.2017 | aktual.: 07.03.2017 15:27
WP: Grzegorz Łakomski, Wirtualna Polska: Ma Pan licencję na krytykę PiS?
Jarosław Gowin, wicepremier, minister nauki i szkolnictwa wyższego: Czym innym jest różnica zdań, a czym innym regularna krytyka. Popieram większość rządowych projektów, zgadzam się też z wieloma elementami programu PiS. Jednak gdybym aprobował całość programu, to już dawno byłbym politykiem PiS, a jestem zdeterminowany, aby rozwijać moją własną partię - Polskę Razem.
WP:
Niektórzy w PiS wytykają Panu, że dyskutować można na posiedzeniach rządu, a publiczna krytyka szkodzi.
- Ten argument jest słuszny w odniesieniu do członków tej samej partii, ale ja nie jestem tylko ministrem, ale także liderem jednego z ugrupowań koalicji rządowej. Dlatego moim obowiązkiem wobec kolegów z partii i przede wszystkim wobec wyborców jest, by tam, gdzie różnice są istotne artykułować je publicznie.
WP:
Dystansował się Pan do pomysłu Jarosława Kaczyńskiego dotyczącego wprowadzenia zasady dwukadencyjności w samorządach. Faktycznie nie poprze Pan tego projektu, czy tylko straszy?
- Trzeba odróżnić wprowadzenie zasady dwukadencyjności od pytania od kiedy ma ona obowiązywać. Czy może działać wstecz, czy ma odnosić się do przyszłych wyborów? Jestem zdecydowanym zwolennikiem dwukadencyjności, ale przepisy o dwukadencyjności, które miałyby obowiązywać wstecz, mogą być niekonstytucyjne. Tego rozwiązania nie poprę. Spór w tej kwestii rozstrzygnie Trybunał Konstytucyjny.
WP:
PiS będzie musiało w tej sprawie szukać większości?
- Zapewne będzie szukał w klubie Kukiz’15 i dwóch kołach poselskich. Zgadzamy się z Jarosławem Kaczyńskim, że w sprawach, które nie są objęte porozumieniem z 2015 roku każda z naszych partii może głosować tak, jak uważa za słuszne. Nie oczekuję, że PiS będzie popierało wszystkie nasze postulaty. Ze strony PiS nie ma oczekiwania, że wszystkie propozycje, zwłaszcza nowe będziemy popierać „in blanco”.
WP:
A jak Pan ocenia pomysły wprowadzane w życie przez ministra Antoniego Macierewicza?
- Nie jest rzeczą właściwą, aby poszczególni ministrowie publicznie recenzowali swoją działalność, ale generalnie oceniam, że zmiany w armii idą dobrym kierunku. Szczególnie cieszy powołanie obrony terytorialnej. To jeden z postulatów Polski Razem. Wielkim osiągnięciem ministra Macierewicza był też przebieg ubiegłorocznego szczytu NATO.
WP:
Jako niedoszły minister obrony mógłby Pan być bardziej krytyczny.
- Tym bardziej trudno mi stawiać się w roli recenzenta. Nie mam zasadniczych uwag krytycznych. Co do szczegółów, jak polityka personalna, bo domyślam się, że pan zapyta o Bartłomieja Misiewicza, to każdy minister jest odpowiedzialny nie przed kolegami ministrami z rządu, ale przed premier Beatą Szydło.
WP:
Misiewicz jest problemem wizerunkowym rządu? Oficjalnie wciąż nie został usunięty i chętnie zabiera głos na Tweeterze.
- Jest problemem wizerunkowym, ale od rozstrzygnięcia tej kwestii jest przełożona ministra Macierewicza, czyli szefowa rządu, a nie inni ministrowie. Nie wyobrażam, aby inni ministrowie próbowali ingerować w decyzje personale w moim resorcie i nie zamierzam ingerować w ich decyzje.
WP:
Pomysł z Jackiem Saryusz-Wolskim jako kandydatem na szefa Rady Europejskiej to rodzaj ofensywy wizerunkowej? Celem jest wytrącenie Platformie argumentu, że PiS nie popiera Donalda Tuska, jako polskiego kandydata?
- Jesienią ubiegłego roku mówiłem, że Jacek Saryusz-Wolski byłby najlepszym kandydatem na przewodniczącego Rady Europejskiej. Mogę się tylko cieszyć, że taką opinię powtarza dziś wielu polityków PiS. Nie jestem jednak upoważniony, by mówić o szczegółach negocjacji, które prowadzi pani premier.
WP:
Czy stawianie na kandydata, który jest tylko europosłem i nie pełnił istotniejszej funkcji rządowej jest poważne?
- Funkcja przewodniczącego Rady Europejskiej istnieje od niedawna. Nie ma żadnych reguł, które by przesądzały, że może ją sprawować tylko były premier, czy były minister. Jacek Saryusz-Wolski jest jednym z najbardziej wytrawnych europejskich dyplomatów. Jestem przekonany, że poradziłby sobie z taką funkcją znakomicie.
WP:
To podobny przypadek transferu do Zyty Gilowskiej? Udało się zagrać na nosie Platformie?
- Transfery są naturalnym elementem wzmacniania ugrupowań politycznych. Nic mi nie wiadomo, żeby Saryusz-Wolski zamierzał przystąpić do PiS-u, czy Polski Razem. Medialne spekulacje na ten temat są bezzasadne. Taki „transfer” witałbym z otartymi ramionami.
WP:
Pan też jest przykładem takiego transferu do innego środowiska politycznego. Co by Pan powiedział Saryusz-Wolskiemu? Warto?
W 2007 roku obydwaj otrzymaliśmy propozycje ze strony PiS, aby po wyborach, które miały się wtedy odbyć objąć stanowiska rządowe. Jacek Saryusz-Wolski miał wtedy być ministrem spraw zagranicznych, a ja ministrem edukacji. Wtedy obydwaj odmówiliśmy. Znajdowaliśmy się wtedy po tej samej stronie. Bardzo bym się cieszył, gdybyśmy teraz też znaleźli się po tej samej stronie.