PublicystykaJakub Majmurek: Opozycja nie wygra z PiS moralną słusznością

Jakub Majmurek: Opozycja nie wygra z PiS moralną słusznością

Jeśli opozycja chce wygrać z PiS, to w swoim bagażniku musi mieć coś więcej poza Pawłem Kasprzakiem. Konkretne projekty ustaw, zmian i reform.

Jakub Majmurek: Opozycja nie wygra z PiS moralną słusznością
Źródło zdjęć: © PAP | Tomasz Gzell
Jakub Majmurek

19.07.2018 | aktual.: 20.07.2018 07:23

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Trudno nie sympatyzować z protestującymi obywatelami, którzy – choć nikomu nie zagrażają – traktowani są przez policję z bezprzykładną i niczym nieuzasadnioną brutalnością. Zwłaszcza wtedy, gdy protestujący mają rację. Niestety, w polityce racja nie wystarczy. Najbardziej słuszne protesty bywają bezskuteczne. Brutalność policji nie w każdych warunkach dyskredytuje władzę w oczach opinii publicznej – zwłaszcza w społeczeństwach skrajnie politycznie spolaryzowanych.

Polska stała się takim społeczeństwem w ostatnich kilku latach. Dlatego obawiam się o skuteczność protestów pod Sejmem. Choć ich cele są słuszne, choć bez wątpienia ich uczestnicy zasługują na naszą absolutną solidarność, to politycznie wydają się one ślepą uliczką.

Zamach stanu na raty

O co chodziło protestującym? O najnowszy akt w politycznej tragikomedii pt. "Przejmowanie sądów". Jak się bowiem okazuje, PiS nawet swojego "zamachu stanu" wymierzonego we władzę sądowniczą nie potrafi zrobić inaczej niż byle jak, niechlujnie i na raty. Po wejściu w życie przepisów ustawy o Sądzie Najwyższym, okazało się, iż zostały one na tyle niezbornie napisane, że PiS, by zrealizować swoje cele – podporządkowanie sobie składu SN – musi przepchnąć przez Sejm kolejną zmianę prawa.

Stąd w porządku obrad ostatniej sesji Sejmu przed wakacjami poselski projekt zmiany ustawy o prokuraturze, Sądzie Najwyższym i Krajowej Radzie Sądownictwa. Sprowadza się do jednego: umożliwia wybór nowego I Prezesa Sądu Najwyższego w sytuacji, gdy w SN pozostaje dwie trzecie wakatów. Wcześniejsze przepisy zakładały, że wyboru I prezesa dokonuje wszystkich 120 sędziów SN, teraz ma wystarczyć 80.

Jaki jest sens tej zmiany? Z punktu widzenia logiki państwa – żaden. Inaczej z punktu widzenia partii. Zmiana w tej formie pozwala PiS obejść cichy bunt sędziów, którzy – przekonani o niekonstytucyjności reformy SN w tej formie – nie zgłaszają się tłumnie na wolne stanowiska w SN.

Ustawa jest kolejnym dowodem na skrajną bezczelność rządzącej partii i jej brak szacunku dla powagi państwa. Prawa nie można przecież pisać pod potrzeby polityki kadrowej jednej partii. Zwłaszcza polityki w sposób oczywisty sprzecznej z ustawą zasadniczą, naruszającej ustrojowe fundamenty trójpodziału władzy. Dodajmy do tego jeszcze, że cały proces reformy sądów jest kontestowany przez Komisję Europejską i jeśli Polska nie ustąpi w tej kwestii, sprawa może skończyć się przed Europejskim Trybunałem Sprawiedliwości.

Kogo przekona nieposłuszeństwo obywatelskie?

W tej sytuacji obywatelskie protesty są zrozumiałe. Te ostatnie trudno jednak uznać za polityczny sukces. Frekwencja naprawdę była niewielka. Media PiS bez specjalnych manipulacji mogą mówić, że przeciw reformom protestuje wyłącznie pozbawiona realnego społecznego zaplecza, sfanatyzowana mniejszość.

Nawet telewizje z władzą bynajmniej nie sympatyzujące do protestu podeszły dość chłodno. Choćby w środę agendę dnia wyznaczało raczej przesłuchanie Jacka Rostowskiego przed komisją ds. Amber Gold i ciągle dyskutowana sprawa uratowanych z zamknięcia w jaskini młodych piłkarzy z Tajlandii. Nowogrodzka mogła z czystym sumieniem zignorować protest o takiej sile i zasięgach.

Oczywiście także protestujący doskonale wiedzieli, że PiS nie cofnie się pod ich naciskiem. Zwłaszcza że żądali nie tylko wycofania się z ostatniej nowelizacji, ale w zasadzie z wszystkich reform sądowych z ostatnich trzech lat. Nikt elementarnie rozsądny nie mógł liczyć, że jedna demonstracja zmusi rządzącą partię do wywieszenia białej flagi na kluczowym dla niej froncie.

Cel protestów był trochę inny. Organizatorzy liczyli na to, że demonstracja sprowokuje brutalną reakcję policji i straży marszałkowskiej, która będzie sporo politycznie kosztować ekipę z Nowogrodzkiej. Stąd próby "odzyskania" dla obywateli terenów Sejmu ogrodzonych barierkami przez marszałka Marka Kuchcińskiego. Protestujący – jak tłum na koncercie rockowym – próbowali więc przerzucać wybrane osoby na "zakazany" teren. Zgodnie z oczekiwaniami, policja i straż marszałkowska odpowiedziały brutalnie. Media obiegły zdjęcia cenionej pisarki Klementyny Suchanow, skutej z tyłu kajdankami, jakby była śmiertelnie niebezpieczną terrorystką.

Grodzenia Kuchcińskiego były najpewniej bezprawne, a z pewnością sprzeczne z duchem dobrze urządzonej demokracji, gdzie Sejm powinien być dostępny dla obywateli. Czy polityczna odpowiedź na te grodzenia była sensowna? Czy taktyka zmuszania władzy do pokazywania swojej represyjnej twarzy sprawdza się w Polsce roku 2018?

Jej główni zwolennicy – na czele z Pawłem Kasprzakiem z Obywateli RP – odwołują się do tradycji idącej od Mahatmy Ghandiego, przez amerykański Ruch Praw Obywatelskich, po opozycję demokratyczną czasów PRL. Problem w tym, iż taktyka średnio nadaje się do normalnej walki partyjnej. A ta ciągle toczy się w Polsce roku 2018. Mimo tego, że w ciągu ostatnich trzech lat PiS popsuł demokrację i przynajmniej stworzył warunki do transformacji systemu w stronę mniej lub bardziej miękkiego autorytaryzmu.

W warunkach nawet kulawej demokracji nie da się walczyć z władzą przede wszystkim metodami wziętymi z zupełnie innego porządku. Nie jesteśmy na amerykańskim południu przed ustawami o prawach obywatelskich dla Czarnych, czy w PRL generała Jaruzelskiego. Protesty takie jak ten z wczoraj i z dziś konsolidują anty-pisowski elektorat – co też jest bardzo ważne – nie poszerzają go jednak znacząco. Nie przybędzie w sposób znaczący ludzi przekonanych, że PiS właśnie przekroczył granice i utracił moralną legitymację do uczestnictwa w normalnej, politycznej grze.

Wygrać z PiS można tylko politycznie

Żeby nie było wątpliwości: tak, PiS przekroczył wiele granic, jakich żadna władza nie powinna przekraczać. Otoczony policją, ogrodzony barierkami Sejm jest ponurym symbolem arogancji i tępej brutalności tej władzy. Rozumiem życzenia, by osoby odpowiedzialne za ten stan rzeczy – marszałek Kuchciński, ministrowie Błaszczak i Brudziński – na zawsze zniknęli z polityki.

Walki z PiS nie da się wygrać na płaszczyźnie moralnej niezgody na praktyki władzy. Trzeba mieć jeszcze konkretną ofertą polityczną. Wiążącą z różnymi opozycyjnymi siłami realne grupy społeczne i ich interesy – symboliczne i materialne. Trzeba mieć też coś do zaoferowania ludziom, którzy nie dostrzegają kluczowego znaczenia walki o wolne sądy.

Nie znaczy to, że protesty takie jak Obywateli RP nie mają sensu. Mają, ale opozycja musi po prostu mieć do zaoferowania coś więcej niż protest. Nie może po prostu bronić tego, co było. W środę na ogrodzony teren Sejmu Joanna Schmidt wwiozła w bagażniku Pawła Kasprzaka z Obywateli RP. W przeciwieństwie do publicystów prawicy nie uważam, by było to wyłącznie groteskowe. A nawet jeśli, to PiS i jego polityka wobec opozycji ponoszą lwią część winy za tę groteskę. Problem w tym, że w swoim bagażniku opozycja musi mieć coś więcej poza Kasprzakiem. Konkretne projekty ustaw, zmian, reform.

Tymczasem w ciągu roku od pierwszej próby skoku na SN nie wykonano żadnej pracy programowej po stronie opozycyjnej. Nikt nie próbował sobie odpowiedzieć na pytanie: jakich sądów Polacy i Polki potrzebują? Dlaczego atak na sądy uchodzi PiS na sucho? Do jakich realnych emocji odwołuje się partia rządząca?

Dopóki strona opozycyjna nie zacznie sobie odpowiadać na te pytania, pozostaną jej takie protesty jak z środy i czwartku – tyleż dramatyczne, co bezradne.

Komentarze (0)