Czy zabójca Pawła Adamowicza mógł trafić do Gostynina? Prof. Monika Płatek: pytanie bez sensu

Zabójstwo Pawła Adamowicza wstrząsnęło Polakami. Pojawiają się nowe informacje dotyczące sprawcy Stefana W., a razem z nimi pytania: Jak mógł wyjść z więzienia? Dlaczego nie trafił do zakładu zamkniętego w Gostyninie? - Powinniśmy zastanawiać się nad czymś innym - mówi w rozmowie z WP profesor Monika Płatek.

Czy zabójca Pawła Adamowicza mógł trafić do Gostynina? Prof. Monika Płatek: pytanie bez sensu
Źródło zdjęć: © East News | Wojciech Stróżyk
Anna Kozińska

Stefan W. wyszedł z więzienia i zabił Pawła Adamowicza. Z dokumentów, do których dotarła Wirtualna Polska, wynika, że w 2016 roku zdiagnozowano u niego schizofrenię paranoidalną. Sąd może zdecydować o umieszczeniu w zamkniętym ośrodku bądź też objęciu nadzorem osoby, która kończy odbywać karę, ale nadal może stwarzać zagrożenie. W przypadku późniejszego zabójcy prezydenta Gdańska tego nie zrobiono.

Między innymi adwokat prof. Piotr Kruszyński uważa, że były wszelkie przesłanki, aby wobec Stefana W. zastosować słynną ustawę o bestiach. - Bo był już wcześniej skazany za przestępstwo zagrożone karą powyżej 10 lat, izolowany i niebezpieczny dla innych więźniów - podkreślił prawnik.

- To, co się stało, to mógł być nieszczęśliwy wypadek, czyn osoby chorej psychicznie, albo polityczny mord. Nie chcę tego oceniać. Mamy za mało danych, żeby wyrokować. Nie wiadomo, dlaczego to zrobił i kto za tym stoi - powiedziała w rozmowie z Wirtualną Polską profesor Monika Płatek.

Jak podkreśliła, pytania: "jak doszło do tego, że Stefan W. niedługo po wyjściu z więzienia zabił?" oraz "czy mógł trafić do zakładu zamkniętego w Gostyninie?" są bez sensu. - Powinniśmy zastanawiać się nad tym, na co mamy wpływ. Władza narusza prawo, które tworzy i nie wykonuje podstawowych obowiązków, które do niej należy. To należy wskazać i na tym należy się skupić - mówi profesor.

- To, czy ktoś jest zaburzony, czy chory psychicznie, zależy od oceny. Każdy z nas, zgodnie z tzw. ustawą o bestiach, mógłby się znaleźć w zakładzie w Gostyninie, o ile na chwilę trafiłby za kratki i na oddział terapeutyczny. Bylibyśmy o wiele bardziej bezpieczni, gdyby tego ośrodka nie było - podkreśla. Prof. Płatek zwraca uwagę, że osoby, które są przetrzymywane w zakładzie w Gostyninie, żyją w tragicznych warunkach. Na co dzień narusza się wobec nich prawo. Dochodzi także do tego, że osoby zwolnione z ośrodka przez Sąd Najwyższy nadal są w nim przetrzymywane.

Mówienie o resocjalizacji jest jej zdaniem nieporozumieniem. - Słowo to pada w przepisach kodeksu karnego wykonawczego sześć razy. O sześć razy za dużo - mówi.

- Bo zasadniczo kodeks karny wykonawczy - bazując na realiach, nie stawia przed sobą zadania, by kogoś na nowo socjalizować - bo więzienie jest zaprzeczeniem socjalizacji - chodzi więc zaledwie o to, by wyposażyć człowieka w nawyki samodzielności i dać mu szansę na przestrzeganie prawa. Więzienie ma wzbudzić wolę działania zgodnie z prawem. Więzienie może być miejscem, gdzie człowiek może nabyć nawyków, umiejętności do realizowania normalnego życia na wolności. Nie może wtedy, gdy więzienie jest miejscem, gdzie człowiek jest poniżany, poniewierany, niszczony i gdzie narusza się obowiązujące prawa i standardy. Wiemy, że w więzieniach dochodzi do gwałtów na więźniach, do brutalnych pobić zarówno przez kadrę, jak i współwięźniów. Jaki człowiek stamtąd, z takich warunków, wychodzi? - pyta profesor.

Zaznacza, że w zakładzie w Gostyninie są osoby, które nikogo nie zabiły, nie zgwałciły. Znajdują się tam z różnych względów, najczęściej dlatego, że podpadły służbie więziennej.

Zła reakcja

Prof. Płatek zwraca też uwagę na sprawę wystawiania aktów zgonu Pawła Adamowicza przez Młodzież Wszechpolską.

- Prokuratura uznaje je za wyraz opinii, a nie groźbę i zachęcanie do przestępstwa. To, zdaniem Płatek, jest podstawą problemu. Przyzwolenie na gwałt i przemoc - rodzi przemoc. Osoby sprawujące najwyższe stanowiska w kraju pozwalają sobie na wyznaczanie tych, którzy są drugiej kategorii, nie dość porządni, nie dość patriotyczni. To może w chorych umysłach rodzić przyzwolenie na mściwe odruchy i agresję. Zwłaszcza gdy rzeczniczka rządu stwierdza, że rozumie tych, co używają przemocy fizycznej, chcąc przeciwdziałać temu, co przez prawo zabronione - nacjonalizmom i faszyzmom - ocenia profesor.

- Prokuratura, która na to przyzwala i nie reaguje, która umarza sprawy o wystawiane świadectwa zgonu za przestrzeganie obowiązującego Polskę prawa przez Młodzież Wszechpolską, nadaje ton i wyznacza ramy dla działań. To nie musi być, ale może praprzyczyna przemocy. Mowa nienawiści obraca się w czyny nienawiści - zaznacza.

I dodaje, że jeśli pozwalamy sobie na hasła, które mówią o ludziach gorszego sortu, i jeśli hasła te płyną z ust tych, którzy mają władzę i za sobą wojsko, policję, prokuraturę i siłę rażenia, to idzie z tym jasny przekaz: w Polsce są lepsi i gorsi, ważniejsi i mniej ważni, i jeśli chodzi o prawo - nie możemy oczekiwać równego traktowania.

Nie tak powinno być

Według Płatek państwo ma obowiązek wykonywać wzięte na siebie zobowiązania, a posyłając tego typu przekaz, tego nie robi. Przypomniała, że Polska jest członkinią Rady Europy i organizacji Narodów Zjednoczonych. Od 11 stycznia 2006 roku obowiązują nowe Europejskie Reguły Więzienie Rada Europy, od 29 września 2015 roku obowiązują nowe Wzorcowe Reguły Minimalne ONZ postępowania z więźniami (reguły Mandeli). I jedne, i drugie wymają od władz państw, by więzienie przygotowywało do wolności. Życie w więzieniu ma maksymalnie przypominać pozytywne warunki życia na wolności (reguła 5 reguł Rady Europy).

- Oznacza to, że w więzieniu, które musi być odpowiednio małą instytucją, każdy więzień ma pracować albo uczyć się, robić coś pożytecznego, a my mu za to musimy płacić. Niewolnictwo nie służy społecznej integracji. Poniżenie nie służy człowieczeństwu. Wstając z kolan, nie możemy tysiącom skręcać karków poniżeniem i nieludzkim traktowaniem. Ten człowiek musi w trakcie pobytu w więzieniu nabyć nawyków i umiejętności radzenia sobie samodzielnie na wolności. Zarówno jeśli chodzi o interakcje z innymi ludźmi, jak i możliwość wykonywania pracy i mieszkania. Jednocześnie mamy zadbać o to o to, żeby utrzymywał kontakty z rodziną i żeby umiał reagować prawidłowo, pozytywnie na zachowania innych ludzi, czyli kontrolować swoją agresję, umieć rozpoznawać poczucie zagrożenia, poniżenia - tłumaczy profesor.

I zwraca uwagę, że wydajemy na to mnóstwo pieniędzy z naszych podatków. - Lepiej, by służyły wspólnemu bezpieczeństwu i dobru, niż zwiększaniu zagrożenia. Robimy to dlatego, by nasze pieniądze były wydawane w sposób efektywny, skuteczny, celowy. A celem jest, by po wyjściu te człowiek miał w miarę dobre życie, a my żebyśmy się nie musieli nim przejmować i nie obawiać większego zagrożenia. A tymczasem mamy sytuację, w której wice-minister likwiduje małe zakłady karne, likwiduje prowadzone pozytywne działania w tych zakładach karnych, i być może wchodzi w kontakt z tymi, którzy robią kasę na prywatnych więzieniach-molochach. To nam, w efekcie, gwarantuje więcej przestępstw, więcej nieszczęść i więcej zmarnowanych pieniędzy. Wydajemy miliony na to, żeby być może, zwiększać nasze zagrożenie - podkreśla

- Mamy dyrektorów więzień, którym zależy przede wszystkim na tym, żeby być dyrektorami. Nie chcę nikogo obrażać i wiem, że nikt nie powinien być w miejscu pracy zobowiązany do bohaterstwa. Jednak mają władzę wskazać, kto będzie pozbawiony bezterminowo wolności i idę o zakład, że wskazując niejednokrotnie kieruje nimi strach o własną pozycję, o to, by się nie narazić, a nie o nasze dobro. Gdyby nasze dobro wchodziło w grę - już dawno biliby na alarm, że w ich więzieniach reguły Rady Europy i ONZ nie są przestrzegane. W ich ręce oddajemy wolność ludzi, którzy wychodząc z więzienia, nie popełnili nowego przestępstwa - ocenia prof. Płatek.

Z kolei my, jej zdaniem, umieszczając te osoby w Gostyninie, codziennie łamiemy prawo, które sami ustaliliśmy. - Jeżeli państwo nie jest w stanie przestrzegać uchwalonego przez siebie prawa wobec najsłabszych, którzy sami nie mogą się obronić, bo przylepiono im etykietkę "bestii", to jesteśmy naprawdę w groźnym miejscu - dodaje profesor. I podkreśla, że dziś to oni nazwani zostali "bestią" - jutro my - "zdradliwymi mordami".

Śmierć Pawła Adamowicza jest przez niektórych wykorzystywana do rywalizacji politycznej. - Trzeba przestać oskarżać się nawzajem. Powinniśmy sobie wreszcie przyznać - jesteśmy przemocowi. My, Polacy, Polki - mamy skłonność do przemocy, agresji i zła. Politycy przez to, że mają więcej władzy, są bardziej groźni niż inni, i wobec tego powinni być bardziej uwrażliwieni, że mogą siać przemoc i przemoc zasiewać - podsumowuje prof. Płatek.

Co wiemy o zabójcy Pawła Adamowicza?

Stefan W. przebywa w areszcie, gdzie zostanie przebadany. - Jeśli uznają, że jedno badanie to za mało, prokurator skieruje do sądu wniosek o obserwację - powiedziała w środę na konferencji prokurator Grażyna Wawryniuk. Juz teraz wiadomo jednak, że w 2016 roku zdiagnozowano u niego schizofrenię paranoidalną.

W 2014 roku został skazany na karę 5,5 roku pozbawienia wolności za cztery napady na banki, w tym trzy z użyciem broni. Początkowo przebywał w areszcie śledczym w Gdańsku, gdzie otrzymał status niebezpiecznego więźnia. Później trafił do zakładu karnego do Malborka.

Z dokumentacji z pobytu Stefana W. na Oddziale Psychiatrii Sądowej w Zakładzie Karnym w Szczecinie, do której dotarła Wirtualna Polska, wynika, że 27-latek "słyszał głosy, wydawało mu się, że jest aktorem w filmie".

Według najnowszych informacji tuż przed wyjściem Stefana W. z więzienia, jego matka zawiadomiła policję. Kobieta była zaniepokojona stanem psychicznym syna. Policja wysłała pismo do dyrektora zakładu karnego, który jednak nie zareagował.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (40)