Dramatyczne wyznanie matki: oddałam własne dziecko
Agnieszka S. ma pięcioro dzieci. W marcu urodziła kolejne, które postanowiła oddać. Prokuratura postawiła jej zarzut handlu noworodkiem. Kobieta tłumaczy, że nie sprzedała swojej córki, chciała jej jedynie zapewnić lepsze życie. Sprawą zainteresowali się reporterzy programy TVP "Celownik" i Wirtualna Polska.
13.04.2011 | aktual.: 08.06.2018 14:47
Na początku marca 38-letnia Agnieszka S. z małej wsi pod Lublinem urodziła zdrową dziewczynkę. Fakt, że kobieta oddała dziecko, wyszedł na jaw tydzień później, dzięki położnej. Kobieta została wezwana do noworodka przez dwie młode kobiety. Za jego matkę podała się 23-letnia Ewelina H., Polka na stałe mieszkająca w Danii. Towarzyszyła jej Dunka, Shila S. Położna zorientowała się, że coś jest nie tak, ponieważ u Eweliny H. nie było widać żadnych oznak dopiero co przebytego porodu. Zgłosiła sprawę policji.
Funkcjonariusze ustalili, że Agnieszka S. umówiła się, że zaraz po porodzie przekaże dziewczynkę przybyłym z Danii kobietom. Prokuratura zatrzymała wszystkie trzy. Postawiła im zarzut handlu dzieckiem, który zagrożony jest karą od trzech do 15 lat więzienia.
"Nie widziałam innego wyjścia"
Dlaczego Agnieszka S. zdecydowała się na taki krok? Co nią kierowało, gdy przekazywała swoje dziecko obcym kobietom? - Chciałam, żeby choć jedno z moich dzieci żyło w godnych warunkach. Nie widziałam innego wyjścia, jak oddać małą w dobre ręce - mówi. Jej rodzina znajduje się w trudnej sytuacji materialnej. Mąż od pewnego czasu nie pracuje. Mają na utrzymaniu piątkę dzieci. Najmłodsze nie ma jeszcze trzech lat. Dlaczego w takim razie zdecydowali się na kolejne? - Nie mogę brać tabletek, a na spiralę mnie nie stać. To nie była planowana ciąża - opowiada.
Bała się, że nie da sobie rady. Wtedy pomyślała, że jedynym rozwiązaniem w tej sytuacji jest znalezienie dla córki domu. Jeszcze będąc w ciąży dała ogłoszenie w internecie, że szuka kogoś, kto zajmie się jej dzieckiem. Odpowiedziało kilka osób. Wybór padł na Ewelinę H., samotną, ale dobrze sytuowaną Polkę, mieszkającą na stałe w Danii. - Myślałam, że złapałam pana Boga za nogi. Byłam przekonana, że to idealny człowiek, który da mojej córce wszystko, czego potrzebuje - tłumaczy Agnieszka S. - Wmówiłam sobie, że muszę ją oddać, dla jej własnego dobra. Zależało mi tylko na szczęściu małej - podkreśla.
Gdy dziewczynka przyszła na świat, jej matka chciała wycofać się z "umowy", ale - jak przyznaje - nie wiedziała, jak to zrobić. Ewelina H. poniosła już pewne koszty związane z wyprawką. Kupiła ubranka, butelki, zabawki. Agnieszka S. zaprzecza, by dostała pieniądze za oddanie dziecka. - O tym nie było mowy. Umówiłyśmy się, że Ewelina H. później opłaci mi operację żylaków. Jedna noga to koszt ok. 5 tys. zł - tłumaczy. Nie zaprzecza też, że dwa razy wzięła od niej pieniądze "na życie" - raz 200 zł, drugi raz 500.
Gdy sprawa wyszła na jaw, Agnieszka S. trafiła do aresztu. Spędziła tam dwa tygodnie. - Będąc tam dużo myślałam. Cała ta sytuacja wszystkich nas dużo nauczyła, to taka nauczka od życia. Dziś wiem, że najważniejsza jest rodzina. Chcę odzyskać córkę - tłumaczy.
Co się stanie z pozostałą piątką?
Na kobiecie ciąży zarzut handlu dziećmi. Grozi jej do 15 lat więzienia. Jej najmłodsza córka przebywa obecnie pod opieką zawodowej rodziny zastępczej. Sąd Rodzinny zdecydował też o przeniesieniu pozostałej piątki dzieci do pogotowia opiekuńczego. Gdy kurator wyda pozytywną opinię nt. warunków w domu państwa S., dzieci będą mogły wrócić.
Agnieszka S. nie przyznaje się do winy. Wciąż powtarza, że decydując się oddać dziewczynkę, kierowała się jej dobrem.
Poruszająca historia Agnieszki S. została też przedstawiona w programie TVP1 "Celownik".
Paulina Piekarska, Wirtualna Polska