"Stefan W. nie powinien wyjść z więzienia. Ale to sędziowie orzekli taki wyrok" - Patryk Jaki dla WP
- Jeśli taki sprawca, jak Stefan W., który zabił prezydenta Pawła Adamowicza, kończy karę, to Służba Więzienna nie może nic mu zrobić. Służba wykonuje tylko wyrok sądu. Wyrok, który niestety, w tym przypadku był taki niski. Za niski - mówi Wirtualnej Polsce wiceminister Patryk Jaki.
16.01.2019 | aktual.: 17.01.2019 13:16
Zapytaliśmy nadzorującego służbę więzienną wiceszefa resortu sprawiedliwości o to, czy W. - morderca śp. prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza - powinien był wychodzić tak wcześnie z więzienia, zaledwie po pięciu latach. I co ewentualnie mogło zrobić państwo.
Wiceminister podkreśla, że Służba Więzienna miała w tym przypadku związane ręce. - Napastnik cztery razy napadał w swoim życiu z bronią w ręku i sędzia orzeka wyrok jedynie pięciu lat pozbawienia wolności. Kłóci się to z moim poczuciem sprawiedliwości. I to jest, w mojej ocenie, najważniejszy obszar refleksji po tej tragedii - konstatuje Patryk Jaki.
Jak dodaje: - Ten sam sprawca otrzymałby w Stanach Zjednoczonych pewnie wyrok kilkudziesięciu lat pozbawienia wolności. Gdyby było tak u nas, nigdy do tej tragedii by nie doszło.
- Czy pięć lat pozbawienia wolności dla młodego człowieka, to kara, która stanowczo odstrasza od popełnienia zbrodni? Dla mnie to pytanie retoryczne - dorzuca wiceminister sprawiedliwości.
Faktem jest jednak, że sąd nie godził się na przedterminowe zwolnienie W. A ostrzejszego wyroku nie domagała się prokuratura działająca za poprzednich rządów.
Stefan W. nie podlegał pod "prawo o bestiach"
Socjolog i kryminolog dr Paweł Moczydłowski w rozmowie z Wirtualną Polską uważa, że Stefan W. był w pełni poczytalny, kiedy zadawał śmiertelne ciosy prezydentowi Gdańska. - Przestępca dobrze wiedział, co robi. Zabójstwo miał wcześniej zaplanowane - mówi WP Moczydłowski.
Jego zdaniem, medialne informacje dotyczące zaburzeń osobowości i leczenia się psychiatrycznego Stefana W., mają na celu osłabić wydźwięk tego, co zrobił podczas gdańskiego finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.
- Niech ktoś najpierw pokaże dokumentację w sprawie przebiegu choroby. On został skazany w 2014 roku, siedział w areszcie od 2013 roku. Sąd skazując go za napady rabunkowe z bronią w ręku, nie zauważył jego problemów psychicznych? Przecież gdyby były jakieś kwestie związane z jego stanem zdrowia psychicznego, sąd powinien momentalnie zareagować. Jeśli był faktycznie chory, to powinno się go wysłać na leczenie do Regionalnego Ośrodka Psychiatrii Sądowej w Gostyninie. Ale tu nic takiego nie miało miejsca. Moim zdaniem, zarówno wcześniejsze przestępstwa, jak i zabójstwo Pawła Adamowicza są spójne. Przestępca dobrze wiedział, co robi. Zaburzony oczywiście jest, bowiem realizuje patologiczne cele. Ale zabójstwo miał wcześniej dokładnie zaplanowane - mówi WP dr Moczydłowski.
- Ludzie, którzy trafiają do więzień, mają w 80 proc. zaburzone osobowości. Samo to nie może być powodem tego, że Służba Więzienna, państwo, nie będzie dotrzymywało kary, jaka została orzeczona. Służba Więzienna jest tylko od tego, by dopilnować wykonania kary, jaką orzekł sąd - przekonuje w rozmowie z nami polityk zorientowany w temacie.
Rozmówca z resortu sprawiedliwości twierdzi w rozmowie z WP, że w Polsce "jest generalnie bardzo liberalna linia orzecznicza stosowana przez sądy".
- Gdy przychodziliśmy do władzy i spojrzeliśmy w statystyki, okazało się, że połowa przestępców otrzymywała kary w zawieszeniu. A mądre społeczeństwo, mądre państwo, powinno potrafić takich ludzi izolować. Jak w USA. W USA taki Stefan W. dostałby 100 lat więzienia za to, co zrobił, zanim zabił prezydenta Gdańska - słyszymy.
Jednocześnie rozmówcy z ministerstwa Zbigniewa Ziobry - w nawiązaniu do niektórych wypowiedzi - podkreślają, że wobec Stefana W. tzw. lex Trynkiewicz, czyli ustawa "o bestiach", zastosowania nie miała. - To by było wbrew konstytucji, wbrew prawu, żeby ten przestępca, po odbyciu orzeczonej przez sąd kary, miał otrzymać "siłowo" drugą karę. Nie mogliśmy drugi raz go prewencyjnie zamknąć - słyszymy.
Rozmówcy z resortu sprawiedliwości tłumaczą, że Stefan W. "nie podchodzi także pod Gostynin".
- Schizofrenia paranoidalna, na którą cierpi Stefan W., jest schorzeniem psychotycznym. A do Gostynina są kierowani ci, który mają zaburzenia niepsychotyczne. Czyli np. przestępcy seksualni albo skazani za najcięższe przestępstwa. O tym mógł stwierdzić tylko biegły lekarz, a W. był przez takich lekarzy badany i nigdy nie stwierdzono mu zaburzeń, które podlegałyby pod Gostynin - przekonują nasi informatorzy zajmujący się sprawą.
Marek Biernacki, b. szef MSWiA i b. minister sprawiedliwości, uważa z kolei, że "to właśnie dla przypadków takich osób, jak Stefan W., tworzono tę ustawę, a nie tylko dla sprawy jednego przestępcy, jak Trynkiewicz". - Te przepisy wciąż obowiązują i wprowadzono je właśnie dlatego, by każdy niebezpieczny więzień z zaburzeniami musiał być izolowany od społeczeństwa - przekonuje polityk opozycji w rozmowie z "Faktem".
Według informacji WP, resort sprawiedliwości informował policję o tym, iż Stefan W. wychodzi z więzienia, jakim jest człowiekiem i jakie zagrożenie może stanowić dla społeczeństwa.
Zobacz także
Antoni Macierewicz, były szef MON, komentował na antenie wRealu24: - O tej chorobie wiedziała służba więzienna, policja. Wiedziano, że ten człowiek był agresywny.
- Policja mogła go "monitorować" i śledzić, ale policja też nie jest w stanie dopilnować wszystkich, którzy wyjdą z więzienia. Ale pamiętajmy jednak, że ten facet kilka razy napadał z bronią w ręku. I już wtedy mógł zabijać - przekonuje nasz informator.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl