Jacek Żakowski: Ta opozycja z Kaczyńskim nie wygra
Po rekonstrukcji rządu i środowych głosowaniach w Sejmie sytuacja wydaje się jasna. Opozycja walcząca dziś z Kaczyńskim może go czasem zmusić do zmiany taktyki albo stylu gry, od czasu do czasu może strzelić mu kosza (27:1), może zrobić spektakularną zbiórkę (ustawa warszawska) lub wymusić bolesne zmiany w drużynie "dobrej zmiany" (Misiewicz, Szyszko, Macierewicz), ale nie może z nim wygrać. I to coraz bardziej nie może.
11.01.2018 | aktual.: 11.01.2018 15:39
Pierwsza kwarta za nami. Kiedy prezydent podpisze ostatecznie uchwaloną przez Sejm ordynację wyborczą, skończy się pierwsza faza „dobrej zmiany”, czyli budowanie nowego systemu. W tej kwadrze PO, Nowoczesna, PSL walczyły dość dzielnie, choć niezbornie i trochę nawet ugrały, ale ostatecznie Prezes zrobił, co chciał. Drużyny idą na przerwę z sondażowym wynikiem 45:30 (PO+N+PSL). Nie wróży to dobrze trzem następnym kwartom opozycji. Jeżeli chce ona dalej marzyć o wyborczej wygranej, musi coś zasadniczo zmienić.
Trzy nadchodzące kwarty będą krótsze od pierwszej. To utrudni przegrupowania w partiach. Dlatego trudno liczyć, że to, czego nie zrobi się teraz, uda się zrobić później.
Przerwa technicza
Do wyborów samorządowych zostało dziesięć miesięcy. Sondaże pokazują, że jeśli nic się przez ten czas nie zmieni, rozbita opozycja może przegrać nie tylko kilka sejmików, ale nawet część dużych miast. Wynik drugiej kwarty nie będzie jednak oczywisty, bo poza partiami będą startowały różne komitety, a ten, kto straci w Warszawie, może zyskać w Olsztynie i odwrotnie. Stosunkowo łatwo będzie po tej kwarcie ściemniać i ogłaszać sukcesy, których nie było, zwalać na ordynację, twierdzić, że PiS oszukał etc.
Niespełna rok będzie też trwała formalnie najważniejsza trzecia kwarta ciągnąca się od wyborów samorządowych w listopadzie 2018 r. do wyborów parlamentarnych w październiku 2019 r. W dodatku jej bieg zostanie zaburzony przerwą techniczną w maju 2019, kiedy odbędą się wybory do Parlamentu Europejskiego. Wynik wyborów europejskich niewiele powie o wynikach wyborów parlamentarnych, ale zwłaszcza małe partie zdobędą w nich nieproporcjonalnie dobre wyniki, więc opozycja łatwo wpadnie w euforię i się niesłusznie zrelaksuje przed jesiennymi wyborami parlamentarnymi.
Macierewicz poprze Dudę?
Najkrótsza (zaledwie półroczna) i najtrudniejsza będzie czwarta kwarta liczona od wyborów parlamentarnych w październiku 2019 do wyborów prezydenckich w maju 2020 r. Będzie to też najważniejsza z trzech wyborczych kwart, bo praktycznie bez względu na wyniki poprzednich wyborów, to jej wynik zdecyduje o losie państwa „dobrej zmiany”. PiS tak systemowo wzmacnia urząd prezydenta, że bez niego trudno będzie rządzić - chyba że zwycięzca uzyska większość konstytucyjną w Sejmie, a na to jednak się raczej nie zanosi. Problem polega na tym, że pół roku to będzie zdecydowanie za mało, żeby opozycja zdołała istotnie się przegrupować. A PiS co prawda będzie miał z Dudą kłopot w pierwszej turze, bo „Gazeta Polska” będzie go atakowała, ale przed drugą turą nawet Antoni Macierewicz go ze wstrętem poprze. Gdyby tego nie zrobił, jego kariera w PiS byłaby definitywnie skończona (co zresztą może stać się wcześniej).
Wniosek z tego wszystkiego jest prosty. Jeżeli opozycja myśli o odzyskaniu władzy i w tym celu zamierza zrobić coś więcej, niż dotychczas - na przykład przyciągnąć ruchy protestu, szukać porozumienia z lewicą, zdobyć nowych wyborców nowymi twarzami, wizjami itp. - musi zrobić to teraz. A dramat przeciwników PiS polega na tym, że na nic takiego wyraźnie się nie zanosi. I nie bez powodu. Opozycja spokojnie i konsekwentnie tonie, bo jej politycy skupieni są na obronie swoich pozycji wewnątrz ugrupowań lub roli swoich ugrupowań w obozie antypisowskim, każdy gra swoją grę, a wyborcami mało kto w opozycji się interesuje. Nawet sondaże zdają się specjalnie opozycyjnej czołówki nie interesować, bo dopóki jej partie są ponad progiem wyborczym, miejsce każdego z czołowych polityków w Sejmie bardziej zależy od pozycji w partii, niż od tego, ile mandatów zdobędzie ona w wyborach. Tak działa ordynacja.
Walka o przetrwanie
Skutek tej sytuacji jest taki, że zarządy opozycyjnych partii walczą raczej o to, by przetrwać, niż by wygrać wybory. To zasadniczo różni je od czołówki PiS. W Zjednoczonej Prawicy też oczywiście każdy stara się być na partyjnym szczycie. Ale dla liczącego się polityka rządzącego obozu najważniejsze jest to, by PiS nie stracił władzy. Bo gdyby do władzy doszła opozycja, każdego ważnego PIS-owca boleśnie dotknęłyby rozliczenia. Wizja kar - tym razem surowych i raczej nieuchronnych - spaja i mobilizuje do walki cały obóz władzy. Małe i malejące prawdopodobieństwo sukcesu dezintegruje i demobilizuje obóz opozycji.
To są procesy samonapędzające się i nawzajem się umacniające. Dlatego Jarosław Kaczyński ma coraz więcej władzy nad swoim obozem, a Grzegorz Schetyna, Władysław Kosiniak-Kamysz, Katarzyna Lubnauer (i oczywiście zwłaszcza Ryszard Petru)
tracą wpływ na partie, którymi kierują. Dlatego nawet Antoni Macierewicz nie bryka, kiedy Jarosław Kaczyński pozbawia go miejsca w rządzie, a PO i Nowoczesna nie są w stanie namówić swoich własnych posłów z dalszych ław, by w sprawie aborcji głosowali zgodnie z decyzją klubów.
Jeśli nic istotnego się nie zmieni, zapowiada to kroczącą dezintegrację i pogłębiającą się demobilizację w obozie parlamentarnej opozycji, czyli przedłużenie władzy „dobrej zmiany” o kolejne kadencje. Za 5, 6, 7 lat PiS (jeśli po kolejnym wyborczym sukcesie i on się nie rozpadnie) zmierzy się już z nowymi politycznymi formacjami mającymi nowe pomysły, energie i liderów. I może wtedy przegra.
Jacek Żakowski dla WP Opinie