Czy zabójca Pawła Adamowicza mógł trafić do Gostynina? Prof. Monika Płatek: pytanie bez sensu
Zabójstwo Pawła Adamowicza wstrząsnęło Polakami. Pojawiają się nowe informacje dotyczące sprawcy Stefana W., a razem z nimi pytania: Jak mógł wyjść z więzienia? Dlaczego nie trafił do zakładu zamkniętego w Gostyninie? - Powinniśmy zastanawiać się nad czymś innym - mówi w rozmowie z WP profesor Monika Płatek.
17.01.2019 | aktual.: 17.01.2019 16:43
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Stefan W. wyszedł z więzienia i zabił Pawła Adamowicza. Z dokumentów, do których dotarła Wirtualna Polska, wynika, że w 2016 roku zdiagnozowano u niego schizofrenię paranoidalną. Sąd może zdecydować o umieszczeniu w zamkniętym ośrodku bądź też objęciu nadzorem osoby, która kończy odbywać karę, ale nadal może stwarzać zagrożenie. W przypadku późniejszego zabójcy prezydenta Gdańska tego nie zrobiono.
Między innymi adwokat prof. Piotr Kruszyński uważa, że były wszelkie przesłanki, aby wobec Stefana W. zastosować słynną ustawę o bestiach. - Bo był już wcześniej skazany za przestępstwo zagrożone karą powyżej 10 lat, izolowany i niebezpieczny dla innych więźniów - podkreślił prawnik.
- To, co się stało, to mógł być nieszczęśliwy wypadek, czyn osoby chorej psychicznie, albo polityczny mord. Nie chcę tego oceniać. Mamy za mało danych, żeby wyrokować. Nie wiadomo, dlaczego to zrobił i kto za tym stoi - powiedziała w rozmowie z Wirtualną Polską profesor Monika Płatek.
Jak podkreśliła, pytania: "jak doszło do tego, że Stefan W. niedługo po wyjściu z więzienia zabił?" oraz "czy mógł trafić do zakładu zamkniętego w Gostyninie?" są bez sensu. - Powinniśmy zastanawiać się nad tym, na co mamy wpływ. Władza narusza prawo, które tworzy i nie wykonuje podstawowych obowiązków, które do niej należy. To należy wskazać i na tym należy się skupić - mówi profesor.
- To, czy ktoś jest zaburzony, czy chory psychicznie, zależy od oceny. Każdy z nas, zgodnie z tzw. ustawą o bestiach, mógłby się znaleźć w zakładzie w Gostyninie, o ile na chwilę trafiłby za kratki i na oddział terapeutyczny. Bylibyśmy o wiele bardziej bezpieczni, gdyby tego ośrodka nie było - podkreśla. Prof. Płatek zwraca uwagę, że osoby, które są przetrzymywane w zakładzie w Gostyninie, żyją w tragicznych warunkach. Na co dzień narusza się wobec nich prawo. Dochodzi także do tego, że osoby zwolnione z ośrodka przez Sąd Najwyższy nadal są w nim przetrzymywane.
Mówienie o resocjalizacji jest jej zdaniem nieporozumieniem. - Słowo to pada w przepisach kodeksu karnego wykonawczego sześć razy. O sześć razy za dużo - mówi.
- Bo zasadniczo kodeks karny wykonawczy - bazując na realiach, nie stawia przed sobą zadania, by kogoś na nowo socjalizować - bo więzienie jest zaprzeczeniem socjalizacji - chodzi więc zaledwie o to, by wyposażyć człowieka w nawyki samodzielności i dać mu szansę na przestrzeganie prawa. Więzienie ma wzbudzić wolę działania zgodnie z prawem. Więzienie może być miejscem, gdzie człowiek może nabyć nawyków, umiejętności do realizowania normalnego życia na wolności. Nie może wtedy, gdy więzienie jest miejscem, gdzie człowiek jest poniżany, poniewierany, niszczony i gdzie narusza się obowiązujące prawa i standardy. Wiemy, że w więzieniach dochodzi do gwałtów na więźniach, do brutalnych pobić zarówno przez kadrę, jak i współwięźniów. Jaki człowiek stamtąd, z takich warunków, wychodzi? - pyta profesor.
Zaznacza, że w zakładzie w Gostyninie są osoby, które nikogo nie zabiły, nie zgwałciły. Znajdują się tam z różnych względów, najczęściej dlatego, że podpadły służbie więziennej.
Zobacz także
Zła reakcja
Prof. Płatek zwraca też uwagę na sprawę wystawiania aktów zgonu Pawła Adamowicza przez Młodzież Wszechpolską.
- Prokuratura uznaje je za wyraz opinii, a nie groźbę i zachęcanie do przestępstwa. To, zdaniem Płatek, jest podstawą problemu. Przyzwolenie na gwałt i przemoc - rodzi przemoc. Osoby sprawujące najwyższe stanowiska w kraju pozwalają sobie na wyznaczanie tych, którzy są drugiej kategorii, nie dość porządni, nie dość patriotyczni. To może w chorych umysłach rodzić przyzwolenie na mściwe odruchy i agresję. Zwłaszcza gdy rzeczniczka rządu stwierdza, że rozumie tych, co używają przemocy fizycznej, chcąc przeciwdziałać temu, co przez prawo zabronione - nacjonalizmom i faszyzmom - ocenia profesor.
- Prokuratura, która na to przyzwala i nie reaguje, która umarza sprawy o wystawiane świadectwa zgonu za przestrzeganie obowiązującego Polskę prawa przez Młodzież Wszechpolską, nadaje ton i wyznacza ramy dla działań. To nie musi być, ale może praprzyczyna przemocy. Mowa nienawiści obraca się w czyny nienawiści - zaznacza.
I dodaje, że jeśli pozwalamy sobie na hasła, które mówią o ludziach gorszego sortu, i jeśli hasła te płyną z ust tych, którzy mają władzę i za sobą wojsko, policję, prokuraturę i siłę rażenia, to idzie z tym jasny przekaz: w Polsce są lepsi i gorsi, ważniejsi i mniej ważni, i jeśli chodzi o prawo - nie możemy oczekiwać równego traktowania.
Nie tak powinno być
Według Płatek państwo ma obowiązek wykonywać wzięte na siebie zobowiązania, a posyłając tego typu przekaz, tego nie robi. Przypomniała, że Polska jest członkinią Rady Europy i organizacji Narodów Zjednoczonych. Od 11 stycznia 2006 roku obowiązują nowe Europejskie Reguły Więzienie Rada Europy, od 29 września 2015 roku obowiązują nowe Wzorcowe Reguły Minimalne ONZ postępowania z więźniami (reguły Mandeli). I jedne, i drugie wymają od władz państw, by więzienie przygotowywało do wolności. Życie w więzieniu ma maksymalnie przypominać pozytywne warunki życia na wolności (reguła 5 reguł Rady Europy).
- Oznacza to, że w więzieniu, które musi być odpowiednio małą instytucją, każdy więzień ma pracować albo uczyć się, robić coś pożytecznego, a my mu za to musimy płacić. Niewolnictwo nie służy społecznej integracji. Poniżenie nie służy człowieczeństwu. Wstając z kolan, nie możemy tysiącom skręcać karków poniżeniem i nieludzkim traktowaniem. Ten człowiek musi w trakcie pobytu w więzieniu nabyć nawyków i umiejętności radzenia sobie samodzielnie na wolności. Zarówno jeśli chodzi o interakcje z innymi ludźmi, jak i możliwość wykonywania pracy i mieszkania. Jednocześnie mamy zadbać o to o to, żeby utrzymywał kontakty z rodziną i żeby umiał reagować prawidłowo, pozytywnie na zachowania innych ludzi, czyli kontrolować swoją agresję, umieć rozpoznawać poczucie zagrożenia, poniżenia - tłumaczy profesor.
I zwraca uwagę, że wydajemy na to mnóstwo pieniędzy z naszych podatków. - Lepiej, by służyły wspólnemu bezpieczeństwu i dobru, niż zwiększaniu zagrożenia. Robimy to dlatego, by nasze pieniądze były wydawane w sposób efektywny, skuteczny, celowy. A celem jest, by po wyjściu te człowiek miał w miarę dobre życie, a my żebyśmy się nie musieli nim przejmować i nie obawiać większego zagrożenia. A tymczasem mamy sytuację, w której wice-minister likwiduje małe zakłady karne, likwiduje prowadzone pozytywne działania w tych zakładach karnych, i być może wchodzi w kontakt z tymi, którzy robią kasę na prywatnych więzieniach-molochach. To nam, w efekcie, gwarantuje więcej przestępstw, więcej nieszczęść i więcej zmarnowanych pieniędzy. Wydajemy miliony na to, żeby być może, zwiększać nasze zagrożenie - podkreśla
- Mamy dyrektorów więzień, którym zależy przede wszystkim na tym, żeby być dyrektorami. Nie chcę nikogo obrażać i wiem, że nikt nie powinien być w miejscu pracy zobowiązany do bohaterstwa. Jednak mają władzę wskazać, kto będzie pozbawiony bezterminowo wolności i idę o zakład, że wskazując niejednokrotnie kieruje nimi strach o własną pozycję, o to, by się nie narazić, a nie o nasze dobro. Gdyby nasze dobro wchodziło w grę - już dawno biliby na alarm, że w ich więzieniach reguły Rady Europy i ONZ nie są przestrzegane. W ich ręce oddajemy wolność ludzi, którzy wychodząc z więzienia, nie popełnili nowego przestępstwa - ocenia prof. Płatek.
Z kolei my, jej zdaniem, umieszczając te osoby w Gostyninie, codziennie łamiemy prawo, które sami ustaliliśmy. - Jeżeli państwo nie jest w stanie przestrzegać uchwalonego przez siebie prawa wobec najsłabszych, którzy sami nie mogą się obronić, bo przylepiono im etykietkę "bestii", to jesteśmy naprawdę w groźnym miejscu - dodaje profesor. I podkreśla, że dziś to oni nazwani zostali "bestią" - jutro my - "zdradliwymi mordami".
Śmierć Pawła Adamowicza jest przez niektórych wykorzystywana do rywalizacji politycznej. - Trzeba przestać oskarżać się nawzajem. Powinniśmy sobie wreszcie przyznać - jesteśmy przemocowi. My, Polacy, Polki - mamy skłonność do przemocy, agresji i zła. Politycy przez to, że mają więcej władzy, są bardziej groźni niż inni, i wobec tego powinni być bardziej uwrażliwieni, że mogą siać przemoc i przemoc zasiewać - podsumowuje prof. Płatek.
Co wiemy o zabójcy Pawła Adamowicza?
Stefan W. przebywa w areszcie, gdzie zostanie przebadany. - Jeśli uznają, że jedno badanie to za mało, prokurator skieruje do sądu wniosek o obserwację - powiedziała w środę na konferencji prokurator Grażyna Wawryniuk. Juz teraz wiadomo jednak, że w 2016 roku zdiagnozowano u niego schizofrenię paranoidalną.
W 2014 roku został skazany na karę 5,5 roku pozbawienia wolności za cztery napady na banki, w tym trzy z użyciem broni. Początkowo przebywał w areszcie śledczym w Gdańsku, gdzie otrzymał status niebezpiecznego więźnia. Później trafił do zakładu karnego do Malborka.
Z dokumentacji z pobytu Stefana W. na Oddziale Psychiatrii Sądowej w Zakładzie Karnym w Szczecinie, do której dotarła Wirtualna Polska, wynika, że 27-latek "słyszał głosy, wydawało mu się, że jest aktorem w filmie".
Według najnowszych informacji tuż przed wyjściem Stefana W. z więzienia, jego matka zawiadomiła policję. Kobieta była zaniepokojona stanem psychicznym syna. Policja wysłała pismo do dyrektora zakładu karnego, który jednak nie zareagował.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl