PolskaGronkiewicz-Waltz: nigdy nie ingerowałam w procesy reprywatyzacji

Gronkiewicz-Waltz: nigdy nie ingerowałam w procesy reprywatyzacji

Nigdy nie ingerowałam w procesy reprywatyzacji - oświadczyła prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz, odnosząc się do stwierdzeń, jakie padły podczas poniedziałkowego posiedzenia komisji weryfikacyjnej ds. reprywatyzacji w stolicy.

Gronkiewicz-Waltz: nigdy nie ingerowałam w procesy reprywatyzacji
Źródło zdjęć: © WP.PL

26.06.2017 | aktual.: 26.06.2017 23:39

Prezydent Warszawy powiedziała, że nie oglądała w tv poniedziałkowych zeznań swych byłych podwładnych przed komisją weryfikacyjną, bo normalnie pracowała. Przekazana jej natomiast została relacja z posiedzenia komisji.

B. urzędnik Biura Gospodarki Nieruchomościami stołecznego ratusza Krzysztof Śledziewski stwierdził przed komisją, że spotkał się z co najmniej jedną sytuacją, w której prezydent Warszawy życzyła sobie zmiany decyzji Biura Gospodarki Nieruchomościami. Jak mówił, chodzi o nieruchomość u zbiegu al. Solidarności i ul. Towarowej w Warszawie, gdzie Gronkiewicz-Waltz miała wyrazić niezadowolenie, że Biuro wydało decyzję odmowną. Dopytywany w późniejszej części posiedzenia, czy potwierdza, że prezydent ingerowała w treść jednej z decyzji zwrotowych, odpowiedział, że tak.

- Ja nigdy nie ingerowałam w procesy reprywatyzacji - powiedziała Gronkiewicz-Waltz w poniedziałek wieczorem w TVN24. Jak mówiła, były osoby upoważnione na podstawie przepisów Kodeksu postępowania administracyjnego, które "rozpatrywały sprawy od początku do końca i które wydawały decyzje".

Dopytywana o słowa Śledziewskiego, że miała wyrazić niezadowolenie, że BGN wydało decyzję odmowną ws. zwrotu nieruchomości u zbiegu al. Solidarności i ul. Towarowej, prezydent odpowiedziała, że "jest to absolutnie nieprawda, konfabulacja, kłamstwo pana Rudnickiego". - Bo rozumiem, że on (Śledziewski) się powołuje na pana Rudnickiego - dodała (chodzi o b. wicedyrektora BGN, podejrzanego o korupcję ws. tzw. dzikiej reprywatyzacji w Warszawie, aresztowanego w lutym 2017 r.).

Na pytanie o to, że - według Śledziewskiego - miała powiedzieć Marcinowi Bajko (ówczesnemu szefowi BGN), że się na nim zawiodła w tej sprawie i sugerować, żeby tę decyzję zmienić, Gronkiewicz-Waltz odparła, że takie słowa nigdy z jej ust nie padły. - W ogóle nie jest to moja forma wypowiedzi do pracownika - zastrzegła.

W kontekście przytoczonego jej stwierdzenia Śledziewskiego, że "doskonale wszyscy orientowali się, że w Warszawie jest kilka grup, które z reprywatyzacji uczyniły sobie biznes" Gronkiewicz-Waltz zapytana została, czy ona nie była na tyle zorientowana, żeby o tym wiedzieć.

- Problem polega na tym, że my jesteśmy w sporze z panem Śledziewskim, który został zwolniony dyscyplinarnie (...) za Chmielną 70. ponieważ wprowadził w błąd też dzisiaj zeznającego pana Mrygonia (b. p.o. wicedyrektor Biura Gospodarki Nieruchomości Jerzy Mrygoń), który prezentował na Radzie Warszawy sytuację związaną z Chmielną 70. (Śledziewski) został zwolniony za to, że ukrył informacje, które musieliśmy pozyskać z Ministerstwa Finansów - mówiła prezydent Warszawy. Według niej Śledziewski ukrył informację, że jeden z przedwojennych właścicieli działki przy Chmielnej 70 Holger Martin był Duńczykiem oraz że on dostał dokument, z którego to wynikało.

Dopytywana o to, że Śledziewski mówi o kilku grupach, które uczyniły sobie z reprywatyzacji biznes, Gronkiewicz-Waltz powiedziała: "jeśli pan Śledziewski współpracował z ABW, bo skróciłam mu staż z tego względu, że współpracował z ABW i taki powiedziałabym wniosek złożył pan Marcin Bajko, to znaczy miałam do niego zaufanie, jeżeli rzeczywiście skróciłam mu ten staż".

- Więc on, jak pracował w ABW, to mam nadzieję, że przynajmniej informował ABW, a tak naprawdę powinien mnie informować. I to jest moje wielkie rozczarowanie, bo to jest człowiek, który chyba miał prokuratorską aplikację i oprócz tego oczywiście od wielu lat współpracował z ABW, tak mnie zapewniał o tym Marcin Bajko, więc jeżeli on teraz mówi, a przedtem mnie nic nie powiedział, to się pytam - dlaczego - powiedziała Gronkiewicz-Waltz. - Szkoda, że pan Śledziewski nie napisał mi żadnej notatki, że go coś niepokoi, tylko wtedy, gdy występuje przed komisją weryfikacyjną, po latach współpracy z ABW mówi dopiero, że wszyscy wiedzieli. Od tego są organy ścigania, które mają podsłuchy, metody operacyjne, które wiedzą, czy jest jakiś układ, czy nie - dodała prezydent.

Pytana, czy prosiła o skserowanie dokumentów dot. zwrotu kamienicy, której część należała do rodziny jej męża, odpowiedziała, że osobiście nie prosiła. - Ale niewykluczone, że wtedy kiedy żeśmy wysyłali do różnych organów, że może rzeczywiście były kserowane - dodała. Przekonywała, że jeśli były kserowane - to nie na jej potrzeby. - Według mnie to mogło być wtedy, kiedy do wojewody poszło do kontroli, ale nie wiem, nie pamiętam - powiedziała Gronkiewicz-Waltz.

Śledziewski, przesłuchiwany w poniedziałek przez szefa komisji Patryka Jakiego, na pytanie "czy kiedykolwiek się zdarzyło, żeby ktoś z przełożonych kazał mu kserować jakieś dokumenty" odparł: "tak, była taka jedna sytuacja, dotycząca kamienicy przy Noakowskiego 16, gdzie pani prezydent zażyczyła sobie, żeby skserować jej akta".

Pytana o swą deklarację, że nie stawi się przed komisją weryfikacyjną, Gronkiewicz-Waltz przypomniała, że w poniedziałek rano został złożony wniosek, by Naczelny Sąd Administracyjny rozpatrzył spór kompetencyjny między Prezydentem Miasta Stołecznego Warszawy i komisją.

- My jesteśmy organem, który wydaje decyzje w zakresie dekretu Bieruta, a nie stroną. W związku z tym to jakby poszedł pełnomocnik sędziego I instancji na posiedzenie sądu II instancji. To tak nie może być, bo to są organy orzekające w tej samej sprawie - dodała prezydent stolicy.

Zobacz także
Komentarze (76)