Fatalne informacje dochodzą z Ukrainy. Dowódcy wszczęli alarm
W maju w Ukrainie weszła w życie znowelizowana ustawa o poborze do wojska, w związku z czym armia powiększy się o nowych żołnierzy. Dowódcy w rozmowie z "Washington Post" mają jednak poważne obawy: narzekają na ich stopień wyszkolenia. - Mieliśmy chłopaków, którzy nawet nie umieli rozłożyć i złożyć broni - mówi jeden z wojskowych. Inny przyznaje, że jeśli nastąpi nagły przełom, to nowi rekruci nie będą mieli wielkich szans na polu walk.
Ukraina mobilizuje nowych żołnierzy w obliczu wzmożonych ataków Rosji. Dowódcy mają jednak liczne obawy. Od dawna już skarżą się na niezadowalające wyszkolenie nowych poborowych.
Niezależne od tego, skąd pochodzą nowe siły - czy są to nowo zmobilizowani, czy też więźniowie - ukraińscy dowódcy twierdzą, że z powodu niewystarczającego przeszkolenia muszą niekiedy tygodniami uczyć ich podstawowych umiejętności.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- Mieliśmy ludzi, którzy nawet nie wiedzieli, jak rozebrać i złożyć broń - powiedział jeden z żołnierzy 93. Brygady Zmechanizowanej w rozmowie z "Washington Post".
W pierwszym tygodniu wojskowi upewniają się, że nowy poborowi wystrzelą co najmniej jedną skrzynkę amunicji dziennie, zanim przejdą do trudniejszych zadań. Ukraińska armia przygotowuje ich np. na ewentualne bitwy w pobliżu miasta Czasiw Jar w obwodzie donieckim.
- Jeśli, nie daj Boże, nastąpi przełom pod Czasiw Jarem i zdobędziemy nową piechotę, która nie zna podstawowych rzeczy, zostanie wysłana tam, by po prostu umrzeć - mówią wojskowi.
Fatalne warunki szkoleniowe
"Washington Post" wskazuje, że to podkreśla tragiczną sytuację, w jakiej znalazł się Kijów ponad dwa lata po rozpoczęciu pełnoskalowej inwazji Rosji. Zdaniem żołnierzy, Moskwa może liczyć na sukcesy, gdyż Ukraińcy nie dysponują wystarczającą liczbą żołnierzy do obrony przed ciągłymi atakami. Jednocześnie działania mobilizacyjne nie idą za dobrze.
Problem jest także z osobami, które służyły w armii od początku rosyjskiej inwazji, ale stacjonowali z dala od pola bitwy. "Washington Post" opisuje przypadek poborowego, który pełnił wartę na moście na południu obwodu odeskiego. Pod koniec kwietnia został jednak przeniesiony do obwodu donieckiego. Wojskowy przyznał, że nie był przygotowany.
Żołnierze przyznają, że warunki w ośrodkach szkoleniowych są tak marne, że wielu uczy się walki w zasadzie dopiero na froncie. Na poligonach brakuje m.in. amunicji. Jeden z dowódców przyznał, że dostali 20 kul na osobę.
Czytaj więcej:
Źródło: "Washington Post"